Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2015, 11:18   #23
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Post wspólny z MG i resztą graczy.

Siedziałem słuchając innych i starając się nie myśleć o głodzie. Zapoznawałem się z informacjami, szczególnie dużo starałem się zapamiętać o brazylijczyku. Dane układałem w głowie, dopasowywałem i wyciągałem wstępne dane. Na porządną analizę miałem jednak ich zbyt mało. Jednocześnie obserwowałem innych. Nie umknęło mi spojrzenie Imogen na Lotte gdy koordynator wspomniała o wybraniu dziewczyny.
- Wyślecie nas prosto na statek? - zapytała była policjantka. - Jeśli tak to przydałaby się podpowiedź jak mamy to wytłumaczyć kapitanowi statku - uśmiechnęła się.
Koordynator nie odpowiedziała jej uśmiechem. Wręcz przeciwnie, zdawała się być nawet bardziej poważna, niż wcześniej.
- Dotknęła pani dużego problemu tej misji. Wcześniej myślałam na ten temat i wpadłam tylko i wyłącznie na jeden pomysł, który brzmi tak śmiesznie, że postanowiłam się nim nie dzielić. Czy ktoś z państwa ma propozycję, jak wytłumaczyć fakt, że czwórka ludzi znikąd bierze się nagle na środku Atlantyku? Ostatecznie możecie powiedzieć, że to tajne, a po wykonaniu zadania Mnemosyne zatrze ślady. Lepiej jednak mieć jakąś bajeczkę przygotowaną na tę okazję. Liczę tutaj na waszą kreatywność.
- To jest środek Atlantyku?
Zapytała Imogen jakby chcąc się upewnić, wyglądała też jakby intensywnie się nad czymś zastanawiała. Fennekin skinęła głową, niepewna, dokąd Imogen zmierza i mnie brytyjka zaciekawiła.
- To śmigłowiec odpada - stwierdziła w końcu - Chyba, że niby z innego statku podleciał, na tak dużym statku to nawet by turbina nie zwróciła niczyjej uwagi. - dokończyła swoją myśl przeglądając na szybko plany statku - Nie, nie widzę helipadu nigdzie, więc śmigłowiec definitywnie odpada jako wyjaśnienie skąd się wzięliśmy - wzruszyła ramionami.
Postanowiłem się wtrącić, reszta była gotowa dywagować nad tym problem przez resztę czasu a ta zagadka nie miała rozwiązania.
- Każda legenda będzie niewiarygodna. Radar. Procedury.
- Słusznie… To może po prostu "interpol" - Cobham zrobiła palcami gest cudzysłowia - Wezwał do służby swoich ludzi, którzy akurat byli na urlopie na tym statku.
Koordynator skinęła głową, ja nie byłem tak entuzjastyczny do tego pomysłu. Czterech agentów Interpolu pod bronią na statku wycieczkowym? Podejrzane. Starając się nie okazywać zniecierpliwienia wysłuchałem Polly, która teraz zabrała głos:
- A gdyby rzec, że niedaleko jest amerykańskie lotnisko wojskowe, które zdecydowało się użyczyć pasa z powodu wyjątkowych okoliczności? To jest to moje śmieszne rozwiązanie. Oczywiście, tak jak mówi pani Cobham, moglibyście też podszyć się pod uczestników rejsu. Prawdziwe osoby związać, po czym powiedzieć, że to szczęśliwy zbieg okoliczności i zostaliście przymusowo pozbawieni urlopu. Wyjaśnić, że dopiero dzisiaj rano otrzymaliście informację i dlatego wcześniej się nie kontaktowaliście. I wtedy już listu rzec jasna nie dawać. Sądzę jednak, że to rozwiązanie byłoby fatalne, gdyby nie udałoby się Wam pojmać tych czterech uczestników rejsów, lub gdyby w trakcie to wyszło na jaw. Już lepiej powiedzieć "tajne", szybko zmienić temat, ewentualnie kazać im rozmawiać ze mną. Bez niepotrzebnego ryzyka.
- Niewiarygodne. - przez chwilę zastanawiałem się czy jest sens rozwinąć odpowiedź. W końcu uznałem, że nawykli do bezsensownych i długich wypowiedzi ludzie mnie nie zrozumieją a komunikacja w tym wypadku była ważna. - Obie. Śmigłowiec nie zbliżył by się niepostrzeżenie. Urlop jest naciągany. Związanie ludzi ryzykowne. Mogą się wydostać. Ktoś mógł mieć z nimi kontakt.
Przeniosłem wzrok na koordynatorkę wpatrując się jej prosto w oczy.
- Podobne sprawy w przeszłości?
- Zero. Dokładnie zero. Jak już, to nie dalej, niż 50 kilometrów od brzegu. Obydwie teorie niewiarygodne i moja kreatywność tu nie wystarcza, dlatego nawet nie poruszałam tego tematu przy wprowadzeniu. Po prostu unikajcie odpowiedzi.
- Skąd założenie, że to sprawa nadnaturalna?
Polly uniosła brwi do góry.
- Jak zawsze, Oculus podał współrzędne. Gdyby wskazał ocean w każdym innym miejscu, zignorowalibyśmy to. Jako że akurat w pobliżu znajdował się statek, uznaliśmy, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że czyha tam wytwór Fluxu.
No tak, Oculus. Na głodzie i po ostatnich wydarzeniach nie myślałem, skinąłem przełożonej głową i dalej zbierałem informacje.
- Czy w remoncie użyto drewna z recyklingu?
- Nie mam pojęcia, ale sądzę, że nie. Drewno z recyklingu było używane przy budowie statku, a wypadek zdarzył się dwa miesiące później… najpewniej nie czekano na import ekologicznego drewna z Francji i załatano na najbliższym porcie. Ale przyznam, że nie uznałam tego za ważne, dlatego nie szukałam informacji na ten temat.
- Sprawdźcie czy z budowlami z których użyto drzewa wiążą się legendy. Czy są jakieś pogłoski paranormalne o antykach?
- O jakich antykach? Tych, których wykorzystywano do budowy?
- Te sprawdźcie. Tych przewożonych.
- To prywatna kolekcja. Wydaje się, że znajduje się w niej wiele artefaktów pochodzących z antycznej Grecji i okolic… ale to niepewne źródło. Na pewno nie posiadamy spisu przedmiotów, a bez niego nie jesteśmy w stanie zdeterminować, czy któryś znajduje się w Zbiorze Legend. Najlepiej będzie, abyście to wy sprawdzili, jak będziecie na miejscu. Zwłaszcza, że niektórzy z was posiadają dodatkowe talenty w odgadywaniu przeszłości przedmiotów… Jeżeli chodzi o budowle, które zostały rozebrane w ramach programu, to aktualnie je sprawdzamy i zadzwonimy, gdy natrafimy na coś ciekawego. Dokładnie rzecz biorąc pan Poe się tym zajmuje.
- Też o tym pomyślałam. – Odezwała się Lotte zwracając swoje spojrzenie na mnie, po czym przeniosła je na Polly. – Nasza misja polega tylko na zebraniu informacji o samobójstwach oraz wytworze Fluxu. Rozumiem, że mamy nie kłopotać się neutralizacją zagrożenia? Co w przypadku, gdy będą kolejne incydenty? Mamy im przeciwdziałać czy tylko obserwować?
Koordynatorka odezwała, sprawiała wrażenie przygotowanej na to pytanie:
- IBPI wymaga od swoich pracowników głównie zbierania informacji i to jest priorytetem. W skład dodatkowych obowiązków wchodzi również wyszukiwanie Kandydatów. Do podręcznika postępowania został o wiele później dodany zapis o neutralizacji zagrożenia, a to z tego powodu, gdyż zaburzenia w funkcjonowaniu społeczeństwa mogą teoretycznie doprowadzić do dalszych aberracji Fluxu, cokolwiek to znaczy. Koniec końców, czy Detektyw w trakcie śledztwa przeciwdziała, czy tylko obserwuje, stało się osobistym wyborem. Koordynowałam już pracę wielu agentów… jeden z nich stał biernie i przypatrywał się, jak Paranormalium pożera ludzi jednego za drugim, tylko po to, aby uzyskać informację ile wystarczy, aby się najadło. Wspomnę jeszcze, że był pirokinetą i wiedział, że ogień jest słabym punktem tego Paranormalium. Z drugiej strony wielu też umierało na misjach, gdyż nie mogli znieść bezczynności i działali z dobrego serca. To raczej wybór osobisty. Na pewno nie musicie się obawiać jakichkolwiek represji z mojej strony, jeżeli nie pomożecie pasażerom statku przeżyć. Jeżeli zdecydujecie się im pomóc, możecie liczyć na moją wdzięczność i szacunek. Cokolwiek nie uczynicie, pamiętajcie o waszym własnym bezpieczeństwie, które jest najważniejsze. I tak mamy już braki kadrowe, nie potrzebujemy grzebać nowicjuszy… - zakończyła nieco melancholijnym tonem. - Nie mogę wymagać od kogoś, by dodatkowo się narażał, gdy sama siedzę w bezpiecznym biurze.
- Smigłowiec słychać i widać i chyba nawet na radarze byłby czy co… To nawet jakby miał zasięg to jak mamy być wiarygodni… - odezwał się wreszcie Russel i wymownie wzruszył ramionami popierając wersję, że jego też to nie przekonuje. - Urlop czwórki detektywów z Interpolu? - skrzywił się ponownie choć nieco w drugą stronę. - Może… Albo może jakaś sprawa. Wiecie, że podejrzewamy, sledzimy to czy tamto jakies mafie, przemytników czy coś w ten deseń… Jak na filmach - pokiwał głową przy wspomnieniu o tych filmach. To mu się akurat podobało.
Polly skinęła głową i spojrzała na zegarek. I mnie rozwlekanie każdego tematu przez tą dwójkę irytowało. Szczególnie, że nic nowego nie wnosiło.

- Mnie interesuje coś innego. Co jest nie tak z tą sprawą? - spytał Hayespatrząc prosto na Koordynator. - Czemu wysyłacie nas? Akurat nas? Czwórka Detektywów z jedną sprawą na koncie?
Słowa Hayesa ewidentnie oburzyły Cobham. Jednak ograniczyła się do posłania mu gniewnego spojrzenia. Ja powstrzymałem westchnięcie czy jakiekolwiek objawy zniecierpliwienia. Nie chciałem zrazić ludzi od których może zależeć bezpieczeństwo moje i siostry.
- Skąd to zachowanie jakby nas, nawet z Firmy, miało tam w ogóle nie być?
Amerykaniec zakończył swój wywód. Reakcja Polly była do przewidzenia. Wyprostowała się na krześle i przeszła na bardziej oficjalny ton.
- Nie rozumiem, co ma pan na myśli, panie Hayes. "Co jest nie tak z tą sprawą?" A co ma nie być tak z tą "sprawą"? Wszystko jest z tą sprawą w porządku, to rutynowe śledztwo, jak wiele innych. Jedyne, co odbiega od normy, to lokalizacja miejsca działania, która jest dość niespotykana. Dlaczego wysyłamy akurat państwa? Dlatego, bo jesteście czynnymi Detektywami śledczymi, a to do ich obowiązków należy. Nie ma znaczenia, ile mają państwo spraw na koncie. Jeżeli nie będę wysyłała was na misje, z jakiegoś niejasnego dla mnie powodu, całe życie będziecie mieć jedynie jedną. Proszę też wyjaśnić, co ma pan na myśli poprzez "zachowanie, jakby nas, nawet z Firmy, miało tam w ogóle nie być" - zacytowała.
- Nnoo tak, tak… Tak jak pani mówi z tymi Detektywami, sprawami i zbieraniem doświadczenia. - pokiwał głową Russel i przygryzł nieco wargę przy chwili przerwy. - Ale interesuje mnie to co się dzieje tutaj w Oddziale. Te zachowanie tajemnicy nawet w Oddziale. Dziwi mnie to. - wzruszył ramionami i wyłuszczył jak widzi sprawę.
- Ma pan na myśli zachowanie tajemnicy w sprawie Lokiego? Nie sądzę, abyśmy mieli czas teraz na roztrząsanie spraw niezwiązanych ze śledztwem. Proszę o dyskrecję z tego powodu, aby Antarktyda nie zapytała, dlaczego wykorzystujemy naszych więźniów w Ergastulum. To nieprzepisowe, gdyż interakcja z groźnymi Paranormalium, jak na przykład Lokim, stwarza duże ryzyko zagrożenia. Jakikolwiek kontakt detektywów w Oddziale ze schwytanymi już Paranormalium jest nieprzepisowy. W tym jednak przypadku należało się na to zdecydować ze względu chociażby na krytyczny stan zdrowia pana Vissera. Co nie znaczy, że Dyrektor i Egzekutorowie mogliby również tak uważać - rzekła. - Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania dotyczące śledztwa?
Odkąd zamieszkałem w USA głupota potomków kolonistów co raz mnie zdumiała. Ale czego można spodziewać się po kimś kogo przodkowie byli uciekinierami i przestępcami? W jaki sposób naród może myśleć gdy sto lat temu to dla niego prawdziwa historia?
Imogen pokręciła głową, chyba też uznając za dziwne pytanie Hayesa i powróciła do tematu dowodzenia:
- To nie kombinujemy i na pytanie skąd się wzięliśmy mówimy "tajne"? I kto "dowodzi"?
Spojrzałem na Lotte i natknąłem się na jej spojrzenie. Profesjonalne i uprzejme przynajmniej na pozór. Nigdy nie mieliśmy problemów z czytaniem swoich emocji z twarzy czy mowy ciala. Sophie patrzyła na Russela z ewidentnym niezrozumieniem. Mogłem się założyć, że zastanawiała się czy jego chaotyczna wypowiedź, którą ciężko było pojąć, wynika z niewyspania, drażliwości czy po prostu tak ma. Jak dla mnie odpowiedź była prosta. Siostra przeniosła wzrok na brytyjkę, wyraźnie uznając ją za lepszą partnerkę do rozmów..
- Zdaje się, że to ustalimy później. Skupmy się na razie na pytaniach do pani Koordynator. Wspomniała pani o bezpiecznej komórce. Domyślam się, że jeśli zawiedzie z jakiegokolwiek powodu, nie wolno nam kontaktować się w inny sposób?
- Telefonicznie nie. Komórka, którą odbierzecie, jest specjalnie skonfigurowana i z innych, zwyczajnych, nie jest możliwe uzyskanie połączenia z kwaterą. Jeżeli jednak miałaby zawieść, a będzie możliwość skorzystania z internetu, możecie skontaktować się poprzez Zbiór Legend. Niestety nie ma innych możliwości.
-Mam na myśli kasowanie dowodów na tę rozmowę i zlecenie na nie. Ale także sprawę tego chłopaka. A skoro już o nim mowa to… - Russel zawahał się na chwilę szukając chyba odpowiednich słow. - On jak widzę ma duże możliwości. Rozmawiałem o tym z Josh’em ale nie wgłebiał się w temat. W każdym razie to co widziałem w celi u Lokiego jest dziwne zbieżne z tym co mi się przytrafiło w ciągu ostatnich kilkudziesieciu godzin. Widzę silne powiązania tych zdarzeń z jego możliwościami i tego co Josh mówił o jego historii. Nie chcę być pod wpływem mocy tego dzieciaka i moje otoczenia również. To zagraża bezpieczeństwu i mojemu i im.
Nie wytrzymałem i posłałem krótkie spojrzenie dla Lotte wyraźnie mówiące co sądzę o teoriach amerykanina. Zaraz jednak wróciłem do obserwacji reszty i słuchania koordynatorki, która wydawała się już znużona. Świetnie ją rozumiałem.
- "Kasowanie dowodów na tę rozmowę i zlecenie na nie"? Widzę, że wie pan o czymś, o czym ja nie zostałam poinformowana. A jeżeli chodzi o Lokiego… myślę, że na środku Atlantyku będzie pan bezpieczny - westchnęła. - A chłopiec jutro i tak zostanie przeniesiony na Antarktydę. Może pan nawet zasadzić w ogródku lawendę, by mieć zupełną pewność.
Po chwili wstała.
- Widzę, że możemy już się rozejść, jeżeli nie ma więcej pytań - niby oznajmiła, niby zapytała.

Gdy nikt z nas nie odpowiedział, skinęła głową. W tej samej chwili do drzwi rozległo się pukanie. Miałem po cichu nadzieję, że to Alice, po wizycie w szpitalu byłem głodny a pieczeń była pyszna. Do sali weszła jednak gotka, którą widziałem przy przejściu, nie pamiętałem jej imienia. Wyglądała jakby przyszła tu za karę, miała minę ateistki zaciągniętej przez babcię na przydługą pielgrzymkę.
- Czy to już, Polly?
Koordynator skinęła głową.
- Russel Hayes lat dwadzieścia osiem oraz Imogen Cobham lat trzydzieści proszeni są o udanie się ze mną do mojego gabinetu. Wyruszamy za pięć, cztery… - Mary nieoczekiwanie przerwała odliczanie, obróciła się na pięcie i wyszła z sali, znikając z pola widzenia.
Polly R. Fennekin dyskretnie uśmiechnęła się,
- Idźcie za nią, zostało mało czasu, zanim skok stanie się niemożliwy - rzekła. - Następnie obróciła się do nas. - A państwo proszę za mną.

***

Zbrojownia okazała się pokojem na przeciwko sali konferencyjnej. Było to dość zabawne zestawienie. Jeżeli pokojowe pertraktacje miałyby nie przynieść skutków, rozmówcy zawsze mogli wybrać się do pokoju obok, odebrać inkrustowane szable i zacząć honorowy pojedynek na śmierć i życie. Być może… ale w innej epoce. A w wypadku dzisiejszych czasów pobrać broń i wpakować na korytarzu oponentowi pół magazynka w plecy.

Pokój był średniej wielkości. Każdą ścianę zasłaniały półki długie od podłóg, aż do sufitu. W rogu stała złożona drabinka, przy pomocy której można było odebrać sztuki chomikowane w najmniej dostępnych miejscach.
W pokoju panował półmrok. W najciemniejszym miejscu stało biurko, przy którym siedział mężczyzna. Gdy spostrzegł nas, wstał i przedstawił się:
- Jestem Javier Varela, Badacz. Na co dzień zajmuję się klasyfikacją Paraspatium-broni, zebranych przez was, śledczych. Rozdaję również normalną broń na misje, ale… wy o tym wiecie, co nie? Chyba już się wcześniej widzieliśmy…

Rzeczywiście, spotkaliśmy już Varelę przy okazji wprowadzenia do pierwszej misji. Był wysokim, ponad dwumetrowy Meksykanin, który poprzednim razem wystąpił w dokładnie tej samej roli.

- Powiedzcie, za kogo się przebieracie, to przygotuję coś dla was. Ale o ile dobrze pamiętam… ty chyba nie potrzebujesz mojej pomocy, co? - zaśmiał się przyjacielsko, niedbale wskazując palcem na mnie.


Odpowiedziałem mu uśmiechem, Lotte przywitała go skinięciem głową. Meksykanin mimo swojej bezpośredności, która normalnie mnie drażniła, wzbudzał moją sympatię. Było to cholernie rzadkie i jak po ostatnim razie skomentowała Lotte chodziło pewnie o fioła nas obu do zabawek. Oczywiście nie byłaby sobą gdyby nie wypomniała mi posiadówek z wujkiem. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami na temat nowatorskiej metody wyrzutnika łusek w F2000 czy sprzeczać się o to, który przemysł zbrojeniowy jest lepszy belgijski czy niemiecki. Zwykle kończyło się to na wódce i przesiadywaniu przed laptopem gdy obaj wyszukiwaliśmy specyfikację i fachowe artykuły dla poparcia swych tez.
- Cześć. Czterech agentów Interpolu. Sigi P226? Jak uważasz? - rzuciłem do kwatermistrza.
- Mamy sześć sztuk na stanie. Trochę droga więc zwykła policja rzadko jej używa, ale jest na wyposażeniu głównie wywiadów i kontrwywiadów, spec służb a nawet paru jednostek specjalnych. Wiesz, co wybierać - uśmiechnął się. Następnie zwrócił do Lotte: - Rozumiem, że pani aprobuje?
- Gdzieżbym chciała polemizować z bratem w tej materii. – Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona, jak to zawsze, gdy chodziło o temat broni. Wiedziałem, że w tej materii mi ufa ale jednocześnie bawi ją moje podejście do wszystkiego co strzela.

Szybko wdaliśmy się w rozmowę, która kogokolwiek po za Lotte zanudziłaby na śmierć. Ona na szczęście nawykła, że przestaję być milczący gdy spotkam innego fana broni i nie przeszkadzały jej moje zdawkowe odpowiedzi. Javier mimo swojego irytującego sposobu bycia miał ogromną wiedzę, w tym praktyczną, której mi brakowało. Wydawał się też ucieszony, że w końcu może z kimś normalnie pogadać.
Gdy już szykował cztery sigi przypomniałem sobie dla kogo są. Streściłem mu doświadczenie grupy z bronią, drwale szybko powędrowały na bok. Mogłem się założyć, że nawet jeżeli ktoś ubierze się odpowiednio to pełnowymiarowa klamka z tyłu paska (przy tej pogodzie to był jedyny sposób na jej ukrycie) będzie przeszkadzać. Pewnie Russelowi wypadłaby przy pierwszej probie odlania się. Zaczęliśmy dyskutować o subkompaktach. Oczywiście Javier tak jak za pierwszym razem próbował mnie namówić na .45 ACP i znowu toczyliśmy tę samą dyskusję o tym, który nabój jest lepszy w broni krótkiej. Doceniałem łatwość wytłumienia tego kalibru ale argument o mocy obaleniowej do mnie nie przemawiał. Oczywiście dla Varela był decydujący. Jeżeli cokolwiek było wstanie ruszać się po dublecie dziewiątek to wątpię by jedenastka to powstrzymała a mniejszy magazynek mógł być problemem decydującym o życiu bądź śmierci strzelca.
Dyskusję przerwaliśmy gdy Javier wyciągnął glocka 26.


Właściwie to wspólnie wyraziliśmy zdanie o plastikach. Było zbieżne i wspólna niechęć do glocków nas połączyła. Obaj uważaliśmy zrobienie klamki z tworzyw sztucznych za obrazę dla wszystkich innych pistoletów. Do tego system zabezpieczeń (szczególnie w modelach z zewnętrznym bezpiecznikiem) traktował użytkownika jak idiotę, który zaraz może się postrzelić. No i niezawodność… Owszem, broń rzadko się zacinała ale gdy nawalił wewnętrzny bezpiecznik stawała się prawdziwym koszmarem dla rusznikarza. Mimo jednak tych wad była to broń prosta w obsłudze (idiotoodporna), lekka a ten konkretny model poręczny (niewygodny). Jeden egzemplarz z zewnętrznym bezpiecznikiem miał trafić do Russela. Dawał nadzieję, że chłopak się nie postrzeli ani klamka mu nie wypadnie. Oczywiście obaj nie omieszkaliśmy powiedzieć co myślimy o polityce IBPI nie szkolenia detektywów w posługiwaniu się bronią a potem ich uzbrajaniu. Drugi, już tradycyjny miał być dla Immy, jako policjantka pewnie używała siedemnastek, chociaż trochę znajoma konstrukcja wydawała się być dobrym pomysłem. Siebie i Lotte powinienem uzbroić w taką samą broń by móc wymieniać magazynki z resztą ale nie szliśmy na wojnę (cudem będzie jak ktoś opróżni swój) a wzdrygałem się na samą myśl, że będziemy musieli męczyć się z tym plastikowym gównem. Dlatego wróciliśmy do sigów, ja zostałem przy dwudziestce szóstce (Javier bez słowa dołożył tłumik) a podobnie jak poprzednio dla Lotte wziąłem dwieście trzydziestkę dziewiątkę. Oczywiście Javier nie byłby sobą gdyby nie zasugerował dwieście czterdziestki piątki. Uśmiechnąłem się doceniając żart. Oba pistolety wylądowały koło glocków.




Do każdego modelu dostaliśmy po dwa zapasowe magazynki, które zaczęliśmy wspólnie ładować. Zacząłem też podpytywać o jakiś back up dla mnie. W walce zawsze istniało ryzyko utraty bądź zacięcia broni a w takim przypadku zapasowa klamka była nieoceniona. Teoretycznie przysługiwała nam jedna sztuka broni na osobę czego Javier nie omieszkał zauważyć, po chwili jednak zaczął się zastanawiać i wydał mi trzydziestkę ósemkę (gdyby nie napis na broni nie stwierdziłbym czy to taurus czy S&W) z kaburą na łydkę stwierdzając, że misja na którą wysyła się czterech detektywów musi być niebezpieczna. Uśmiechnął się porozumiewawczo a ja skinąłem mu w podziękowaniu głową.


Gdy skończyliśmy ładować broń i Javier wszystko zapisał pochwalił mi się swoim ostatnim nabytkiem. Borchardtem c93.


Widziałem tę konstrukcję tylko w programie dokumentalnym o historii broni krótkiej. De facto w obecnych czasach jej użycie mijało się z celem jednak należało docenić, że dzięki niej powstały współczesne, doskonalsze konstrukcje. Gdy Javier zaczął mi opowiadać o jego historii (nie wątpiłem, że ściągnął go pod fałszywym powodem byle tylko mieć go w “swojej” kolekcji) przyszedł Josh przerywając mu. Pieprzone ograniczenie czasowe… Pożegnałem się z meksykańcem i wstępnie ugadałem się na wypad na strzelnicę a potem jakieś piwko gdy obaj będziemy mieli trochę czasu.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 08-09-2015 o 18:10.
Szarlej jest offline