Ból. Zaczynał się o dziwo w koniuszkach palców u rąk, opuszki mrowiły i drętwiały doprowadzając Sinarę do szału. Potem wędrował w górę ręki, atakując mięśnie swoją intensywnością. Przechodził gładko na kark, usztywniając go niczym kij. Przy podstawie czaszki hasał sobie wesoło igrając z odczuciami dziewczyny. Na końcu wślizgiwał się w głowę, gdzie osiągał swoją kulminację. Sinara miała wrażenie, że tuż za jej czołem walczą dwie potężne armie demonów, i żadna nie może wygrać.
Dziś było jej wszystko obojętne. Byłaby rada gdyby wszyscy zostawili ją w spokoju. Ale akurat dzisiaj zebrało im się na podejmowanie ważnych decyzji! Niech ich diabli wezmą, możemy stąd odejść i nie wracać, i tak czuła się tu jak intruz. Tu już nie dadzą rady nic zdziałać, za walkę z Państwem i tak im nikt nie zapłaci a przecież za coś trzeba żyć. Lepiej wrócić do gildii i nająć się do nowego zadania. Sinara obawiała się tylko, że będzie to więcej niż jedno zadanie i grupa zostanie rozdzielona. Różnie im razem było, mieli swoje wzloty i upadki, ale zdążyła już zaufać tym ludziom i czuła się pewnie mając ich w pobliżu.
Także najlepiej byłoby wrócić do Futenbergu. Zaraz po tym, jak te przeklęty demony przestaną zgrzytać orężem w jej głowie.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |