Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2015, 13:40   #9
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Cesare Borgia

Dom był cichy i zaledwie w kilku jego zakątkach tliło się światło nielicznych świec.
Oleśnicki wprawiony jako żołnierz wiedział jak poruszać się ostrożnie. Nawet w prawie całkowitych ciemnościach. Zniknął więc jak cień w zakątkach pięknej willi. Na dość długą chwilę. Za długą jak na gust Borgii.

Znudzony i zniesmaczony widokiem ludzkich trucheł Cesare postanowił w końcu sam zbadać znany mu teren.
Pozostawiając Alfreda samego z bagażami Borgia z ciekawością rozglądał się po budynku. Co mogło się wydarzyć? Dlaczego straż, normalnie pilnująca domostwa tym razem nie stała u wrót?

Wnętrze samej posiadłości wyglądało na nienaruszone. Nie było śladów plądrowania, nie było śladów jakiejkolwiek obecności obcych. Borgia nie mógł jednak stwierdzić z całkowitą pewnością, że z domu nic nie zniknęło.
Z cała pewnością jednakże mógł potwierdzić nieobecność Doży.
Dopiero w sali kominkowej, w której Doża zwykł przyjmować swoich gości Cesare dostrzegł ślady jakiejś walki lub próby ucieczki. Pięknie haftowany obrus, który pokrywał ogromny stół z mahoniu był ściągnięty, a stojąca na nim zastawa leżała roztrzaskana na podłodze. Oprócz kilku przewróconych krzeseł nic innego nie rzuciło mu się w oczy.
Przy stole kucał także Oleśnicki sprawdzający ślady.

- Nic tu po nas panie - stwierdził Oleśnicki - nie znalazłem śladów krwi ani żywej duszy. Lepiej nam zniknąć zanim ktoś zorientuje się, że tutaj coś się wydarzyło.

Borgia, choć z niechęcią, musiał przyznać mu rację. Wmieszanie w sprawę zaginięcia Doży przysporzyłoby mu zbyt wielu niepotrzebnych problemów. Choć przecież na dworze i tak wiedziano, że miał być tutaj gościem.
Tak czy inaczej musiał coś przedsięwziąć.

Kiedy obydwaj właściwie już pojawili się w wyjściu, na dziedzińcu rozległy się szybkie kroki wielu stóp i okrzyki.
Cesare zaklął w myślach. Za późno!

Na dziedziniec willi pędem wpadł spory oddział straży miejskiej i natychmiast część ze strażników otoczyła stojącego ze zdziwioną miną przy bagażach Alberta, najeżając halabardy w stronę jego głowy.
Dowódca straży dostrzegłszy wychodzących z willi Borgię i Oleśnickiego skierował resztę ludzi prosto w ich stronę wołając jednocześnie wyciągając szablę:

-Stać! W imieniu Najjaśniejszej aresztuję was!


Antonio della Scala

Siedzibę Nosferatu odnalazł bez trudu. Każdy wenecjanin od razu wskazywał drogę do Ca' d'Oro. I chociaż na twarzy mężczyzn dostrzegał wieloznaczny uśmieszek, nic sobie z niego nie robił. Nie przybył tutaj dla uciech, a moralność w pojęciu tych maluczkich ludzi nic dla niego nie znaczyła.

Kiedy zapukał we wrota, drzwi otworzył mu wyfiokowany odźwierny. Zaledwie kilka słów wystarczyło aby poprowadził Ravnosa poprzez obszerny dziedziniec do wykonanych z przepychem wnętrz, w których oczekiwał go sam gospodarz.
Powietrze w przybytku przesycone było zapachem ciężkich, niezwykle intensywnych perfum.

Antonio uśmiechnął się pod nosem. W tych pięknych pokojach o wiele przyjemniej było czuć taki zapach niż smrodek, który wydzielał każdy z Trędowatych.

Wszakże gospodarz nie był typowym przedstawicielem swojej Rodziny. Co prawda Wenecja nie posiadała systemu kanalizacyjnego, ale pod ziemią podobno mnóstwo było tuneli czy jaskiń, w których Nosferatu mógłby z łatwością znaleźć schronienie.
Tymczasem di Pietro wybrał życie na powierzchni. Ba, prowadził nawet całkiem nieźle prosperujący interes.
Musiał być niezwykle ciekawym Spokrewnionym...

Salvadore di Pietro

Nareszcie! Kiedy służący doniósł mu o przybyciu pierwszego z gości Salvadore nieomal wyskoczył z fotela. Opanował jednak szybko emocje i kiedy do komnaty wkroczył w końcu zaanonsowany przez odźwiernego Antonio della Scala, Salvadore z uśmiechem na twarzy, który przywdziewał dla najlepszych klientów powitał go w swoich skromnych progach.

Alicja van Hagenhower

Dlaczego nie miałaby skorzystać z pomocy sługi Spokrewnionego do którego przybyła?
To pytanie zadawała sobie wielokrotnie kiedy z kołkiem w sercu powieziono ją w nieznane.
Przez moment, króciutką chwilę, kiedy próbowała zapanować nad palącym w trzewiach głodem stała się nieuważna i w momencie kiedy wsiadała do gondoli wspierana przez gondoliera otrzymała nagły strzał w plecy. Prosto w serce. Kołek został prawdopodobnie wystrzelony z czegoś w rodzaju kuszy.
Wpadła do łodzi jak kłoda. Zaskoczona i wściekła. A kiedy nakryto ją grubym, ciemnym suknem wiedziała, że to nie żarty…

Radowit

To on! To nie mógł być nikt inny! Doskonale rozpoznawał tego zdrajcę! Ale jak dowiedział się o pobycie Radowita w Wenecji?
Tysiące pytań kłębiło się w umyśle Tzimisce, kiedy podążając w ciemnościach bocznych uliczek w kierunku siedziby miejscowego Nosferatu dojrzał na murach obronnych Radosława.
Kły wampira automatycznie wysunęły się z dziąseł w grymasie wściekłości, a z jego ust wydobył się syk.
Natychmiast przypomniał sobie tamten wieczór:

Bezczelny! Zdradliwy sukinsyn! Przeklinam Radosława, niech go robaki trawią przez wieczność! Jak on śmiał?! Jak mógł dopuścić się tak obrzydliwej zdrady?!
Gdybym nie poświęcił tak wielu sił na mój eksperyment, ach gdybym był ostrożniejszy jego ścierwo posłużyło by za materiał do produkcji nowych, mocniejszych ghuli. Jak śmiał?! Odnajdę go i zabiję, wyrwę mu serce i przyniosę Hrabinie na srebrnej tacy. Ona wyrwie mu duszę i będzie męczyła przez wieczność najwymyślniejszymi torturami. Może to choć w części jej zadośćuczyni. Zmażę plamę na honorze, odnajdę i sprowadzę go przed jej oblicze, sama wybierze karę.
Jak śmiał porzucić dary które mu dała? Jak śmiał zniszczyć moją pracę? Jak śmiał?!
Gorze!


Radosław jakby czekał na to aż brat go zauważy. Roześmiał się takim samym bezczelnym śmiechem, który od lat pobrzmiewał w uszach Radowita i zeskoczył na drugą stronę muru. Wprost na skały przy morzu.
Pragnienie zemsty, jakie wybuchło w całych trzewiach i umyśle Radowita było niczym płomień pożaru puszczy. Wszystko przestało się liczyć.
Pozostała jedynie obsesja, dla której porzucił niegdyś cały swój świat.

Nie pozwoli po raz drugi uciec temu tchórzowi !!! Wszystko inne jest nieważne!!!
Nie bacząc na to czy zostanie zauważony, zapominając kompletnie o misji, z jaką przyjechał do Wenecji Radowit rozpoczął pogoń za bratem….
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 10-09-2015 o 15:07.
Felidae jest offline