Wielki duch wstąpił w Haxa, kiedy drużyna znów stała się całością i w dodatku pojawił się jego kumpel. Wilson "Świr" Maddox, we własnej osobie pofatygował się wraz z jakimś skośnym, aby uczestniczyć w ich małej eskapadzie. Sposób w jaki dostali się do wnętrza Cytadelii był zdecydowanie zabawniejszy niż teleportacja. Rura praktycznie zazdrościł brawurowej akcji. W dowód uznania poklepał obu po plerach przez co ci omal nie padli na gęby. Czarny olbrzym był radosny pomimo gównianości ich sytuacji... i faktu, że nawet jego tytaniczne ciało zaczynało się męczyć. Nic to jednak... Hax miał przy sobie jeszcze trochę izotoników, aby zdjąć straszliwe obciążenie jakiemu podlegał jego organizm.
***
Bił, pałował, batożył, miażdżył, brutalizował, zabijał, mordował i niszczył. Bitewne szaleństwo ogarnęło go po raz kolejny. Jednak teraz byli już całkiem wysoko i nie walczyli z byle maliniakami, a z prawdziwymi nekrotwardzielami, nekromutantami i nekrokolosami. Hax tracił kolejne fragmenty pancerza zrywane z jego ciała potężnymi ciosami przeciwników. To jednak tylko bardziej nakręcało Rurę, który odpłacał wielokrotnie bardziej okrutnymi uderzeniami. Mistyczna buława biła po kolanach, stawach, pachwinach, twarzach i innych wrażliwych miejscach. Mroczna Harmonia okazywała się za słaba, aby sprostać bezlitosnemu czarnemu diabłowi, który w mniemaniu mrocznych legionistów przybył aby zaciągnąć ich potępione dusze do piekła.
W końcu pojawili się jednak przeciwnicy którzy swoim poziomem pakerności dorównywali Barakowi. Razydzi. Mutanci, których ciała wyglądały, jakby zostali specjalnie wyhodowali do kokszenia i pakowania i jakby nic innego w życiu nie robili. Hax starł się z nimi rozdając ciosy Obietnicą Wpierdolu. Zęby maczugi wyrywały skórę i mięso, odsłaniając pancerz i wzmocnione kości. Każdy cios który sięgał Capitolczyka chwiał nim niemiłosiernie. Z ciężkiego pancerza pozostał mu praktycznie tylko popękany napierśnik i rozbity hełm. Nogawice i rękawy zostały zdarte i jedyne co osłaniało Haxa to kombinezon zabezpieczający, a i ten był w strzępach rozdarty przez napięte mięśnie. To jednak tylko sprawiało że Haxtes bił szybciej i z większą żądzą mordu. Maczuga trafiła Razydę prosto w pysk wgniatając go do środka. Bestia padła, jednak zaraz za nią pojawiła się kolejna. Tym razem z pomocą przyszli Capitolczykowi Tatsu i Maddox. Świr rozerwał wierzchnie warstwy skóry i mięśni potwora serią grubego śrutu, zaś Tatsu doskoczył do niego tnąc precyzyjnie kataną. Rura nie marnował czasu i poszedł w sukurs skośnemu. Żółto-czarna furia zmieliła sługę cycatej Golgothy w parę chwil. Ze wsparciem Świra kolejne bestie padały. Był to zaprawdę widok, który każdego mógł podnieść na duchu.