Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2015, 09:47   #23
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Porucznik dał się ponieść biegowi wydarzeń zbędnie nie oponującą różnym prądom jakie chciały na niego wpływać. Dlatego i perspektywa spacerów z Machą jaki i nocnej obecności we dworze nie sprawiała mu żadnego problemu. Tym bardziej, że i jedna i druga pachniała srebrem. Oczywiście śmierdziała też czym innym no ale tego nie zamierzał już teraz roztrząsać. Tak samo jak nie zamierzał przepytywać teraz miejscowych w poszukiwaniu wątpliwych świadków bo już i tak za dużo było śledczych i pytań… i uszu, które nie były dobrą zachętą do zwierzeń i wyciągania na światło dzienne sekretów, które skrywała Złotnica. Zastanawiał się nad zachowaniem młodego paniątka… jeszcze nie wiedział, czy wynikało ono z troski czy z chęci kontrolowania tego co kto powie… albo usłyszy.

Słowo jednak się rzekło i to Thorn’a z całą pewnością ulokuje w centrum wydarzeń. Albo w pańskim dworku… albo u boku druidki – komandora spaceru śledczo-myśliwskiego. Dlatego wojak miał zamiar mieć oczy otwarte i gębę zamkniętą… a stal pod ręką.

***

Rozmówił się ze swoimi nowymi kompanami… których wiedziony dziwnym przeczuciem wykluczył z podejrzeń powiązań z nocnymi ekscesami. Nawet mimo tego, że druidka bardziej woniała zwierzęcym futrem niż wilkołak… a Walfen wyglądał na takiego co to mógłby rozerwać człowieka na strzępy… Zaś w nocnym, bladym świetle gwiazd Cyntryjczyk nie wiedziałby czy bardziej by go zmroził widok wilkołaka czy tego cyklopa.

Brynden usiadł na zydelku obserwując jak druidka pochłania swoją owsiankę nie dając jej najmniejszych szans na ostygnięcie. Sam czekał na piwną polewkę, którą mu tutaj zachwalano jako specjał gospodyni. Podobno solidnie wypełniona białym serem i żółtkiem… a przede wszystkim uzupełniona wonnymi przyprawami. Sprawdzi to.

– Tak. Ostrokół wydaje się dobrym miejscem na początek. - Wojak sam był ciekaw czy cokolwiek będzie można zobaczyć skoro ta bariera jest tak dziurawa. Według jego wyobrażenia taka bestyjka to skoczyć potrafi. Ale warto spróbować. - Mnie nasz dobrodziej, hrabia zaprosił do urzędowania w jego dworku… i mienie baczenia w nocy na domowników. Czyli możesz na mnie liczyć póki co za dnia.

- Ja nic prócz szukania bestii do roboty nie mam. - Walfen bez ceregieli zamówił kolejne piwo. Do cna wysuszony kufel hołubił na masywnym jak dębowa baryłka brzuchu, kołysząc nim na boki niczym wahadłem ekscentrycznego czasomierza. Wypadł do przodu, odgarnął z twarzy burzę włosów i wsparł się na przedramionach. - A do sugestii oczywiście się zastosuję, bez obaw. Brzydki jestem, ale zgodny, a mądry pomysł szanuję. Myślę, że gdy do cna wyczyścicie miski, ruszyć od razu możemy. Nie ma na co czekać.

Miski nie były na tyle pojemne, aby zatrzymać ich na dłużej. Jedzenie szybko znikło, a długi warkocz mignął im przed oczami, kiedy uwijająca się dziewczyna zabrała puste naczynia. Zwlekać nie było co. Ubrali się i wylegli na zewnątrz, wdeptując od razu prawie w całkiem głęboki śnieg. A przecież była to odśnieżona część Złotnicy. Mieszkańcy wsi uwijali się z szuflami, których mieli sporą ilość. Mieszkanie tak blisko gór musiało oznaczać częstą walkę ze śniegiem i tutejsi wcale dobrze sobie z tym radzili. Do obu bram dało się już bez większych przeszkód dojść i stamtąd bliżej przyjrzeć palisadzie. Wystawała nad śnieg jakieś dwa metry, łącznie miała ponad trzy. Stanowiła bardzo prostą jej wersję, z grubymi balami wbitymi w ziemię tuż obok siebie i zaostrzonymi na końcach. Na pierwszy rzut oka były już stare i przegnite w wielu miejscach. Kilka fragmentów palisady się lekko przechylało, gdzieniegdzie widać było szczerby. Ostrokół za bramą całkiem przykrył biały puch, ale nawet zbadanie palisady dokładniej od wewnątrz wymagałoby brodzenia w głębokim śniegu.

***

Nim jeszcze opuścił gospodę poskładał wszystkie swoje klamoty w taki sposób by jak wróci nie musiał tracić czasu na pakowanie i mógł przejść na dworski wikt. Kiedy zaś opuszczał pokój natknął się na karczmarza mającego jakąś sprawę na piętrze. – Pozwólcie tu panie Mirko na słówko. Powiedział i wszedł na powrót do pokoju. – Dziś opuszczę pokój. Jak znajdzie się ktoś chętny na niego to możecie przenieść moje rzeczy do składzika… ale byle nic nie zniknęło.

- A… powiedźcie mi jeszcze jedno. Kto w taką niepogodę mógłby mieć sprawy poza wsią? Macie tu jakiegoś myśliwego, albo kogo innego co częściej za palisadą jest niż wewnątrz niej? A może kto zniknął w ostatnim czasie… lub przydarzył się mu jakiś wypadek. Śmiertelny. Dodał na koniec lekko jakby dalej rozprawiali o tym gdzie rzucić jego tobołki w razie czego.
 
baltazar jest offline