Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2015, 18:07   #31
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
19 Ches 1372 RD

Niemal tydzień jechali z masywem górskim po swej lewej stronie. W tym czasie jeszcze trzy razy udało się im nocować w rozrzuconych tu i ówdzie jaskiniach. Tylko jedna była oznaczona podobnymi drzewami-strażnikami jak pierwsza. W żadnej jednak nie uświadczyli ciepłego źródełka czy ochronnej magii ani nie znaleźli nic ciekawego. Za każdym razem jednak zostawiali miejsce z uzupełnionym zapasem drewna, które sami zużyli.
Mijane wzniesienia były zaledwie zalążkiem tego, co wyrastało z nich dalej. Odległe szczyty niknęły w chmurach, swym ogromem przytłaczając obserwujących. Grzbiet Świata z pewnością zasługiwał na to miano. Oglądane z daleka śnieżne czapy wieńczące skalne półki wyglądały, jakby zaraz miały runąć w dół. Na szczęście zbocza, wzdłuż których wędrowała karawana, nie były na tyle strome, by pobliskie zwały śniegu miały stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
Zresztą z każdym kolejnym dniem i kolejnymi przebytymi milami warunki pogodowe ulegały znaczącej poprawie. Słońce rozjaśniało nieboskłon już przynajmniej o godzinę dłużej, niż gdy wyruszali z Targos; śnieg sięgał koniom nawet nie do kolan; wśród mijanych drzew zaczęły pojawiać się także te liściaste, których nagie gałęzie upstrzyły się szmaragdowymi plamkami zaczątków liści.

- Wiosna. Aż czuć ją w powietrzu! - powiedziała Arine wyraźnie ucieszona. - Och, nie mogę doczekać się zielonych łąk i polnych kwiatów. Rzadki widok na Północy.
Kiedy poprzedniego dnia rano opuścili ostatnią z napotkanych jaskiń, białowłosa przetasowała nieznacznie skład powożących. W ten sposób to Alyth towarzyszył jej na pierwszym wozie. Welman za to dostał się Bulmarowi, co spotkało się z oburzeniem krasnoluda, którego nie omieszkał głośno wyrazić.
- No z tym kurduplem mam jechać? Od jego gadania koniom uszy zwiędną! Dam se ja radę sam. Daj go Rashy, Arine, jak cię proszę.
- A od twojego to niby nie, co? Widziałeś no uszy Alytha? Jemu już zwiędły na początku! Przynajmniej z tobą wytrzymał. Haaahahaa - Welman zaniósł się śmiechem.
Ale łowczyni nie dała się uprosić. Być może uznała, że lepiej z niziołkiem poradzi sobie krasnolud niż kapłanka. Zresztą ta druga wydawała się całkiem zadowolona z takiego obrotu sprawy. Rozdzielenia Erny i Edgara nikt nawet nie zaproponował.

Tego popołudnia spełnić się miała obietnica Bulmara dotycząca kolejnej karczmy na szlaku. Zgodnie ze słowami krasnoluda ledwie minęli góry, a już zapowiadało się, że pierwszą noc po drugiej stronie Grzbietu Świata spędzą w mniej lub bardziej wygodnych łóżkach. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy w oddali przed sobą dojrzeli dwa budynki. Z komina mniejszego domku unosiła się siwa smużka dymu, co było raczej dobrym zwiastunem. W miarę jak się zbliżali, dostrzegali więcej szczegółów - między innymi dwie ludzkie sylwetki krzątające się w pobliżu obejścia.
Nietrudno było zauważyć, że budowle standardem znacząco odbiegały od tych należących do "Pod Białym Smokiem". Były też nieco mniejsze. Nie ulegało jednak wątpliwości, że jedna to budynek mieszkalny, a druga - stajnia. Teren należący do właścicieli ogrodzony był drewnianym płotem. Choć cztery wozy nie dałyby rady wjechać do stajni, to na podwórzu było dość miejsca.
Nim dojechali, sylwetki schowały się w karczmie. Za to przed nią pozostała tylko cienka warstwa zmrożonego śniegu. Niestety podróżni sami musieli ustawić wozy i oporządzić zwierzęta. W stajni poza ich koniami były jeszcze trzy inne - wszystkie o kasztanowej maści i nieco delikatniejszej budowie.

- Waruj - poleciła Arine wilkowi, gdy grupa zmierzała do wejścia.
Wilk wskoczył na wóz i położył się na koźle. Z pewnością ktoś zastanowiłby się dwa razy, nim spróbowałby sięgnąć pod plandekę.
Nad wejściem wisiała drewniana tabliczka, nieco już nadwerężona zębem czasu i pogodą, wciąż jednak czytelna. Pod brzydkim profilem zielonoskórej gęby o haczykowatym nosie i kręconych, ognistych włosach widniał napis "Rudy Goblin".
Wnętrze było dość ciasne, ale względnie czyste. Świeże sitowie na podłodze, wymienione świece w stojakach i lampkach, czyste naczynia za kontuarem... Ot, jak w pierwszej lepszej karczmie z jakiejś opowieści.
- Dzień dobry - powitała ich tęga kobieta o włosach koloru i faktury słomy.
Jej bladoniebieskie oczy śmiały się do gości szczerze.
- Dzisiaj w Goblinie łosoś smażony w warzywach, świeżo złowiony. Do popicia piwo lub wino; na deser domowa szarlotka. Zrobiłam moim chłopakom, ale całej jeszcze nie zjedli. Nocleg dla państwa też się znajdzie. Jedynek ci u nas pod dostatkiem, dwójki ze dwie też będą - skinęła Edgarowi i Ernie, a potem Alythowi i Arine.
Białowłosa wyglądała na równie zaskoczoną co mag, ale szybko sprostowała, jakie pokoje potrzebne są grupie.
Gdy każdy zamówił już porcję dla siebie - Bulmar nawet dwie - kobieta rozkołysanym krokiem ruszyła do kuchni.
- Tooooren! Tooooren! - rozdarła się, ledwie opuściła izbę. - Pięć jedynek, jedna dwójka; leć zobacz, czy kurzy nie zetrzeć i pościel daj ze składziku! Raz-raz!
Jak tylko przebrzmiały jej słowa, rudy chłopiec wybiegł z kuchni z kawałkiem ciasta, pałaszując je w biegu.
- Dobry! - rzucił tylko z pełnymi ustami i zniknął na schodach do góry.

Nagle z piętra rozległ się piskliwy krzyk i ciche tąpnięcie.
- Niewyżyty dzieciak! - usłyszeli siedzący bliżej schodów.
U ich szczytu pojawił się po chwili około trzydziestoletni mężczyzna.

Kliknij w miniaturkę

Miękkie loki jasnych włosów opadały swobodnie wokół jego przystojnej twarzy, tworząc iście artystyczny chaos. Strzepywał długimi palcami niewidoczne pyłki kurzu ze swego wyraźnie kosztownego, acz odrobinę znoszonego, odzienia. Pełne usta ułożyły się w grymas pogardy, gdy mamrotał:
- Co to za maniery, biegać po karczmie? Jak ja nie cier... - nagle ucichł w pół słowa, gdy jego orzechowe oczy spoczęły na nowo przybyłej kompanii.
Na paluszkach zbiegł ze schodów, unosząc ręce w geście podziękowania bogom za zesłaną łaskę.
- Ach, państwo mili! Z nieba mi spadacie, idealne wyczucie czasu, naprawdę doskonałe! - zapiał pięknym, miłym dla ucha tenorem.
- Jam jest Alden Pięknousty z Silverymoon i podróżuję tu na dalekiej Północy, by nieść światło sztuki na ten daleki kaganek rozpaczy - przedstawił się, kłaniając się niemal do ziemi.
- Życie mi uratujcie, państwo mili! Potwór straszny, bestia prawdziwa skradł lutnię mą najdroższą. Jakże żyć i piękno nieść mam bez niej! Państwo mili, proszę, nie skazujcie duszy mej na dalszą tułaczkę bez odwiecznej towarzyszki - muzyki! - zawołał z przejęciem i padł na kolano przed Alythem.
Opuściwszy smutno głowę i przycisnąwszy pięść do serca, zamilkł.
Uczestnicy karawany popatrzyli na barda, potem po sobie i znowu na barda. Pierwszy odezwał się Bulmar.
- Eee... Że co? - odpowiedziała mu tylko pełna konsternacji cisza.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline