Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2015, 23:39   #21
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
- Panie Słomka, można zamówić słowo? - elf zagadnął dyskretnie do karczmarza przy szynkwasie, gdy tłum zajęty był plotkowaniem i piciem.
- No, czego chce? - burknął tyczkowaty karczmarz, łypiąc na elfa podejrzliwie.
- Widzicie jak się sprawy mają. Śnieg zasypał sioło. Trakty nieprzejezdne. Wkrótce mnie się denary skończą, a darmozjadem nie jestem. Prosić chciałem o pracę u was. Drwa narąbię, śnieg odśnieżę z dachu i drogi, co by ją bywalcy zawsze odnaleźli, posprzątam po gościach i porządek w stajni i piwnicy zrobić mogę. Jak trzeba to i bronić karczmy, bo ochroniarzem jestem. Mój pracodawca utknął gdzieś, bogowie raczą wiedzieć gdzie, na trakcie. Co wy na to?
- Nooo... odśnieżyć i drwa narąbać to by się może i zdało... - Słomka wahał się, niepewny. - Córa mi jeno ostała się we wsi, a zima długa... Kąt do spania to i darmo bym za to dał, ale zapasów niewiele...
- Doić umiem, mleka opić się i wody mi starczy. Piwa i gorzały waszej żłopać nie będę. - obiecał. - Kury wam się chyba niosą? Bo jak nie, to na zwierzętach znam się, może co poradzę? Wyszukanego żołądka nie mam. Na jajach, serze i suchym chlebie zimę przeżyję. A jak strawa ciepła się znajdzie, to i córkę jedynaczkę wam czytać i pisać nauczę chętnie, to może w życiu łatwiej mieć będzie wykształcona i jakiego, lepiej ułożonego, zięcia do domu przyprowadzi? Z wykształceniem w życiu czasem łatwiej panie Słomka.
- Ano łatwiej, tośmy ją już rachowania i pisania trochę poduczyli... - karczmarz stękał, cmokał i wzdychał. Skąpstwo nie pozwalało mu łatwo ustąpić. - Ale w karczmie pomóc można... ano można... w stajni też, bo ten młody Brona to niedojda... - zatrzymał się i popatrzył uważnie na elfa. - Jak coś zniknie, to hrabia się dowie i kości porachuje!
- I ja też panie Słomka złodziejskiego chamstwa nie zniesę! - przytaknął żywo wieśniakowi puszczając aluzję mimo uszu.
Mirko zawahał się, marszcząc brwi. Stary był i wysuszony, ale pewne rzeczy ciągle łapał. Pogroził elfowi palcem.
- Magdalena pokaże ci co do robienia jest. Bez długiego lenienia się i spanie we wspólnej izbie! - wskazał wzrokiem na dziewczynę, a w zasadzie młodą kobietę z imponującym warkoczem, która prześlizgiwała się pomiędzy ludźmi w Złotym Jaju. - Zwiesz się jakoś? - zapytał jeszcze. - Głupio tak per "elf" - wyszczerzył się, lekko szczerbatym, pożółkłym uśmiechem.
- Mówcie mi Katal, panie Słomka. - elf oparł się wygodnie łokciem o szynkwas wzrokiem podążając za karczmarzowym. - Ludzie gadają, że mieć chłopaka, to trzeba go pilnować we wsi... Mieć córę, to trzeba pilnować całej wsi... - uśmiechnął się.

Dziewczynie nic nie brakowało. W oczach wielu uchodzić mogła za niebrzydką, niektórych, wręcz ładną. Ba, jak kto lubił zaokrąglone kształty w biodrach i zakończeniu ud w okolicach lędźwi oraz pełne, dorodne, uwięzione w sukni piersi, jako miłej dodatki naturalnej, prostej urody młodej, wiejskiej pełnej buzi z dołeczkami w złożonych do uśmiech policzków i dużych ust, to może i do tytułu plebejskiej piękności w Złotnicy na krańcu świata mogłaby pozować niejednemu amatorowi płótna. Owe uwypuklenia dziewoi nie szły w parze z ogólną tuszą reszty ciała, które choć skryte pod prostą, kryjąca długie nogi suknią karczmarki, to z pewnością nie czyniły Słomkówny grubą lub niezgrabną. Między stołami poruszała się zwinnie i gibko, szybko podejmując decyzje, komu posłać uśmiech, komu tylko burzowe spojrzenie, komu piorun plaskacza po lepkich grabach, lub lubieżnej gębie, kiedy milczeć i kiedy głos zabierać, a to wszystko sugerowało, że choć prosta to dziewczyna była, to bynajmniej durna.

- Udała się wam pociecha. Ładna dziewoja. - rzekł serdecznie i szczerze.
Mirko zmarszczył się jeszcze bardziej, chociaż elf jeszcze przed chwilą miał wrażenie, że bardziej to nie szło. Przez kilka sekund szukał drugiego dna.
- Ano, ano... - odparł wreszcie w zamyśleniu. - Pilnować trzeba - pokiwał znacząco patrząc na Katala. - A ona jakaś taka... no już lata ma, a się nie da wytłumaczyć, że nie powinna każdego chętnego szmatą traktować - westchnął.
- Mądrze prawicie, bo lata lecą, o dobrego zięcia ciężko, gdy panna młoda już nie pierwszej młodości. A i dzieci trudniej mieć, ot życie. - zgodził się z karczmarzem. - A może ona już w sercu zajęta i dlatego taka wybredna? Miłość z rozumem w parze często nie chodzi. Zwłaszcza jak się kocha tego, kogo mieć nie można, lub bez wzajemności... - powiedział ostrożnie i od niechcenia, chcąc wybadać, czy po cienkim lodzie stąpa. - A dzieci rodziców podobno nie słuchają. Na złość rodzicielom czasem uszy sobie odmrażają. - pomędrkował z przekąsem. - Sam pan Słomka dzieckiem byłeś, to wiesz, no tak czy nie?
- Kiedy to było panie, kiedy to było... - westchnął raz jeszcze. - Tu we wsi nic się nie ukryje. Jakby za jakimś okiem wodziła, to bym wiedział. Na moje to ona tu zostać nie chce, do miasta prędzej uciec. Tylko starzy rodzice ją tu trzymają, bo to dobra dziewczyna - Słomka jak się rozgadywał to mniej zrzędliwy się robił, może przypominając sobie stare czasy i na pewno liczne rozmowy z gośćmi "Złotego Jaja".
- Nie tacyście jeszcze starzy. - elf pocieszył. - Jak bogowie dadzą, to grube lata jeszcze przed Złotnicą. Dziękuję za pracę. Zacznę już dzisiaj.
Słomka parsknął nagle rozbawiony, zerkając w kierunku kuchni.
- Ano, ano. Dajcie tylko córze mojej uwinąć się z tą zawieruchą teraz i wszystko ci wytłumaczy, panie Katal.
- Żaden ze mnie pan, Katal po prostu. – powiedział i odszedł do swojego stołu.



Słomkówna z ojcem zamienić musiała kilka słów, bo jakiś czas potem zwróciła na siebie uwagę elfa i wzrokiem zaprosiła do kuchni. Katal skinął głową obierającej ziemniaki małżonce karczmarza. Stara Słomkowa, siedząc na zydlu, z zaciekawieniem lustrowała elfa od podeszw kamaszów, po czubki sterczących uszu.

Dziewczyna pokazała składzik przy piecu, gdzie szczapy z drewutni należy składać, dodając przy tym, że niewiele go zostało w szopie. Do lasu zaś, po opał wybierać się przez zaspy, było pobożnym życzeniem. Pniaki, co jeszcze zostały z zapasów, złożone być miały w budynku gospodarczym przytulonym skośnym dachem do stajni.

Katal przyzwyczajony był do tego, między innymi zwracał na siebie uwagę. Kiedy nie były to wrogie i podejrzliwie, nieprzychylne spojrzenia, czasami zapominał się jednak, że to również inność rasy, niektórych ludzi fascynuje, niczym zamorski owoc, a nie sama jego osoba, kryjąca się pod skórą. W przypadku Magdaleny musiała to być zaciekawienie zrodzone z wiejskiej nudy i monotonni złotnickiego życia, opowieści przybyszów o odległych krainach szerokiego świata pełnych ekscytujących dziwów, w których nie brakło miejsca na starożytne, dumne elfy walczące z ludźmi o ziemię przodków, wolność. Tak właśnie musiało być, bo wszak nie znała Katala wcale, to nadto wyraźnie dawała wyrazy powierzchownej fascynacji, które on witał ze spokojem oswojonej i niegroźnej, zamorskiej bestii. Tego jej za złe również nie miał, tak jak głupcom chcącym go zabić wzrokiem, lub ranić słowem. Ba, wykorzystać nawet planował, w stosownym czasie.



Śnieg skrzypiał pod butami na odśnieżonej dróżce wiodącej do szopy od karczemnego podwórza. Stajenny chłopak pracował w pocie czoła wygarniając gnój z zagród na drewnianą taczkę. Elf w oszczędnych słowach poinformował tego, którego Słomka zwał młodym Broną, żeby do kuchni na śniadanie się udał, a on dokończy za niego robotę. Obie perspektywy uśmiechały się widać zdziwionemu młodzieńcowi, bo zapewne głodnym był plotek równie, co jadła, a dodatkowo obowiązki w pracy wypełnią się same, podobnie jak pusty brzuch do syta i ciekawość po brzegi.

- Karczmarz zatrudnił mnie do odtajów, to lżej mieć będziesz chłopcze tej zimy. - wyjaśnił.

Uprzątnąwszy gnój ze starą słomą, zrzucił z pięterka siano na korytarz i widłami rozprowadzał po zagrodach, kiedy przyszła właścicielka psa myśliwskiego, zapewne odwiedzić podopiecznego. Ukrył zdziwienie, że jednak chciała z nim porozmawiać. Druidka w ciągu godziny wczesnego poranka stała się druga po wójcie personą w wiosce przewodząc śledztwu, na podorędziu mając kilku zbrojnych.

Łapacz nie podjął tropu na świeżym śniegu, więc być może sprawca zbrodni Złotnicy nie opuścił, lub nie zrobił tego stąpając po ziemi. Jakkolwiek się nie stało, Katal zadowolony był przynajmniej z rozwoju wydarzeń dotyczących jego osoby. Nie musiał uganiać się za nocnym duchem, mógł spokojnie pracować zimując w Złotnicy i na dodatek mieć uszy blisko serca sioła, a to wszystko w oczekiwaniu na Giberta Nolana.

- Wiesz, gdzie mnie szukać, gdybym był potrzebny! - zawołał pogodnie do wychodzącej druidki.



Wśród narzędzi znalazł siekierę, piłę i drewnianą łopatę do odśnieżania. Śnieg sypał jakby chciał, a nie mógł, lecz wcześniej czy później zakrywał wydarte zaspom dróżki i szlaki. Najpierw wziął się za drążenie zwałów przed Złotym Jajem, potem na podwórzu, aby dojście do budynków gospodarczych było znośne. Na koniec wziął się do rąbania pniaków. W żelazny stempel do ułatwienia obracania drewna osadził szczerbaty szpikulec łamacza mieczy. Popołudniem planował ściąć drzewo za ostrokołem z pomocą Bronisława, jak w myślach przezywał chłopaka. Tam rąbać będzie gałęzie i przepiłowany na kawałki pień, lecz pamiętał, że uzyskać na opuszczanie granic sioła winien zgodę. Po ułożeniu szczap w drewutni i zaopatrzeniu kuchennego pieca, karczemnego kominka i gościnnych pokoi, rozmówić się chciał z Mirko i Machą wnosząc o aprobatę.

Cieszył się, że darmozjadem nie jest trwoniącym czas i grosz na ślęczenie przy karczemnym stole pijaniejąc w oczach. Na dodatek, zaopatrując pokoje w opał, mógł mieć oczy i uszy jeszcze szerzej otwarte. Na to, co dzieje się nie tylko pośród miejscowych, czego źródłem był dostęp do karczemnego zaplecza, lecz również może pośród przyjezdnych. Kto wie, może faktycznie zostanie obsypany grosiwem przez szlachetnie spłodzonego gołowąsa, a przygoda się znajdzie w najmniej oczekiwanym momencie codziennej pracy. A jeśli nie, to przynajmniej sakwa Katala dna nie zobaczy, bo denary nie stopnieją wraz ze śniegiem w tym nieplanowanym czekaniu na pana Nolana.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-09-2015 o 01:18. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 07-09-2015, 09:04   #22
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Sobeslav Hrup nie był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, a przynajmniej na takiego nie wyglądał. Nie epatował szlachetną surowością i powagą. Nie budził grozy samym swym spojrzeniem. Był władczy, to prawda, ale władczością rozpieszczanego szlacheckiego bachora, a nie dowódcy, za którym na pewną śmierć pójdą ludzie. Miał posłuch wśród mieszkańców Złotnicy, ale nie dlatego,że wzbudzał powszechny szacunek. Hrabiowski syn nawet nie wyglądał groźnie. Mógł się podobać kobietom, ale prawdę powiedziawszy, był raczej ładny, aniżeli przystojni. A mężczyzna nie powinien być ładny.

Gdyby był kobietą, mógłby się chlubić swymi kruroczarnymi lokami. Gdyby był kobietą, w jego piwnych oczach, patrzących na świat zza firany czarnych rzęs, utopiłby się nie jeden adorator. No ale Sobeslav ewidentnie kobietą nie był. Za to miał za łagodne rysy, zbyt kobiecą oprawę oczu i za wydatne usta.

Jakich by jednak Lola nie żywiła względem niego uczuć, była gościem w jego włościach. Tak więc, gdy pan hrabia zażyczył sobie rozmowy z każdym z nowo przybyłych, zaczekała grzecznie na swoją kolej. I wreszcie przyszedł czas na nią:

- Lola Merritt - przedstawiła się wykonując przy tym perfekcyjnie wyszukany dworski ukłon. Gdyby tylko miała w ręce kapelusz, zamiotła by nim przed Sobeslavem posadzkę. - Trubadurka i poetka z Creyden. Zawitałam w wasze włości, panie, w drodze do Pont Vanis - przygotowane zawczasu drobne kłamstewko brzmiało jak najprawdziwsza prawda.

Przywołany na twarz subtelny uśmiech i nienachalne spojrzenie miodowych oczu dopełniały obraz. Działała na mężczyzn, bez dwóch zdań. Młody Sobeslav nie był tu wyjątkiem. Nie byli zbytnio podobni. On musiał mieć większość cech swojej matki, a ona swojej. Uśmiechnął się do Loli, odrobinę zarumieniony.

- Zdążyły do mnie już dotrzeć słuchy o twoim niewątpliwym talencie, panno Merritt. Wczoraj nie dane mi było tego talentu uświadczyć, a dziś się… sprawy skomplikowały - westchnął. - Nie wynikły z mojego powodu, ale przyjmij moje przeprosiny za zatrzymanie cię w naszych skromnych progach. Może jednak dasz się namówić na występ we dworze? I nocować tam byłoby ci na pewno wygodniej - powiedział wprost, nie odrywając od niej wzroku.

Cud, zrządzenie Losu, ślepy traf, a może palec boży. Już myślała, że przez trupa szlag jasny trafi jej plan, a jednak Los się do niej uśmiechnął. Takiego obrotu spraw się Lola nie spodziewała, ale nie zamierzała zaprzepaszczać nadarzającej się okazji.

- Występ dla Ciebie i Twej szanownej matki, będzie dla mnie prawdziwym zaszczytem, panie Hrup - odparła Lola uśmiechając się promiennie. - Zaszczytem i zarazem rekompensatą za wynikłe z sytuacji drobne niedogodności.

Jej uwadze nie umknęła atencja, z jaką śledził jej ruchy. Po części wynikała pewnie z czystej ciekawości. Ot, kolejny obcy w mieścinie. W ostatnich dniach dużo to takich zawitało. Z pewnością jednak za płaszczykiem życzliwego zainteresowania w jego oczach kryło się coś więcej. Żądza to może zbyt dużo słowo. Chociaż kto wie, patrząc po bezpośredniości z jaką zaproponował nocleg w swym dworze.

Wrażenia oniemiałego lub pochłoniętego żądzą młody szlachcic nie sprawiał, lecz niewątpliwie go interesowała. Kto wie, kiedy ostatnio był w większym mieście, spotykał piękne kobiety i utalentowane trubadurki? Bo do Złotnicy nikt taki w ostatnich latach nie przyjeżdżał, to pewne.

- Doskonale - aż klasnął w dłonie z uśmiechem. Zapraszanie na dwory pomniejszych szlachciców i do dobrych karczm nie były już dla Loli nowością. - Mam nadzieję, że to jedynie osamotniony incydent i podjęte środki pozwolą nam uniknąć następnych. Moja matka i siostra z pewnością się ucieszą z czegoś, co na chwilę ponure myśli odgoni - uśmiechnął się szczerze.

I tyle było szlachetnej pogadanki. Potem jaśnie wielmożny pan Hrup musiał wrócić do swoich jaśnie wielmożnych spraw. Nie zaproponował od razu pójścia do dworu, a dopiero, gdy wszystko pozałatwia. Nie zaproponował nawet, że pośle kogoś, by przygotowano dla niej komnatę. Dziwne to zwyczaje panowały w Złotnicy, a gościna jej władcy została póki co jedynie czczym gadaniem.


Po wyjściu Sobeslava tłum w karczmie począł rzednąć. Wyznaczona do prowadzenia śledztwa druidka debatowała w dwójką wojaków, Lola tymczasem doczekała się swojego śniadania. Jan Utrata chwilę rozmawiał z naradzającą się trójką, dość szybko jednak wrócił do jej stolika.

- No i co tam, panie Janie? - zagadnęła wesoło, gdy mężczyzna sadowił się na ławie naprzeciw niej.
- Pokomplikowało się, nie ma co - Utrata uśmiechnął się lekko wymuszenie. - Ano pokomplikowało. Lecz może to i na lepsze wyjdzie ostatecznie? Kto by stwora złapał, mógłby… - zamachał ręką łapiąc wyimaginowaną bestię - No wiesz.
- Może i komuś na lepsze wyjdzie, ale z pewnością nie staremu Źdźble - odparła sentencjonalnie.
- Z pewnością, z pewnością - zgodził się szybko, maskując zmieszanie uśmiechem. - Tymczasem zostaliśmy tu uwięzieni. Myślisz, że druidka coś odkryje? - zmienił lekko temat.
- Trudno powiedzieć - mówiąc to wzruszyła ramionami - Poznałam w swym życiu wielu oszustów podających się za druidów i wielu niepozornych ludzi władających mocami, o których się prostaczkom nie śniło - dodała tonem znawcy. Jej znawstwo było jednak jedynie dobrą grą aktorską, bowiem druidów, prawdziwych, czy udawanych, których spotkała w swym życiu, mogłaby zliczyć na palcach jednej ręki. No ale Jan Utrata o tym wiedzieć nie mógł i nie musiał. - Miejmy nadzieję, że Macha zalicza się do tych drugich.
- Mówi i wygląda jak nie stąd, choć o Skellige to ja jedynie opowieści słyszałem, a ludu z tego miejsca poznać mi nie było dane. Dużo podróżowałaś? - spytał z ciekawością, wcale nie zauważając najwidoczniej drobnych uchybień w mówieniu prawdy. - Wydajesz się być młodszą ode mnie, a mi udało się być jedynie raz w Kovirze i kilka razy w Redanii.

Cóż, szlachcic wyjątkowo ciekawym kompanem do rozmowy może nie był, za to na pewno należał do podatnych na urok Loli. Bardka chętnie podjęła temat swych przygód, racząc szlachetkę co ciekawszymi wspomnieniami ze swych podróży po Marchii Wschodniej. A opowiadać miała przecież co. Wszak to już bez mała dziesięć lat minęło odkąd wyruszyła w drogę.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 16-09-2015 o 13:13.
echidna jest offline  
Stary 07-09-2015, 09:47   #23
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Porucznik dał się ponieść biegowi wydarzeń zbędnie nie oponującą różnym prądom jakie chciały na niego wpływać. Dlatego i perspektywa spacerów z Machą jaki i nocnej obecności we dworze nie sprawiała mu żadnego problemu. Tym bardziej, że i jedna i druga pachniała srebrem. Oczywiście śmierdziała też czym innym no ale tego nie zamierzał już teraz roztrząsać. Tak samo jak nie zamierzał przepytywać teraz miejscowych w poszukiwaniu wątpliwych świadków bo już i tak za dużo było śledczych i pytań… i uszu, które nie były dobrą zachętą do zwierzeń i wyciągania na światło dzienne sekretów, które skrywała Złotnica. Zastanawiał się nad zachowaniem młodego paniątka… jeszcze nie wiedział, czy wynikało ono z troski czy z chęci kontrolowania tego co kto powie… albo usłyszy.

Słowo jednak się rzekło i to Thorn’a z całą pewnością ulokuje w centrum wydarzeń. Albo w pańskim dworku… albo u boku druidki – komandora spaceru śledczo-myśliwskiego. Dlatego wojak miał zamiar mieć oczy otwarte i gębę zamkniętą… a stal pod ręką.

***

Rozmówił się ze swoimi nowymi kompanami… których wiedziony dziwnym przeczuciem wykluczył z podejrzeń powiązań z nocnymi ekscesami. Nawet mimo tego, że druidka bardziej woniała zwierzęcym futrem niż wilkołak… a Walfen wyglądał na takiego co to mógłby rozerwać człowieka na strzępy… Zaś w nocnym, bladym świetle gwiazd Cyntryjczyk nie wiedziałby czy bardziej by go zmroził widok wilkołaka czy tego cyklopa.

Brynden usiadł na zydelku obserwując jak druidka pochłania swoją owsiankę nie dając jej najmniejszych szans na ostygnięcie. Sam czekał na piwną polewkę, którą mu tutaj zachwalano jako specjał gospodyni. Podobno solidnie wypełniona białym serem i żółtkiem… a przede wszystkim uzupełniona wonnymi przyprawami. Sprawdzi to.

– Tak. Ostrokół wydaje się dobrym miejscem na początek. - Wojak sam był ciekaw czy cokolwiek będzie można zobaczyć skoro ta bariera jest tak dziurawa. Według jego wyobrażenia taka bestyjka to skoczyć potrafi. Ale warto spróbować. - Mnie nasz dobrodziej, hrabia zaprosił do urzędowania w jego dworku… i mienie baczenia w nocy na domowników. Czyli możesz na mnie liczyć póki co za dnia.

- Ja nic prócz szukania bestii do roboty nie mam. - Walfen bez ceregieli zamówił kolejne piwo. Do cna wysuszony kufel hołubił na masywnym jak dębowa baryłka brzuchu, kołysząc nim na boki niczym wahadłem ekscentrycznego czasomierza. Wypadł do przodu, odgarnął z twarzy burzę włosów i wsparł się na przedramionach. - A do sugestii oczywiście się zastosuję, bez obaw. Brzydki jestem, ale zgodny, a mądry pomysł szanuję. Myślę, że gdy do cna wyczyścicie miski, ruszyć od razu możemy. Nie ma na co czekać.

Miski nie były na tyle pojemne, aby zatrzymać ich na dłużej. Jedzenie szybko znikło, a długi warkocz mignął im przed oczami, kiedy uwijająca się dziewczyna zabrała puste naczynia. Zwlekać nie było co. Ubrali się i wylegli na zewnątrz, wdeptując od razu prawie w całkiem głęboki śnieg. A przecież była to odśnieżona część Złotnicy. Mieszkańcy wsi uwijali się z szuflami, których mieli sporą ilość. Mieszkanie tak blisko gór musiało oznaczać częstą walkę ze śniegiem i tutejsi wcale dobrze sobie z tym radzili. Do obu bram dało się już bez większych przeszkód dojść i stamtąd bliżej przyjrzeć palisadzie. Wystawała nad śnieg jakieś dwa metry, łącznie miała ponad trzy. Stanowiła bardzo prostą jej wersję, z grubymi balami wbitymi w ziemię tuż obok siebie i zaostrzonymi na końcach. Na pierwszy rzut oka były już stare i przegnite w wielu miejscach. Kilka fragmentów palisady się lekko przechylało, gdzieniegdzie widać było szczerby. Ostrokół za bramą całkiem przykrył biały puch, ale nawet zbadanie palisady dokładniej od wewnątrz wymagałoby brodzenia w głębokim śniegu.

***

Nim jeszcze opuścił gospodę poskładał wszystkie swoje klamoty w taki sposób by jak wróci nie musiał tracić czasu na pakowanie i mógł przejść na dworski wikt. Kiedy zaś opuszczał pokój natknął się na karczmarza mającego jakąś sprawę na piętrze. – Pozwólcie tu panie Mirko na słówko. Powiedział i wszedł na powrót do pokoju. – Dziś opuszczę pokój. Jak znajdzie się ktoś chętny na niego to możecie przenieść moje rzeczy do składzika… ale byle nic nie zniknęło.

- A… powiedźcie mi jeszcze jedno. Kto w taką niepogodę mógłby mieć sprawy poza wsią? Macie tu jakiegoś myśliwego, albo kogo innego co częściej za palisadą jest niż wewnątrz niej? A może kto zniknął w ostatnim czasie… lub przydarzył się mu jakiś wypadek. Śmiertelny. Dodał na koniec lekko jakby dalej rozprawiali o tym gdzie rzucić jego tobołki w razie czego.
 
baltazar jest offline  
Stary 09-09-2015, 13:06   #24
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Stary Słomka, trochę zdziwiony pytaniem Bryndena, podrapał się po szczecinie porastającej jego policzek, stęknął kilka razy, westchnął raz, aż wreszcie ramionami wzruszył.
- W taką pogodę jak dziś to nikt, ale w taką jak wczoraj to już tak. Ziarno ze synem swoim do Hołopola kilka dni temu poszli, jeszcze nie wrócili. Poza nimi to kto to wie. Dookoła Złotnicy farmy, chaty smolarzy i myśliwych też by się kilku znalazło. Ale kto interesa w taką pogodę? Nikt komu głowy nie odjęło.
Trop ten zbyt ogólny był, aby nim podążyć. Chata Ziarnów znajdowała się w obrębie palisady, zamieszkana obecnie przez żonę i resztę dzieciaków - dorosłych lub prawie dorosłych, a także jednego zięcia. Ludzie w takich miejscach potrafili żyć stłoczeni.

Huczało od plotek, a rodzina nieboszczyka nie wychodziła z chałupy, poddając się żałobie. Tam wpierw udał się też Sobeslav, w sprawach nie dotyczących obcych. Dzień nastał już w pełni i chociaż gruba warstwa ciemnych chmur nie ustępowała, to światła było dość, zarówno na badanie śladów jak i całą resztę czynności. Odśnieżanie szło aż miło, ale żaden z tutejszych ani myślał ścieżek do palisady robić. Mimo to szokujące wydarzenie nie sparaliżowało ich. Tak to już było na prowincji. Pewne rzeczy udawało się wypierać z umysłów. Dzień także pomagał. Nie było tak strasznie. Strażnicy patrolowali główne ulice, wydeptując ścieżki w śniegu. Nie widać po nich było entuzjazmu, ale w świetle dnia dało się zauważyć jeszcze dwóch ze straży, trzymających się blisko hrabiowskiego dworku.

Trójka śledczych, z braku lepszego słowa, chcąc nie chcąc brnąć zaczęła przez śnieg. Szczęśliwie odległości nie były wielkie, bo zajęcie nie należało do przyjemnych, kiedy biały puch wdzierał się pod ubranie i oblepiał je całe, mocząc i mrożąc ciała. Dotarli do wschodniej części palisady, gdzie na długości dobrych pięciu metrów widniały szczerby i dziury. Drewno przeżarte przez korniki spróchniało i prawdopodobnie wiatr oraz inne wydarzenia pogodowe wygięły całość odcinka i połamały kilka bardziej nadwątlonych fragmentów, ukrytych teraz pod śniegiem. Człowiek miałby tu całkiem wygodne miejsce do wspięcia się i przeskoczenia lub przeciśnięcia się na drugą stronę. Dokładniejsze oględziny nie pozwoliły im stwierdzić nic więcej. Sporo całości ukrywała obecnie pogoda, nie odkryli też śladów żadnej bestii czy nawet innego od naturalnego oddziaływania na drewno.

Podobne nic stwierdzili przy północnym odcinku, który jednakże swoją słabą konstrukcję zawdzięczał czemu innemu. Ten fragment palisady był wyraźnie osmalony, ślady spalenia dostrzegało się od razu. Mogło mieć to coś wspólnego ze stojącą obok murowaną wieżą, w której dachu ziała dziura, zasypana obecnie śniegiem. Jeśli uderzyły tu pioruny, pożar mógł objąć okolicę. Sporo osmaleń pozostało widocznych także na kamieniach tej konstrukcji. Palisada nie przechyliła się, ale jej górną część strawiły płomienie, sprawiając, że teraz ledwo wystawała nad śnieg. Miejscowi przybili tu kilka desek dla załatania wyrwy, co wcale nie załatwiało sprawy z czymś innym od zwykłego wilka.


Magdalena, albo Magda jak kazała Katalowi do siebie mówić, wydawała się wielce ucieszona pomocą elfa. Szok po porannym odkryciu i zawirowania związane z ilością wynikłej z tego pracy znikały wraz z upływem czasu. Nie widać było po niej niechęci do spiczastouchego, a fascynacja pochodzić mogła z kilku źródeł. Dość rzec, że tak jakby często trzymała się blisko mężczyzny, błyskała całkiem ładnymi zębami w uśmiechach i z chęcią prowadziła rozmowę, gdy tylko wyczuła, że Katal przeciwny temu nie jest. Pytała o jego pochodzenie, przygody, zajęcie, wiek i mnóstwo innych rzeczy. Tak, krasnoludy mogły się tu pojawiać za jej życia, ale elfów to z pewnością wielu nie widziała. Tak przynajmniej sądził, kto wie czy rzucane mu spojrzenia nie były też czymś innym.

I mimo wszystko ciekawszą zapewne była kompanką od Jana Utraty, nieszczególnie interesującego ubogiego szlachcica dotrzymującego towarzystwa Loli. Spijał słowa z pięknych ust, samemu wtrącając wstawki o swojej młodości i wychowaniu w pobliżu Hołopola. Trzeci syn, bez szans na dziedziczenie, bez polotu i szczególnych zdolności. To sobie dopowiedziała sama. Wyglądało na to, że dobra partia w postaci Jitki to jego jedyna szansa. On także otrzymał zaproszenie od Hrupa, choć nie przyznał się trubadurce czy powiedział synowi hrabiny z jaką tak naprawdę sprawą przybył do wsi.

Katal był właśnie w trakcie układania kolejnych szczap przy kominku, a Merritt słuchała o pierwszych doświadczeniach Jana na koniu, kiedy za drzwiami karczmy wybuchło małe zamieszanie. Ktoś krzyknął, a potem do środka dotarł skrzeczący, doniosły głos starej kobiety.
- Będę gadała co chcę!
- Zawrzyj gębę, babo! Zawsze na czarnym wszystko widzisz - odpowiedział równie głośno jakiś mężczyzna.
- Bo i to prawda. Ja swoje wiem i gadam, że to klątwa za to coście robili! Złoto się skończyło, ludzie się skończyli, a teraz to nas wszystkich wykończy!
- Bzdury gadasz! Nic co na klątwę zasłużyło żeśmy nie robili!
Kłótnia ta, łatwo było spostrzec, toczyła się pomiędzy starszym ze strażników wiejskich a małą, mocno zgarbioną i owiniętą chustą pomarszczoną kobietę, ledwo trzymającą swój ciężar w pionie, podpierając się na chybotliwej lasce. Nawet krasnoludy przerwały partię kart, wyglądając przez okno. Wydarzenie przyciągnęło zainteresowanie większości, dlatego prawie nikt nie spostrzegł niskiej postaci w kapturze, która przeszła obok elfa.
- Pomóż mi, błagam! - szepnęła, nie zatrzymując się i kierując na schody prowadzące na piętro. Musiała być za potrzebą, ona i pilnujący ją żołdak nie schodzili bowiem na dół z innych powodów.


To wydarzyło się później, kiedy dawno minęło już południe. Katal przymierzał się już do zabrania się za upatrzone drzewo. Lola i Jan otrzymali, od ubranego w liberie młodzieńca, zaproszenie na dworek, gdzie już przyszykowano dla nich pokoje. Macha, Walfen i Brynden obeszli już wszystko, co obejść się w obrębie Złotnicy dało.
Ostrzeżenie przyszło od zrzucającego śnieg z jednego z dachów, który wskazał na południe.
- Tam! Ktoś jedzie!

Ludzie rzucili się do południowej bramy. Zanim ktokolwiek z karczmy zdążył tam dotrzeć, ściągano już z wierzchowca okutaną w grube futra osobę. Wydawała się półprzytomna, dając się ponieść do najbliższej chaty.
- Wezwijcie Ozę! - ktoś krzyknął. Koń, na którym przyjechała, nie był ogierem czystej krwi, prędzej przypominał starą chabetę pociągową. Zipała z trudem, boki chodziły jej jak miechy i szła z nich para. To było niezwykłe, że zwierzę jeszcze stało. Szepty ludzi wypełniały powietrze, łatwo dając się wyłowić.
- To młoda Młynkowa...
- Aż sina była...
- Słyszałem jak mówiła zanim ją wzięli, że farma spalona, a rodzina wymordowana...
- Sama wygląda prawie jak trup...

 
Sekal jest offline  
Stary 15-09-2015, 21:39   #25
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
praca zbiorowa

Jedynym efektem poszukiwania śladów nocnego gościa było zmoczone ubranie spowodowane przedzieraniem się przez śniegowe zaspy zalegające we wiosce. No może jeszcze tylko przekonanie się jaki fatalny jest stan wioskowej obronności. Widocznie nagły odpływ funduszy z kieski tutejszej szlachty szedł w parze z brakiem poczucia zagrożenia… Palisada Złotnicy nie chroniła nawet przed wiatrem. Niemniej jednak to czego szukali nie znaleźli…
Nie pozostawało mu nic innego jak powrót do gospody i rozgrzanie starych kości… a przy okazji przesuszenie ubrań na zapiecki.

***
Wszyscy siedzący wtedy w karczmie, gdy hałaśliwa baba - po jakże zauważalnej wymianie zdań ze strażnikiem - wlazła do środka i skierowała swe kroki do barmana. Chwilę później nastąpiła wymiana butelki, którą kobieta skrzętnie ukryła pod grubym, śmierdzącym płaszczem. Wdała się w krótką wymianę zdań z elfem, ale jedynie końcówka była słyszalna w całej karczmie, bowiem starowinka podniosła głos.
- Ja rad słuchać to mogę przy kubku, młodzieniaszku. A tu stoły puste, w kubkach woda - zaskrzeczała.
Elf w milczeniu skinął głową przyjmując do wiadomości preferencje kobieciny i odwrócił się z powrotem do Mirko.

- Co będziecie matko się tak szwędać tam i nazad. - Zwrócił się Thorne do baby. - Śpieszy wam się gdzieś tak bardzo, że nie dziabniecie czego na ból w kościach? - Po czym skinął na karczmarza, żeby jeszcze jeden kubek dostawił.

Śledztwo śledztwem, ale Słomka łypnął na Bryndena spode łba i nie nalał, dopóki grosza nie zobaczył. Kobiecina miała tu swoją reputację. Kiedy kubek stanął na stole, baba też przy nim zasiadła, biorąc go w drżące ręce i siorbiąc głośno. Śmierdziała.
- No, takie rozmowe to ja rozumim.

- Pij babuleńko, pij. - Walfen dosiadł się do towarzysza i staruszki. Podsunął sobie pod tyłek chybotliwe krzesło i nachylił się nad kubek, gestykulując kubkiem okowity. - Chłop tamten co się pieklił tak, jak mu pani szanowna łeb suszyła, pewnie i słusznie?

- Jakie łeb suszyłam?! - oburzyła się staruszka, chuchając na Walfena tak, że nawet doświadczonemu wojakowi oczy łzami zaszły. I wzięła porządnego łyka okowity, pół kubka jednym zamachem opróżniając. - Ahhh, spragnione gardło. Prawdę gadałam i tyla!

- Twoje zdrowie Matko, niech ci bogowie dadzą go jak najwięcej. - Stuknął kubkiem o kubek kobiety i wychylił swoją porcję gorzałki. Po czym znając się na karczemnej etykiecie i alkoholowych potrzebach ludzi dolał jej nie czekając na kolejny komentarz o następnego. – A prawd jest zawsze tyle ile ludzi. Coś o jakichś klątwach gadaliście? Dobrze żem słyszał?

- Ano, klątwach - pokiwała głową. - Zagryźć by się czym przydało - rozejrzała się na boki. - Wtedy wchodzi lepiej - czknęła i powierciła się chwilę. Woń kobieciny stawała się dla obu mężczyzn bardziej wyrazista. Gdzieś z odoru alkoholu i brudu przebijała cebula. - Jak się ludzi cichcem nocami na cmentarzu zakopuje, to klątwa być musi i basta.

- Przydałoby się… ale jak widać karczmarzowi łatwiej butelczynę donieść niż to coś co tak przyjemnie pyrka w kociołku. Brynden sam się rozglądnął za strawą bo i on już głód odczuwał i czekał na zamówione żarcie. - A cóż to za cudaczne praktyki? Jak to tak po nocy i bez kapłanów? To jakieś okrutniki były?

Na zamówione żarcie to jeszcze miało przyjść mu poczekać, bo ciągle wcześnie było i ludzie ciągle pracowali. Słomkowa co prawda już coś tam w kuchni pichciła, ale żaden śmiałek nie udałby się tam bez solidnej zbroi płytowej odpornej na ciosy wałkiem.

- Ja tam nie wiem, to jeszcze wtedy było, jak obce do nas przyjeżdżali, jak teraz i wy - zazgrzytała baba i opróżniła duszkiem drugą połowę kubka, ocierając usta krańcem płaszcza. - Ale co widziałam, to widziałam. To ludzie ze wsi zakopywali, oko to jeszcze miałam dobre! - prychnęła na karczmarza, który skrzywił się wściekle, co nadało jego pomarszczonej twarzy wygląd zasuszonego pomidora.

- Nie słuchajta co tam baba plecie, zakała jedna! - warknął i pokręcił głową, wychodząc na zaplecze jakby w proteście przeciwko słuchaniu tego bełkotu.

- Panie Słomka, a przynieście no jaki bochen chleba, smalcu i kiełbas coby nam tak w brzuchu nie burczało od tych zapachów jakie wydobywają się z kociołka waścinej starej! Powiedział na odchodne gospodarzowi bo nie bardzo mu się podobało siedzenie przy pustym stole jak i wścibiania nosa w nie swoje sprawy. Gdy już tamten zniknął za szynkwasem podsunął babie dzbaniec z gorzałą żeby się nie krępowała nalewać wedle uznania bo sam nie chciał folgować mając jeszcze inne zadania na dziś zaplanowane. - Przyjezdnych zakopywali czy swoich? A może jakiś podróżnych co to z konkretnego miejsca wracali? - Powiedział ni to do baby ni to się głośno zastanawiał. - Ale to pewnikiem dawno… bo zimą to ziemia zmrożona jak kamień i kopać bieda. Szczególnie nocą.

“Nocą to się nogi pocą”, stwierdził w zamyśleniu Walfen i opróżnił kolebiącą się pod nosem szklanicę. Swoich groszy trzech nie dodawał, Bryndenowi gwarzenie ze starowniką szło zapewne o niebo lepiej, niż gdyby prowadził ją Zarzeczanin. Jednooki najemnik tęsknie wypatrując jakiejś zakąski.
- Matka pije, karczmarza nie słucha. - mruknął jeszcze i wychylił się na krześle, wciągając bijące z kuchni zapachy.

Baba nie wyglądała na wzruszoną w jakiś sposób. Słowa karczmarza spłynęły po niej jeszcze łatwiej niż okowita znikała w gardle. Nalała sobie znowu do kubka. Była wprawiona, to jasne.
- A kto Słomki słucha, hem? - beknęła i zapiła to z kubka. Tym razem już mniej na raz łykała. - Kogo oni zakopywali to niii mni wiedzieć. Trupy. Nie ze Złotnicy, bo bym wiedziała. Nii, mieszkańców nie tykali. Kilku zniknęło, a jakże! Poleźli w góry po złoto i nie wrócili. Głupie to jak psy.

- Psy? Hmmmm dziwne porównanie… - Thorne był lekko skonfundowany bo i nigdy nie słyszał porównywania głupoty do tych czworonogów i zbierzność akurat ze sprawcami nocnych ataków. Przynajmniej takich które sugerowały psowatość lub wilkołakość.

- Kozy, jak je wolisz młodzieńcze - prychnęła starucha wraz kolejnym łykiem. Najwidoczniej nie przywiązywała się do swojego określenia

***

Późniejsze zajścia jakby utwierdziły wojaka w przeczuciu, że to co wewnątrz dziurawej palisady mogło się i wydarzyć poza nią… Pojawienie się pół żywej dziwki na ledwo żywej chabecie nie pozostawiało złudzeń. Z dala od wioski też były trupy tutejszego łowcy. Rany na wierzchowcu sugerowały, że dziewczyna ledwo uszła z życiem… zastanawiające było tylko kiedy nastąpił atak. Z odpowiedzią na pytanie jednak musieli poczekać bo w takim stanie póki co nie mogła wykrzesać z siebie sensownego zdania.

Brynden planował jeszcze za dnia przyjrzeć się dworkowi i najbliższej jego okolicy tak by w razie czego nie biegać po nocy zupełnie na oślep.
 
baltazar jest offline  
Stary 15-09-2015, 21:48   #26
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Skutkiem grupowej inspekcji ostrokołu była wiedza nie do przecenienia... Dowiedzieli się mianowicie, że gdy ktokolwiek lub cokolwiek będzie chciało do Złotnicy przeleźć, to przelezie. Kosztem nabycia tej mądrości były przemoczone buty i kraj sukni. Co, jak Macha oszacowała sobie w skrytości ducha i nie przyznałaby nikomu, było ceną skandalicznie wysoką. Przemarznięta po nocy spędzonej w szopce druidka zatarła ręce i już-już miała rąbnąć Thorne'owi uprzejmym pytaniem, czy nie stwierdził aby gdzie w karczmie balii dość obszernej, by pomieścić dużo Machy oraz przynajmniej trochę wody i ewentualne towarzystwo. Zanim rąbnęła, przy bramie poczynił się rwetes, nie przymierzając takich rozmiarów i natężenia jak owego pamiętnego dnia na Undvik, gdy trójnogim zydlem wywojowała sobie swoje samotne życie na kontynencie.

Przepchnęła się przez tłum, nie żałując łokci i nie oglądając się, czy Walfen i Brynden poszli za nią czy ubijają śnieg za kręgiem gapiów. Złapała za pazuchę smyka o konopnych włosach obciętych wokół miski, który wciskał ciekawski, czerwony od mrozu nochal między framugę a uchylone drzwi.
- W szopie koło stajni, moja torba z ziołami, na jednej nodze!
Rzuciła okiem na konia, na którym przybyła dziewka, pobieżnie, tyle tylko, by stwierdzić, że szkapa choć zdrożona i ranna, to wyżyje. Wepchnęła się do chałupy nieproszona i niepytana, jak zawsze absolutnie pewna, że czego jak czego, ale to błogosławieństwa Freyji oraz osobistej pomocy Machy zgromadzeni ludkowie potrzebują najgoręcej... nawet jeśli sami nie zdają sobie z tego sprawy. Brynden deptał jej po piętach, a Walfena już gdzieś wywiało.

Ciżba wokół złożonej na ławie dziewczyny robiła dokładnie to, co wszystkie ciżby świata. Cisnęła się mianowicie a kłębiła, buchała wyziewami przetrawionej okowity i kiszonego czosnku, szemrała średnio zrozumiale i średnio sensownie i deptała sobie po stopach. Do konkretnej pomocy nikt się nie garnął, ale do patrzenia i komentowania – wszyscy jak jeden mąż. Znawcy cholerni.
- Z drogi! - huknęła druidka mało delikatnie i bez zbędnych wstępów. Wysłane po zioła pacholę właśnie na czworaka przedarło się między nogami ciżby i z zakłopotanym uśmiechem wycięgnęło ręce, obydwie obciążone sporych rozmiarów skórzanymi workami.
- Nie wiedział ja, którą...
- Zioła są w tej ziołami pachnącej. Famurały nie wonieją, a przynajmniej nie powinny... - Macha poklepała smyka po policzku i postąpiła krok w przód, natrafiając na niespodziewany opór.

Miejscowe chłopstwo baranio-prosowate odkryło bowiem po głębokim namyśle, że o druidach nic nie wie, toteż jako obcym takowym podejrzanym powsinogom, co się druidami mienią, ufać nie będzie. Brak zaufania objawił się przede wszystkim tym, że nie chcieli puścić Machy do trzęsącej się na ławie dziewczyny.

Wyspiarka sarknęła zniecierpliwiona, a potem z rozmachem wepchnęła największemu krzykaczowi swój wór z ziołami w ramiona.
- Jak taki umny, to bierz i sam dziewkę lecz, a nie gębę pruj po próżnicy. Od twego gadania nie polepszy jej się, a od niewdzięczności i odrzucania pomocy pogorszy się niechybnie. A wtedy...

Rozstąpili się, a osiłek wepchał jej z powrotem worek z ziołami tak szybko, jakby to był gorący kartofel... A szkoda! Już ich chciała Ohlavą i Sobeslavem postraszyć i zobaczyć, czy się bać będą. Macha zdążyła rozpalić mocniej w palenisku, kociołek z wodą na haku zawiesić i skłonić szczękającą zębami dziewczynę do rozluźnienia kurczowo przyciskanych do piersi ramion, gdy przybyła miejscowa uzdrowicielka, siwawa i stara, ale żwawa kobieta. Macha wycofała się do warzenia ziół. Uznała, że rozedrganej dziewce lepiej zrobi widok znanej i zaufanej twarzy. Wyziębiona i potwornie zmęczona, pokryta licznymi zadrapaniami, które wyglądały jednak na zadane gałęziami podczas jazdy, potrzebowała przede wszystkim ciepła i odpoczynku. Była jednak przy tym przerażona do głębi... ale Macha i na to znała odpowiednie zielsko, i sypnęła go do bulgocącego w kociołku wywaru z rozmarynu, bylicy głupich i lipy.

Ostro pachnący wywar wlewała w dziewkę łyżką, momentami przez zaciśnięte kurczowo zęby. Z oczu Młynkowej bił strach. Co jakiś czas mówiła, ale nie było to nic nowego.
- Wszyscy nie żyją… - bełkotała, a brązowe ziółka ciekły jej po brodzie. - Wszyscy nie żyją…

Nie czekała, aż zioła zaczną działać. Pacholę, co jej torbę przyniosło, posłała do karczmy po kubek okowity, zastrzegając, że chuchać każe po powrocie i jak gorzałę wyczuje, to go przeklnie klątwą pryszczy na tyłku i wrastających paznokci. Ciżba dalej kłębiła się w chałupie, drepcząc w miejscu i gapiąc się bezproduktywnie i nachalnie.
- A poszli precz! - wydarła się, aż pobudziły się drzemiące przy powale pająki. - Widowisko skończone! Powietrze tylko niebodze zabieracie, oczy pasiecie nieszczęściem cudzym. Żeby was krostami obsypało, roboty na zewnątrz nie macie?!
Argument poparła machnięciem zwiniętą w pięść dłonią w kierunku wyjścia, a potem naparła na najbliższego chłopa, zdecydowana powywalać wszystkich choćby i siłą. Dołączyła do niej gospodyni, zaczynając od wystawienia własnego męża na podwórze i dziatków do sąsiedniej izby. Ostatni i najbardziej niechętnie izbę opuścił wójt, którego Macha wyprawiła za drzwi przemocą i złośliwym przytykiem.
- Mokry przyodziew dziewce trza zdjąć, między nogi podlotkowi chcecie zaglądać? Dobry wójcie – mordarz, kimkolwiek jest, w piczy się nie schował, tedy troską o bezpieczeństwo wioski nie zasłaniajcie własnych ciągot!

Również wygonionemu Bryndenowi rzuciła w przelocie prośbę, by na konia, na którym Młynkowa przybyła, spojrzał fachowym okiem, odebrała od smyka kubek okowity i ostatecznie odgrodziła się od ciekawskiej złotnickiej ciżby, zamykając drzwi na skobel.
Rozdziana dziewczyna zaczęła dygotać jeszcze mocniej, choć w palenisku buzowało już tęgo, zioła zaczynały działać, a uczynna gospodyni piernatów jej naniosła. Dygotała, jednocześnie pocąc się jak mysz.
- Jak masz na imię, córko? - Macha pogłaskała dziewczynę po twarzy. Tego co prawda mogła się dowiedzieć od kogokolwiek w wiosce, ale liczyła na to, że proste pytania o zwyczajne sprawy dodatkowo ją uspokoją. - I skąd jesteś?
- Ha-ha-lina – wydusiła Młynkowa z trudem i zaszczękała jak korowód szkieletów.
- Ona z farmy jest, kilka godzin od Złotnicy położonej – wyręczyła ją usłużna gospodyni.
- Kiedy w drogę ruszyłaś?
- Zaraz po zmroku, kiedy, kiedy...
- Co się stało u was?
- Zamordowali... zamordowali wszystkich – powtórzyła, a druidka objęła ją ramieniem i wlała w nią kubek okowity na trzy tury. I gorzała, wbrew elfim wydumanym filozofiom, ponownie okazała się lekiem na całe zło, przy okazji wyciągającym całą prawdę wartą wyciągnięcia.
- Ppprzyszli… matula uciekać kk-kazała, mi i reszcie… I bbiegłam ppo Stttokrotkę… a tam kkrzyki i rrryki w chacie… Nie odwwracałam sssię… Wsssiadłam i ww-ttedy… - załkała - ..coś wysskoczyło i zrraniło Sttokrotkę… i ppp-pognałyśmy...
Macha powiodła wzrokiem po kobietach pochylonych nad przybyłą.
- Bardzoś dzielna, dziewczyno. Oza zaraz zada ci czego na sen. Kto przyszedł do farmy? Przed kim uciekałaś?
- Nnie wiem… ciemno było… więkksze od cczłowiekka… niggdy takkiego dużeggo nie widdziałam… - odpowiedziała dziewczyna, jąkając się i dukając.
Objęła dziewoję powtórnie, po plecach mokrych od zimnego potu pogładziła i po włosach.
- No, już już, duszko. Teraz jesteś bezpieczna. Ale rzec nam wszystko, co pamiętasz musisz. Co to było, to duże? Do czegoś było podobne może?
Halina kręciła głową na boki, szlochając i drżąc coraz mocniej.
- Ddo człeka? Nna dwóch nnogach bbiegało… Iii śmierdziało...
- Zostawmy dziewczynę już - szepnęła zatroskana Oza. - Niech się chwilę zdrzemnie, potem wypytasz.
Macha pokiwa głową, zapytała gospodyni, czy Halina może tu zostać i Ozę, czy przy niej posiedzi. Obie bez wahania się zgodziły, a zostawiona samej sobie na tę krótką chwilę dziewczyna zaraz usnęła. Druidka wyszła cicho, zostawiając Ozie zapas zielska, którego próżno było szukać w miejscowych górach.

Przebrnęła po ścieżynie wydrążonej w śniegu do karczmy i nim weszła do środka, zajrzała do stajni. Bronie, który spojrzał na nią z nadzieją na rychłe ziszczenie swego marzenia o dziewkach powolnych jego woli i wdziękom rzuciła krótkie „pamiętam” i weszła do boksu, w którym klacz Haliny nurzała łeb w żlebie.
- Stokrotka, kwiatuszku...
Przepchnęła się obok obłego, ciepłego i cokolwiek wyleniałego boku i obejrzała rozoraną skórę na zadzie. I koń, i Źdźbło spotkali się z pazurami, ale tu jedynie zahaczyły, a u Źdźbły całe ciało rozszarpały i nie było tak ładnie widać cięć. Pomierzyła sobie palcem wskazującym odległość między równoległymi cięciami. To da pogląd o rozmiarach łapy, zaś rozmiary łapy – o wielkieści całego stwora. „Większe niż człowiek” mówiła Halina. „Śmierdziały”. I ten smród był dla Machy dziwny. Jakby to opowiadała szlachecka wydelikacona panienka, druidka nie zwróciłaby uwagi. Ale Halina od dziecka chowała się na wsi, a życie na wsi nie wonieje nigdy wodą różaną, ambrą ani fiołkami. Co wiejskiej dziewczynie, z odorami życia obznajomionej, może śmierdzieć?

Ruszyła do karczmy, z zamiarem poszukania wójta i zadania zagadki smrodu Walfenowi. Zarzeczanin wyglądał jej na takiego, co z odorami wiejskiej doli i niedoli jest za pan brat.


 
Asenat jest offline  
Stary 16-09-2015, 06:59   #27
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Katal udał, że nie słyszał wyszeptanych słów elfki i odczekał chwilkę. Potem ruszył jak gdyby nigdy nic, jakby przypominał nagle sobie o czymś, w kierunku schodów. Idąc spod rzęs ukradkiem patrzył czy ktoś poświęcał mu uwagę. Patroni karczmy zdawali się być zajęci swoimi i cudzymi sprawami oraz sceną jaką wywołała staruszka ze strażnikiem w śniegu pod oknem Złotego Jaja.
Kobieta stała u szczytu schodów czekając niecierpliwe na Katala.

- Nie możemy teraz rozmawiać. Spróbuję wymknąć się nocą... - syknęła poważnie w pospiechu.
- Za wychodkiem. - elf kiwnął głową na zgodę i przez moment patrzył na szybko oddalającą się do swojego pokoju zakapturzoną sylwetkę.

Zszedł na dół spokojnie i rozejrzał się po głównej sali. Podszedł do szynkwasu, przy kórym stał Mirko podający staruszce kubek bimbru, który posłyszał, że tamta zamówiła na stare kości.

- Wezmę młodego Bronę i zetnę to suche drzewo na wzgórku. - kiwnął głową na zachód. - Za kilka dni skończy się opał panie Słomka.
Przeniósł wzrok na staruszkę, ale nie nachalnie.
- Bimber kręcenie w kościach troszkę może i dobrodziejce złagodzi, na krótko, lecz nie przyczyny tegoż łupania. - powiedział ostrożnie, życzliwie.
Słomka jakby trochę pobladły po pojawieniu się staruchy, pokiwał głową. Wyglądał jakby nie do końca słyszał pytanie Katala. Za to baba słyszała doskonale, co do niej mówił.
- A co ty wiesz, szczylu! - żachnęła się, chowając samogon pod płaszcz. Jechało od niej wódą i smrodem niemytego ciała. - Starości nie naprawisz, objawy należy leczyć!
- Ciepła kąpiel w wywarze z sosnowych igieł i szyszek latem. Teraz to w naparze z owsianej słomy. Codziennie do bólów odejścia. - odparł niezrażony.
- Ja rad słuchać to moge przy kubku, młodzieniaszku - odparła na to. - A tu stoły puste, w kubkach woda - zaskrzeczała głośniej.
Katal obróci się do Mirko nie poświęcając więcej uwagi pijanicy, choć nie mógł oprzeć się przyjrzeniu spływającym spod powiek obrazom.

Kąpiel z owsa starą babę
Co jej w kościach wóda łupie
Pomarszczyła jeszcze bardziej
Niż gniecione giezło w dupie

Bród wykruszył już się do cna
Smród wyzionął resztek ducha
Uzdrowiona pijanica
Się bez bólu gibko rucha

I z radości za przyczyny
Gniotów kości stawów cięcie
Wytarmosi się za uszy
Kulasami żwawym gięciem



W drodze po młodego Bronę natknął się na Magdę.

- A kim jest ta kobiecina, ta stara, no wiesz?
- Rzepakowa. – odpowiedziała odgarniając za ucho kosmyki z czoła, które umknęły warkoczowi. - A odbiło jej.
- Odbiło?
- Ano tak. Już ze trzy zimy będzie, jak jej staremu się zmarło a ona chleje. I miele ozorem co ślina przyniesie.
- To co mówiła, to nieważne?
- Phi… Nikt nomalny jej nie słucha. - puknęła się ostentacyjnie w czoło niewzruszona gadaniem zniszczonej starowinki.
- Mówisz?
- Yhym.

Zaplotła ręce na piersiach, przez co obfite, o mało nie wyskoczyły z dekoltu.




Jednak to Machę zobaczył pierwszą niż chłopaka stajennego.

- Zapytać miałem i prawie zapomniałem. - Katal zagadnął do druidki, po ty, gdy opowiedział mu czego dowiedziała się od poranionej sieroty. - Drzewo pasuje ściąć. Za palisadą. Opuszczać sioła za dnia nikt nie bronił, nie?
Wyspiarka kiwnęła głową.
- Czarnych bzów nie rąb, bo nas potrujesz. Owocowych nie ruszaj, bo ci chłopi widłami żebra policzą w wywdzięce za taką pomoc. I dębów nie tykaj, bo dęby święte są.
- O, tamtą suchą topolę idziemy z Broną ściąć. – pokazał stemplem. - Pies niech idzie, zawsze to lepiej dla niego na powietrzu.

A dla mnie bezpieczniej, dokończył w duchu.




No i poszli. Najpierw z łopatami. Odgarnęli zaspy robiąc drogę, szeroką na kilka kroków. Potem do Katala, Brony i basiora dołączył Ikar, stary wałach Słomki, zaprzęgnięty w sanie i wkrótce zaczęło się piłowanie. Elf z jednej strony drugiej piły, chłopak z drugiej. Nawet nie zauważył, kiedy przyszła Magdalena.

- Wyrwałam się z karczmy. – usłyszał jej głos. – Choć na chwilę. – całkiem zgrabny nos miała czerwony od mrozu.

Elf uśmiechnął się, a dziewczyna stała i gadała. Opowiadała o tym, że zima będzie długa, że chciałaby się wyrwać z wioski, opisywała jak bardzo ładne są korale sąsiadki. Katal nie miał nic przeciwko. I tak nie bardzo jej słucha, skupiony na robocie. Biały pył sypał się z gałęzi prósząc coraz mniej, gdy wielkie czapy już dawno spadły im na głowy i ramiona. W końcu z trzaskiem łamiących się, suchych i zmarzniętych gałęzi, drzewo powaliło się w śnieg.

- Brona. – rzekł elf do młodego, kiedy załadowali kilka upiłowanych konarów na sanie. – Wieź do wioski. Ogrzej się i wracaj. Obrócimy jeszcze z dwa razy.

Za piłowanie i rąbanie reszty na mniejsze pniaki, wziął się już sam. No prawie. Pies chodził nieopodal jak wartownik na wybiegu. Usta Magdaleny, ani od gadania, ani od uśmiechania, ilekroć patrzył na nią, nie zamykały się prawie wcale.
- Wiesz, podoba mi się tutaj. – elf otarł pot z czoła patrząc na górzystą okolicę. – Może zostanę. Złoto znajdę, czy nie znajdę, to dom postawię i zamieszkam tu. Na końcu świata.
Na te słowa Słomkówna pokraśniała bardziej niż od mrozu.
- U nas w Złotnicy biednie, ale spokojnie. Żadne rozbójniki się nie pojawiały od dawna, bo rabować co nie ma. Z ziemi, zwierząt i strumieni żyjemy. Takich pstrągów jak u nas to nigdzie na północy nie ma! - uśmiechnęła się szczerze dumna. - Hrabiowie rzadko się wtrącają w życie.
- A jak myślisz Magda. Ludzie tutejsi zaakceptują elfa, nieludzia miedzy swymi? – zapytał.
Zastanowiła się przez chwilę.
- Nie wiem. Różni ludzie. Ale przecież by się przyzwyczaili i na pewno polubili, gdybyś okazał się pomocny i żadną wiewiórką nie był!
- Nie jestem wiewiórką. – wzruszył ramionami.
- A czy żyją lub żyli między wami nieludzie w okolicy?
- Ano słyszałam o kilku krasnoludach pomieszkujących tu w czasach świetności i o rabusiach wtedy, ale za mała była, aby samej pamiętać. Teraz to nikogo takiego w okolicy nie ma.
Elf przestał rąbać, gdy usłyszał o rabusiach.
- Czy były od czasu wojny napady buntowników?
- Nie pamiętam. Kilka zim na koniec wojny miałam.
- No tak. – Katal chyba rozumiał.
Komand nieludzi nie nazywano by i tak rabusiami.
- A Magda umie jedzić konno?
- Konno umiem, ale ojciec za często nie pozwala. Sam Sobeslav mnie uczył! Ojciec to by tylko chciał, bym w spódnicy chodziła i wozem jeździła... - posmutniała.
- Nauczysz mnie? Ja cię w zamian ni etylo alfabetu ale i poezji nauczę.
- Czego?
- Czytania wierszy. A może nawet układania. Jeżeli polubisz. – dodał.
- Nauczyć mogę, a jakże! O ile... konia wierzchowego zdobędziesz, bo nasza chabeta to niezbyt się nadaje no i... ojca przekonasz, że mi wolno - znów się uśmiechnęła nieśmiało.
- Przyjdzie wiosna, się przekona. - Elf wbił siekierę w pień.

Dziecko jeszcze, ledwie osiemnaście lat, a już stary Słomka, co mógłby jej dziadem być, za starą pannę ją bierze i wypchnąć z domu chętnie by chciał do łoża, najlepiej miejscowego, zięcia. Katal przyjrzał się dziewczynie z bliska tak bardzo, że aż się zawstydziła uciekając spłoszonym wzrokiem. Czy niewinnym, to nie wiedział. Choć jednak, nie był żadnym znawcą gier damsko-męskich, dobrze zdawał sobie sprawę, że dziewczyna gotowa była dać się omotać mu wokół stempla. Tylko co by z tego wyszło szczęśliwego? Pewnie prędzej ona zmarłaby by ze starości, niż on się zakochał, dumał piłując.
Dzisiaj i jutro z łoża by nie wygonił, a pojutrze?

Nadszedł w końcu młody Bronek z saniami.

- Panie Brona. - klepnał młodego w ramię. - Ładujemy to co jest. – piłę wrzucił na sanie, a w ślad za nią zaczęli układać gotowe do transportu pnie. – Po resztę wróci się jutro.

Rabusie...


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 16-09-2015 o 07:11. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-09-2015, 13:11   #28
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Zadziwiający jest wpływ wódki na człowieka. To w jaki sposób pęta umysł, ale jednocześnie rozluźnia język i członki. To jak pomaga zyskać dozgonnych (choć zwykle nie o wieczysty zgon tu chodzi) przyjaciół, ale też i śmiertelnych wrogów. Ileż to istnień poczętych zostało pod jej wpływem. A ileż ocaliła przed śmiercią w wyniku zakażenia ran. Jej ogromne znaczenie najlepiej widać w mnogości mian, jakie przez stulecia nadali jej ludzie i nieludzie: wódka, siwucha, okowita, gorzałka, czysta, bimber, samogon, księżycówka, woda ognista, starka, brymucha, krzakówka, samizdat, czyściocha.

Lola nigdy nie stroniła od prostych radości w życiu, w tym i od wody życia. Bogowie w swej bezbrzeżnej mądrości dali jej mocną głowę. A może nie zawdzięczała tego mocnej głowie, lecz dobrym genom albo latom praktyki?

Rozmyślania bardki na temat roli okowity w żywocie ludzkim, dla których wyznania Jana o pierwszych przymiarkach do jeździectwa były jedynie tłem, przerwały odgłosy kłótni dobiegające zza drzwi gospody. Lola niespecjalnie ciekawa była tego kto i dlaczego się kłóci, dlatego jedyną jej reakcją było dopicie kufla grzanego piwa i zamówienie kolejnego. Podobnym brakiem zainteresowania zaszczyciła osobę zasuszonej staruchy, zapewne krzykaczki sprzed chwili, która wlazła niebawem do karczmy. Gdyby nie zimny podmuch, który wdarł się przy tym do środka, trubadurka z pewnością nawet nie spostrzegłaby jej pojawienia się.


Chłopaczek w liberii, który przyniósł im zaproszenie do dworu, przerwał jakże ciekawy wywód Jana o latach młodzieńczych, jakie spędził w Utracie. Nazwę mieściny, gdzie stał szlachecki dworek jego pana ojca, panna Merritt zapamiętała jedynie dlatego, że brzmiała identycznie, jak janowe nazwisko.

Lola w myślach już właziła do bali z gorącą wodą, już raczyła się hrupowym miodem, już oddawała podróżny wams do czyszczenia jakiejś służebnej dziewce, gdy na zewnątrz znów rozległy się hałasy. Bogowie to jednak była banda złośliwych skurwieli.

Niedopiwszy piwa Utrata wstał od stołu i ruszył sprawdzić, co się wydarzyło. Wychodząc polecił swoim ludziom przeniesienie jego rzeczy do dworku Hrupów. Zaproponował też, że zabiorą również rzeczy Loli, z której to oferty kobieta chętnie skorzystała. Dużo co prawda do noszenia nie było, ot jeden worek podróżny i lutnia, ale bardka wyznawała zasadę, że jeśli ktoś może coś zrobić za nią zawsze należy z takiej okazji skorzystać.

Nim Jan zdążył opuścic karczmę, Lola dopiła swoj kufel i również ruszyła do wyjścia. Nie dlatego, by specjalnie interesował ją los Złotnicy. Głównie dlatego, by nie wyszło na jaw, że całkowicie jej on zwisa. Mijając janowych żołdaków jaśniepańską manierą kazała uważać na swój bezcenny instrument, po czym zamotała się w lisi płaszcz i ruszyła ze szlachetką na zewnątrz.

A na zewnątrz, jak to na zewnątrz… było mroźno, śnieżnie, szaro i nieprzyjemnie. Tłumek pod południową bramą bezbłędnie wskazywał miejsce, gdzie miało miejsce Coś. Coś było półprzytomną miejscową dziewczyną, którą przywlekła do osady ranna chabeta. Zanim trubadurka i szlachcic dotarli na miejsce, dziewczyna została już zdjęta z wierzchowca i zaniesiona do najbliższej chaty, by mogła się nią zająć miejscowa znachorka.

Nie znaczyło to jednak, że tłum przestał plotkować i rozszedł się do swoich spraw. Bynajmniej! To właśnie z plotek Lola dowiedziała się wszystkiego, co widać było na pierwszy rzut oka. A także tego, czego widać nie było, ale zdaniem gapiów można się było domyślić. Z każdą chwilą opowieść o tym, co zdarzyło się u Młynków, rosła w oczach i kraśniała. Merritt dałaby sobie rękę uciąć, że jeszcze chwila i będzie miała doskonały materiał na kolejną balladę.

Kiedy już Jan zaspokoił swoją ciekawość, a domysły gapiów sięgnęły absurdu, Lola zaproponowała taktyczny odwrót i udanie się do dworku pana na Złotnicy. Dość miała zimna i śniegu oblepiającego jej kozaki z sarniej skóry. Dość miała prostaczków opowiadających co im ślina na język przyniesie. Przede wszystkim zaś dość miała własnego zapachu, uczucia brudu na ciele i koszuli lepiącej się pod kamizelką do pleców. Kąpiel, tego jej było trzeba! Gorąca kąpiel i smakowity trunek w jaśniepańskim, hrupowym kielichu.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 16-09-2015 o 13:13.
echidna jest offline  
Stary 16-09-2015, 18:43   #29
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Poszukiwania gościa nocami nawiedzającego Złotnicę skończyły się sukcesem, to jest dokumentnym i absurdalnie skutecznym przemoczeniem przyodziewy poszukujących. Walfen, przemarznięty do cna, wracając do zajazdu nie był w stanie przywołać przed oczy obrazów sprzed kwadransa i trząsł się jakby nie w kożuch i podbijany płaszcz, a w giezło cienkie był ubrany. W podróżne buty zebrał za to tyle śniegu, że na kilka kolejnych zasp by wystarczyło w zupełności.

Tyle tylko zdołał z tej eskapady spamiętać, że jak bestii jakiejś odmrożony zadek niestraszny, to grasować sobie będzie mogła po wsi radośnie i bez przeszkód. Ostrokół był bowiem sam w sobie tak dostęp ograniczający, jak Walfen śliczne panny przyciągający. Otrzepawszy się w białego puchu, najemnik czym prędzej ruszył rozgrzać się gorzałą tudzież posiłkiem, zwyczajem jeszcze na wojnie poznanym. Nie ważne było bowiem działanie, a to, jakim alkoholem po fakcie będziesz się raczył.


Walfen zastrzygł kartoflanymi uszami, nadstawił jedno ku pokrzykującej staruszce. Kontemplując zaistniałą sytuację i ważąc za i przeciw, odwrócił się od gorzały, jego lubej oraz pasji najświeższej i skupił się na oskarżeniach, które padały kolejno z zasuszonych babcinych ust. Klątwy jakieś, przekleństwa, przyznać musiał, że to ciekawe. I aż za proste. Klątwa jakowaś sprowadziła ostatnie nieszczęście na wieś? Najemnik wsłuchał się dokładniej, gotów zaspokoić ciekawość własną i dziedzica, jego też, jeśli taką potrzebę miał będzie. Walfen nie miał nic naprzeciwko wysługiwaniu się komuś, skoro miał z tego wymierne profity.

Widząc, że Brynden, wiedziony niczym innym jak znaną Zarzeczaninowi ciekawością, stawia babuleńce gorzałkę, postanowił ruszyć wreszcie rzyć ze stołka i korzystając z tego, że to Cintryjczyka pieniądze na staruszkę idą, posłuchać, czego to ma ona do powiedzenia. Czego się dowiedzieli, to jeszcze przyjdzie mu z wydarzeniami kolejnymi zestawić, ale chowanie tajemniczych trupów ciekawym było. Czyżby miejscowi podróżnych i złota poszukiwaczy rabowali, zakopywali i z tego interes i bogactwo mieli? A więc kto to, rodzina jakiejś ofiary się na okolicznych mściła? Być może warto to było wziąć pod uwagę, choć słów owej pokręconej jakoby raczej pod uwagę Hrup nie weźmie. Najemnik zamyślił się głęboko. Gdyby udało się zdobyć łopatę, czy dwie nawet i namówić Bryndena do współpracy, możnaby nocą wybrać się na cmentarz. Choć po tylu latach dowody mogłyby być dość...

Nieświeże.

Walfen nie wyległ na długo z karczmy, nie obejrzał dziewki poharatanej. Bo i po co? Druidka ją obejrzy, Brydnen ją obejrzy, pół wsi ją obejrzy, a najemnik wysłucha, co do powiedzenia mają ciekawego. Trwając w swej nieświadomości, Walfen raczył się zakąską aż do chwili, gdy Macha do karczmy wpadła śniegu zaspę ze sobą wnosząc.

- Co śmierdzi mi, zapytujesz? - Ano pytanie dziwne nieco było. - Dziewce na wsi wychowanej co zalatywać nieznośnie może, pytanie dobre. Męska kuśka nieświeża po podróży wymięta, o ile napastnicy z takowymi na wierzchu latali. No i trup. Trup, tak to już ma, śmierdzi każdemu, czy się na puchowym łożu, czy w gnojówce urodził. jednym mniej, innym bardziej. Ale śmierdzi, bo tak już ma. - Wziął łyk okowity. - Może się ktoś w trupoczarstwo bawi, bestie napuszcza? Wiedzący jaki podły, mszczący się za jakąś krzywdę? - zawahał się w tym miejscu. - Ta krzykaczka twierdzi, że jakieś ciała tu w nocy kiedyś zakopywała. Może miejscowi - zniżył głos. - w bandytów się zabawiali, korzyść z tego mieli, a teraz rodzina kogoś ubitego się mści? Kto wie. Teraz trupy niewiele nam powiedzą, choć myśl, by na cmentarz powędrować mam. - dodał jakby dla siebie samego.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 16-09-2015 o 21:24.
Fyrskar jest offline  
Stary 19-09-2015, 02:27   #30
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wieczór nadszedł szybko, sprawnie przykrywając Złotnicę całunem ciemności. Hrup na spółkę z wójtem wydali kilka dodatkowych zarządzeń i chłopi po całym dniu pracy, plotek i nerwów, powracali do chałup i pozamykali się w nich. Mróz nie zelżał, wraz z nocą wręcz nabrał nowej siły wspólnie ze śniegiem, ponownie mocniej sypiącym się z nieba. Ponury obraz odosobnionej wioski, szczególnie dla kogoś nieprzyzwyczajonego do podobnych warunków. Mimo to w kominkach paliły się drwa, a izby tu na północy ocieplano dobrze. Gorzej mieli ci, którym przyszło wartę pełnić na zewnątrz.

Z polecenia hrabiowskiego syna rozpalono ognie również poza domami, utrzymując płonące pochodnie. Każdy ze strażników, którzy mieli przykazanie zawsze poruszać się dwójkami, także dzierżył ogień, jak gdyby on mógł ochronić go od zła wszelkiego. Do tego wykorzystano psy, licząc na ich niezawodne nosy. Pierwsza taka warta przypadła Walfenowi, który spędzał ją wraz z młodszym ze poznanych wcześniej strażników wiejskich, Maciejem, jak przestawił się wojakowi na początku. Mężczyzna nie krył niepokoju, co odczuwał też prowadzony na smyczy pies pasterski, co chwilę warczący cicho. Walfen miał wrażenie, że głównie na niego.
- Straszno tak po nocy. Myślicie, że bestyja wróci? - zagadywał, bojąc się ciszy. - Biedna Młynkowa, całą rodzinę stracić…
Byli właśnie blisko południowej bramy, kiedy pies zatrzymał się nagle, wpatrzony w nią. Tym razem jego warczenie było o wiele bardziej gardłowe. Obnażył kły.

Wilki tej nocy wcześnie zaczęły wyć. Wydawało się, że znacznie bliżej są niż ostatnio.

Macha siedziała w tym czasie w opustoszałej mocno karczmie, gdzie oprócz rodziny Słomki oraz nieznajomego zbrojnego i jego towarzyszki, były jedynie krasnoludy i elf, który zresztą wyszedł gdzieś na zewnątrz kilka chwil wcześniej. Vimme i jego kompania z chęcią dotrzymywali towarzystwa druidce, Pili, ale miała wrażenie, że bardziej dla podtrzymania pozorów. Spojrzenia mieli trzeźwe, a broń na podorędziu.
- Bardzo to śmierdzi? - próbowali podpytać. - Warto wychodzić ze wsi, czy lepiej nam kisić się tu jak kury na grzędach, kiedy wilk kurnik okrąża?


Katal istotnie w tym czasie udał się do wychodka. Dokładniej mówiąc, za niego, gdzie już czekała zakapturzona, owinięta szczelnie postać elfki. Upewniwszy się, że to ten, na którego czeka, jak również, że nikogo innego w pobliżu nie ma, zaczęła mówić szybkim szeptem z obcym akcentem. Elfim, być może, bo wspólna mowa nie brzmiała jak jej podstawowy język.
- Musisz mi pomóc! - syknęła, powtarzając swoje wcześniejsze słowa. - Proszę! Nie wiem, gdzie on mnie wiezie, ale na pewno tam, gdzie wyznaczyli nagrodę za głowę kogoś z mojego komanda. Dałam się złapać jak głupia. Teraz mnie wypuszcza z pokoju, bo wie, że w tym śniegu nigdzie nie ucieknę, ale normalnie prowadzi mnie na smyczy jak jakąś pieprzoną zwierzynę! - splunęła z nienawiścią na ziemię. Jesteś jednym z nas. Musimy się trzymać razem.


Dworek szlachecki w Złotnicy czasy świetności miał tak samo za sobą, jak reszta wsi. Owszem, murowany był. Wykończony niezgorsza, dachówką kładziony i murkiem ogrodzony. To wszystko jednak nosiło ślady zaniedbania i braku odpowiednich funduszy, co pewnie przekładało się też na siłę roboczą. Lola albowiem nie doczekała się osobistej służącej i innych udogodnień, na jakie bogatsi wielmoże pozwolić sobie mogli. Chłopak w liberii poprowadził ją i Jana do wschodniego skrzydła posiadłości, gdzie znajdowały się komnaty gościnne. Piętrowy budynek nie zawierał ich wiele, lecz innych gości tu tymczasowo nie było. Dostali więc z Utratą osobne pokoje obok siebie na piętrze, a zbrojnych ochroniarzy zakwaterowano na parterze, blisko głównego wyjścia i pomieszczeń służby. Merritt otrzymała natomiast swoją balię i gorącą wodę, oraz odpowiednią ilość czasu na skorzystanie z tego luksusu. Kolację i spotkanie z Hrupami zaplanowało bowiem dopiero na późny wieczór.

W tym czasie do dworku zawitał również Brynden, który zgodnie z poleceniem miał spędzić tu noc. Otrzymał kwaterę na parterze, razem z dwoma ludźmi Utraty, z którymi wreszcie mógł się poznać. Starszy, brodaty i z lekkim już brzuszkiem przedstawił się jako Kulp, a drugi - postawny drągal o śniadej cerze - zwał się Hemyr. Obaj byli najemnikami w służbie Jana, niczym mniej i niczym więcej. Na wieczerzę zaproszeni zostali wszyscy.

Jadalnia była największym z widzianych tu pomieszczeń. Umiejscowiona na parterze zachodniego skrzydła, kiedyś musiała robić imponujące wrażenie. Wysokie sklepienie pełne było łuków, w zdobionym kominie huczał ogień. Nie dało się jednakże zauważyć, że kiedyś żyrandol, kandelabry czy inne elementy wystroju były czymś więcej od obecnych tanich ich odpowiedników. Na środku sali stały dwa stoły. Większy dla szlachty oraz Loli, mniejszy dla zbrojnych, gdzie do trzech obcych dołączył czwarty, równie wysoki co Thorne i w podobnym co on wieku.

Nie dało się nie zauważyć, że pierwotnie miejsce to zakładało możliwość pomieszczenia znacznie większej ilości osób i po zejściu z wypłowiałego dywanu, kroki niosły się echem. Zastawiano właśnie obrusy napitkami i przekąskami, kiedy właśnie to echo powiadomiło wszystkich o zbliżaniu się tutejszego jaśnie państwa. Pierwsza szła hrabina Ohlava, w zwracającej uwagę fioletowej sukni. Dumna i wysoka robiła odpowiednie wrażenie, lekko kiwając głową w stronę czekających. Tuż za nią szły jej dzieci. Sobeslav, oczywiście, oraz córka, której burozielony strój zdecydowanie nie robił już takiego wrażenia jak ten należący do jej matki. Podobnie jak pani na Złotnicy miała ciemne, rozpuszczone włosy i pociągłą twarz. Nie dało się nie zauważyć pokrewieństwa.

Hrabina podeszła do krzesła na szczycie stołu, uśmiechając się w stronę Loli i Jana, który wykonał przepisowy ukłon, zezując to na młodszą, to na starszą kobietę.
- Witajcie, nasi niespodziewani, ale jakże mile widziani goście. Baronecie, droga panno - skinęła w stronę wymienionych. I państwo również - tu zwróciła się w stronę zbrojnych już bez dodatkowych ruchów. Jej zachowanie było odrobinę archaiczne i sztywne, lecz od kogo w tym krańcu świata mogła się uczyć? - Cieszę się, że możemy ten wieczór spędzić wspólnie. Jestem Ohlava Hrup, jak zapewne doskonale wiecie. Sobeslava już znacie, a to moja córka, Jitka. Usiądźmy.
Wskazała na miejsca. Służba uporała się już z doniesieniem większości napitków i zimnych przekąsek, niewątpliwie trudząc się teraz z dokończeniem ciepłego posiłku. Z tego co zauważyli i Brynden i Lola, to służących była jedynie dwójka. Ten w liberii, który ich tu przyprowadził oraz niska dziewczyna o szerokich biodrach w prostej sukience.
- Syn powiedział mi o was kilka słów, ale zawsze lepiej usłyszeć samej. Nikt nie spodziewał się takiego gwałtownego nawrotu zimy, prawda? - zagaiła niezobowiązująco.

 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172