Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2015, 01:43   #25
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Mag i Om'em.

Russel Hayes - małomówny przeciętniak



Wpierw Colberg szła powoli, aby Detektywi śledczy mogli ją bez problemu dogonić, ale kiedy już się z nią zrównali, przyspieszyła. Tylko trochę prędzej i przypominałoby to trucht. ~ 6.5 km/h... ~ ocenił prędkość taksówkarz. Nic specjalnego dla samochodu no ale dla pieszego było zauważalne.

Cobham w dobrym humorze podążała za Mary nie zrażona tempem jakie ta narzuciła. Jak i ostatnim razem gdy tu była żywo rozglądała się, gdy szli korytarzami. Entuzjazm aż z niej tryskał. Do tego wyglądała jakby chciała poruszyć jakiś temat, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać.

Dotarli do szklanej windy i ruszyli w dół. W niewielkim pomieszczeniu zapanowała martwa cisza… zwłaszcza gdy Mary stanęła w samym kącie twarzą do szklanej tafli. Niczym skarcona uczennica w podstawówce, czy raczej… osoba, która bardzo nie chcę nawiązywać kontaktu wtedy, gdy jest to zbędne.

Stojąc w windzie Immy przyglądała się Russelowi całkowicie zbywając Mary. W końcu nie wytrzymała. - "Co jest nie tak z tą sprawą?" - zacytowała Hayesa - Serio? Jesteś detektywem od badania spraw paranormalnych i pytasz co jest nie tak ze sprawą? - nurtowało ją to odkąd mężczyzna wypowiedział się na sali konferencyjnej. - Z zasady każde zlecenie jest "dziwne", gdyby było normalne to byśmy tego nie badali. Czego się spodziewałeś podpisując papiery z IBPI? - dodała na koniec z przyjacielskim rozbawieniem.

Mary w tym czasie z powodzeniem udawała drzewo. - Tak. Serio. - mruknął Hayes przyglądając się krytycznie dziwnej dla niego postawie tej gockiej punkówy czy innej przedstawicielce nowoczesnej subkultury. Nawet jak na taką to raczej była dziwna. W końcu wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na Europejkę.

- Słuchaj, wezwać nas mogli do najdziwniejszej sprawy. I wiesz, może nie spędziłem w tej Firmie połowy życia i mam za sobą tylko jedną sprawę ale jakoś poprzednie wprowadzenie i odprawa wyglądały całkiem inaczej. I nikt nic nie kasował ani nie gadał jakby się obawiał przecieku wewnątrz Firmy. Odprawa była i powiedziane o co chodzi, co trzeba zrobić i takie tam. - portlandczyk wykonał nieokreślony ruch ręką trochę jakby odganiał muchy czy coś podobnego. Milczał chwilę wpatrzony nieco rozbieganym spojrzeniem na obraz za szybą windy.

- A tu się zapisałem by pomagać ludziom. By im się nie przytrafiało coś takiego co mi. I na testach jak mnie przyjmowali powiedzieli mi, że jestem spostrzegawczy, dostrzegam szczegóły, myślę nieszablonowo i takie tam. Może i grzecznościową ściemę mi walnęli ale moje dostrzeganie szczegółów w praktyce wygląda właśnie tak. - tu wskazał kciukiem na drzwi windy najwyraźniej mając na myśli pokój konferencyjny z którego wyszli. - Zauważyłem coś co mi nie pasowało to się o to spytałem. Nie wiem o co jej chodziło i czemu się tak wkurzyła. Chcieli mieć spostrzegawczego faceta no to mają. Nie umiem tego włączać i wyłączać na zawołanie. Jestem to myślę czy jakoś tak… - Amerykanin rzucił rozdrażnionym głosem. Sądząc po tym jak wbił wręcz dłonie w kieszenie spodni racze nie ukrywał swoich emocji. Cobham przyglądała mu się, słuchała go i nie wchodziła w słowo. Myślała nad tym co mu odpowiedzieć.

- A jak ramię? Nie boli cię? Długo miałaś ten gips? - Russel spytał po kolejnej chwili milczenia zerkając ciekawie na ramię kobiety. Był ciekaw czy jej też coś zostało. Skoro miała gips to pewnie i coś cięższego niż jego drobnostki w sumie. Zastanawiał się, czy takie coś też znikło bez śladu, właściwie jak u niego się stało.

To pytanie zbiło Imogen z jej toku myślenia. Widać ze odpowiedź na nie nie jest prosta. Stanęła bliżej Russela i wyciągnęła prawą rękę mu prawie pod nos by mógł się przyjrzeć i lewą ręką wskazała na przedramię. Chciała też pokazać Mary ale widząc jej postawę zrezygnowała.

- Tu miałam złamanie otwarte chyba nawet z przemieszczeniem. Widzisz? Nawet śladu nie ma. - Brytyjka powiedziała wielce zadowolona. Opuściła rękę - Niesamowite, nie? A ledwo co w szpitalu mi ją poskładali. Ściągnęli mnie tu akurat kiedy po raz pierwszy odzyskałam przytomność odkąd dotarłam na parking szpitala. - dodała podpierając ręce na biodrach.

- Kurwa! - niespodziewanie krzyknęła Mary. - Po prostu, no kurwa!
Drzwi windy wkrótce otworzyły się i kobieta szybko z niej wyszła, czy może raczej… wybiegła.

- A jej co? - Imogen spojrzała ze zdziwieniem za dziewczyną żywcem wyjętą z kryminału Stiega Larssona. Jednak ciekawość wzięła górę i bez słowa pogoniła za Mary.

- Widać lubi być mroczna i tajemnicza. - uśmiechnął się lekko Russel, wzruszył ramionami i też podążył za gotką. Zakładał, że dostała jakies info związane z nimi albo ze sprawą a i tak mieli przykazane podążać za nią. Jak nie to pewnie im powie by zaczekali albo co.

Na szczęście zdążyli dojrzeć, do którego pokoju wbiega Mary. Podchodząc bliżej, zauważyli na ścianie napis: "przed wejściem ściągnij buty", a poniżej znak czaszki z dwoma piszczelami - jak gdyby żywcem wyjętej z pirackiej flagi.

Cobham zatrzymała się przed drzwiami i spojrzała na napis. - Zakładam że to jej biuro - stwierdziła, ale nie poczyniła żadnego ruchu, który by sugerował by chciała wejść do środka. - To chyba trzeba na nią poczekać - westchnęła. Spojrzała na Russela - Słuchaj, wiem że pewne praktyki w firmie mogą dziwić. Niestety mamy coś co nazywa się procedurami. A one nie uwzględniają tego np co dziś miało miejsce. Czasem tak trzeba, żeby coś przyspieszyć, bo sytuacja wymaga szybkości a wg procedur zajęłoby to dwa dni. Oszczędza to masę papierologii, a na przykład mi czy temu Danielowi czas jaki stracilibyśmy na leczenie. - uśmiechnęła się. - Może nie poruszajmy tego tematu jak nam aktywują Skorpiona. Zawsze będzie można pogadać o tym przy piwie po zadaniu. - rzekła najwyraźniej czekając na odpowiedź Amerykanina.

Russel przytrzymał ramieniem drzwi przez które weszła Mary i zajrzał co jest w środku. Dziewczyna wyglądała na bardziej obytą w zwyczajach i mapologii Oddziału więc zgadywał, że może się sprawniej tu od nich, świeżaków, poruszać. No i pewnie miała kody dostępu i pozwolenia i takie tam proceduralne bajery. Ale jednak nie mogła nie zauważyć, że podążają za nią i jakoś ich nie powstrzymywała od tego. Więc “gadka” była jak z jakimś cholernym emo co się trzeba domyślać i zgadywać o co czemuś takiemu biega. Teraz dał sobie na luz i też został w progu. Jak ta gotka chciała by dalej szli z nią to niech jakoś się skomunikuje w cywilizowany sposób.

- Taa… - zwrócił się do blondynki patrząc z progu na oddalającą się brunetkę. - Nie powiem, by to nie było uzyteczne czy skuteczne. Zwłaszcza przy poważniejszych urazach. Ale ta cała otoczka… - pokręcił głową dając znać, że mu się to nie podoba. - A wiesz, tu pływa wiele ryb a ta Polly nie jest tu największą. Jak się jakas większa rybka dowie i zainteresuje? - nadal mu to nie pasowało ale wzruszył ramionami i pozwolił się zamknąć tym drzwiom.

- Dlatego my malutcy musimy kombinować. Ci więksi nie muszą się tak gimnastykować - Europejka odparła ze śmiechem - Wiesz, dla mnie to oczywiste, bo pracowałam w policji. Matko ale tam mają bzdurne procedury... - wyjaśniła swój punkt widzenia - Pani Polly wydaje się miła, więc nie chciałabym, żeby jej się coś za to dostało. Szczególnie, że tą decyzją praktycznie uratowała mi licencje. - powiedziała już poważnie - Dlatego trzeba zrobić tak, żeby przełożeni się o tym nie dowiedzieli - dodała na koniec z konspiracyjnym szeptem.

- Gdzieś czytałem, że mili, lubiani i zabawni ludzie świetnie nadają się na szpiegów… - rzekł Hayes spoglądając na kierunek z którego przyszli. - Poza tym jak mówisz z tymi maluczkimi, sprawa może się rozwinąć bez naszego udziału. Tak tylko mówię. - wzruszył ramionami ponownie. Jakoś po ostatnich dwóch dobach i tym co się jeszcze przydarzyło tutaj nie był w swoim wybitnie dobrym nastroju. I dalej nie wiedział co się dzieje z Mitsy. - Jaką licencję? Pilota czy masz jeszcze jakieś? - spytał by jakoś zmienić temat. Widział, że Imogen chyba jakoś stara się załagodzić sytuację a oboje nie mogli w tej chwili zmienić tego aspektu sytuacji więc nie było w tej chwili co tym się zajmować. Równie dobrze mogli sobie pogadać chwilę póki ta subkulturka nie przypomni sobie o nich.

Immy chyba nie złapała o co chodzi Russelowi odnośnie tych szpiegów. Wzruszyła, więc tylko ramionami. - Tak, jestem pilotem i latam na śmigłowcach - odparła z dumą, ale z jakiegoś powodu stłumiła swój entuzjazm. Skrzyżowała ramiona przed sobą - Mam tylko nadzieję, że nie wywalą mnie z mojej firmy-przykrywki za to, że nie pojawiłam się na umówioną godzinę. - westchnęła ciężko. - Liczę po cichu, że IBPI coś na to zaradzi… - blondynka westchnęła na koniec.

- Jesteś pilotem? Oo… A na czym latasz? - samoloty i śmigłowce może nie były samochodami ale jednak była to dziedzina bardzo pokrewna i w naturalny sposób budziła ciekawość i sympatię taksówkarza. - Pewnie coś wymyślą. Mam nadzieję, że w takim ociekającym w super kosmiczne technologie miejscu znajdzie się ktoś ze stacjonarnym telefonem do którego taka świeżynka jak ja będzie miała dostęp. - podzielił się z rozmówczynią częścią swoich nadziei i frustracji.

Immy uśmiechnęła się szeroko. - Piękny czarny Bell 429. Dwusilnikowe, turbinowe cacko - wspominając o nim oczy jej błyszczały - Uwielbiam go. - zaraz jednak zeszła na ziemię. - Zapytaj Mary. Mają tu stacjonarne telefony. Co, żona w domu została sama? - zapytała z nutą współczucia w głosie.

- Bell? Takie coś jak Huey z Wietnamu? - kierowca spytał nieco niepewnie. Z Belli kojarzył właśnie tą maszynę jako wręcz ikonę wietnamskiej wojny. Ale z nowszych konstrukcji to chyba nie był na bieżąco. Rozróżniał głównie te typy co się przewijały obecnie w wojsku albo grach. A Bell’a o wspomnianym numerze modelu jakoś nie kojarzył. - Spytam ale widzisz jest strasznie zajęta. - wskazał głową na klikającą po drugiej stronie drzwi dziewczynę. - Żona niee… - pomachał dłonią na której w takim wypadku powinna znajdować się obrączka. - Ale dziew… Hmm… Właściwie to… Hmm… To trochę się pokomplikowało przez ostatnie dwie doby… Sam nie wiem jak to określić. Stało się tak szybko… - mruknął zakłopotany. Rozmowa z blondpilotem jakoś przypomniała mu o tym gąszczu gmatwaniny w jakiej się ostatnio znalazł. - Ale zostałem porwany a ona została u mnie w domu i nie wiem co się stało. A one tam były i gliniarze też to nie wiem jak to się skończyło. A potem z aresztu się nie dodzwoniłem więc już ponad dobę jak nie wiem co tam się stało. I dlatego chcę zadzwonić. - Russel wyrzucił z siebie potok słów bo po chwilowej pauzie flegmatyzmu jak sobie odświeżył te wydarzenia w trakcie mówienia znów zaczęło pobrzmiewać w głosie wzburzenie i upór.

- Gdybym miała swój telefon to bym ci pokazała filmik z lotu nad Portland. - Imogen odparła zadowolona, że chyba znaleźli wspólny temat. Gdy wspomniał o swoich problemach spojrzała na niego ze współczuciem. Zaraz jednak na jego słowa roześmiała się przyjacielsko - Przepraszam, ale brzmi to komicznie mimo całej powagi tej sytuacji - odparła z lekkim rozbawieniem. Machnęła ręką - Spokojnie Russel. Będzie dobrze. Jak kocha to wybaczy - dodała.

- Taa… Pewnie tak. Dzięki. - pokiwał głową jak sobie przypomniał o tym kochaniu. Się chyba lubil z Mitsy ale kochaniem to chyba za daleko by szło tak to nazwać. Wczoraj rano i jak go złapała za dłoń i szukała wsparcia… No to było fajne. Jakby nie to pewnie nie wyszedłby do tych wariatek. Ale sprawy się tak pokomplikowały i wtedy, i potem, i wcześniej, że obecnie zżerała go niepewność co do jego, jej i ich losu, przyszłości i statutu.
- A to jak złamałaś tą rękę? Miałaś jakąś kraksę? - kierowca spytał pilota bo był ciekaw jak to się stało. Jakoś kraksy lotnicze kojarzyły mu się z czymś cięższym z reguły od tych drogowych to wówczas chyba jak tylko rękę miała złamaną to chyba i tak wyszłaby z tego obronna ręką. No ale właściwie wypadek na drodze też mogła mieć. Piloci przecież też jeżdżą samochodami no nie?

Imogen wyprostowała się i schowała ręce do kieszeni. - Miałam powiedzieć że spadłam ze schodów... Znaczy tak sobie planowałam wam powiedzieć. Ale skoro już sobie tak gadamy... - podeszła do ściany i oparła się o nią - Miałam niefart próbując rozbroić gościa który zastrzelił policjanta który do mnie niestety podszedł. - wpatrzyła się w ścianę po drugiej stronie - Znaczy udało mi się go rozbroić ale miałam jakąś chwilową za... A nie. - przewróciła oczami - Zabrałam mu pistolet ale jak miałam nim strzelić w gangstera to się zaciął i nie wypalił. Wtedy tamten ruszył samochodem a ja nie zabrałam ręki. Uderzenie złamało mi rękę, ale pistolet szczęśliwie upad na chodnik. - jej skupiona mina wskazywała, że na nowo analizowała tamto wydarzenie. - Oni uciekli a ja zapakowałam się do swojego auta i ledwo dojechałam do szpitala. - znów się zamyśliła - Eh, cała tapicerkę mam pewnie usmarowaną w krwi. A Vanishem po skórze chyba nie powinno się jechać... - westchnęła.

Imogen i Russel odskoczyli odruchowo do tyłu, gdy nagle z hukiem otworzyły się drzwi. - Imogen Cobham i Russel Hayes potrzebują imiennego zaproszenia, czy może przez ten cały czas próbują rozwiązać sznurówki? - Mary dwa razy poklepała informację o ściąganiu obuwia. - Proszę się zastosować do wytycznych i wejść do środka.

Oczom detektywów ukazało się wnętrze. W pokoju o wymiarach trzy metry na pięć znajdowało się biurko, na którym leżał duży iMac, do którego podłączono czarnego laptopa oraz szereg najróżniejszych kabli. Miejsce obok zajmowała szklana, wypełniona po brzegi popielniczka, zapalniczka oraz karton Marlboro. Na pobliskiej szafce znajdowała się miniaturowa, oszklona lodówka z szeregiem pizz z supermarketu, a obok elektryczny, przenośny piekarnik. Oprócz tego dużo zakrytych regałów, w których mogło znajdować się cokolwiek.

Mary usiadła na skórzanym, obrotowym fotelu, wzięła do ręki dwa papierosy, zapaliła, po czym zaciągnęła się. - Czy mogłabym prosić panią Cobham, aby nie pokazywała ostentacyjnie do kamery zdrowego ramienia i nie chwaliła się cudownym uzdrowieniem? Pięć minut po tym, jak się ją prosi o dyskrecję? - Mary obróciła się dookoła. - O godzinie siódmej każdego dnia synchronizowane są zapisy monitoringu z bazą w Antarktydzie. Musiałam zapierdalać, jak szalona, by w osiem minut, które mi zostało, naprawić to, co beztroską rozmową państwo wykurwiliście. A najlepsze, że mogliście po prostu skorzystać ze Skorpionów i porozumieć się radiowo. Polly jest zbyt miła i takie są tego skutki. - Znów się zaciągnęła.

- Po czym pięć minut później mówi pani pod moim gabinetem, że "trzeba zrobić tak, aby przełożeni się nie dowiedzieli". Dobrze, że śpiąca królewna się w końcu obudziła - Mary znów obróciła się na fotelu. - Stoicie sobie, plotkujecie przed moim pokojem i nikomu do głowy nie przyszło zapytać, czy może potrzebuję jakiejś pomocy? A widziałam, jak pan… "dyskretnie" - zaśmiała się sarkastycznie. - Zagląda do mojego pokoju i patrzy sobie, jak zapieprzam nad klawiaturą.

Wstała, zagasiła papierosa, po czym przeszła przed biurko. Spojrzała głęboko w oczy Imogen, następnie Russelowi. - Nie daję wam nawet trzech godzin życia na tym statku. - Cobham nie wyglądała na przejętą słowami dziewczyny.

- Ahhh taakk? - Russel przyjął wzrokowe wyzwanie i wrzucił w nie całą złość jaką odczuwał odkąd przeniosło go do Oddziały i po raz kolejny przeżywał jedno bezsensowne zdarzenie po drugim. Począwszy od kajdanek które nagle stały się superkajdankami nie-do-kurwa-otworzenia nijak poza wizytą u nieletniego pojebańca mającego najlepsze odchyły by zostać jakimś nekrocosiem po sprawę do której ich sciągnęli i do której jako jedyny jak na razie zgłaszał zastrzeżenia. Niechcący ta laska która jednak okazało się umiała zrozumiale mówić potwierdziła to o czym mówił wcześniej cały czas.

- To nie było żadne dyskretne zerknięcie z mojej strony tylko nachalne obejrzenie pomieszczenia. By zobaczyć czy do czegoś nas pani nie potrzebuje. Brak werbalnej czy nie komunikacji w tym kierunku wskazywał, że nie. - skwitował jej zarzut o podglądanie czy co tam jej chodziło. Stał w progu chyba z minutę i miała wystarczająco dużo czasu by choć machnąć ręką do nich by weszli nie mówiąc już o krótkim “wchodźcie” czy coś w tym stylu.

- A z gipsem i zapisami to chyba was obie popierdoliło. - rzekł spokojnie patrząc na lubiącą rakotwórcze pałeczki w czerwono - białych opakowaniach. - Chcecie zatrzeć ślady w całej Firmie gdzie byliśmy i gdzie wszędzie są takie kamery i są z tego nagrania? I sobie nagle przypominasz na 5 min przed czasem, że chyba coś z tego się jednak wyśle jak wszędzie łazimy na krótki, firmowy rękaw i ten gips powinno być widać? A powrót? Powrót ze statku też wymażecie zawczasu czy po czasie jak się kopsniemy z powrotem? I to nasza wina? A kto wpadł na ten genialny pomysł by nas i ściągnąć, i podleczyć nielegalnie, i zaraz wysłać na akcję? Też my? - prychnął na koniec zirytowany zachowaniem tej laski co widać się miała za supersprytną. Może i była. Może i oni we dwoje popełnili błędy i uchybienia. Ale byli właśnie zieloni i nowi i świeżakami i nie mieli nawyków jakie mieli weterani w jakiejkolwiek branży jak choćby Kurt i Leo. I jeszcze chcieli ich wysłać samych takich zielonych na jakąś misję co się zapowiadała widać całkiem wesoło sądząc po słowach tej napalonej hakerki.

- Ja tam jestem tylko ciemnym blondynem ale mniej by się szło namęczyć z odgrywaniem tego gipsu jakby obwiązać te ramie choćby bandaże. Na kamerach coś białego na ramieniu chyba będzie. Czy sto wystarczy by nabrać kamery i tych za kamerami to powinnaś już sama wiedzieć. - wzruszył ramionami. Było tak samo miło, profesjonalnie i przyjemnie w obsłudze tej sprawy jak i przyjęcie, odprawa i teraz w tych przygotowaniach do tego skoku na Atlantyk. Zajebiście. Ciekawe, że nic nie nawijała o nagraniu nagle cudownie uzdrowionego Daniela który przecież powinien kuśtykać a nie łazić i ciagać za sobą ten durny cewnik. A może w zbrojowni czy drodze do niej kamer nie było? A cudowny ozdrowieniec chyba się rzuca w oczy bardziej niż laska co ma tylko rekę w gipsie.

- "Chyba was obie popierdoliło"… - spokojnie powtórzyła Mary.
Russel poczuł piekące uderzenie na policzku. Aż go wykrzywiło.
- Nie będziemy tak rozmawiać. Proszę pana o wyjście. Od tego momentu rozmawiać będę tylko z panią Cobham. Już wystarczająco czasu straciliśmy.

Imogen szybko odwróciła się w kierunku Russela przez co stanęła między nim a Mary. Spojrzała na niego unosząc lekko ręce w geście poddania.
- Nie ma sensu się denerwować - odparła spokojnym tonem do obojga. Podeszła do mężczyzny - Russel ogarnę to, ok? - wyszła razem z nim z biura dziewczyny. Hayes wydawał jej się być sympatyczny. Nie chciała, żeby wywalili go tylko dlatego, że miał zły dzień. Faceci już tak mieli, że jak nie układało im się z laską to zachowywali się irracjonalnie. A jej wydawało się właśnie, że ze swoją ledwo co się pokłócił.

- Zapisz się na jakiś kurs. Najlepiej samokontroli i interakcji społecznej. Przyda ci się. - Russel warknął do tej gockiej wariatki zanim wyszli z pomieszczenia. Trzymał się za uderzony policzek. - Dobra, bierz ją… Bo mnie zaraz cholera weźmie… - mruknął do Imogen kierując się ku wyjściu. Miał czas przynajmniej ubrać buty. A czas tracili jak na razie przez tę scenę z gipsem i jej brakiem o którym geniusze kierujący ich na ta akcję nie pomyśleli a potem jeszcze ta gocka czubówna poleciała bez słowa a starczyłoby właśnie słowo czy dwa. A jakby zostali w tej windzie i gadali sobie dalej? Albo w ogóle za nią nie poszli? Na co ona liczy? Ze będą w lot odgadywać jej myśli? Pogięło ją? A powiedział jednej, powiedział drugiej co o tym myśli to zaraz podpadł. Normalnie elegancka, klasyczna represja, zastraszanie i szykany. - Jak tak dalej pójdzie to skończę jako pierwszy dysydent w IBPI… - mruknął podnosząc się z kolan po zawiązaniu butów.

- Proszę poczekaj tu a ja spróbuję załatwić ci ten telefon - powiedziała Imogen i zawinęła się spowrotem do Mary. Russel zaś kiwnął tylko głową zgadzając się na jej posrednictwo w negocjacjach z tą emo za drzwiami.

- Sorry za tamto - Imogen przeprosiła dziewczynę. Umiejętność udobruchania człowieka od papierów to dla pilota ważna cecha. - Wybacz mu, ostatnie dwa dni dały mu mocno popalić. - pokajała się. - Chyba możemy wrócić do głównego tematu? - zapytała z nadzieją w głosie.
Mary skinęła głową. Wydawała się bardziej zirytowana, niż zezłoszczona.
- Po prostu boję się, że pierwsze co zrobi na tym statku, to podejdzie do przypadkowego turysty i powie "hej, jestem z tajnej agencji, nazywa się IBPI, łapię paranormalne stworzenia i o co cho z tymi samobójstwami". W każdym razie cieszę się, że mogłam spotkać się z nim osobiście - dodała enigmatycznie.

Zanim Imogen zdołała zapytać się, co Badaczka ma na myśli, Mary wyciągnęła z szuflady Implikera oraz podała go. Detektyw śledcza rozpoznała znajomy kształt… metalowy sześcian, który można było łatwo schować do kieszeni. Zdobiło go pojedyncze czarne oczko.

- Znasz zasadę użytkowania, co nie? Wkładasz Impliker do zasolonej wody, czekasz, aż dioda zmieni kolor na biały. Wtedy możesz postawić na ziemi w promieniu metra od drzwi i czekać, aż Portal zacznie działać. Sól fizjologiczna również zadziała - dodała, podając kilka jednorazówek płynu, który można było zakupić w każdej aptece. - Jakieś pytania na tym etapie?

Cobham wzięła do ręki urządzenie. Obejrzała je z bliska. Już je używała. Mały przenośny teleport. Uśmiechnęła się. - Eh - westchnęła i schowała Impliker do kieszeni, a jednorazówki z płynem fizjologicznym do drugiej - Czy Hayes zawsze tak się zachowuje czy po prostu można to zrzucić na to, że Loki namieszał mu w głowie? - zapytała starając się skryć zmartwiony ton głosu. - Może go odesłać do domu. Oczyści umysł. Niech sobie z żoną się dogada. A za trzy dni go doślecie... - wzruszyła ramionami.

- To nie moja sprawa, tylko wasza i Koordynatora. Ja jestem tutaj tylko Badaczem i jeśli mogę o coś prosić, to nie dawajcie go do słuchawki, gdy będziecie dzwonić - zagasiła niedopałki. - Co przypomina mi o telefonie. - Otworzyła inną szufladę i wyciągnęła klasyczną Nokię. Jedną z tych, które są powszechnie uznawane za niezniszczalne.

- Wygląda przeciętnie, lecz w rzeczywistości ma pozmieniane środki i pozwala na rozmowy satelitarne z IBPI. Wystarczy wybrać kontakt z książki adresowej nazwany "Emil Patterson". Ostrzegam, że wszystkie rozmowy są nagrywane i przesyłane zarówno do Portland, jak i na Antarktydę, toteż nie radzę urządzać prywatnych pogaduszek, jeżeli chcecie uniknąć podejrzenia o obijanie się w czasie pracy. - Podała telefon Immy wraz z ładowarką.

- Czy Polly prosiła jeszcze, żebym coś wam przekazała? - gospodyni spytała swojego gościa.

Cobham wzięła telefon i schowała go do tylnej kieszeni spodni. Ładowarkę trzymała dalej w ręku. - Przydałby mi się plecak - mruknęła pod nosem z uwagi na to ile już dostała przedmiotów do zabrania ze sobą. - Nie, chyba to wszystko. - westchnęła. - Czyli mam gadać z panią koordynator w sprawie Hayesa? - z jakiegoś powodu była przybita mówiąc to.

- Spróbuj donieść do przebieralni, powinna tam być jakaś torba - rzuciła Mary. Usiadła na fotelu po turecku. - Powtarzam, że Hayes mnie nie interesuje i to nie mój problem. Czas dorosnąć i podejmować samodzielne decyzje. Albo z własnej inicjatywy pójdziesz do Fennekin i poprosisz o… "odesłanie go do domu i oczyszczenie umysłu", jak to nazwałaś, albo uznasz, że przyda się do parzenia herbaty i go zabierzecie. Osobiście wolę, żeby jednak udał się na misję, bo tylko wtedy będzie mógł z niej nie powrócić. - Mówiąc to, Colberg uśmiechnęła się ze złymi iskierkami w oczach. Imogen poczuła na plecach ciarki. Badaczka obróciła się do iMaka i zaczęła pospiesznie pisać na klawiaturze. Po kilku sekundach nacisnęła "enter".

- Włączyłam moduł nagrywania pani oraz panu Hayesowi - odezwała się nieco uprzejmiej. - Możecie już iść. Życzę powodzenia. Niech każdy dzień przynosi nowe informacje. Będę pamiętała o was w moich modlitwach. - Uśmiechnęła się serdecznie i pomachała, jak gdyby była zupełnie inną osobą.

Immy zacisnęła zęby i wydawało się że liczyła do dziesięciu. - Dziękuję - odparła i odwróciła się na pięcie. Wyszła na zewnątrz i zamknęła za sobą drzwi. Ukucnęła by założyć buty. Wyprostowała się po tym i spojrzała na Russela. Skrzywiła się i westchnęła. - Chodź, idziemy. - odparła z rezygnacją i ruszyła przodem - Moduł nagrywania mamy już włączony - dodała.

- I jak poszło? - spytał Hayes idąc obok blondynki.

Chwilę szli w milczeniu, bo Imogen nie odpowiedziała mu. - Russel, chcę porozmawiać z koordynatorką, żeby odesłali cie do domu. Jeśli by to wypaliło to miałbyś 3 dni na ogarnięcie swoich prywatnych spraw... - mówiąc to nie patrzyła na niego. - Ale... - westchnęła - Nie masz dobrej opinii w firmie i jest szansa, że jak to zaproponuje to cie po prostu wywalą... - zagryzła wargę a na jej twarzy malowało się zmartwienie.

>>Czy czujesz się na siłach by zająć się zleceniem?<< zapytała, ale słowa nie wyszły z jej ust tylko od razu pojawiły się w jego głowie. I dopiero teraz spojrzała mu prosto w oczy.

- Nie masz dobrej opinii w firmie… - taksówkarz powtórzył słowa Imogen jakby je smakując. - Wiesz, z opiniami to taka zabawna sprawa, że często są one wzajemne… Mnie tam jakoś tłuczenie po twarzy nie nastraja do ludzi zbyt pozytywnie i optymistycznie… - rzucił tonem pośrednim pomiędzy ironią a luźną pogawędką o pogodzie.

>> Chcę zadzwonić do domu. Nie wiem co się tam dzieje. Dała ci ten telefon? << zamilkł i szedł razem z nią odpowiadając na ich prywatnym łączu którego dotąd poza rzadkimi okazjami raczej nie używał.

Imogen badawczo mu się przyglądała gdy mówił. Zacisnęła usta, gdy wspomniał swoje nastawienie do IBPI. >>Proszę, odpowiedz mi na moje pytanie<< powtórzyła, ale już odwróciła wzrok od niego i patrzyła przed siebie.

>> Imogen, niech każdy pozostanie w zgodzie ze swoim sumieniem co, jak i z kim ma rozmawiać. << odezwał się jego głos z mini głośniczka jakie oboje mieli zainstalowane w głowie. Był wkurzony. Widać było po tym jak nerwowo szarpnął przy tym za klamkę przy otwieraniu kolejnych drzwi. ~ Chyba ją pogięło jak sądzi, że się będę przed nią płaszczył za ten ich supertelefon. Znajdę sposób z nimi lub bez nich. Nie zatrzymają mnie. ~ wkurzała go bo przez drogę się gadało w windzie całkiem miło. Sprawiła na nim dobre wrażenie. Takie przyjazne. A przecież u tej emokretynki wcale się nie musiał angazować bo głównie się jej czepiła. A to on oberwał po ryju i jeszcze pewnie tamta znów mu odpowiednią adnotacje wpisała w papiery. Kolejna do kolekcji. >> A z tym kretyńskim statkiem nie chodzi o drewno. Inaczej ludzie skakali by za burtę co noc odkąd go zwodowali. Tam jest coś nowego. << rzucił jej na koniec przekazu. - Ale jak tamto emo jeszcze raz podniesie na mnie rękę to skończy jej się sejw za laskowanie. - warknął jakby Mary wciąż tu stała w pobliżu.

Cobham nie odpowiedziała Russelowi. Zdawało się nawet, że nie słucha tego co do niej mówi. Ostatnie zdanie zdawało się, że skomentowała tylko westchnięciem. - Tak, niech każdy pozostanie w zgodzie ze swoim sumieniem - powiedziała z rezygnacją w głosie i zniknęła za drzwiami przebieralni.


---



- Nie ma. - odparł facet po drugiej stronie lady patrząc beznamiętnie na ciemnego blondyna.

- Nie ma? Też nie ma? Czyli nie mogę zabrać noktowizora bo jak pan mówi nie ma tak? Nie ma też kamery ani aparatu, zwłaszcza z modyfikacją do robienia zdjęć i filmów po ciemku lub słabym oswietleniu by można było nagrać materiał i obejrzeć potem próbując wyłapać szczegóły. Nie ma też krótkofalówek by objąć cały zespół łącznością radiową i w ten sposób móc koordynować działania. Nie wspomnę o sprzecie do nagrywania i podłuchy by móc zebrać materiał z miejsc gdzie nie moglibyśmy się akurat nie dostać lub nasza obecność byłaby podejrzana. Nie wspominając o kajdankach co by nam się do legendy przydały bo też nie ma. - blondyn mówił zirytowanym głosem gdy po kolei wymieniał listę rzeczy o których myślał by zabrać na misję. Facet po kolei odpowiadał mu jednak, że nie ma i nie ma i jeszcze miał pretensje, że Russel ma pretensje, że nie ma.

- Rozumiem. Nie ma. A przypomni mi pan co to za miejsce? - Russel spytał całkiem grzecznie choć z wyraźną irytacją.

- Magazyn ubrań i przebieralnia. - odparł drewnianym głosem magazynier.

- No właśnie. Tak mi się zdawało jak tu wchodziłem. No, że nie ma krótkofalówek i noktowizorów jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Rzadkie zamówienie. Mało standardowe na standardwoy pakiet. Mmhmm... Ale plecak? Torba? Walizka? Jak mam to zabrać? Przecież duzo tego nie ma no ale mam w rekach to nieść? No nie chcę niczego specjalnego, zwykły pplecak czy torba... - spytał wskazując dłonią na stolik gdzie naszykował sobie rzeczy do zabrania. Nie było dużo. Ze dwie podkoszulki, jakaś koszula, shorty, bluza z kapturem na wszelki wypadek no i te latarki i lighstick'i co było jedyną zdobyczą jakie dla nich wytargował. No ale jak zopaczył "standardowy pakiet" w jakim to się miało zmieścić to uderzył do magazyniera bo tescowe reklamówki były od tego większe. Nie spodziewał się problemów bo przecież wystarczyłby, zwykły, nieduży plecak by to zgarnąć. I jeszcze miejsca by zostało. A tu się nagle zrobił niesamowicie wielki problem ze zdobyciem jakiegoś plecaka. W magazynie ubrań. I plecaków właśnie.

- Nie ma. Ma pan tamten zestaw standardowy i to musi panu wystarczyć. - odparł lakonicznie magazynier i coś podejrzanie wyglądał Russel'owi, że sprawia mu to złośliwą satysfakcję.

- No ale posłucha pan. Idziemy na misję specjalną. Wie pan tam już zginęli ludzie. I nie wiadomo co się tam dzieje. Więc nie wiemy co będzie nam potrzebne. No a jak już tylu rzeczy nie ma no to może choć jeden plecak bym wziął dla nas? Ja mogę dźwigać ale przecież wszystkim się przyda bo można tam coś wrzucić czy coś... - spróbował być logiczny i wyjasnić sprawę. Przecież jakby mieli ten cholerny plecak to wszyscy mogli z niego skorzystać a nie tylko on. Jak z tymi latarkami co zabrał. Potem mógł je rozdać reszcie albo i trzymać właśnie w plecaku. No ale po kieszeniach to nie bardzo bo jak?

- Rozumiem. Ale nie ma. - odparł oschle magazynier minimalnie wzruszając ramionami.

- Ahh ttaakk? - zgrzytną ze złości zębami Amerykanin. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był pewny, że koleś ma tu te cholerne plecaki i torby tylko skurwiel złosliwie nie chce mu ich wydać. Nagle zmrużył oczy gdy wpadł mu w oko ciekawy obiekt. Ruszył do obłego kształtu i podniósł wieko. ~ Ha! Zajebiście! Pusty! ~ zdjął pokrywę i złapał za wewnętrzną czarną, szeleszczącą powłokę.

- Hej! Co pan robi!? Proszę to zostawić! - facet zza ladą nagle zaczął okazywać zdumiewająco dużo emocji w porównaniu do wcześniejszego opanowania kawałka drewna.

- Nie ma toreb? A jednak jakąś znalazłem... - rzekł trumfalnie Russel wstrząchając czarną, błyszczącą materią. Zsunął naszykowane wcześniej rzeczy i zarzucił sobie czarny, worek na śmieci niczym parodia Św. Mikołaja i wyszedł z przebieralni.


---



Te małe zwycięstwo nad systemem poprawiło mu humor. Po powrocie z biura tej emowariatki był on w niezbyt dobrej formie. Ale w przebieralni jak zobaczył w lustrze, że w marynarce, koszuli i spodniach na serio wygląda jak Duchovny z Archiwum X to nawet mu się humor poprawił Dumał nad krawatem i ostatecznie wrzucił go do rzeczy do zabrania. Ale chryja z tym plecakiem znów mu zwazyła humer. Pieprzona dywersja i sabotaż a nie magazyn! W samych gaciach mieli jechać na tą misję? A ponoc taka superważna... Ale na wszystko był sposób. Na system z opornym magazynierem w roli głównej też.

Gsy wyszedł z magazynu okazało się, że Imogen nie ma na zewnątrz. Albo była jeszcze w środku albo uwinęła się prędzej. Szkoda. Miał chwile podczas przebierania to podumał nad tym durnym statkiem. No ale akurat z nią miał łączność nie tylko bezposednią. Krótkofalówki były mu głównie potrzebne dla pozostałej dwójki a dla nich były w rezerwie i dla ściemy.

>> Imogen? Załatwiłem latarki. I podumałem nad tą sprawą. << nadał do niej na poczatek. Spojrzał na zegarek. Całkiem sporo jeszcze czasu jak na sytuację jaką mieli. Poza tym nie musiał stać by nadawać. >> Nie chodzi o drewno. Nie o samo drewno. Nie sądze by chodziło o drewno. Jak już to te laski. Obie były z zespołu. Faceci byli na doczepkę. Tak myślę. Nie są ważni. Byli przypadkowymi ofiarami a nie czynnikiem twórczym. Tam coś jest. Coś co się ujawniło dopiero teraz. W nocy. Może przypadek. Ale obie sprawy były w nocy. Albo się to aktywuję w nocy albo no nie wiem... Zbiera na impuls i kumulację czy coś w ten deseń... Jeśli tak jest to ja wcale nie musze nic wykryć detektorem. I nic nie wykrywac przez większość czasu. Póki cholerstwo się nie uaktywni albo nie przekroczy pewnego poziomu. Na przykład tej nocy. I te laski. Zacząłbym od nich. Obie były śpiewaczkami. Może jakiś mikrofon czy inne spatum. Albo coś co używały w zespole no wiesz, jak te skrzypce czy te noże co zmuszają do czegoś. ale coś musiało to aktywować. A ci faceci... Może to miesza w mózgach czy robi inną wodę z mózgu. Daniela mozna się spytać on powinien się na tym znać. Aha, tobie też dali taki chujowy worek? Bo wiesz, ja zgarnąłem taki worek to jakby cos to mogę ci coś w niego wrzucić. << przez większość nadawał krótko. Tak jak myślał. całkiem inaczej niż odzywał się zazwyczaj czy na tej linii czy głosowo. Dopiero na koniec gdy pytał ją o worek dał się słyszeć Hayes jakiego słyszała wcześniej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline