Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2015, 09:04   #22
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Sobeslav Hrup nie był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, a przynajmniej na takiego nie wyglądał. Nie epatował szlachetną surowością i powagą. Nie budził grozy samym swym spojrzeniem. Był władczy, to prawda, ale władczością rozpieszczanego szlacheckiego bachora, a nie dowódcy, za którym na pewną śmierć pójdą ludzie. Miał posłuch wśród mieszkańców Złotnicy, ale nie dlatego,że wzbudzał powszechny szacunek. Hrabiowski syn nawet nie wyglądał groźnie. Mógł się podobać kobietom, ale prawdę powiedziawszy, był raczej ładny, aniżeli przystojni. A mężczyzna nie powinien być ładny.

Gdyby był kobietą, mógłby się chlubić swymi kruroczarnymi lokami. Gdyby był kobietą, w jego piwnych oczach, patrzących na świat zza firany czarnych rzęs, utopiłby się nie jeden adorator. No ale Sobeslav ewidentnie kobietą nie był. Za to miał za łagodne rysy, zbyt kobiecą oprawę oczu i za wydatne usta.

Jakich by jednak Lola nie żywiła względem niego uczuć, była gościem w jego włościach. Tak więc, gdy pan hrabia zażyczył sobie rozmowy z każdym z nowo przybyłych, zaczekała grzecznie na swoją kolej. I wreszcie przyszedł czas na nią:

- Lola Merritt - przedstawiła się wykonując przy tym perfekcyjnie wyszukany dworski ukłon. Gdyby tylko miała w ręce kapelusz, zamiotła by nim przed Sobeslavem posadzkę. - Trubadurka i poetka z Creyden. Zawitałam w wasze włości, panie, w drodze do Pont Vanis - przygotowane zawczasu drobne kłamstewko brzmiało jak najprawdziwsza prawda.

Przywołany na twarz subtelny uśmiech i nienachalne spojrzenie miodowych oczu dopełniały obraz. Działała na mężczyzn, bez dwóch zdań. Młody Sobeslav nie był tu wyjątkiem. Nie byli zbytnio podobni. On musiał mieć większość cech swojej matki, a ona swojej. Uśmiechnął się do Loli, odrobinę zarumieniony.

- Zdążyły do mnie już dotrzeć słuchy o twoim niewątpliwym talencie, panno Merritt. Wczoraj nie dane mi było tego talentu uświadczyć, a dziś się… sprawy skomplikowały - westchnął. - Nie wynikły z mojego powodu, ale przyjmij moje przeprosiny za zatrzymanie cię w naszych skromnych progach. Może jednak dasz się namówić na występ we dworze? I nocować tam byłoby ci na pewno wygodniej - powiedział wprost, nie odrywając od niej wzroku.

Cud, zrządzenie Losu, ślepy traf, a może palec boży. Już myślała, że przez trupa szlag jasny trafi jej plan, a jednak Los się do niej uśmiechnął. Takiego obrotu spraw się Lola nie spodziewała, ale nie zamierzała zaprzepaszczać nadarzającej się okazji.

- Występ dla Ciebie i Twej szanownej matki, będzie dla mnie prawdziwym zaszczytem, panie Hrup - odparła Lola uśmiechając się promiennie. - Zaszczytem i zarazem rekompensatą za wynikłe z sytuacji drobne niedogodności.

Jej uwadze nie umknęła atencja, z jaką śledził jej ruchy. Po części wynikała pewnie z czystej ciekawości. Ot, kolejny obcy w mieścinie. W ostatnich dniach dużo to takich zawitało. Z pewnością jednak za płaszczykiem życzliwego zainteresowania w jego oczach kryło się coś więcej. Żądza to może zbyt dużo słowo. Chociaż kto wie, patrząc po bezpośredniości z jaką zaproponował nocleg w swym dworze.

Wrażenia oniemiałego lub pochłoniętego żądzą młody szlachcic nie sprawiał, lecz niewątpliwie go interesowała. Kto wie, kiedy ostatnio był w większym mieście, spotykał piękne kobiety i utalentowane trubadurki? Bo do Złotnicy nikt taki w ostatnich latach nie przyjeżdżał, to pewne.

- Doskonale - aż klasnął w dłonie z uśmiechem. Zapraszanie na dwory pomniejszych szlachciców i do dobrych karczm nie były już dla Loli nowością. - Mam nadzieję, że to jedynie osamotniony incydent i podjęte środki pozwolą nam uniknąć następnych. Moja matka i siostra z pewnością się ucieszą z czegoś, co na chwilę ponure myśli odgoni - uśmiechnął się szczerze.

I tyle było szlachetnej pogadanki. Potem jaśnie wielmożny pan Hrup musiał wrócić do swoich jaśnie wielmożnych spraw. Nie zaproponował od razu pójścia do dworu, a dopiero, gdy wszystko pozałatwia. Nie zaproponował nawet, że pośle kogoś, by przygotowano dla niej komnatę. Dziwne to zwyczaje panowały w Złotnicy, a gościna jej władcy została póki co jedynie czczym gadaniem.


Po wyjściu Sobeslava tłum w karczmie począł rzednąć. Wyznaczona do prowadzenia śledztwa druidka debatowała w dwójką wojaków, Lola tymczasem doczekała się swojego śniadania. Jan Utrata chwilę rozmawiał z naradzającą się trójką, dość szybko jednak wrócił do jej stolika.

- No i co tam, panie Janie? - zagadnęła wesoło, gdy mężczyzna sadowił się na ławie naprzeciw niej.
- Pokomplikowało się, nie ma co - Utrata uśmiechnął się lekko wymuszenie. - Ano pokomplikowało. Lecz może to i na lepsze wyjdzie ostatecznie? Kto by stwora złapał, mógłby… - zamachał ręką łapiąc wyimaginowaną bestię - No wiesz.
- Może i komuś na lepsze wyjdzie, ale z pewnością nie staremu Źdźble - odparła sentencjonalnie.
- Z pewnością, z pewnością - zgodził się szybko, maskując zmieszanie uśmiechem. - Tymczasem zostaliśmy tu uwięzieni. Myślisz, że druidka coś odkryje? - zmienił lekko temat.
- Trudno powiedzieć - mówiąc to wzruszyła ramionami - Poznałam w swym życiu wielu oszustów podających się za druidów i wielu niepozornych ludzi władających mocami, o których się prostaczkom nie śniło - dodała tonem znawcy. Jej znawstwo było jednak jedynie dobrą grą aktorską, bowiem druidów, prawdziwych, czy udawanych, których spotkała w swym życiu, mogłaby zliczyć na palcach jednej ręki. No ale Jan Utrata o tym wiedzieć nie mógł i nie musiał. - Miejmy nadzieję, że Macha zalicza się do tych drugich.
- Mówi i wygląda jak nie stąd, choć o Skellige to ja jedynie opowieści słyszałem, a ludu z tego miejsca poznać mi nie było dane. Dużo podróżowałaś? - spytał z ciekawością, wcale nie zauważając najwidoczniej drobnych uchybień w mówieniu prawdy. - Wydajesz się być młodszą ode mnie, a mi udało się być jedynie raz w Kovirze i kilka razy w Redanii.

Cóż, szlachcic wyjątkowo ciekawym kompanem do rozmowy może nie był, za to na pewno należał do podatnych na urok Loli. Bardka chętnie podjęła temat swych przygód, racząc szlachetkę co ciekawszymi wspomnieniami ze swych podróży po Marchii Wschodniej. A opowiadać miała przecież co. Wszak to już bez mała dziesięć lat minęło odkąd wyruszyła w drogę.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 16-09-2015 o 13:13.
echidna jest offline