Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2015, 19:34   #49
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Źle się z nim działo najwyraźniej. Nigdy nie był poważniej ranny, ot tam takie drobiazgi w warsztacie. Raz spuścił sobie akumulator na mały paluch i zobaczył więcej gwiazd niż Stiepan i jego kumple na orbitalu. Raz dwa dni był nieprzytomny po tym jak się rzucił z pięściami na gościa z plutonu brata, którego złapał na oszukiwaniu przy pokerku. Nie było to najmądrzejsze, bo facet przez futrynę musiał wchodzić bokiem, no ale skurwiel był oszukistą, a Eddie był pijany. Teraz najwyraźniej było z nim źle, bo zaczęły się majaki. Widział oto jak Teksanka gadała do konia. Tak normalnie, po ludzku. Znaczy jak do człowieka. A on to rozumiał i wykonywał polecenia. Mikrus zamrugał po raz kolejny, chcąc się pozbyć mroczków przed oczami i majaków.
Pokiwał głową i zacisnął palce na kolbie spaślaka. Miała rację, w sumie ani jej brat ani swat. A teraz, kiedy wszyscy zawinęli się z farmy, nie było to już bezpieczne miejsce, gdzie można przeczekać do rana zastanawiając się co dalej. Złapał pewniej swój shotgun i wyłuskał trzy naboje z podajnika zmajstrowanego przy kolbie. Rozległo się gwizdanie, znamionujące że Mikrus wykonuje precyzyjną pracę. I tak było, ciężko trafić do komory z jedną niesprawną łapą. Szczególnie że wcześniej drugi z tików każe uderzyć ładowanym nabojem w czółko, by wytrzepać wyimaginowane paprochy. Rozglądnął się nieco błędnym wzrokiem, za oknem usłyszał tętent kopyt. No dobra, małe kroczki. Ewaluacja sytuacji, tak go braciak nauczył. Oceń swój stan. Bark mnie napierdala. Muszę zatrzymać krwawienie bo będzie po zabawie w 10 minut. Oceń sytuację. Chujowa, jestem sam, koledzy małpoluda mogą wkrótce wrócić. Oceń dostępny sprzęt. Tu chyba nie tak najgorzej. Mam broń, pickup ma tylko poszarpany dach i rozpieprzony skaner. Powinien zapalić i ruszyć z miejsca. Podejmij decyzję.
- O ja pierdolę!! - podskoczył w fotelu, kiedy usłyszał głos tuż nad głową. - Wróciłaś? Musimy się stąd zabierać, bo…
Spacyfikowała go, przytrzymując niemal siła na fotelu. Eddie gadać jednak nie przestawał.
- W wozie mam trochę opatrunków, Czekaj, przyniosę. Albo dobra, ja posiedzę, może konia poślij, hehe. - Spojrzał na nią mętnym wzrokiem. - Nieźle wykombinowałaś z tą blokadą na małpoludy. Nie mógł wejść do środka, więc rozpieprzył mi auto z frustracji. Ale teraz jak Hope i Doktorek się zawinęli, musimy stąd spieprzać. Nie wyznaję się na tym voodoo, ale blokada może już nie działać. Aaa no i jest problem. Zostawili matkę Hope. Jill jej jest. Jill, Dahlia, Dahlia to Jill.
Wskazał na nieprzytomną ranną pod kocem.
- To oznacza dwie możliwości. Albo wrócą za chwilę, siedzą gdzieś w krzakach i czekają jak stąd sobie pójdziemy w cholerę. No ale wtedy mała by się tak nie wydzierała, nie? Albo zostawili ją tu. Co jest drugim problemem, bo zdaje się że masz podobną przypadłość do mnie. Przypadłość, naiwność, zidiocenie, jak zwał tak zwał. Nie lubisz zostawiać ludzi na śmierć.
Skrzywił się, kiedy zaczęła grzebać przy ranie.
- Kurwa, weź się podziel gorzałą. Oddam, mam w aucie.
 
Harard jest offline