Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2015, 22:31   #133
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Shavri zasmucił się tą informacją bardzo. Od grupy odłączy się trzy wspaniałe osoby, z których z dwiema gorąco pragnął się zaprzyjaźnić. Tropiciel wygrzebał ze swojego plecaka znajomą butelkę Grzmotacza i przekazał ją Gergo z najlepszymi życzeniami na dalszą drogę. Chciał mu zaproponować naukę czytania i pisania w zamian za naukę podstaw smoczego, ale wszystko to - tak samo jak wiele nieprzeprowadzonych rozmów - nie miało już znaczenia.
- Jeśli mamy iść po tego kapłana, to równie dobrze możemy faktycznie przejść przez Futenberg. Odprowadzić naszych przyjaciół i dobrać do drużyny jeszcze jednego czaromiota. Biorąc pod uwagę, że jeden od nas odejdzie, a mierzyć chcemy się z istotami władającymi jakąś mocą, czarodziej jest nam po prostu niezbędny.
- Wątpie czy kogoś znajdziecie - rzekł Kain. - Nieliczni gildiowi magowie mają przydzielone swoje drużyny, a reszta jest na wojnie. Poza tym - nikt im za pracę tutaj nie zapłaci - uśmiechnął się krzywo na myśl o altruistycznych zapędach drużyny. - No, chyba że jednak chcecie się nająć Panu lub Pani… Wykończyć jedno z pomocą drugiego, a potem drugie?
- Do Święta Traw pozostały tylko cztery dni - wydusiła z siebie kapłanka obejmując głowę leżącą na własnych kolanach.
- Wynośmy się stąd - powiedział Evan. - Bo co jeśli nas przeznaczyli na pokarm?
- Zgadzam się - dodał też Marv. Wizja pozostania tu z uszczuplonym składem niezbyt mu się uśmiechała, jeszcze mniej uśmiechało mu się rozdzielanie. - Możemy powiedzieć komuś co tu zastaliśmy, ale nie zamierzam umierać… w zasadzie nie wiem za co. Bo tutejsi walczyć o swoje nie zamierzają, to pewne.
- Pani żeruje na tutejszych. Pan żeruje na wioskach wokoło Zamieci wyręczając się koboldami - odezwała się ponownie kapłanka. - Te nie atakowały okolic Lisowa, bo były odpowiednio upilnowane. Tilith nie chciała ratować porwanych ludzi z obozu, bo wydałoby się, że jawnie sprzeciwia się Panu, gdy ten poluje na swoje zdobycze... - wydusiła po raz kolejny podnosząc ociężałą głowę. Ręce zsunęły się z jej głowy i dłonie zakryły twarz. - Jeszcze miała czelność nazywać się "Panią życia" - fuknęła Franka z wewnętrzną złością. - Aż nie mogę uwierzyć, że wplątaliśmy się w zatargi między wampirami... Nie będę się układać z żadnym z nich, Kainie. Trzeba ich zabić. Nie... Oni i tak są martwi... Odegnać w niebyt, gdzie ich miejsce. I nie ważnym jest, czy opiekują się tutejszymi, czy nie, Zoju. Żywią się ludzką krwią a szczerymi chęciami i dobrym sercem, rady nie damy... Będę musiała napisać do swojej siostry w Darrow o radę, co robić w takiej sytuacji... - zakończyła odsłaniając swój niezwykle zmęczony wyraz twarzy.
Shavri zagryzł zęby. Pomijając smutek z powodu odejścia tak zacnych towarzyszy, nie podobało mu się to. Pomysł na zwinięcie się stąd był ze wszech miar niewłaściwy i wiedział o tym. Te sprawę należało zakończyć. Ale wiedział też, że w tym składzie i przy takim morale nie będą w stanie zrobić niczego. Nie zdążą też iść do owego kapłana i wrócić na Święto Traw. Wszystko do dupy… Jeszcze przy okazji Franka otworzyła mu oczy na coś, z czego sobie nie zdawał sprawy. Tillit kazała im wybić koboldy, bo porywały ludzi dla Pana? Jeśli tak, to cholernie daleko się po tych ludzi zapuszczał. Chociaż tyle dobrego, że pomogli ukrócić ten proceder chociaż na chwile. Nie do końca sami i szczerze mówiąc mocno wmanipulowani, ale zawsze… Sprawę Tilit musiał przemyśleć jeszcze raz. W nowym świetle.
Westchnął i zaczął głaskać futerko Bijak.
- Być może… - zaczął, choć wszystko się w nim wzbraniało przed tymi słowami - ...pozostanie tutaj i próba wykończenia Państwa nie uda się nam w obecnych okolicznościach. Nie wiemy, jak z nimi walczyć, jest nas za mało. Moglibyśmy faktycznie sprzymierzyć się najpierw z jednym, żeby wykończyć drugie, a potem sprzątnąć także i to pierwsze. Moglibyśmy też podburzyć ludzi, którzy stracili swoich bliskich, ale co dalej - nie wiem. Nie wiemy nawet, gdzie są te ruiny. Mógłbym szukać, ale to zajęłoby miesiące całe.
Urwał i spuścił wzrok.
- Powiem tak… - podjął na nowo, patrząc na spokojnie śpiącą na jego kolanach Bijak - Jeśli kapitan podejmie decyzję o tym, że odchodzimy, nie będę się sprzeciwiał. Jeszcze mi życie miłe - zakończył.
"TCHÓRZ! SAKRAMENCKI TCHÓRZ!" ryknął w myślach jego dziadek i Shavri poczuł się jeszcze gorzej, ale nic więcej już nie dodał.
Sinara milczała dotychczas, bo też strasznie dudniło jej w głowie. Miała ją z resztą opartą o ramię Evana, bo sama nie była w stanie utrzymać tej wielkiej kuli tętniącej dziś własnym życiem.
- A oni i tak nie chcą być uratowani, z tego co zdążyłam zauważyć. Może nie róbmy nic na siłę. Gdyby chcieli naszej pomocy, chociaż niektórzy mieszkańcy by o nią poprosili. Ale widać nie chcą.
Dziewczyna wyczerpała swoją siłę słowotwórczą i przymknęła oczy. W duchu powtarzała sobie "nigdy więcej Grzmotacza!".
- Jak mają nas prosić o pomoc, kiedy przyszliśmy od Pani… - mruknął Shavri.
- A więc postanowione - zarządził Evan. - Z Tillit nie mamy żadnych zobowiązań, choć dała zaliczkę, koboldy jednak zostały rozbite, a Zoja z Franką zrobiły tu kawał roboty. Wracamy do Futenbergu, a tam zdecydujemy co dalej, choć przyznam szczerze że mam ochotę na spotkanie z tym tajemniczym kapłanem. Trzeba się na odchodne wszystkiego dowiedzieć o okolicy, jakie są najbliższe miasta, góry i tym podobne, bo możliwe że magiczne przejście zostanie przez wampiry zablokowane.
Zniechęcony Traffo wstał i wyszedł z kapliczki. Zamierzał zająć się trzema drużynowymi kurami. Miał silnego kaca moralnego i słabszego po bimbrze i czuł, że tylko do tego się teraz nadaje.
"Mogliyśmy wracając, chociaż zaglądnąć do tej jamy w zmasakrowanym obozie koboldów" pomyślał. "Trzeba będzie ten pomysł poddać Evanowi..."
Kurom dobrze zrobiło wyciągnięcie z klatki, zaczęły się nieść. Chyba nie można ich skazywać na bezustanne siedzenie w klatce. Chłopak westchnął.
Sinara spojrzała na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Shavri i westchnęła.
- Czyli wracamy do Futenbergu, a potem do tego czarownika, czy kapłana, czy jakoś tak?
- Tak, moja droga - odpowiedział Sinarze Evan i uśmiechnął się do niej, sekundę później chwycił się za głowę z grymasem bólu na twarzy. I jemu dała się we znaki wczorajsza noc.
- Gdziekolwiek pójdziemy... Proszę, dajcie tylko dojść do siebie... - wydusiła Franka ponownie zakrywając twarz. Następnie z bolesnym i cichym jęknięciem zwinęła się w kulkę.
Marv nic nie mówił, wyglądał jak człowiek, który już swoje powiedział i dodawać nic nie ma zamiaru.
 
Komtur jest offline