Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2015, 23:42   #32
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Maarin zostawiła gnolla Elin i Valeriusowi wierząc, że sobie poradzą. Sama wskoczyła do wody aby złapać ptaszysko za jego pazury i ściągnąć go pod wodę. Niestety sama nie była jeszcze na tyle zjednoczona ze swoim żywiołem aby nie potrzebować powietrza. Mimo wszystko czuła się pewniej w tej zdradzieckiej, dla niektórych, cieczy.
Valerius zaś nie mogąc dosięgnąć gnolla bezpośrednio zdał się na umiejętności Elin, postanowił chociaż wzmocnić przyjaciółkę w tej walce. Sięgając po magię i soczewkę dla czaru ukrytą przy swym pasie, dotknął ramienia czarodziejki i otoczył jej ciało zbroją utworzoną z czystej mocy. Prostym zaklęciem znanym przez wielu “zbroja maga”.
- Za mną! - kraknął Bitaan po czym ruszył na pomost. Szybki rzut oka na towarzyszy upewnił go, że jeszcze dają sobie radę. Za to tubylcy potrzebowali wsparcia. Szybko stukając pazurami po deskach skierował się w stronę ściany, z której atakowały główne siły gnolli.
Harpagon zobaczył, że jego towarzysz ma kłopoty, dlatego opuścił nieco gardę i zaatakował mieczem topornika, tarczą wciąż odpychając i uderzając pozostałych napastników.

Maarin dorwała ptaszysko, zanim te zdołało wyrwać się na wolność. Jego dziób zdążył wbić się w ciało kapłanki, zanim tej udało się wciągnąć stwora pod wodę. Tam jego szarpanie nie trwało już długo i szybko zamarł, martwy. Elin w tym czasie potykała się ze swoim przeciwnikiem. Bicz uderzył, zostawiając krwawe ślady mimo zaklęcia Valeriusa, ale na ten dystans to broń dziewczyny miała przewagę i wkrótce wbiła się w ciało gnolla, razem ze strzałą Dii i dyskiem nadbiegającej razem z bardem Kass. Przeciwnik wpadł do wody.
Harpagon i Bayle także sobie poradzili, z pomocą strażnika wioski i jego zwierzęcia. Młody strażnik, dzieląc swoją uwagę na zbyt wielu przeciwników, znowu oberwał. Było to nie do końca potrzebne, bowiem paladyn poradził sobie ze swoim gnollem, potężnym ciosem rozłupując mu czaszkę. Następni przeciwnicy padali jeden po drugim, a z nieba spadały trafione piorunami ptaszydła. Po włączeniu się czarodziejek i kapłanek tutejszej społeczności, atak był szybko odpierany i wkrótce z żywych wrogów pozostali tylko ci próbujący uciekać. Jedynie Alan kompletnie się w niczym nie przydał, stojąc przy brzegu z kurczowo trzymanym w swoich łapach toporem.
- Sio! Precz! - Bitaan machał dłońmi na uciekające gnolle. - Nie wracać mi tu!
Stanął na pomoście i wziął się pod boki prostując grzbiet. W tej pozie zdawał się nawet wysoki. Ciężko oddychał, ale był usatysfakcjonowany przebiegiem zdarzeń. Udało się przeżyć i na dodatek powstrzymać naturalną napaść. Czuł się jak bohater.
- No… - kraknął. - jak to mawiają na podgrodziu… jajecznicy na szczęście nie będzie.
Valerius odetchnął głęboko ucieszony faktem, że jakoś udało się im przeżyć ten atak. Zerkając za uciekającymi potworami zastanawiał się jak często zdarzają się takie napaści… Raz w tygodniu, raz w miesiącu? Niewątpliwie gnolle atakowały tak nie pierwszy raz, więc nic dziwnego że tubylcy przyjęli ich tak przyjaźnie. W takich sytuacjach każda para rąk zdatnych do walki się przydaje.
- No to już wiemy o czym tutejsi chcą z nami rozmawiać.- westchnął Valerius głośno.
Półork rozluźnił chwyt na swej broni. Nie przydała mu się i był z tego nawet zadowolony. Żaden z gnolli się na niego nie rzucił, więc nie była to jego walka. Proste... choć jakiś cichy głos z tyłu głowy powarkiwał niezadowolony. Alan zastanawiał się jednak, co dalej zrobić ze swym toporem. Czy potwory uciekły, przerażone magicznymi błyskawicami? Nie zdziwiłby się. On sam nie miał ochoty stawać twarzą w twarz z kimś, kto dysponował takimi mocami. Co trochę drewna i stali mogłoby pomóc na gniew samego nieba? Zatem chłopak po prostu odrzucił swą broń na to samo miejsce, z którego jeszcze nie dawno ją zebrał.
Zaa jego pleców w nie tak dalekiej odległości doszło go parsknięcie i kolejny chupot wody, tym razem słyszalny przez brak wrzawy. Maarin wypłynęła właśnie spod wody zabarwiając ją na kolor czerwony od swoich ran. Kręcąc głową spróbowała rozrzucić włosy, które niesfornie poprzyklejały się do twarzy ciasno przylegając do skóry. Undine stwierdziła, że noszenie warkoczyków, albo chociaż wiązanie włosów miało jednak jakiś cel w jej życiu. Zmęczona walką pozwoliła swojemu ciału się zregenerować. Znów w pierwotny sposób jej ciało złączyło się w żywiołem, a rany szybko zaczęły znikać. Leżąc z twarzą ponad powierzchnią wody w końcu kapłanka poruszyła się i w niesamowicie krótkim czasie znalazła się przy brzegu. Jej ranom było już bliżej dłużej gojącym się niż świeżym.
Gdy tylko zrobiło się bezpieczniej, Harpagon pobiegł w głąb wioski sprawdzić, co z towarzyszami. Broń zabrał ze sobą, najwyraźniej osada nie była tak sielankowo bezpieczna, za jaką początkowo ją uważali. Podchodził do każdego i jakby chciał się upewnić, że żaden nie jest majakiem, klepał ich po ramieniu. Bezpieczni.
Co bardziej spostrzegawczy mogli jednak zauważyć blednące powoli oblicze Harpa i strużkę krwi, którą zostawiał na ścieżce.
 
Asderuki jest offline