Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2015, 20:26   #14
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Alastair wiedział kogo winić za awarię systemów utrzymujących życie nim zostali zaatakowani przez “piratów” kiedy wyszli w Immaterium. Wiedział kogo winić kiedy w trakcie tego ataku uległ “awarii” napęd nadprzestrzenny grożący eksplozją i wyrwą w Materium. Wiedział również dlaczego “piraci” zaprzestali ataku po trafieniu w silniki… Wiedział, ale nie miał dowodów. Wszystko idealnie ukartowane, by jego śmierć była jak najbardziej “przypadkowa”. Panika wiernych Imperatorowi pielgrzymów nie pomagała, a chaos na okręcie był ledwo kontrolowany kiedy tech-kapłani robili wszystko by ratować okręt. Biedni obywatele Imperium nie wiedzieli że Imperator ich nie zbawi, lecz to nie przeszkadzało mu w spokojnym, opanowanym tonie prowadzić nabożeństwo podniesionym głosem. Nabożeństwo spokoju i nawoływanie do modlitwy by “Bóg” dopomógł tech-kapłanom w godzinie próby ich wierności Imperium. I to podziałoało. Ciemny lud nieświadomy kłamstw eklezjarchatu i prawdziwej natury ich “”Boga” modlił się, a on, “pokorny sługa jego Miłości” przytaczał historię świętego Azamadeusza z Brieny który gorliwą modlitwą swoją i swoich podopiecznych zyskał łaskakę Imperatora i śmiertelny wirus ich oszczędził. Jak bardzo plebs był w błędzie… lecz nie jego rolą było wyprowadzać ciemnotę z ciemności zakłamania. Prawdę mówiąc było mu to na rękę, zawsze mu było…

Sprawy jednak skomplikowały się kiedy tech-kapłani zażegnali katastrofie i w dwie godziny później nastąpił zamach na jego życie i gdyby nie jeden z pokornych, choć zapalczywych pielgrzymów nie zasłonił go swoim ciałem, leżałby teraz w kałuży krwi. Sprawca jednak nie uszedł z życiem rozcięty na pół Palącym Ostrzem misjonarza, a zapach palonego mięsa, kości i krwi uniósł się w powietrzu. Rannym pielgrzymem zajął się osobiście tamując krwawienie i opatrując jego rany. Zapewniając szlachetnego, lecz oszukanego człowieka, że Bóg-Imperator wynagrodzi mu cierpienia których doznał, gdyż postąpił słusznie i szlachetnie…

Lecz to wszystko było przeszłością kiedy "Złoty Sen Ludzkości" dobił do Portu Wander, a wota pielgrzymów złożone leżały. Zajmie się nimi w stosownym czasie głosząc swoje kazania, lecz teraz ważniejsza sprawa czekała na rozwikłanie. Jako sługa Boga-Imperatora, stosowne było, aby okazać respekt i szacunek swoim starszym, tym bardziej jeżeli byli zwolennikami Missionaria Galaxia. Uśmiechał się w duchu. Był twarzą swojego Rodu i jego obowiązkiem było szerzyć słodkie kłamstwa i puste zapewnienia lojalności, a kardynał Korey Paruta miał być kolejną osobą która miała mieć zaszczytną przyjemność móc go spotkać...

Długa procesja przez zatłoczone korytarze górnych pokładów Solitice Imperialis zakończyła się w przedsionku sal gościnnych kardynała. Spory, sześciokątny pokój był wypełniony wygolonymi kapłanami z wybitnie nieprzyjaznymi spojrzeniami - osobista ochrona kardynała, fanatycy kultu naznaczonych ogniem. Ale, mimo wszystko, wobec pewnych honorów i oni musieli ustąpić i Alastair został wpuszczony do cichego pomieszczenia.

Na przeciwległym końcu mostka, pod olbrzymim iluminatorem z widokiem na serce systemu, duet Rubinowych Braci, stała wysoka, zakapturzona postać w skromnych szatach eklezjarchatu. I wyraźnie na coś czekała.

Alastair IV stanął w stosownej, poprawnej odległości od jego eminencji i opuścił pokornie głowę mówiąc z pokorą i namaszczeniem.
[i]- Eminencjo, niech będzie błogosławiony ten dzień i dni które mają nadejść, albowiem światło świętego Astronomicomu, jak żem słyszał, świeci nad Tobą jak nigdy dotąd.
- Szczęśliwy i aż nadto pożyteczny był już sam ten dzień, kiedy nawet Braddock-Hardingowie dołożyli swoją cegiełkę do budowy naszego dzieła w tym półmroku. Witaj, bracie-misjonarzu - odwrócił się bokiem i gestem zaprosił do zatrzymania się obok niego, pod samym iluminatorem. Kaptur, tak jak i wieść głosiła, zawierał znaczną część aparatury podtrzymującej starca w sprawności umysłowej - Poświęćmy chwilę na kontemplację, zanim przejdziemy do bardziej materialnych spraw -
Alastair złożył dłonie w niemej modlitwie wpatrzony w piękno Rubinowych Braci, jawny dar Boga-Imperatora dla ludzkości.
Kardynał modlił się inaczej; stał śmiało i dumnie, patrząc w przestrzeń. Nie była to nowość; wiele litanii i pieśni nie tylko dziękowało Imperatorowi za jego światło, ale i obiecywało wielkie czyny i podboje w jego imieniu. W końcu jednak spojrzenie wróciło w bliższe miejsca i odezwał się do kapłana przy swoim boku - Minęło siedemdziesiąt pięć lat odkąd twój pradziad odwiedził mnie na tej stacji; od tej pory nikt z waszego rodu nie postawił stopy na Solitice. Nie mogę zarzucić nikomu braku zaangażowania - wszak wasz ród dokonał w tym czasie wielu czynów na chwałę Imperatora i dla dobra Imperium - ale wtedy była to wizyta o wielkim znaczeniu -
[i]- Ród Braddock-Harding żyje by służyć Bogu-Imperatorowi i Świętemu Imperium Ludzkości - - odpowiedział Alastair -[i] Jeśli mogę zapytać, czym mogę służyć waszej Miłości?
- Jeżeli masz możliwość otworzyć Paszczę i oddać nam wszystkie święte miejsca po drugiej stronie, proszę, uczyń to niezwłocznie - zażartował łagodnie - Nie wezwałem cię, ani nawet nie mam już takiej mocy. A jednak jesteś. Jak mógłbyś mi usłużyć? Na początek, opowiadając o tym na co liczyłeś przychodząc tutaj - odsunął krzesło pierwszego oficera, a sam podszedł do kapitańskiego tronu

Młodszy i niższy rangą z misjonarzy miał dziwne przeczucie. Coś było nie tak. Czyżby stary klecha zawarł pakt z jego odwiecznym wrogiem? Jeżeli rzeczywiście tak było to nie musiał być aż tak uprzejmy, ale z drugiej strony miał opinię doskonałego polityka. Tak czy inaczej postanowił grać na zwłokę.
Ukłonił się lekko i udał się w okolice ofiarowanego krzesła jednak nie zasiadając na nim nim jego przełożony nie zajął swojego miejsca na tronie, a kiedy ten zajął miejsce i on usiadł.
- Przybyłem nadzorować ostatnie finalne dotknięcia nim Artume raz jeszcze wyruszy do gwiazd głosząc słowo Boga-Imperatora i spotkać się z waszą Miłością, którą mój przodek wychwalą jako jedną z najbardziej oddanych Imperium osób. Z tego też powodu zaniepokoił nas ostatni incydent.
- Ostatni incydent był jedynie nieudolną próbą tam gdzie każdy godny mojego stanowiska nie miałby innej opcji niż całkowity sukces - zbył kwestię machnięciem ręki - Ale może przywiodła cię tutaj inna informacja? Bardziej...pobożnej natury niż świętokradzki zamach na starego człowieka - siedzi sztywno na tronie. Całe ciało jest nieludzko spięte, a jedynie oczy gwałtownie rozglądają się po pomieszczeniu
- W istocie Wielebny. Dla mnie, pokornego misjonarza jego Miłości Boga-Imperatora, odwiedzenie kolebki naszego Świętego Zakonu, ostatniego portu z którego wyruszyły okręty niosące Jego chwałę, prawdę i oczyszczający ogień jest czymś co raduje moją duszę niezmiernie.
- I wyruszą ponownie, czy to za rok czy za stulecie. Ale mnie już na nich nie będzie; to zaszczyt dla takich jak wy, młodych herosów, przepełnionych słusznym ogniem.. A może będzie to już niedługo, na pokładzie Artume? Ilu pielgrzymów zebrały twe oratoria?
- Serca wierzących są pełne wiary i nadziei na ponowne otwarcie Paszczy. Kiedy nadejdzie pora, raz jeszcze ruszymy do gwiazd Koronusa szerzyć w wolę Boga-Imperatora i niosąc święte światło słusznego ognia, które spopieli tych którzy sprzeciwią się jego naukom. Albowiem, nie będzie miłości między świętym Imperium, a tymi którzy oddalili się ku Ciemności. Artume niedługo będzie gotowe, kiedy tylko nadejdzie chwila wyruszymy wraz z zastępami pielgrzymów niosąc cywilizację Imperium tam gdzie zamknięci w izolacji zdani byli na łaskę swej niewiedzy i braki opieki, jak Twoja wasza Eminencjo na tej stacji.
- A więc dokąd zbożny szlak powiedzie? Dzikie pustkowia i barbarzyńskie plemiona Faldon Kise? Pobojowiska i spaczone ludy Haddrack? Opowiadajże swój wielki plan; im większe dzieło tym większa nagroda dla tych którzy się do niego przyczynią, a jakże mógłbym unikać takiej zasługi? -
- Jeśli Paszcza nie zostanie otwarta przed nami oczyścimy w ogniu Haddarack, powalimy na kolana ludy Faldon Kise, pojdziemy dalej niż nigdy przedtem niosąc chwałę Imperium wykorzeniając u podstaw kulty fałszywych bogów… lecz jeśli Paszcza otworzy się przed nami, ruszymy głosząc wiarę tam gdzie zabrakło światła i nic nie stanie na drodze Świętej Krucjaty... - i opowiadał o światach upadłych, o legendach zasłyszanych od Głów swego Rodu, o tym co spamiętał z zapisków Missionaria Galaxia.

[i]- Krucjaty, rzecze twoje serce - pochylił się nieco do przodu - A jakie imię dałbyś temu szlachetnemu wysiłkowi? Którego świętego? -
- Nadał by mu imię po świętym Warmaster Lord Militant Golgenna Angevin. - odpowiedział pokornie Alastair.
- Druga Krucjata Angevińska - odparł zamyślony - Nasz wielki, niespełniony sen - na cichy, metaliczny gwizd z odległego końca sali w powietrze wzbiły się cztery cherubinki, z wysiłkiem martwych ciałek targając holoprojetor. Po chwili wyświetlił się pejzaż ręcznie malowanych grafik przedstawiających imperialne okręty - Ile powiedział ci Jared? Wymienił swój wkład, zapewne, nie było powodu także ukrywać udziału Gwardii. Ale co jeszcze? -
- Opowiadał mi również o sojuszach, między innymi z Gubernatorem Lo, wasza miłość. - Odpowiedział misjonarz nie zdradzając w swoim głosie zaskoczenia, albowiem nic nie było mu wiadomo o Krucjacie, a jego przełożeni w Dynastii nie rzekli mu słowa. Czyżby jego pradziad zabrał tą wiedzę do grobu? Tak czy inaczej musiał grać i wiedział jak. Nawet teraz łączył fakty. Fakty z przeszłości, które niegdyś nie istotne nabierały sensu wielkiego planu którego stawał się częścią.
- Wierzyliśmy że Paszcza zamknęła się tylko na krótko; to była płonna nadzieja, a siedemdziesiąt lat to długi czas aby trzymać taką siłę w gotowości - na hologramie masz ponad dwadzieścia okrętów. Połowa z nich wygląda tak samo, to jakieś raidery, w reszcie każdy jest inny. Westchnął - Ale dopóki Paszcza jest wciąż zamknięta, nie mogę prosić cię o przypomnienie o zobowiązaniach każdemu z osobna -
- Nieszczęśliwie, mój pradziad odszedł nim przekazał mi pełnię wiedzy. - odpowiedział smutno Alastair - Wielebny, czy mógłbyś powiedzieć mi to czego mój przodek nie zdołał mi przekazać, tak bym i jak mógł powołać się na dawne sojusze i doprowadzić krucjatę do sukcesu jeśli czas nadejdzie?
Pierwszy raz w ciągu całego spotkania uśmiechnął się pochlebnie - Zaprawdę, nawet po dwóch pokoleniach widać różnicę między waszymi dziadkami. Jestem świadom waszych konfliktów, więc nie będę tutaj unikał problemu - do wyciągniętej dłoni spłynął spod sufitu zwój pergaminu. Podał ci go, łamiąc swoją własną pieczęć. Lista zawiera kilkanaście nazwisk - Ian, najmłodszy z Rethwischów uprzedził cię w staraniach o te posłannictwo. Ale kiedy teraz patrzę jak bardzo wdałeś się w swojego dziadka, żałuję mojej decyzji. Więc powiem ci, co zrobię: wybierz pięć z nich. Twój rywal będzie musiał od nich odstąpić, a cała zasługa będzie twoja -
- Dziękuję wasza Miłość. - odpowiedział z pokorą Alastair. - Tych trzech wiernych Imperatorowi ludzi, jeśli Wielebny pozwoli, niech dołoży cegiełkę do naszego szlachetnego dzieła: arcykapłan z Maccabus Quintus, Gubernator Protasii, zarządczyni z Spectoris. Lecz z wyborem pozostałej dwójki naszych sojuszników mam problem. Czy mógłbyś Eminencjo służyć mi radą w tym zakresie?

Z jakiegoś powodu prośba nie została potraktowana jako ignorancja, a jako pokorę wobec wiedzy jego samego i kardynał pośpieszył z sugestią - Brat Merryn to znakomity znawca społeczności; w jego rękach nie upadła jeszcze żadna kolonia, a i jego wychowankowie mają doskonałe wyniki w wyrywaniu planet szaleństwom izolacji - nad ostatnim zastanowił się chwilę dłużej - To fałszywe nazwisko - wskazał jedno z ostatnich - ale jeżeli będziesz pytał na tej stacji dość głośno, znajdzie cię jego posiadacz -
Alastair przeszukiwał w ferworze swoje banki pamięci szukając tego nazwiska. Nieszczęśliwie znalazł tylko ogólniki. To było jedno z tych nazwisk, ważnych nazwisk którego nie umiał nigdzie przyporządkować. Jedyne co mu świtało to to, że miało to coś mocno wspólnego z jedną z frakcji Ministorium, ale którą? Nie mniej, nie bez powodu nazwisko znalazło się na liście. Gra pokornego człowieka wiernego Imperium musiała toczyć się dalej...
- Raduje moje serce wasza wiedza i mądrość Wielebny. Z tymi ludźmi, z zasobami mojego rodu, z błogosławieństwem waszym i samego Boga-Imperatora, Rubierza Kronusa raz jeszcze doświadczą Jego łaski kiedy nadejdzie chwila naszego chwalebnego marszu.
- Kiedy będzie na to czas; chociaż jest okrutnym marnotrawstwem że taki potencjał musi czekać aż plugawe sztormy odblokują święte Stacje Przejścia -
- Wierny przymierzom zawartym przed laty, pozwól Świętobliwy, że zapytam, w czym mogę służyć waszej Miłości nim czas nadejdzie?
- Upewniając się że te zasoby będą gotowe do pracy na rzecz Imperium, kiedy pieśni nawigatorów znowu rozbrzmią w tym rejonie; masz swoje obowiązki względem Dynastii, nie śmiałbym wchodzić im w drogę. Ale jeżeli będziesz miał możliwość wzmocnienia ducha tych ludzi…-

Niewiele więcej było do powiedzenia, przynajmniej na tyle istotnego by pytać dalej. Fałsz. Było wiele pytań, lecz Alastair nie chciał narażać zdobytego zaufania i środków na szwank. Nie po tym, jak wdał się w swego pradziada. Jakie to naiwne ze strony starego klechy… lecz to już były myśli które mu towarzyszyły w drodze powrotnej. Musiał zaopatrzyć siebie w niezbędne w przetrwaniu przedmioty, a zasoby pani Lord-Kapitan Vandermondeo miały w tym pomóc… Przedmioty, które mogą okazać się na wagę złota jeśli przyjdzie czas ich użyć.

Pierwsze pozyskanie towaru ucieszyło go niezmiernie. Gdyby jego uśmiech docierał do twarzy, pokorni słudzy Boga-Imperatora i naiwni pielgrzymi zobaczyli by oblicze lisa, lecz okazywanie emocji? Był ponad to. Emocje, tak, były dobre, lecz dobrze użyte, a wewnętrzny świat miał na zawsze pozostać tajemnicą dla ignorantów. To była jedna z pierwszych lekcji bycia członkiem Dynastii Braddock-Harding. Pierwsza, lecz nie ostatnia, a było ich wiele i wszystkie pamiętał doskonale. Więcej, był ich żywym ucieleśnieniem.

Druga akwizycja była pospolita, nic wielkiej wagi, a zarazem tak wiele. Drobnica która mogła się wielce przydać w przyszłości, niedalekiej przyszłości, a nawet i teraźniejszości. Jego oczy zalśniły wewnętrznym ogniem kiedy patrzał przez oszklony iluminator na odległe gwiazdy. Dzisiejszego dnia zadał bolesny cios jego wrogom, odzyskując najbardziej wpływowych sojuszników zobowiązanych do udzielenia pomocy krucjacie. Gdyby tylko Paszcza się przed nim otworzyła! Lecz musiał czekać… a krucjata? Dla ignorantów i słabych byłaby przeszkodą, ale gdzie głupcy i naiwni widzieli przeszkodę on widział zysk. Wielki zysk dla jego Dynastii i zysk dla Dynastii Vandermondeo jeżeli tylko blond kapitan zechce słuchać głosu rozsądku… to jest jeśli tylko dożyją czasu otwarcia się Świętych Stacji Przejścia.

Niestety, trzeci targ okazał się strzałem na ślepo. Nawet poruszając swoje kontakty, a spędził wiele czasu które kontakty poruszyć, nie udało mu się pozyskać tego co czuł złączony z Uniwersalną Wiedzą, że będzie przydatne i potrzebne w wyciąganiu korzystnych zysków, lecz było wiele stacji i planet, i jeżeli nie tutaj, to gdzie indziej zdobędzie to i wiele innych cennych przedmiotów… dla dobra Zysku Dynastii. Gdyby jego Dynastia nie miała wielkich planów wobec Lord-Kapitan Ambrosii Vandermondeo nie byłoby go teraz tutaj i musiał przyznać, widział w niej obiecującego Wolnego Kupca jeżeli to co dane mu było się dowiedzieć od swoich sojuszników było prawdą, a wiele było, to nawet sam zainicjowałby ten sojusz z jego osobą w roli głównej.

Lecz teraz, kiedy uznał, że dość było dbania o zaopatrzenie udał się pytać, zgodnie z zalecaniami kardynała, głośno, lecz wśród najciemniejszych miejsc stacji o tajemniczego sojusznika, a dłoń jego spoczywała na rękojeści jego zaufanej broni. Jej manufaktura przywoływała wspomnienia, a która to broń budziła respekt i strach wśród tych którzy ją znali. Niewiedza natomiast, jak historia wskazywała, często kończyła się boleśnie i szybko. Choć wiedział, że niewielu położy na niego dłoń, gdyż jego Ród był znany i szanowany również i w tych kręgach. Wiedział do kogo się zwrócić o ochronę na stacji, tymczasową na potrzeby tej wizyty. Niejedna “transakcja” przeszła przez wiele dłoni, i niejeden wpływowy człowiek wzbogacił się na interesach z jego Dynastią, a stare sympatie umierają trudno. Tym bardziej, kiedy są urozmaicane geltami przepływającymi z rąk do rąk i przymrużeniem oka. Będąc również na stacji, nie mógł nie odwiedzić znanych mu twarzy i nazwisk z archiwów i nauk jego Rodu. Chociażby, by okazać szacunek dla zasług i przychylność Dynastii, gdyż nawet największych sojuszników trzeba było zapewniać o ciągłości współpracy i rozwiewać, rozwiązywać, ofiarować pomoc przy mogących się pojawić problemach… Lecz wszystko to było fasadą, gdyż jego celem było zaciągnięcie, jakże subtelne, języka o sytuacji na Porcie Wander. Wiedza, która była kluczowa i było jego obowiązkiem wobec Dynastii ją pozyskać i przekazać w odpowiednie ręce… Wiedzę, która oficjalnymi kanałami byłaby nieosiągalna.

Nie mniej, udało mu się przed właściwą wyprawą do dolnych podpokładów pozyskać wsparcie jednego z gangów z którymi jego rodzina miała kontakty. Imiona nie miały znaczenia, jedynie umiejętności tych ludzi i ich pożyteczność dla delikatnej misji.
Perełką w zdobyczy tej tymczasowej ochrony na okres pobytu w Porcie Wander był jeden z sierżantów lokalnej grupy przestępczej o wyjątkowej specjalizacji…


...pozostali byli mniej wyrafinowani, ale równie przydatni szeregowcy Rodziny. Jeden uzbrojony w shotgun, jeden z poręcznym autopistolem i dwóch typków z stub rewolwerami wszyscy ubrani w prymitywne, acz zastraszające skóry. Nie była ochrona marzeń, ale na więcej liczyć nie mógł. Jak by nie patrzeć każda para dłoni umiejąca trzymać i obsługiwać broń była na wagę geltów i z taką oto ochroną Alastair ruszył przeczesywać dolne pokłady stacji w które niewielu miało odwagę zaglądać.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 06-09-2015 o 21:12.
Dhratlach jest offline