Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2015, 21:25   #8
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację

Krążownik szos pruł przed siebie, przez otwarte szyby po bokach dostawał się pył pustkowi. Szorstki piasek osiadał na tapiterce, kierowcy i obrzynie leżącym na siedzeniu pasażera. Dwóch motocyklistów jechało na czołówce. Na bakach swych maszyn mieli wyrysowane skrzyżowane różowe piszczele a irokezy pofarbowane na ten sam sposób. Dziwne zamiłowanie do tego koloru nie zmniejszało zagrożenia z ich strony. Ten po lewej wywijał łańcuchem, fakt, że nie obił się przy tym świadczyło, że to nie jego pierwszy raz. Jego kumpel w ręku trzymał sporych rozmiarów rewolwer. Trzeci z gangerów jechał za kierowcą. Dwuśladowce w teorii nie mogły zagrozić krążownikowi ale gangerzy byli nawykli do walki z samochodami. Mieli pecha. On też. Niespodziewanie wyhamował i wrzucił wsteczny momentalnie się rozpędzając. W momencie w którym trzeci z motocyklistów chciał wyminąć mniej zwrotny pojazd, wojownik szos złapał za ręczny hamulec. Udało mu się zapanować nad rwącym samochodem i ten zatrzymał się. Ganger nie. Jego maszyna uderzyła w krążownik z impetem pozostawiając spore wgniecenie. Czaszka motocyklisty w zetknięciu z popękanym asfaltem okazała się mniej odporna.
Kompan zmarłego oddał trzy strzały, dwa chybiły a trzeci wbił się w nadkole. Kierowca samochodu złapał za obrzyna i wystawił go przez okno. Ładunek śrutu z dwóch luf wyleciał, nim sięgnął cel przemienił się w dość znaczną chmurę co jednak wystarczyło by przebić przednie koło. Ganger nie zapanował nad potężną i ciężką maszyną. Ostatni z napastników wyhamował maszynę i ją zawrócił oddalając się szybko. Crazy z uśmiechem na twarzy odpalił swoje maleństwo i udał się w pogoń.

Andrea, Mat i John

Ruszyli. Szyk narzucił Mike. Pierwszy szedł John z twarzą obwiniętą szmatami gotów zgarnąć z swojej pompki wszystko co stanie mu na drodze. Zaraz za nim szedł starszy z Franklinów z sigiem trzymanym oburącz, uważnie lustrował otoczenie gotów osłonić starszego kompana. Środek pochodu stanowiła dziewczyna, starała się trzymać fason ale widać było, że tak naprawdę boi się. Białe palce kurczowo zaciskała na pompce Mata. Za nią szła Andrea, jako łuczniczka potrzebowała najwięcej miejsca do strzału. Podobnie jak strzelec rozglądała się szukając zagrożenia. Pochód zamykał kowboj z swoim wiernym rewolwerem w dłoni i maską przeciwgazową na twarzy. W duchu czekał tylko aż jakieś ścierwo wyskoczy. Najlepiej ścierwo obwieszone gamblami.

W trójce mężczyzn ta "roślinność" budziła wstręt. Przyzwyczajeni do stepów i pól Teksasu czuli się niepewnie wśród poruszających się pnączy, zamykających się i otwierających kwiatów, wielkich paproci czy dziwnego porostu na drzewach. Nie było tu nic swojskiego a bliskość roślin utrudniała widoczność a ułatwiała podejście.
Szli długo, Andrea co raz korygowała kierunek, Mike chciał obejrzeć mutka. W końcu dotarli. Nie było widać śladów walki, udeptanej ziemi czy zniszczonej ziemi. Za to ciała mutka, przyjrzeli mu się ze wstrętem. Jeśli to było kiedyś człowiekiem to dawno temu. Wygięty kręgosłup niezdolny do pozycji wyprostowanej, paskudne i długie szpony, zarosnięte oczy i wypustki na plecach nieznanego pochodzenia.


Teraz leżało na brzuchu a na jego ramionach, nogach i plecach leżały pnącza. Luźno, jeszcze niezaciśnięte. Nie zdążyli mu się przyjrzeć gdy wydarzyły się trzy rzeczy. Wszyscy usłyszeli kobiecy krzyk, z oddali. Nie zamilkł a trwał, zarywał się tylko wtedy gdy ofiara musiała zaczerpnąć oddechu. W tym samym czasie Andrea spostrzegła ruch za nimi, ktoś uciekał. Człowiek a przynajmniej ubrany i nie wygięty jak mutki. Zwiewał jednak szybko i klucząc uniemożliwiając tropicielce dostrzeżenie szczegółów. W tym samym czasie Mike uniósł rękę i wskazał na lewo od nich. Podniósł również pistolet w tamtym kierunku.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline