Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2015, 13:06   #24
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Stary Słomka, trochę zdziwiony pytaniem Bryndena, podrapał się po szczecinie porastającej jego policzek, stęknął kilka razy, westchnął raz, aż wreszcie ramionami wzruszył.
- W taką pogodę jak dziś to nikt, ale w taką jak wczoraj to już tak. Ziarno ze synem swoim do Hołopola kilka dni temu poszli, jeszcze nie wrócili. Poza nimi to kto to wie. Dookoła Złotnicy farmy, chaty smolarzy i myśliwych też by się kilku znalazło. Ale kto interesa w taką pogodę? Nikt komu głowy nie odjęło.
Trop ten zbyt ogólny był, aby nim podążyć. Chata Ziarnów znajdowała się w obrębie palisady, zamieszkana obecnie przez żonę i resztę dzieciaków - dorosłych lub prawie dorosłych, a także jednego zięcia. Ludzie w takich miejscach potrafili żyć stłoczeni.

Huczało od plotek, a rodzina nieboszczyka nie wychodziła z chałupy, poddając się żałobie. Tam wpierw udał się też Sobeslav, w sprawach nie dotyczących obcych. Dzień nastał już w pełni i chociaż gruba warstwa ciemnych chmur nie ustępowała, to światła było dość, zarówno na badanie śladów jak i całą resztę czynności. Odśnieżanie szło aż miło, ale żaden z tutejszych ani myślał ścieżek do palisady robić. Mimo to szokujące wydarzenie nie sparaliżowało ich. Tak to już było na prowincji. Pewne rzeczy udawało się wypierać z umysłów. Dzień także pomagał. Nie było tak strasznie. Strażnicy patrolowali główne ulice, wydeptując ścieżki w śniegu. Nie widać po nich było entuzjazmu, ale w świetle dnia dało się zauważyć jeszcze dwóch ze straży, trzymających się blisko hrabiowskiego dworku.

Trójka śledczych, z braku lepszego słowa, chcąc nie chcąc brnąć zaczęła przez śnieg. Szczęśliwie odległości nie były wielkie, bo zajęcie nie należało do przyjemnych, kiedy biały puch wdzierał się pod ubranie i oblepiał je całe, mocząc i mrożąc ciała. Dotarli do wschodniej części palisady, gdzie na długości dobrych pięciu metrów widniały szczerby i dziury. Drewno przeżarte przez korniki spróchniało i prawdopodobnie wiatr oraz inne wydarzenia pogodowe wygięły całość odcinka i połamały kilka bardziej nadwątlonych fragmentów, ukrytych teraz pod śniegiem. Człowiek miałby tu całkiem wygodne miejsce do wspięcia się i przeskoczenia lub przeciśnięcia się na drugą stronę. Dokładniejsze oględziny nie pozwoliły im stwierdzić nic więcej. Sporo całości ukrywała obecnie pogoda, nie odkryli też śladów żadnej bestii czy nawet innego od naturalnego oddziaływania na drewno.

Podobne nic stwierdzili przy północnym odcinku, który jednakże swoją słabą konstrukcję zawdzięczał czemu innemu. Ten fragment palisady był wyraźnie osmalony, ślady spalenia dostrzegało się od razu. Mogło mieć to coś wspólnego ze stojącą obok murowaną wieżą, w której dachu ziała dziura, zasypana obecnie śniegiem. Jeśli uderzyły tu pioruny, pożar mógł objąć okolicę. Sporo osmaleń pozostało widocznych także na kamieniach tej konstrukcji. Palisada nie przechyliła się, ale jej górną część strawiły płomienie, sprawiając, że teraz ledwo wystawała nad śnieg. Miejscowi przybili tu kilka desek dla załatania wyrwy, co wcale nie załatwiało sprawy z czymś innym od zwykłego wilka.


Magdalena, albo Magda jak kazała Katalowi do siebie mówić, wydawała się wielce ucieszona pomocą elfa. Szok po porannym odkryciu i zawirowania związane z ilością wynikłej z tego pracy znikały wraz z upływem czasu. Nie widać było po niej niechęci do spiczastouchego, a fascynacja pochodzić mogła z kilku źródeł. Dość rzec, że tak jakby często trzymała się blisko mężczyzny, błyskała całkiem ładnymi zębami w uśmiechach i z chęcią prowadziła rozmowę, gdy tylko wyczuła, że Katal przeciwny temu nie jest. Pytała o jego pochodzenie, przygody, zajęcie, wiek i mnóstwo innych rzeczy. Tak, krasnoludy mogły się tu pojawiać za jej życia, ale elfów to z pewnością wielu nie widziała. Tak przynajmniej sądził, kto wie czy rzucane mu spojrzenia nie były też czymś innym.

I mimo wszystko ciekawszą zapewne była kompanką od Jana Utraty, nieszczególnie interesującego ubogiego szlachcica dotrzymującego towarzystwa Loli. Spijał słowa z pięknych ust, samemu wtrącając wstawki o swojej młodości i wychowaniu w pobliżu Hołopola. Trzeci syn, bez szans na dziedziczenie, bez polotu i szczególnych zdolności. To sobie dopowiedziała sama. Wyglądało na to, że dobra partia w postaci Jitki to jego jedyna szansa. On także otrzymał zaproszenie od Hrupa, choć nie przyznał się trubadurce czy powiedział synowi hrabiny z jaką tak naprawdę sprawą przybył do wsi.

Katal był właśnie w trakcie układania kolejnych szczap przy kominku, a Merritt słuchała o pierwszych doświadczeniach Jana na koniu, kiedy za drzwiami karczmy wybuchło małe zamieszanie. Ktoś krzyknął, a potem do środka dotarł skrzeczący, doniosły głos starej kobiety.
- Będę gadała co chcę!
- Zawrzyj gębę, babo! Zawsze na czarnym wszystko widzisz - odpowiedział równie głośno jakiś mężczyzna.
- Bo i to prawda. Ja swoje wiem i gadam, że to klątwa za to coście robili! Złoto się skończyło, ludzie się skończyli, a teraz to nas wszystkich wykończy!
- Bzdury gadasz! Nic co na klątwę zasłużyło żeśmy nie robili!
Kłótnia ta, łatwo było spostrzec, toczyła się pomiędzy starszym ze strażników wiejskich a małą, mocno zgarbioną i owiniętą chustą pomarszczoną kobietę, ledwo trzymającą swój ciężar w pionie, podpierając się na chybotliwej lasce. Nawet krasnoludy przerwały partię kart, wyglądając przez okno. Wydarzenie przyciągnęło zainteresowanie większości, dlatego prawie nikt nie spostrzegł niskiej postaci w kapturze, która przeszła obok elfa.
- Pomóż mi, błagam! - szepnęła, nie zatrzymując się i kierując na schody prowadzące na piętro. Musiała być za potrzebą, ona i pilnujący ją żołdak nie schodzili bowiem na dół z innych powodów.


To wydarzyło się później, kiedy dawno minęło już południe. Katal przymierzał się już do zabrania się za upatrzone drzewo. Lola i Jan otrzymali, od ubranego w liberie młodzieńca, zaproszenie na dworek, gdzie już przyszykowano dla nich pokoje. Macha, Walfen i Brynden obeszli już wszystko, co obejść się w obrębie Złotnicy dało.
Ostrzeżenie przyszło od zrzucającego śnieg z jednego z dachów, który wskazał na południe.
- Tam! KtoÅ› jedzie!

Ludzie rzucili się do południowej bramy. Zanim ktokolwiek z karczmy zdążył tam dotrzeć, ściągano już z wierzchowca okutaną w grube futra osobę. Wydawała się półprzytomna, dając się ponieść do najbliższej chaty.
- Wezwijcie Ozę! - ktoś krzyknął. Koń, na którym przyjechała, nie był ogierem czystej krwi, prędzej przypominał starą chabetę pociągową. Zipała z trudem, boki chodziły jej jak miechy i szła z nich para. To było niezwykłe, że zwierzę jeszcze stało. Szepty ludzi wypełniały powietrze, łatwo dając się wyłowić.
- To młoda Młynkowa...
- Aż sina była...
- Słyszałem jak mówiła zanim ją wzięli, że farma spalona, a rodzina wymordowana...
- Sama wyglÄ…da prawie jak trup...

 
Sekal jest offline