Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2015, 08:12   #19
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
To rzecz jasna, było do przewidzenia. Widziała to już podczas rozmowy, jaśniej i wyraźniej niż przyszłość załogi w trzewiach ofiarnego barana, którego zarzynała przed każdą morską wyprawą. Sobeslav Hrup ogarnął swoich poddanych, po czym ze śledztwem wysrał się na Machę, nie certoląc się przy tym za bardzo. Zaproszenie do dworu bowiem uznała za czysto grzecznościowe i pewnie by nim wzgardziła, równie grzecznie zapewniając o braku potrzeby zawracania sobie nawzajem głów bez potrzeby, ale coś ją w młodym paniczu Hrupie zastanawiało i gryzło.
- Dziękuję, jeśli trzeba będzie, pojawię się z pewnością. Czy z rozmów z przybyszami wyniknęło coś ponadprzeciętnego?
- Nic, co naprowadziłoby na jakiś trop - pokręcił głową Sobeslav, rozczarowany, lecz wyraźnie też niezamierzający zdradzać treści rozmów.

Cisnąć nie miała zamiaru. Skinęła szlachcicowi głową i zaczęła się rozglądać za Bryndenem i szpetnym jak kupa obornika drugim zbrojnym, co to znał podejrzanie trudne słowa i potrafił je jeszcze poprawnie wymówić... zgroza, czego to w kamaszach na kontynencie uczą. Nic dziwnego, że ta wojna poszła jak poszła.

Już wyłuskała z ciżby jednego i drugiego z ciżby chłopstwa drepczącego ku wyjściu, by wykonać rozkazy młodego Hrupa, kiedy dopadł jej jaśnie pan Utrata. Druidka obdarzyła go przeciągłym spojrzeniem.
- Cieszy mnie to bardzo, wielmożny panie – dopieściła szlachcica tytułem, a po chwili i komplementem, na tyle głośno i tubalnie, by nikomu na sali nie umknęły Janowe deklaracje. - Niechaj bogowie wynagrodzą panu złote serce, uczynność i odwagę w chronieniu tych, którzy sami są do tego niezdolni. Jestem pewna, że nie omieszka tego docenić łaskawy pan Hrup. - Do łaski pana Hrupa dostęp miała mniej więcej taki sam jak do jego sakiewki, ale to nie przeszkadzało jej hojnie szafować tą walutą. - Odpocznij waści cokolwiek i posil się, nie pali się. Potem uradzimy, co czynić.
Jan pokiwał głową, słowa druidki trafiały w całkiem podatny grunt.
- Zawsze do usług. Jak mnie tu nie będzie, to zawsze przynajmniej jeden z moich ludzi chociaż powinien być na widoku.

Odprowadziwszy wzrokiem pana Utratę, gestem zaprosiła do stołu obydwu wojaków. Zamówiła sporą michę owsianki i również niemały kufel piwa.
- Wy niegłodni? A może na poście? - zagadnęła nie bez troski. Obrzydzenia czy wstrętu do jedzenia po niedawnym oglądaniu zwłok nie było po niej widać zupełnie. Po chwili oblizywała już drewnianą łyżkę.
- Nasamprzód proponuję spacer wokół ostrokołu. Dziurawy on, ale chłopaczek ze stajni mi wczoraj gadał, że dotąd zatrzymywał wilki i wszelakie inne krwiożercze barachło. Skoro nie możemy na razie iść tropem zabójcy, spróbujmy miejsce znaleźć, gdzie przeleźć mógłby do osady.
Popierduszyli na miskami i piwem leniwie, acz konkretnie. Nikt z nich chyba nie lubił owijania w bawełnę ani z bawełny rozplątywania, także i Macha, która nie lubiąc, czasem musiała. Zmilczała, zbywając krzywym półuśmieszkiem rewelację, że Thorne nocną straż trzymać będzie w dworskich piernatach i pierzynach. Dokończyła swoje piwo, spełniając kufel do sucha, razem z farfoclami snującymi się przy dnie jak topiec w oczekiwaniu na ofiarę i podniosła się od stołu.
- Poczekajcie na mnie przy wejściu. Z elfem jeszcze słowo zamienię.
Tymczasem Katala wywiało... Odnalazła go bez trudu, w stajni, gdzie znalazł sobie zajęcie, przy jakim mało kto spodziewałby się zastać elfa. W końcu w elfich stajniach łajno wygarnia się samo... a być może elfie rumaki mają zarośniętą dziurę pod ogonem.

Druidka upewniła się, że sami są, oparła się biodrem o poczerniały ze starości słup podpierający powałę i pomilczała chwilę. Czy to z niemego podziwu dla kunsztu, z jakim elf operował widłami pomimo deficytów w rejonie kończyn górnych, czy dla namysłu, czy dla zaznaczenia powagi rozmowy… pewnie wszystkiego po trochu.
- Musiałeś solidnie i spod serca nacharchać na jaśniehrupową rękę, Katalu, skoro machasz tu widłami - ozwała się cichym i rozbawionym głosem. - Jak skończył ze mną mówić, to taki był już ugotowany, że i zamorskiego małpiszona na służbę by wciągnął, jakby ten ostre trzymał… Eh, twoja sprawa… Rzeknij mi, co myślisz o młodym Sobeslavie?
Mężczyzna nie przerywał pracy.
- więc tak się nazywa... - odezwał się w końcu. - Marny ze mnie sędzia ludzkich charakterów. Jeśli do piersi utulisz, lub za stempel potrzymasz, to może pomoże. - parsknął wesoło już nieco zmęczony. Przerwał i odstawił widła. - Młokos to jeszcze, lecz widziałem głupszych. - otarł pot z czoła. - Dlaczego pytasz?
Skrzyżowała ramiona na piersi i uśmiechnęła się szeroko i drapieżnie na wzmiankę o trzymaniu za części ciała. Uśmiech nie sięgnął ciągle poważnych oczu.
- Bo coś mnie w nim niepokoi... A nie będę z dwójką wojaków siekierą ociosanych dyskutować o mglistych przeczuciach i spostrzeżeniach bez wniosków. Z tobą chyba mogę, marny sędzio ludzkich charakterów, niby cały czas pod obstrzałem, ale jakoś ciągle żyw, w dobrej formie i na fali, hm? - uniosła pytająco brwi. - Zwróciłeś uwagę, jak szybko Hrup ludzi ogarnął? Jak mu byli powolni? Tak, to niby tylko chłopi, ale na końcu świata ostatnie sieroty by nie przetrwały, a przed chwilą znaleźli jednego ze swoich sprawionego jak świńska półtuszka. Po czymś takim jakby jaśnie pan, co sam niezbyt bojowy jest i dwóch zbrojnych ledwie na usługach mający, zaczął batami grozić, to by w łeb dostał zgniłą brukwią, i to nie tylko na Skellige. A ci podkulili ogony i słuchali jak natchnionego kapłana. Nikt nie pisnął nawet. Wójt bez przyzwolenia tego młokosa bąka nie puści. Głęboko to ich poddaństwo i oddanie dla pana sięga i mocno trzyma. I jak je sobie przykładam do Sobeslava, chłystka z ledwie skiełkowanym zarostem... to się zastanawiam, czemu i skąd się ono wzięło. I nabieram ochoty na poznanie hrabiny...
- Prosty lud jak trwoga to garnie się do pana. W poważaniu lub strachu mogą mieć ten ród. Lecz po prawdzie, to co to za różnica? Wilkołaka pomoże ci to upolować? Oby, oby.
- Może, może... a może nie ma żadnego wilkołaka, Katalu, i może ta wiedza pozwoli przeżyć. Zawsze lepiej wiedzieć coś, niż nie wiedzieć nic. I tak sobie myślę, że jak ktoś to zauważy i rozgryzie, to nie ja ani waleczni wojacy, z którymi będę zaraz w śniegu po pachy brodzić. Chciałabym mieć nadzieję, że wniosków nie zachowasz dla siebie, hm?
- Już mi panicz obiecał groszem obsypać, jeśli ci doniosę w sprawie pożyteczne informacje. I bez tego bym pomógł. Wszak ten co zabił, ludź, bestia czy nieludź, mym przyjacielem nie jest. Na krzywdę tych ludzi obojętnie patrzał nie będę. - wrócił do pracy. - z boku, ale z bliska. - dodał. - Jak się twój pies nazywa? - zapytał jakby zapomniał, lub nie był pewny.
- Łapacz... - mruknęła. - Nie czochraj go za uszkiem, bo dwoma stemplami wideł już nie utrzymasz. Poprzedni właściciel Temereczykiem był... a sam wiesz, co było w Temerii. Jakbym z kundlem nie spała całej nocy, jego pierwszego bym podejrzewała.
- Łapacz... - powtórzył. - Więc nie wierzysz w to, że łapacz zgubił trop. - rzucił. - Ja też chyba nie.
- Bo wiesz... - wyznała druidka z niemałym ociąganiem - jedna rzecz jest tu jeszcze dziwniejsza niż nimb władztwa wokół wylizanych loczków na skroniach Hrupa. Mój pies, łowny ogar, czujny i wyrywny, na byle co biec i gryźć chce. Na zewnątrz kundle, jazgoty wioskowe uwiązane, a i to coś iść miało tuż obok pełnej zwierza obory... i co? I nic, Katalu. W nocy wilki poza osadą słyszałam. Ale żadne ze zwierząt w osadzie nie darło pyska ze strachu czy przeczucia zagrożenia. Cisza, jakby nic się nie działo.
W głosie wyspiarki zabrzmiało coś dziwnego. Jakby zawód. Okręciła się szczelniej płaszczem, skinęła wspartemu o widły elfowi głową i wyszła w ziąb.


 
Asenat jest offline