Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2015, 21:10   #43
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Post pisany wspólnie z Calebem

Obóz na Serpens

Udało mu się szczęśliwie dostać do namiotu, wykorzystując pełnię swej zręczności. Chłonął wnętrze pod baldachimem, stopniowo przyzwyczajając wzrok do półmroku. Z mebli zauważył tylko stół. Przykucnął za olbrzymim gliniakiem taksując pomieszczenie, które uznać można by było za małą zbrojownię. Chociaż słabo znał się na broni widział, że jest dobrej jakości i mogła pochodzić z czyichś magazynów. Z pewnością nie stać by na nią było ludzi w łachmanach... Nad stołem wyłożonym mapami



pochylała się jakaś męska sylwetka. Arcon wychylił się bardziej, chcąc dostrzec, czy aby nie ma tam również jakiegoś posiłku. Zaryzykowałby wiele dla strawy. Niespodziewane słowa mężczyzny sprawiły, że zastygł.
- Widzę cię, intruzie.
Pozostawało uciekać albo rozmawiać. Denis wybrał drugą opcję, ponieważ osłabiony i tak nie dałby rady umknąć wypoczętym, obozowym strażnikom. A że obcy wszcząłby alarm tego był pewien. Lurker miał okazję przyjrzeć się mężczyźnie. Nosił on dobrze skrojony, skórzany płaszcz ze srebrnymi guzami i dziwną maskę. Nie dostrzegł broni, lecz nie wątpił, iż nieznajomy trzyma coś w zanadrzu. To mógł być herszt tej całej zbieraniny.
Kiedy tylko Arcon ujawnił się, tamten powstrzymał go gestem dłoni.
- Nie zbliżaj się. Zostań tam, gdzie jesteś.
- Jestem rozbitkiem i zwabiły mnie tutaj poszukiwania jadła. Przekradałem się, bo nie byłem pewny reakcji pańskiej grupy. - wyjaśnił spokojnie. - Nie chcę kłopotów...
- Nachodzenie ludzi po kryjomu to rzecz odległa od unikania kłopotów. - głos mężczyzny sprawił, że Denisa przeszył dreszcz. - Rozbitek czy nie, te wody nie są uczęszczane przez zwykłych żeglarzy. Kim jesteś i jaki był twój cel?
Chociaż lurker nie mógł dojrzeć oczu przywódcy, czuł jego wzrok przewiercający się do wnętrza czaszki.
- Okłam mnie, a cię zabiję.
Arcon pojął, że ma do czynienia z bezwzględnym człowiekiem. Chrapliwy głos nieznajomego budził zdecydowanie niemiłe skojarzenia. Jeśli jego oblicze było równie paskudne, nie dziwił się, że krył je pod maską...
- Podróżowałem na Antigue - nadal starał się być spokojny, choć czuł się nieswojo pod przenikliwym wzrokiem przywódcy bandy. - Nazywam się Denis Arcon, jestem lurkerem w służbie możnego szlachcica z Wolnego Miasta Rigel. Niestety mój.. nasz.. - poprawił się, wspomniawszy wuja. - kuter dostał się w serce sztormu. Cudem ocalałem z żywiołu i nie pamiętam jak znalazłem się na tej wysepce...
- Powiedz mi więcej o swojej pracy - ten aspekt czemuś zaciekawił mężczyznę.
W przeciwieństwie do niego, Denis nie posiadał maski i trudno było ukryć mu zdziwienie, ale postanowił zbytnio nie zwlekać z odpowiedzią...
- Cóż... - zaczął szukając odpowiednich słów, by opisać swoją profesję. - Od zawsze lepiej czułem się w wodzie niż na lądzie. Ocean fascynował mnie i w nim znajdowałem ukojenie. Mam wrodzone predyspozycje do nurkowania, ponadto moja rodzina zajmowała się tym od pokoleń. Niewielu spośród naszej braci jest w stanie zanurzyć się głębiej ode mnie... - naturalnie młodzian nie wspomniał o Enzo i jego rekordzie. - Istnieje wiele podwodnych tajemnic czekających na odkrycie, a moją pracą jest wyszukiwanie śladów takich miejsc w dawnych relacjach i mitach oraz wykonywanie zleceń od ludzi zainteresowanych tą tematyką. To, co wydobywam z głębin jest świadectwem dawnych wieków ufam,że pewnego dnia odnajdę coś, co zmieni oblicze naszego świata...
Już kiedy Denis zaczął mówić, zamaskowany pokręcił głową lecz dał mu dokończyć.
- Pytałem o twoje doświadczenie. Gdzie bywałeś, co już wyłowiłeś? W jakim charakterze pracujesz dla szlachcica?
Arcon nie dał zbić się z tropu, skoro obcy chciał konkretów, dostanie je...
- Nurkowałem niemal we wszystkich zonach prócz Andromedy.Odkryłem wrak “Ataraxii”, wydobyłem zeń kobaltowe sztaby,srebrne pitosy i drewniane tablice z pszczelim woskiem, według niektórych uczonych uznawane za najstarsze książki świata. Kompleks megalityczny Xanou, rzeźba głowy z Kurakami, kamienne labirynty koło wyspy Kerama to wszystko owoc moich wypraw. Pracuję dla szlachcica jako prywatny lurker,by podnieść prestiż jego rodziny i mieć fundusze na wyprawy…
Herszt skinął głową. Wyglądało na to, że na mocy tej relacji podjął jakąś decyzję. Zwrócił się do podkomendnych.
- Przekażcie reszcie, aby przetrząsnęli wyspę. Dokładnie.
- Nawet tam…? - mężczyzna obok miał nie mniej zdeformowany głos.
- Po prostu upewnijcie się, że nie ma tu nikogo więcej.
Rozmawiali jeszcze chwilę, ale półgłosem, więc Arcon nie mógł usłyszeć o co chodzi. Jedno było pewne. Jakikolwiek opór oznaczał dla niego śmierć. Został wyprowadzony z namiotu i skierowany do innego, o wiele mniejszego. Po drodze bacznie obserwowali go inni ludzie w maskach, ale nikt nie skomentował zajścia. U celu został ubrany i napojony. Dopiero wtedy skrępowano mu członki. Podkomendni robili to ze stanowczością, ale bez zbędnej przemocy. Jeden pozostał w środku, przynajmniej dwóch kręciło się bezpośrednio na zewnątrz.
Leżąc na twardym sienniku i spoglądając w luft nad sobą, zatracił poczucie czasu. Niewielka plama nieba wkrótce zmieniła barwę z błękitu na czerwony, a potem zgasła w odmętach czerni. Nadeszła chłodna noc: wiatr dmą w płótno namiotu, wpuszczając do środka lodowate powietrze. Sen Denisa był niespokojny i przerywany. Dopiero nad ranem zmęczony organizm poddał się, pozwalając sobie odpocząć na parę nieprzerwanych godzin.
Obudziło go szturchnięcie. Znów przywódca.
- Może będziemy mogli sobie pomóc.
Skinął na strażnika za sobą. Tamten podszedł do Denisa i oswobodził go szybkim ruchem kozika. Wódz wciąż klęczał przed Arconem. Milczał, widocznie oczekując reakcji.
Lurker rozprostował ręce, pobudzając krążenie, pierwszy raz w życiu spał skrępowany i pozostawiło to ślady. Patrzył na obcego, ale nie nachalnie.
- Zgoda, wpierw chciałbym jednak wiedzieć komu wyświadczę przysługę... - wymownie zerknął na maskę herszta…
- Nie znajdujesz się w pozycji, aby móc cokolwiek egzekwować - żachnął się tamten - Posłuchaj. Żyjesz tylko dlatego że mieliśmy wspólnego znajomego.
Ostatnie słowa padły niczym ciężki młot. Mężczyzna w masce miał dość tajemnic, a teraz jeszcze to… Dla Denisa stało się teraz jasne dlaczego zagadkowa persona wypytywała go o życie zawodowe. Widocznie herszt już o nim słyszał i zechciał weryfikować fakty.
- Dostaniesz jedną z naszych łodzi. Mają one niewielkie, spalinowe silniki. Powinieneś tym móc dopłynąć do celu. Wiedz jednak, że kiedyś cię znajdę. Może nie osobiście, ale zechcę coś w zamian.
- Dobrze, daję ci słowo rodziny Arconów... - powiedział poważnie lurker - Po czym jednak rozpoznam, że to ktoś od ciebie?
- Na terenie zony znajduje się wiele przychylnych nam osób. To jest nasz znak rozpoznawczy.
Wyjął monetę i rzucił ją do lurkera. Dopiero teraz nurek zreflektował, że cała grupa unikała zbliżania się do niego i dotykania go, jeśli nie było to konieczne. Następnie spojrzał na zmatowiały krążek. Był bardzo stary i poniszczony.

[IMG][/IMG]

- Pochodzą ze świątyni na wyspie. Nie można zdobyć ich nigdzie indziej.
Wyszli z namiotu. Duża ilość światła uderzyła Denisa po oczach. Przynajmniej kilka masek zwróciło się w jego kierunku. Dwójka przeszła na plażę do dryfujących łódek. Wódz zatrzymał Arcona gestem ręki.
- Weź monetę ze sobą. Kiedy pokażesz ją właścicielowi identycznej, będzie zobligowany cię wesprzeć. I vice versa. Użyj tego by MU pomóc - ostatnie słowa zdawaly się tyczyć wspomnianej uprzednio znajomości.
- Mówisz zagadkami, ale domyślam się kim jesteście... - Denis starannie dobierał słowa, starając się nie urazić obecnych. - Mam nadzieję że pewnego dnia ten świat stanie się lepszy dla.. was... dla nas wszystkich... Odnajdziecie antidotum na cierpienie... - obrócił monetę w palcach, zamyślony. - zaś ja... dawnego przyjaciela, lurkera o nazwisku Castelari, który wszystko na to wskazuje, wplątał się w nielichą intrygę... Tak jak wy nie tracę nadziei i nie ustanę w poszukiwaniach... Bywajcie! Podniósł rękę w geście pożegnania, po czym zaczął spychać wskazaną mu łódź w fale oceanu. Opuszczał tajemniczą wyspę z przeświadczeniem, że jeszcze nie raz spotka ludzi dotkniętych przez zarazę i nie godzących się ze swoim losem...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 03-09-2015 o 21:42.
Deszatie jest offline