Dojście do dalszego pożaru wymagało przejścia przez pole kukurydzy, a Jim wciąż pamiętał to pole za rzeką, gdzie zginęli jego towarzysze. Wzdrygnął się mimo woli.
Jeśli chcieli odnaleźć kogoś z grupy musieli przejść przez sad. Nie było wyjścia. W sadzie przynajmniej mieli większe pole widzenia. W kukurydzy, ktoś mógłby podejść na odległość ramienia i nawet by tego nie zauważyli. Co prawda w sadzie był potwór, ale nikt nie powiedział, że jest tam dalej, a po za tym już go widzieli, a znane niebezpieczeństwo nie przeraża tak bardzo, jak nieznane. - Lori … musimy wrócić do rezydencji. Wypatruj tego stwora z sadu, by nas nie zaskoczył. Trudno musimy z nim walczyć. Wolę to niż tą kukurydzę. Tu przynajmniej coś widzimy.
Rewolwer schował za pas. W ręku miał siekierką, a w drugiej pokrywkę od żeliwnego garnka, jako tarczę. Nadawał się idealnie na parodię rycerza. |