Banda dzieci ze spluwami. Tyle że on był już stary, a wszyscy w koło byli młodzi. Tyle że brakowało im jakiegokolwiek ducha walki. Byli pierdołami. Szkoda, że Pan Rysiek nie był o jakieś trzydzieści lat młodszy.
Stary już Polak wstał, podszedł do obrzyna i zaczął się szarpać z dłonią, która trzymała broń. Co prawda przez to wysmarował sobie dłoń krwią, ale... ale to było przydatne.
Podejrzewał czemu Billy tak szybko zrezygnował. Skapnął się że Hindus jest ranny, a bez Hindusa nie było by dobrego ćpania. Dla Ryśka wyglądało to trochę inaczej. Ktoś oberwał przez jego nieostrożność. Trzeba było naprawić błąd.
- Ciekawe który z was dzieciaki, byłby taki zadowolony, że dostał kulkę w łeb, ha? - warknął Pan Rysiu - Takie kurna z was łapiduchy-psychiatry, hę? Rentgen w oczach, co? Może po prostu majaczyła na głodzie, a tu od razu jak zwierze - kulę w łeb? Nie myślałem Bill, że z ciebie taki zawszony kutafon, ale teraz masz za swoje. - wypowiedź do adresata była tym bardziej dobitna, że przez całą przemowę Pan Rysio machał trzymając w ręku odstrzeloną dłoń Billy'ego, którą na koniec cisnął mu pod nogi.
Nie mając zamiaru pozwolić aby niewinna osoba ucierpiała z powodu całej tej utarczki Pan Rysio pokuśtykał do rannego Hindusa i rabanu jaki się tam zdarzył. Przykucnął przy Borysie i wyjął zza pazuchy manierkę. Odkorkował ją. Zapachniał alkohol.
- Hy. Zakażenie może się wdać. Trzeba by mu to odkazić, ha? |