Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2015, 14:04   #54
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
- 7 -


Cichy jęk. Zaciśnięte aż do krwi wargi. Spazmatyczne drgawki.
Ofiara znów traciła siły.

Bezwolna, przytłoczona przez demona.

Zagubiona w koszmarnym śnie. Błąkająca się bez celu, jak duch nawiedzający opuszczoną sekcję.

Nieświadoma innych. Nieświadoma siebie.

Uwięziona w lepkich, lodowatych mackach demona, wysysających wszystko, co miało jakąkolwiek wartość na tym przeklętym przez siły wyższe i nawiedzonym przez siły piekielne statku - więzieniu.


OCZKO #4


Temperatura spadała straszliwie, lecz Oczko nigdy się nie poddawał. Nigdy!

Zawsze miał tysiące pomysłów, zawsze miał tysiące planów…

Tylko sił zaczynało brakować.

Powoli, nożem, drętwiejącymi paluchami otworzył pokrywę panelu. Nie miał narzędzi, ale miał wiedzę. Miał determinację. Miał…

Palce pokryła warstewka lodu.

Nie dasz rady

Szept w głowie.

Nie uciekniesz mi.

Oczko potrząsnął głową, próbował wyrzucić z myśli te obce słowa.

Nikt nie ucieknie. Każdy z was … zostanie pochłonięty. Tak powinno być.

Palce sztywniały, nóż ślizgał się po panelu, ale w końcu udało się zrzucić pokrywę. Kosztowało to Oczko opuszki palców, które zostawił na oblodzonej powierzchni. Nawet nie bolało.

Zamarzającymi oczami ocenił kabelki i druciki. Nic trudnego. Zwolnić mechanizm. Tylko tyle.

Aż tyle.

Nie otwieraj tego. To nic nie da. Nie uciekniesz mi. Jesteś częścią mnie. Zawsze byłeś.

Spiął dwa kable, przeciął trzeci – jak należy.

Drzwi otworzyły się. Oczko zaszczękał zębami z zachwytu.

Głos miał rację.

Nie uciekł.

Za drzwiami znajdowała się tylko ciemność i lodowata pustka, która skoczyła w stronę Oczka, Ogarnęła go w jednej chwili i pozbawiła tej namiastki życia, którą się cieszył.

Nikt nie ucieknie. Nie walcz.

TORQUE #3


Torque czekał. Czujny, niczym schwytane w potrzask zwierzę. Oszczędzał siły. Jak każdy więzień na GEHENNIE. To potrafił robić doskonale.

Drugi więzień nie wracał. Uciekł? Coś popieprzyło się w jego założeniach? Coś mu się przytrafiło?

Torque nie miał pojęcia.

Czekał.

Po jakimś czasie poczuł wyraźne drganie powietrza. Wraz z tą niepokojącą wibracją pojawiło się coś jeszcze. Zapach gnijącego mięsa i starej krwi. Odór jatek.

Coś gęstniało w powietrzu kantyny. Coś budziło się, gromadziło.
Grodzie – obie prowadzące do jadalni drogi – zatrzasnęły się nagle z metalicznym hukiem.

Ciała, do tej pory siedzące w pośmiertnym zesztywnieniu, nagle poruszyły się. Z okaleczonych, nierozpoznawalnych twarzy, wydobyły się dziwne dźwięki. Jakieś posapywania, mlaskania, gulgoty, świsty i syki.

Pierwszy trup poderwał się nagle na nogi wyciągając jedyną rękę w stronę.

- Znalazłam cię… tato...


ROZPRUWACZ #0


Zostawił poza sobą obłąkaną kantynę i ruszył sprawdzić teorię. Szedł ostrożnie, jak polujący drapieżnik i jednoczesna ofiara.

Korytarze były puste. Ponure. Zimne. Tu I ówdzie zabryzgane starą, już zeschniętą krwią. Tu i ówdzie zachlapane świeżą posoką.

Droga znów poprowadziła go w stronę kantyny, tym razem jednak coś się zmieniło. Gdzieś usłyszał jakieś krzyki, dochodzące z nieznanego źródła. Stłumione, odległe, jakby … w jego głowie.

Jadalnia była pusta. Zniknął Miquel i ciała, lecz pozostał groteskowy obraz na ścianie.

Rozpruwacz wszedł ostrożnie. Obawiał się zasadzki ze strony zabryzganego krwią „kompana”. Ale drugiego skazańca faktycznie nie było.

Za to w wejściu pojawili się inni ludzie. W pomarańczowych uniformach, o twarzach bladych, jak gumowe maski.

- Pomóż nam… - Powiedział w końcu jeden z więźniów. – Potrzebujemy…

- … twojej krwi. – Dokończył inny.

- Daj nam…

- … swoją krew.

Szli powoli. Nie spieszyli się, jakby byli u siebie, a ona była nieproszonym intruzem.

- Jesteś....

- ... jego wybrańcem.

-Numerze...

-...zero...

- Już raz …

- … cię zabiliśmy.

- Ale wtedy…

- …byłeś inny.

Zbliżali się i wydawali groźni, mimo że nie mieli broni.


SPOCK #2, PONTI #5

Obaj więźniowie ruszyli w przeciwne strony. Jeden tłumaczący swoje zachowanie i przestraszony, drugi krwawiący, lecz zdeterminowany.

Uciekali nie przed sobą, lecz przed tym, co pojawiło się w korytarzu. Każdy z pewnymi niewypowiedzianymi planami.

Huknął strzał i Ponti wrzasnął. Spock nie strzelał zbyt dobrze, ale ten strzał nie był trudny. Kula trafiła Pontiego nie tam, gdzie planował Spock, lecz niżej, w kostkę…

Ciało poddało się kalibrowi wytopionego pocisku. Stopa została niemal oderwana od reszty ciała i podpalacz upadł.

Spock uśmiechnął się krzywo i podpierając ściany jak najszybciej spróbował oddalić z miejsca konfrontacji.


PONTI #5

Skurwiel go postrzelił! Nie! Prawie odstrzelił mu nogę!

Jedyne, co mógł zrobić Ponti to upaść. Wszelkie plany pójścia pod drzwi czy późniejszego polowania zdały się nic niewarte. Z wściekłością obserwował, jak Spock znika za zakrętem, a krwi, która spłynęła z rany od noża wyłaniają się kolejne poczwarki.

Ponti wrzasnął wkurwiony. Naprawdę ostro.

Zaczął szybciej realizować swój plan wzywania Oculusa, kiedy zauważył, że również z jego krwi wylęgają się jednookie homunkulusy.

Wzywał demona, klął z bólu i wrzeszczał z wściekłości jednocześnie.

Falanga małych potworków zaczęła wspinać się na ciało Pontiego. Ręce miał sprawne, więc zrzucał je z siebie z furią, zgniatając i strącając spazmatycznymi podrygami ciała.

Czuł, jak chwycone kreaturki pękają mu między palcami, niczym przejrzałe owoce. Czuł, jak krew rozlewa się po jego dłoniach, skapuje na jego ubranie, by za chwilę znów uformować się w to cholerstwo.

To była, jak walka z wiatrakami.

Ponti tracił siły, wraz z krwią a im więcej on krwi tracił, tym więcej stworów przybywało. W końcu nie był w stanie z nimi walczyć.

Znieruchomiał przyciśnięty do ziemi przez czeredę stworów. Spojrzał na setki osadzonych na krwistych ciałach gałek ocznych. Oczu o różnych tęczówkach, jak szybko się zorientował. Oczu … obdarzonych świadomością zbiorową, jak przypuszczał.

Migotały w nich iskierki.

Ogień. Światło.

I wtedy Ponti zobaczył to nad sobą.

Wielkie, okolone płomieniami, rozlewające się oko.

Jestem. Przybyłem Czego chcesz. Chcesz się mi oddać?

Piroman usłyszał głos w swej głowie.

SPOCK #2

Oddalił się, z trudem łapiąc oddech. Tracił siły, wiedział to. Co więcej, z jego skapującej na podłożę krwi nadal formowały się te małe diabełki. Na szczęście dla Spocka nie goniły go, lecz kierowały się w stronę Pontiego, tam skąd nadal słyszał jego wrzaski.

Starając się nie upaść Spock oddalił się od miejsca, w którym oberwał nożem, aż w końcu, sam nie wiedząc jak, znalazł się przed jakimś drzwiami.
Dziwnymi drzwiami, bo zamiast zamka miały one tablicę złożoną ze znaków.

https://docs.google.com/document/d/1...Z332DUZ5M/edit

Spock czuł się coraz słabiej. Czuł, że jeszcze chwila i jeśli nie powstrzyma jakoś krwawienia, umrze.


GHOST #6



Odszedł od drzwi nie bardzo wiedząc, jaką miałby użyć kombinację.

Szedł przez opustoszałe, wyludnione, wyziębione korytarze, licząc na to, że trafi na ślad któregoś z wysłanych z nim na misję więźniów.

I trafił.

Zupełnie niespodziewanie.

Przed sobą Ghost ujrzał punkt widokowy. Taras, na który maszyny czasami prowadziły więźniów … aby mogli ujrzeć wspaniałość wszechświata i otaczający ich bezkres. By mogli poczuć, że są nikim i nie mają gdzie uciec. Sam Ghost też raz doświadczył tego przeżycia, pamiętał.

Tym razem widok, który ujrzała był jednak zupełnie inny. Bardziej nieziemski.

Przyciągnął jego uwagę.

I wtedy ją zobaczył.

To była Lalka – czy raczej to co z niej zostało. Z trudem rozpoznał jej skulone przy bulaju ciało, pocięte, leżące w wielkiej, zmarzniętej kałuży krwi. Jakby stado jakiś szaleńców opadło ją i pocięło na strzępy nożami.

A na koniec zabrało twarz. Dosłownie. Odcinając ją jakimś dużym, ostrym narzędziem. Porzuconym zresztą kawałek dalej. Mieczem Hiro. Od ciała Lalki prowadziły ślady butów. Czerwone, zeschnięte tropy wskazujące, dokąd poszli jej oprawcy.

Witaj Ghost.

Głos dobiegł do więźnia zewsząd, jakby wydobywał się z ukrytych gdzieś sprytnie głośników.

Nie uciekniesz mi. Nie łudź się. Żadne z was mi nie ucieknie.

Przez korytarz przeszło dziwne drżenie, a pod bulaj, z drugiej strony, unosząc się w pustce kosmosu podpłynął… Oczko.

Twarz więźnia byłą sina, pokryta warstwą szronu, ale oczy ... wypełniał dziwny blask. Wirującą, rozcapierzoną na różne strony poświatę

Chcesz zobaczyć prawdziwego demona, Ghost.

Wystarczy, że spojrzysz w lustro i zrozumiesz, kim jesteś.
Czym jesteś.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 05-09-2015 o 14:41.
Armiel jest offline