Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2015, 13:08   #45
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob roześmiał się i stanął obok Zoi opierając się przedramionami o barierkę.

- Zależy jaki temat podejmujesz - spojrzał na nią rozbawiony, choć tematu Black Cross wolał jeszcze nie poruszać.

- Zarażonego udało mi się dostrzec osobiście. Przelotnie na całe szczęście. Od razu wysłałem do ciebie chłopaka z listem. Zapewne już o tym wiedziałaś, ale wolałem nie ryzykować.

- Oczywiście, że wiedziałam - tu Clemes zrobiła zagadkową pauzę - Potrafię o siebie zadbać. Ale dzięki mimo to.

No jasne, szpicle z Black Cross z całą pewnością donieśli jej o tym. Może wręcz to właśnie był temat jej spotkania z czarnymi typami, gdy wychodził z jej pokojów.

- A sposób oddalenia się z terytorium Rigel? - postukał palcem o metal, o który się opierał.

- Doprawdy nie znam sposobu podróżowania bardziej godnego twojej funkcji - delikatnie ujął dłoń kobiety i ją pocałował ją dwornie.
Na moment drgnęła. Nienaturalnie. Kiedy jednak spojrzał na Zoi, ta uniosła kąciki ust. Jacob wiedział, że uśmiech u kobiety można interpretować na tysiąc sposobów.

Tak na prawdę Jacob nawet nie domyślał się jakim sposobem mogłaby uciec z Rigel Zoi, lecz to tylko dlatego, iż nie poświęcił zagadnieniu najmniejszej uwagi. Niesłusznie. Niemniej kiedy wiedział, wszystko składało się w logiczną całość, więc nie miał oporów przed zmyślaniem do woli. W końcu nie było najmniejszych wątpliwości, że kiedy na chwilę tylko pochyliłby się nad problemem, znalazłby takie właśnie rozwiązanie.

- Poza tym jestem najlepszym na świecie specjalistą od historii i mitologii. Nie wyłączając z tego podań ludowych, legend oraz całego tego pozostałego ustrojstwa. Z całą pewnością znasz tą, która wiąże się z nazwą twojej gildii, pani kapitan - mrugnął do niej łobuzersko, po czym spoważniał lekko.

- A myślisz, że jak nazywa się to cacko - wskazała kciukiem na łódź. Nie spodziewał się innej nazwy.

- Jeśli można wiedzieć, ile czasu mamy do wypłynięcia? - spojrzał na Zoi.

- Myślę o godzinie, półtorej maksymalnie.

- Pytam ponieważ… Czy zgodziłabyś się podjąć moją przybraną siostrę? Ręczę za nią - odezwał się, patrząc szefowej gildii w oczy.

Założyła ręce na siebie. Odwróciła głowę. Starr już teraz wyraźnie czuł, że coś ją trapi. Czyżby temat zarażonego i nagany od przełożonych? A może coś innego.

- Jesteś przebiegłym mężczyzną - wypaliła niespodziewanie - A przyznaję, lubię takich. W normalnym okolicznościach nie byłoby z tym problemu. Ale wokół mnie robi się gorąco. Nie będziesz bezpieczny, ani twoja… siostra - pauza miała chyba świadczyć, że poddaje pod wątpliwość pokrewieństwo - I nie patrz na mnie z tą swoją butą - na chwilę rozpromieniała, bo jak sama mówiła, miała słabość do podobnej postawy - mówiąc dobitnie, jestem w gównie po uszy i brudzę nim innych.

Jacob roześmiał się głośno i serdecznie. W sposób całkowicie nie przystający do okoliczności, jakie towarzyszyły Rigel, po czym kilkukrotnie psio pociągnął nosem.

- Moja droga, wydaje mi się, że wiem jakiego typu gówno cię zalewa. Mnie też otacza. Jeszcze może mi sięgać do kolan, ale poziom się podnosi. A skoro zostanę pobrudzony niezależnie od wszystkiego, to musi się to stać na moich zasadach - powiedział dumnie.

- Nie sądzę, abyś mógł postawić się akurat w mojej sytuacji - kobieta pozostała posępna, zaś Starr czuł idealną sytuację na rozmowę, ale jeszcze nie teraz.
Wychyliła się za barierkę i krzyknęła do któregoś z pracowników.

- Hej ty! Mówiłam wyraźnie, że filtry do akwalungów idą na tył. To że jest mało czasu, nie usprawiedliwia was do robienia burdelu.

- Nie martw się o mnie. To co? Gówno w żagle i w drogę? - mrugnął do Zoi.

Znów skierowała się do niego. Przez chwilę stali vis-a-vis. Hardy wzrok Jacoba zdawał się odsuwać słowa sprzeciwu, tak cisnące się na usta kobiety.

- Eh. No dobrze. Ale mówimy tylko o podróży łodzią. Potem muszę naprostować parę sytuacji. Sama. I pamiętaj, że się spieszę.

- Tak jest, pani kapitan! - zasalutował z uśmiechem, po czym dodał:

- Czy masz może pożyczyć konia lub inny środek transportu, który potrafiłbym obsłużyć?

Zoi zwiesiła na sobie ręce. Miała zniecierpliwioną minę, lecz Jacob wiedział, że kobieta się trochę droczy.
- Co ja z tobą mam - przewróciła oczami - Niedaleko od gildii są stajnie. Powołaj się na mnie.

Nie minął kwadrans, a Starr kłusował na siwku rogatkami miasta. Z pewnością wykupił sobie tym samym cenny czas. Droga na farmy i z powrotem zajęłaby pieszo dwie godziny. Godzinę w jedną stronę. Mógłby nie zdążyć. Spojrzał na zegarek. Minął kwadrans. Zostało tylko czterdzieści pięć minut na powrót. Oczywiście mógłby liczyć o pół godziny więcej, lecz nie chciał sprawiać szefowej gildii lurkerów żadnych problemów. W końcu miała sporo ciekawych informacji.

Problem polegał na tym, że Jacob nie wiedział gdzie obecnie znajduje się Eloiza. Gorzej. Nie wiedział nawet jak ustalić jej położenie z dokładnością do dziesięciu metrów. Mógł tylko zmniejszać obszar poszukiwań pośród opuszczonych farm i niewielkich borów.
Jako pierwsze wykluczył uczęszczane trakty, gościńce i otwarty teren. Chciała niepostrzeżenie dostać się do celu, więc będzie starała się ukrywać. Ułatwienie to niewielkie, ale zawsze coś.

Co jeszcze wiedział? Sposób wędrówki. Musiała wybrać piesze poruszanie się. Konne ukrywanie się miało rację bytu w gęstych lasach, a i tam nie zawsze. Kopyta ów zwierząt nie były przystosowane do skradania się w przeciwieństwie do elastyczności zadaniowej ludzkich stóp. Nie mówiąc już o różnym rzędzie wielkości. Drobniutka kobieta wciśnie się w szparę i przeczeka aż pogoń minie, a parzystokopytny? Warunki niesprzyjające w sposób skrajny.

Potrzebował więcej danych. Czas. Od ich rozmowy nie minęło więcej niż dwadzieścia pięć minut, a to oznacza, iż kobieta nie była nawet w połowie drogi na miejsce. Starr potrzebowałby godziny, by dotrzeć pieszo. Ukrywając się mogła być już w około jednej trzeciej drogi. Taki sposób podróżowania był trochę bardziej czasochłonny.

Więcej danych! Północna brama. Tam miała znajomych i tam też musiał się udać.

Niewiele to było informacji, ale przynajmniej nie poruszał się na oślep. Znał już pewien wąski, ruchomy pas. Tam się znajdowała. Musiał ów przeszukać, by ją znaleźć. Nie porzucał jednak nadziei na zdobycie bardziej konkretnych tropów.

Kiedy dojechał do wyjścia z miasta zeskoczył z konia i powiedział cicho:
- Wspólna znajoma powiedziała, bym chcąc podążać jej drogą przyszedł tutaj. Może nawet o mnie wspominała? - zapytał mając nadzieję na inteligencję kobiety. Podała drogę ucieczki i docelowe miejsce spotkania, czyli chciała, by wybrał się razem z nią. Mógł zatem liczyć na to, iż będzie starała się umożliwić mu podążanie za nią.

- Miałem udać się razem z nią. Którą drogą powinienem podążyć, by spotkać się jak najszybciej? - dodał po chwili obserwując ich twarze.

Miał nadzieję na to, iż uzyska dodatkowe tropy. Każda informacja była cenna. Nawet strona traktu, po której szła.
Kiedy już wyjedzie z miasta i nie napotka jej po drodze galopem wyprzedzi ją o pięć do dziesięciu minut jej marszu. Nie będzie to trudne. Klacz w sześć minut powinna dotrzeć do połowy dystansu.
Będzie miał chwilę na pobieżne sprawdzenie opuszczonych farm.

Opuszczone lokale były idealnym schronieniem dla wszelkiej maści bandziorów, a nawet dla zarażonych. Dlatego lepiej było podróżować w chuście na twarzy. Nędzna to ochrona, ale zawsze jakaś.
Podejrzany o obecność Eloizy pas miał zamiar przejechać kilkukrotnie wołając, że to on, żeby się pokazała i wspomni o zmianie planów. Oczywiście nie używając imion ani żadnych konkretów.

Miał nadzieje, że nie trafiła po drodze na żadnych zbirów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline