Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2015, 09:49   #46
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dhalia Crowl/Eddie Crispo

Dhalia trzymała za fraki Eddiego, Eddie trzymał się za rozoraną szyję. Drobili małymi kroczkami w stronę ganku, zostawiając za sobą ścieżkę gęstych czerwonych kropel. Teksanka fachowo oceniła sytuację. Musi narwańca pozszywać i to względnie szybko. A później przydałby mu się odpoczynek bo krwi z niego uleciało niemało. Zresztą, sporą jej część miała teraz na sobie, do kompletu z cuchnącymi gałganami zmutowanych flaków.

Eddie rozmyślał tylko o skanerze. Pozamiatane czy dało się go uratować? Na pewno się dało, a w każdym razie uda się to jemu. Nie od parady jest pieprzoną złotą rączką pierdolonego Posterunku. No w każdym razie był...
Na razie jednak ciężko było ocenić straty. Za ciemno, za nerwowo, za bardzo kręciło się w głowie... A i Teksanka uparcie ciągnęła go w stronę domu.

Byli na ganku gdy usłyszeli przytłumiony krzyk Hope.
- Nieeee! Nie chcieććć! Nie iśćććć!
Hałas dobiegał z drugiej strony domu. Nie widzieli aby starszy pan i dziewczynka wychodzili od frontu i okrążali dom. Albo byli zbyt zajęci szalejącym mutantem i im umknęła mała eskapada tamtej dwójki albo... użyli tylnego wyjścia.
Krzyk Hope ucichł, przecięty trzaskiem zamykanych samochodowych drzwi. Ryk silnika i pisk opon świadczył o pośpiechu. Chyba nie zamierzali się żegnać. Ani nawet dziękować za uratowanie przed niebezpiecznym potworem.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 05-09-2015 o 10:15.
liliel jest offline