Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2015, 11:32   #42
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Antigua, dzielnica czerwonych latarni - przybytek Triss.

- Dobry wieczór szlachetna pani - Richard wykonał pełen ukłon jakim zwykło się witać panią domu szlacheckiego w czasie odwiedzania jej. Nie mógł pozwolić, żeby kobieta czuła się traktowana jak zwykła burdelmama.
- Nazywam się Richard La Croix, a mój towarzysz to Cassimir Dewayne. Prowadzimy pewne działania na rzecz Rigelskiej Delegatury, których celu niestety nie mogę wyjawić. Jednak chciałbym prosić aby pani podzieliła się z nami częscia swej wiedzy. Wiedzy, która niewątpliwie jest duża ze względu na charakter prowadzonej działalności, a także sam charakter i położenie wyspy Antigua.
Akcenty, komplementy, figury retoryczne, ukłony. Lata wychowania na dworze szlacheckim i lata w służbie dlegatury, po to żeby teraz w burdelu na końcu świata pytać lokalną burdelmamę o podejrzanych zleceniodawców. Głęboko w głowie Richard był zaniepokojony obrotem jaki przyjęły sprawy. Jednak gdy powiedziało się A, to trzeba powiedzieć też B.
Pająk zeskoczył z dłoni kobiety na blat komody. Coś zgrzytnęło, zatrzeszczały wewnętrzne mechanizmy i urządzenie złożyło się w równą kostkę.
- Myślę, że zaszło nieporozumienie. Zajmuję się inną branżą, niż ta którą pan mi sugeruje. Rzecz jasna pojawiają się tu ludzie z różnych środowisk. Nie mogłabym sobie jednak spojrzeć w twarz, zdradzając prywatne sprawy moich gości - znacząco stanęła przed lustrem - Rozumiemy się, wymóg profesjonalizmu. I żeby udowodnić swoją konsekwencję, pańską prośbę również puszczę w niepamięć.
- Daleki jestem od sugerowania czegokolwiek. Wszak sam nie jestem krystalicznie czystym charakterem i miewam problemy ze zdzierżeniem mej aparycji w lustrze. Bo jakież to plotki mogą rozgorzeć na temat delegata Wolnego Miasta Rigel podróżującego w towarzystwie korsarza. I to nie byle jakiego korsarza. Rozumiem, pani niechęć. Ostatnio jednak wyspa bardzo się rozwija. Ważne rody zaczęły się tu sprowadzać. Takie jak dla przykładu rodzina Barensów. To rodzi plotki. Dlatego może nasza rodzina również powinna zainwestować w tę wyspę? - Rzucił czysto retoryczne pytanie w stronę korsarza - Wtedy wartoby mieć na miejscu już wpływowych znajomych. Zwłaszcza znajomych godnych zaufania. Jednak zaufanie trzeba sobie wypracować. Rozumiem to. Szanuję. Nie chciałbym jednak zaufania mojej rodziny, delegatury i przyjaciół - spojrzał znacząco na Casimira - przelewać na takie charaktery jak pana “Reda” albo pana Clyde’a.
Dopiero przy ostatnich słowach Triss podniosła głowę z pewną dozą zaciekawienia. Richard poczuł, że zdobył atut. Mały, ale zawsze. Manuel słusznie zaznaczyła, że informatorzy nie lubią się wzajemnie. Zasada “wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” działała w każdym zakątku świata.
- La Croix - zastanowiła się kierowniczka - Mięsni Lordowie, jeśli dobrze pamiętam. Nasze farmy to istotnie dobry fundament pod pański interes. Ale nie o to chodzi. Podejdźcie tutaj proszę.
Obydwaj skierowali się pod okno. Kobieta wskazała na dziewczyny przed budynkiem.

- Co widzicie?
- Jak to co? Kurwy - Dewayne odpowiedział z typową dla siebie wylewnością.
- Wdzięczne kurwy - poprawiła go Triss - Wiele z nich przyszło tu prosto z rynsztoka. Praca u mnie jest dla nich błogosławieństwem. Inaczej musiałyby kupczyć ciałem u jakiegoś alfonsa ze slumsów. Prałby je, bo nie miałyby klientów. A nie miałyby klientów, bo chodziłyby sine. To moje dziewczyny. I chcę dla nich jak najlepiej. Ale wszystkie musiały zasłużyć sobie na moją pomoc - zwróciła się wprost do Richarda - Dlaczego miałby pan być lepszy od każdej z nich żeby otrzymać odgórne zaufanie?
Wszystkie mięśnie w ciele Richarda się napięły. Ostatni raz gdy został przyrównany do dziwki skończyło się to pojedynkiem. Krwawym pojedynkiem. Jednak w tej chwili nie był w sytuacji, żeby żądać, czy wyzywać. Tym bardziej kobietę. Doświadczenie w dyplomacji zrobiło swoje. Ułamek sekundy potrzebny na uspokojenie i pora wyjść z kontrpropozycją.
- My, Mięsni Lordowie określamy to mianem inwestycji. To trochę tak jak z drzewkiem, które latami podlewane rośnie aż wyda owoce. No bo skąd mamy wiedzieć, że ta cała zużyta woda kiedykolwiek się zwróci? Zaufanie, jak drzewo, pielęgnuje się latami. Na ten moment mogę złożyć słowo honoru, na krew mego rodu, że nic co tu dziś zostanie powiedziane nie sięgnie nigdy uszu postronnych. Zapewne wie pani na ile szlachta ceni sobie honor. Z bardziej wymiernych propozycji, które są policzalne mogę zaproponować gotówkę. Dziś symbolicznie, na dowód dobrych intencji - szlachcic wyjął sakiewkę i położył obok zwiniętego w kostkę mechanicznego pająka - zwróć uwagę pani, że płacę nie znając wartości uzyskanych informacji, co jest formą odgórnego zaufania z naszej strony.
Triss sięgnęła do mieszka. W takim mieście jak Anitgua pragmatyzm wymuszał jego wartość ponad słowo honoru. Zajrzała do środka z aprobatą. Znaczy się, na razie wystarczyło. Wreszcie ścisnęła sakwę rzemykiem, chowając chwilę potem do jednej z licznych półeczek.
- Pytaj więc.
- Nic z tego o czym mówimy nie może opuścić ścian tego pokoju - Richard spojrzał w oczy Triss szukając akceptacji tych oczywistych warunków.
Kiwnęła bezwidnie. Było to dla niej oczywiste.
- Rodzina Barens i Shagreen. Oni chcą jego śmierci, bo podobno on poprowadził uciekinierów z Southand i jakoś bardzo mocno naprzykrzał się rodzince jubilerów. Jaka jest pani wiedza o całej sytuacji?
- Siądźcie - zachęciła Triss, wskazując na wybite materiałem krzesła - Panie La Croix, pan powinien to wiedzieć najlepiej. Rodziny, które zajmują się manufakturą działają jak spółki matki, pod które podpięci są określeni podwykonawcy, prawda? Przy takiej zależności są one ściśle nadzorowane lub muszą składać regularne raporty ze swojej działalności. Cóż, w przypadku rodziny Barnes jest inaczej. Zakłady zajmujące się obróbką minerałów składają im sprawozdania rokrocznie. Poza tym nie są specjalnie nadzorowane. Bardzo oszczędne zainteresowanie ze strony rodziny, która szczyci się tak silną pozycją na rynku jubilerskim. Chyba że to nie złotnictwo jest ich priorytetem.
Trzeba było przyznać, iż Triss nie była zwykłym sutenerem. Sprawiała wrażenie dość inteligentnej jak na tę profesję. Dobry i zły znak jednocześnie.
Richard zajął krzesło bliżej pani domu. Przy siadaniu odruchowo poprawił rapier, żeby nie psuć sobie wygody siedzenia. Pochylił się do przodu, położył łokcie na kolanach, a dłonie złożył w piramidę na wysokości twarzy. Chwilę zajęło mu przeanalizowanie słów kobiety. Mięsni lordowie nie prowadzili manufaktur, ale nawet oni mieli swoje przedstawicielstwa. Sam często analizował koszty dystrybucji i czytał raporty handlowców. Feliks la Croix dbał o to, żeby jego synowie wiedzieli skąd biorą się pieniądze. Sam poświęcał nadzorowaniu interesu wiele godzin dziennie. Tym bardziej słowa Triss trafiły do szlachcica.
- Czym zatem się zajmują?
- Podkreślam tylko pewne zjawisko. To może być przypadek.
- I po co im placówki w całym Orionie? Bo jak rozumiem placówki mają znaczenie. Może ma to związek z tym?
Szlachcic wyjął kartkę z wymalowanym czarnym krzyżem.
- Moja matka zawsze powtarzała: grunt to zdrowe nawyki. Ironiczne jak na słowa starej francy. Powiem tak: pokazywanie tego symbolu zdrowym nawykiem nie jest.
Wzięła papier, złożyła go i oddała z powrotem szlachcicowi na znak, że temat jest skończony. Dewayne zgrzytnął zębami.
- Słuchaj paniusiu. Gdybyśmy szukali złotych rad z podręcznika dla przezornych, bylibyśmy teraz w świątyni. Gadaj.
- Nie chodzi o brak chęci, a wiedzy - wcale nie wyglądała na urażoną - Jakiego formatu graczami byliby Barnesowie, gdyby łatwo szło wejrzeć w ich karty? Po drugie. Nigdy nie pomogli moim interesom. Równie dalecy byli od rzucania kłód. Gdzie tu interes w przeglądaniu ich kartoteki. Wiem natomiast że potrafią utrzeć ciekawskiego nosa. Razem z całą głową.
Szlachcic skinął głową na znak zrozumienia.
- A co z Southand i Shagrenem? Czym im się naprzykrzał tak bardzo, że chcą go zabić?
Richard oparł się wygodnie w fotelu.
- Prowadzi przeciw nim krucjatę. Dużo trupów. Dalsi kuzyni i współpracownicy, ale zdaje się iść po nitce do kłębka.
Mina kobiety stężała. Wstała zgrabnie z łóżka.
- To wszystko co wiem. Wróćcie, gdy będziecie w stanie zaoferować coś więcej. Tymczasem zachęcam do skorzystania z usług przybytku i życzę dobrej nocy - na powrót przeszła do formalnej maniery.
Richard delikatnie się skłonił i wstał.
- Dziękujemy za uzyskaną zaufanie. Obiecuję się odwdzięczyć w niedalekiej przyszłości.
Richard wstał, ukłonił się na pożegnanie.

Po opuszczeniu osobistej kwatery Triss wrócili do pomieszczenia z fontanną.
- Jeżeli chcesz się tutaj napić drinka, to ty stawiasz, bo ja jestem spłukany - rzekł do swojego towarzysza szlachcic.
- Ktoś na pewno odnotuje, że tu byliśmy i może nabrać podejrzenia jeżeli za szybko wyjdziemy. Ale z tego co widzę jest tutaj na czym oko zawiesić.

Dziewczyn w klubie prezentowały wyższą klasę od tych na ulicy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline