Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2015, 19:43   #27
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Detektywi śledczy stojący przy Portalu zdziwili się, gdy zza korytarza ukazała się postać Imogen Cobham w towarzystwie… Koordynatora ich wspólnej misji! Obecność drugiej kobiety nie musiała dziwić – być może chciała pożegnać się z drużyną i życzyć jej powodzenia. Jednak dlaczego obie pojawiły się razem? Czyżby przypadkiem spotkały się na korytarzu? Jak tak, to o czym mogły rozmawiać?

Polly R. Fennekin podeszła elegancko wyprostowana i z oszczędnym, formalnym uśmiechem.

- Miło mi, że jesteście przygotowani i gotowi do drogi – zaczęła. – Mam nadzieję, że wyprawa będzie przyjemna i bezpieczna, lecz jednocześnie obfitująca w informacje, na których IBPI zależy. W razie potrzeby rozwikłania najróżniejszych, trapiących kwestii, korzystajcie z otrzymanej komórki. Mary Colberg jest Badaczem, którego darzę najwyższym zaufaniem i nie wątpię, że będzie niezwykle pomocna – skinęła głową. – Zanim wyruszycie w podróż, chciałabym złożyć ciekawą propozycję. Obecny tu detektyw Russel Hayes posiada nieoceniony moduł w Skorpionie, jakim jest Detektor Fluxu. Żeby jednak zadziałał, musi udać się na MSC Poesię pierwszy, aby obecność dwóch Paranormalium, jakimi są państwo Visserowie, nie przeszkodziła w pracy urządzenia. Wkrótce po tym wyruszą za nim pozostali. Udam się do Nawigatora, by poinformować go o nowych okolicznościach – rzekła, po czym skierowała się na tyły Portalu.

Daniel Visser zmarszczył brwi. Czy styl wypowiedzi Fennekin nie był jakby… nieco inny? Koordynator mówiła znacznie bardziej kwieciście, korzystała z wielu przymiotników… przypominała bardziej polityka, niż oszczędną kobietę, jaką wydała się podczas pierwszego spotkania. Spojrzał na Lotte, która odwzajemniła spojrzenie. Też zauważyła. Imogen w tym czasie niepewnie kierowała wzrok to na Russela, to na Fennekin, jak gdyby jakaś dodatkowa kwestia ją trapiła.

- Wszystko już zostało zaaranżowane – rzekła Koordynator, gdy wróciła. – Panie Hayes, życzę powodzenia! – uśmiechnęła się serdecznie, zwracając się do detektywa. – Nie wątpię, że pańskie umiejętności oraz hart ducha pomogą w udzieleniu odpowiedzi na wiele frapujących pytań i w rezultacie doprowadzą do szybkiego rozwikłania śledztwa.
Niespełna pół minuty później Russel przeszedł przez Portal z wypełnionym workiem na śmieci w ręce, którego ukradł z przebieralni. Gdy to nastąpiło, Koordynator jakby westchnęła głęboko.

- Na śledztwo uda się jedynie wasza trójka. Plan, który przed chwilą przedstawiłam, był tylko mistyfikacją, mającą na celu szybkie i bezproblemowe usunięcie Russela Hayesa. Został właśnie wysłany do siedziby komisji dyscyplinarnej na Antarktydzie, gdzie jego Skorpion ulegnie permanentnemu wyłączeniu. Straci tytuł detektywa, tym samym odchodząc na przedwczesną emeryturę. Oddział w Portland nie potrzebuje nieobliczalnego członka, dla którego kultura osobista to obce pojęcie. Rozmyślałam nad takim rozwiązaniem, odkąd napadł Egzekutor ds. Finansów w jej gabinecie, lecz ostatecznie przekonała mnie pani Cobham. Jeżeli pan Hayes zdołał wywrzeć na współpracowniku tak negatywne wrażenie w niespełna godzinę znajomości, to jest to ostateczny dowód, że tę decyzję należało podjąć jak najszybciej. Głęboko wierzę, że w ten sposób ułatwiłam wasze dochodzenie na MSC Poesii.
„Pewna jestem również, że odtąd Egzekutor Sena Motu przyjaźniej będzie spoglądać na Portland przy rozdysponowywaniu środków”, dodała w myślach.

Pożegnała ich, po czym przeszli przez Portal.
Prowadził ku spodziewanej lokalizacji.


GAMBIT RUSSELA HAYESA
Tego samego dnia
Komenda policji w Portland

Alison Altdorf trzęsła się na swoim siedzeniu w sali przesłuchań. Czuła chłód, przenikający ciało i promieniujący gdzieś z głębi, jakby z kości. Szlochała. Przestawała tylko wtedy, gdy kojące zmęczenie narastało, pozbawiając ją resztek sił, których i tak nie miała zbyt wiele. Później jednak - za każdym razem - i tak na nowo wybuchała płaczem, a sceny wszystkiego, co przeżyła, migały przed jej oczami. Wnikliwy obserwator dostrzegłby, że nie ma rzęs. Każdą ze strachu i stresu wyskubała. Była wielkim kłębkiem nerwów, nie mogącym zaznać spokoju.

- Czy czuje się pani na siłach, pani Altdorf...? - niepewnie zaczął przesłuchujący policjant.
- W p-porządku, spróbuję - odparła. - M-muszę. Abym… abym mogła zacząć od nowa. Chcę dzisiaj zakończyć tę sprawę i o wszystkim zapomnieć.
“Jakbym mogła zapomnieć”, pomyślała, rozpłakawszy się na nowo. Wzięła jedną z chusteczek higienicznych, których opakowanie leżało na stoliku.
- Jest pani przekonana, pani Altdorf? - policjant chciał się upewnić. Gdy kobieta skinęła głową, dodał: - Jest z nami dwójka funkcjonariuszy na stażu z Seattle. Czy ich obecność przy przesłuchaniu będzie pani przeszkadzać?
Alison pokręciła głową na znak, że nie. Widać było jej wszystko jedno.
- Czy mogę prosić panią o rozpoczęcie składania zeznań? W każdym momencie będzie mogła pani przerwać, gdy tylko będzie pani chciała.
Kobieta kiwnęła głową. Przyjęła do wiadomości.
- Już długo wyobrażałam sobie tę chwilę. Gdy będę bezpieczna i w końcu opowiem o wszystkim, co robił mi ten b-bydlak. Chcę opowiedzieć o wszystkim i mieć to za sobą.
Chwyciła mocniej chusteczkę. Wydawała się nieco silniejsza, niż wcześniej.

- Przybyłam tutaj rok temu. Do Portland. Moja matka, z którą nie utrzymywałam kontaktu, posiadała motel. Gdy umarła, przyleciałam ujrzeć, co zostawiła w spadku dla mnie i mojej siostry Isabelle. Wsiadłam do taksówki, która stała na parkingu przy lotnisku. Gdybym tylko wybrała jakąkolwiek inną spośród tych, które stały - jej głos się załamał.
- Pani Altdorf, czy chce pani może odrobinę…
- Nie, wszystko w porządku. Będę kontynuować. Podobałam mu się. Widziałam to. Tylko połowicznie koncentrował się na drodze, próbował mnie zagadywać… Nie chciałam tego. Kiedy wysiadłam, uparł się, by zanieść moje bagaże do środka. Wtedy zgodziłam się, dla świętego spokoju. Wewnątrz budynku skaleczył się… myślę, że celowo. Bałam się, gdyż motel był opuszczony i wewnątrz nie było nikogo oprócz nas… i słusznie się bałam. Doskoczył do mnie i kazał mi pić swoją krew. Mówił, że mam dziwne oczy… - Alison spojrzała gdzieś w bok, jak gdyby chcąc uciec wzrokiem od tej sceny. - Myślałam, że mnie zgwałci. Wtedy… wtedy jeszcze nie. Powiedział, żebym uciekła i że nie chce zrobić mi krzywdy… Tak bardzo się bałam, że nie mogłam się ruszyć z miejsca. Ciągle czułam metaliczny, słodkawy smak… Nagle uderzył mnie i powiedział, że chce zanieść walizki do pokoju. Chciał, abym zapłaciła mu za przejazd taksówką, tyle że podczas szamotaniny zgubiłam torebkę gdzieś na korytarzu. Kiedy mu o tym powiedziałam, wybuchnął gniewem i zaczął mnie bić. Straciłam przyjemność. To znaczy przytomność. To był… to był dopiero początek koszmaru.

Policjanci z Seattle spojrzeli po sobie. Kiedy tu przyjeżdżali, nie byli przygotowani na to, co zastaną.

- To się dopiero zaczęło - powtórzyła Alison. - Obudziłam się w ciemnym, zimnym miejscu. Piski szczurów, lub kropelki wody… że ja to pamiętam… Ja wszystko pamiętam. Każdą rzecz od początku do końca, każdy raz, gdy mnie dotknął, gdy do mnie mówił! Przychodził do mnie często, aby dawać jedzenie, zmieniać wiadro na nieczystości… Nienawidziłam go. Nazywał mnie swoim… “mitsy” - skrzywiła się. - Co to miało znaczyć? Błagałam go, by mnie wypuścił… ale on nie słuchał. Zaczął mnie wynosić na parter, mogłam zobaczyć… słońce - zadrżała. - Drzewa za oknem. Byłam wtedy za to wdzięczna. Za taką prostą rzecz - rozpłakała się. - Miałam nadzieję, że ktoś mnie zobaczy. Dzieciak z gazetami zabłąka się na posesję od strony ogrodu, lub sąsiedzi, którzy rzucili frisbee za daleko. Niezliczone godziny spędziłam nad wymyślaniem, z jakiego powodu ktoś mnie dostrzeże. Sama nie mogłam nic robić, za każdym razem, gdy wynosił mnie na górę, krępował mi kostki i nadgarstki. Wsadzał szmatę w usta. Nawet bez niej nie mogłabym krzyczeć. Zagroził, że jak pisnę słowem, to mnie zabije… Bałam się, lecz najbardziej przeraziło mnie, gdy w końcu uzmysłowiłam sobie, że Russel… że ten pieprzony bydlak… jest prawdziwie szalony. Cholerny świr.

Alison oparła łokcie o stół, cała rozstrojona. Zaczęła się krztusić. Poprosiła o chwilę przerwy. Cała siła, jaką w sobie znalazła, by opowiedzieć część swojej historii jakby wyparowała. Mówienie z sensem i po kolei stanowiło większy wysiłek, niż podejrzewała.
W tym czasie stażyści wymienili między sobą kilka zdań.
- Obawiam się, że ta historia się dopiero rozkręca - rzekł jeden z nich. Wkrótce jednak zamilkł, gdy Alison Altdorf zdecydowała się kontynuować zeznania.

- Mówił do siebie. Wpatrywał się w przestrzeń i rozmawiał z duchami. Tak myślałam na początku… dopiero później okazało się, że rozmawia ze mną. Z “mitsy” - dodała gorzko. - Dorobił mi nową osobowość. Nazywał fanką fitnessu, wysportowaną dziewczyną, jaką nie byłam. Pytał, kiedy wrócę z siłowni. Chyba taki był jego ideał kobiety. Czasami rozmawiał ze swoją matką przez telefon… wtedy brzmiał tak uprzejmie, tak usłużnie... Nazywał mnie swoją współlokatorką. Opowiadał o mnie, czy raczej o “fance fitnessu”. Chyba wierzył w kłamstwa, które sam stworzył. Raz przed moimi oczami odegrał spotkanie z rodzicami, których przecież tam nie było…! Rozmawiał wtedy z trzema duchami.

Alison potarła oczy. Przypomniała sobie, że musi się opanować.

- Innym razem wyjmował pelerynę… tak, pelerynę… i okulary, które nazywał noktowizorem… czasem to była maska gazowa... malował barwy wojenne na twarzy… i biegał z latarką oraz… lupą… wokół kanapy, na której mnie sadzał. To brzmi nieprawdopodobnie, ale tak naprawdę było! - Alison zerwała się z krzesła na równe nogi. Na chorobliwie bladej cerze rozkwitły kropelki potu, kapiące wraz z łzami po policzku. - Naprawdę, ja zamykałam oczy i modliłam się, żeby tylko…!
- Proszę usiąść, pani Altdorf, wierzymy pani.
Alison zamknęła oczy, po czym osunęła się na krzesło. Policjant już miał pytać, czy kobieta dobrze się czuje, gdy ta kontynuowała:
- Biegał wkoło, i krzyczał, że pokonuje potwory. Czasami brał poduszkę i uderzał w nią nożem, mówiąc, żeby szła do Szatana. Niekiedy był na… jak on to nazywał, “treningach”, kiedy indziej wykonywał “misje”. Nazywał to IBPI. Biegał po domu i wrzeszczał tę nazwę, to chyba było zaklęcie ochronne, albo jakiś okrzyk wojenny. Albo może nazwa tej… “organizacji”, do której mówił, że należy. Czasami rozmawiał z drzwiami i groził, że jak nie zamienią się w “Portal”, to je podpali. Bałam się, bo wierzyłam, że jest do tego zdolny. Kiedyś zapytał mnie, jaki mam kod dostępu. Usłużnie powiedziałam, że taki, jaki mi przydzieli. Wtedy znowu mnie pobił i odrzekł, że on jest tylko “Detektywem śledczym” i to nie on decyduje, jak wysoko kto jest w hierarchii i żebym nie śmiała się z niego, bo jeszcze daleko zajdzie. Tak bardzo się bałam. Cały czas się bałam. Czasami marzyłam, że do tego wszystkiego w końcu przywyknę… i wtedy uświadomiłam sobie, że ja już nawet nie liczę na ratunek. Jedyne, o co mogłam prosić Boga to to, że się przyzwyczaję i będzie mi lżej znosić każdy dzień.

Alison przełknęła ślinę.
- Czasami znikał na kilka dni, a ja zostawałam wtedy sama w piwnicy. Za każdym razem myślałam, że już nie wróci. Umierałam z głodu, na szczęście... na szczęście jedna rura była nieszczelna i skapywały z niej kropelki wody. Bardziej drażniły pragnienie, niż je zaspokajały, ale i za nie byłam… byłam wdzięczna.

Policjant wydawał się niezwykle przejęty wyznaniami kobiety. Wierzył jej. Wierzył w każde słowo. Widział jak wygląda… na zdjęciu legitymacyjnym, które otrzymał z góry, widniała śliczna, młoda kobieta. Lśniące, brązowe włosy, urokliwe dołeczki w policzkach. W tej chwili przed nim siedział jedynie cień człowieka. Skóra o kolorze marmuru, cienie pod oczami, zmatowiały wzrok. Wychudzona, obwisła skóra zwisała z rąk, jak u staruszki. Musiała ważyć co najwyżej trzydzieści kilogramów. Wydawała się krucha, niczym szklana kukła. Jeżeli tak wyglądała fizyczna strona Alison Altdorf, to policjant bał się nawet zastanawiać, jak mogła prezentować się jej sfera psychiczna.
- Chciałbym skończyć na dzisiaj. Już wystarczająco pani pomogła. Potrzebuje pani opieki lekarza.
- Nie - w Alison pojawiła się jakby nowa siła. - Chcę to mieć za sobą. Jak najszybciej. Chcę przejść do samego końca, nim nie powiem już nic.
Policjant przypomniał sobie, by koniecznie wezwać psychologa policyjnego po zakończeniu przesłuchania.

- Znowu zniknął na kilka dni. Dopiero drugiego dnia głodówki odkryłam, że zapomniał zamknąć za sobą drzwi do piwnicy. Ile razy marzyłam, że tak się zdarzy… Jednak wtedy byłam już złamana. Wróciłam na stare prześcieradło, na którym tyle leżałam i zaczęłam płakać. Byłam pewna, że to jakaś kolejna jego gra… Następnego dnia nie wytrzymałam i poszłam po schodach na parter… Naprawdę go nie było! Rzuciłam się do drzwi, przewracając się po drodze. Były zamknięte. Próbowałam otworzyć okna, ale zasłaniały i blokowały je rolety antywłamaniowe… a ja nie miałam siły, by cokolwiek z tym robić. Szukałam pilota, płacząc. Na pierwszym piętrze tak samo. Już myślałam, że będę wolna… a okazało się, że jedyne co się zmieniło, to wymiary klatki. Wtedy zobaczyłam telefon stacjonarny.

Alison splotła palce. Wpatrywała się w nie długo, próbując zebrać myśli.
- Ja nie myślałam logicznie. Powinnam zadzwonić na pocztę. To znaczy na policję. Policję mam na myśli. Ale wpierw pomyślałam o siostrze. Ja nie byłam sobą. Zadzwoniłam na jej telefon i zaczęłam krzyczeć, żeby uciekała, bo chce ją dorwać. Bo ja wtedy już myślałam, że on znika na te dni, bo chce i ją znaleźć. Isabelle była zaskoczona… tylko tyle pamiętam… a później cały czas prosiła mnie o adres, gdzie jestem. Nie wiedziałam, po co jej adres, sama krzyczałam, że ma od tego adresu jak najdalej uciekać. Dzięki Bogu jednak zdołała go ode mnie wyciągnąć. Sama go znałam tylko i wyłącznie dlatego, bo raz ten zwyrodnialec wyjawił go, podczas jednej z głuchych rozmów z duchami. On naprawdę był szalony. On był szalony, prawda? Ja się teraz zastanawiam… może on był przez ten cały czas jak najzupełniej zdrowy, tylko mnie chciał doprowadzić do szaleństwa? Czy to możli…
- Nie - policjant stanowczo zaprzeczył. - Ten człowiek był szalony. Szukamy go. Zniknął, zapadł się pod ziemię, ale go znajdziemy.
Alison spojrzała niepewnie na policjanta, nie wiedząc, czy mu wierzyć.

- Usłyszałam, że do garażu wjeżdża samochód. Zdążyłam jedynie odłożyć słuchawkę i wrócić do piwnicy, gdy jego głos zaczął mnie nawoływać. Udałam, że śpię. Na szczęście zostawił mnie w spokoju. Następnego dnia obudziły mnie głosy. To był on, Russel. Rozmawiał z kimś. Już myślałam, że to kolejny z jego napadów, gdy nieoczekiwanie duch odpowiedział. Głosem mojej siostry Isabelle.
Alison rozmasowała skronie.
- Wybiegłam na górę. Znowu nie zamknął celi. Myślałam, że ja też oszalałam, gdy ujrzałam moją siostrę… z tym łajdakiem… W rzeczywistości jednak myślałam trzeźwiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wziął ją za jeden ze swoim omamów. Myślał, że jest latynoską i moją koleżanką z fitnessu. Tak bardzo bałam się. Mimo wszystko skończyło się szarpaniną, lecz Isabelle zdołała uciec. Na szczęście.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego nie zadzwoniła na policję. Od razu po pani telefonie, lub później. Dlaczego wczoraj rankiem zdecydowała się pojechać do domu Russela Hayesa, zamiast wysłać patrol policyjny.

Alison wiedziała dlaczego. Z tego samego powodu również nie pomyślała o dzwonieniu na policję w pierwszej chwili. Osiemnastoletnim siostrom Altdorf nie powodziło się po tym, jak matka uciekła do innego stanu, by zacząć życie od nowa. Kolejnych sześć lat życia spędziły, dokonując wielu niekoniecznie legalnych rzeczy, spotykając się z ludźmi, z którymi nie powinny. Wpoiły sobie metody unikania policji, na pewno też nigdy nie szukały w niej wsparcia, czy rozwiązania ich problemów. Nawet teraz kontakt z policją musiał być dla Isabelle ryzykowny. Alison zastanowiła się, czy udałaby się na komisariat, gdyby sama była na miejscu siostry.

- Może bała się, że on zrobi krzywdę sobie i mi, gdy zobaczy policję? A może wręcz przeciwnie, nie zrozumiała, że jest szalony i że nie da się z nim pertraktować? Nie wiem. Moja siostra zawsze była silną, pewną siebie kobietą. Być może przeceniła swoje siły. M-moja siostra… tak źle mówić o niej w czasie przeszłym - załkała. Wzięła kilka głębszych oddechów, zanim kontynuowała:
- Wczoraj rano przeniósł mnie związaną z sypialni do dużego pokoju, toteż wyraźnie słyszałam, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Moja siostra… była głupia. Przyszła i domagała się, żeby mnie wypuścił. Leżałam przerażona nie wiedząc, co się dzieje… później zaczął krzyczeć coś o nalocie “feminazistek”, które demolują mu dom i dziewczynach w krótkich spódniczkach bez bielizny. To chyba była jakaś jego seksualna fantazja… Unieszkodliwił moją siostrę paralizatorem, którym zawsze mnie straszył, po czym wybiegł z nią z domu. Co się dalej działo, nie mam pojęcia. Mnie natomiast znalazła policja… Pewnie zaniepokojeni sąsiedzi ją wezwali… Tylko gdzie byli przez ten cały rok, kiedy ten bydlak mnie więził…
Policjant wstał.
- Dziękuję za pani zeznania. Odprowadzi panią mój kolega, posterunkowy Johnson.
Alison kiwnęła głową.
- Przepraszam, że wczoraj nie byłam w stanie ich złożyć.

Kiedy opuściła salę przesłuchań, policjant zwrócił się do kolegów z Seattle.
- Straszny syf, co nie? Skurwysyn zawiózł jej siostrę do opuszczonej cegielni w Scappoose. Kręcił sceny o charakterze seksualnym, zabezpieczyliśmy dowody. Na koniec pchnął ją nożem, zaniósł do SUVa i zwolnił hamulec. Następnie na piechotę ruszył do Scappoose, gdzie pochwalił się filmem jakiemuś mężczyźnie, pokazał genitalia małej dziewczynce i rozbił zawartość automatu z napojami. Kiedy policja go zgarnęła, krzyczał, że jest ofiarą tych “feminazistek”, o których mówiła Alison i że to on jest ofiarą. Ciągle też prosił o kontakt z “mitsy”. Funkcjonariusze nie wiedzieli, czy obraża ich przyrodzenia, czy może składa homoseksualne propozycje. Prawdopodobnie i jedno, i drugie. I mielibyśmy go już zapuszkowanego, gdy nagle zniknął. Uciekł przed ranem. Głosy płynące w tej sprawie ze Scappoose wciąż nie są jednoznaczne, być może ktoś pomógł mu uciec… Koniecznie musimy zbadać ten trop. Wpierw jednak muszę zająć się dokumentacją. Macie godzinę przerwy, po czym będę was oczekiwał na parkingu.

Dwójka stażystów z Seattle pokiwała głową. Przeszła na parking, po czym wsiadła do jednego z samochodów. Wyższy z nich wyciągnął komórkę, po czym wybrał kontakt z listy:
- Tutaj Mnemosyne z Portland. Russel Hayes identyfikator A93 pogwałcił paragraf pierwszy regulaminu.

Tym samym wydał wyrok egzekucji detektywa. Rozłączył się.
Chwilę potem drugi z siedzących w samochodzie mężczyzn przemówił:

- No kurwa. Po prostu no kurwa. Jak to możliwe, że taki syf trafił IBPI?
- Nigdy w Mnemosyne nie tuszowaliśmy czegoś takiego. Nawet nie wiem od czego zacząć. Ta sprawa wywraca całą procedurę postępowania do góry nogami.
- Gdzie jest John? Powinien już chyba wracać z tej kawiarni Lotte Visser?
- Tak, właśnie otrzymałem od niego SMSa.
- Ech… największym problemem jest Alison Altdorf. Przez rok słuchała wywodów na temat IBPI. Sama w nic z tego nie wierzy, jednak nie możemy pozwolić na to, by w którymś momencie do księgarni trafiła jej książka, w której opisuje wszystko, co przeżyła. Trzeba ją usunąć.
- Po tym wszystkim, co przeżyła?! Nie, tak nie można postąpić. Jest to regulaminowe, jednak niemoralne. Co za sytuacja. Masakra. Wymazywanie pamięci nie działa wybiórczo… można usunąć tylko wspomnienia ciągnące się od teraźniejszości do dowolnego momentu w przeszłości…
- Musielibyśmy usunąć cały rok. Wymazać też wspomnienia policji. I sąsiadów. I chuj wie, kogo jeszcze. Mieszkańców Scappoose, na których trafił.
- Ale gdzie umieścilibyśmy dziewczynę po tym wszystkim? No i co z jej siostrą? Na pewno miały jakichś znajomych, chłopaków… mamy zabrać się za nich wszystkich?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. John jest tutaj dłużej, on zadecyduje.
- Oczywiście. Bo jak pali się grunt pod nogami, to zawsze najlepiej spoglądać na starszego kolegę – detektyw zaśmiał się. Później zakrztusił. – Kurwa… to dopiero początek problemów.
- O co chodzi?
- Phil, ta sprawa to katastrofa. Nie widzisz? Przecież czytałeś papiery Hayesa. Czytamy papiery wszystkich agentów przed działaniem.
- …Kazał jej pić krew.
- Tak.
- I ma na imię Alison.
- To przecież sprawa, przy której Russel został dostrzeżony przez IBPI i został Kandydatem. Wampir z motelu. „Alison”. To jest w Zbiorze Legend.

Przez chwilę milczeli, spoglądając po sobie zszokowani.

- To znaczy… przecież to… kto prowadził to śledztwo?
- Sprawdzę w Zbiorze Legend.
Dziesięć minut później, wspólnie pochyleni nad laptopem, przeczytali dwa nazwiska: Kurt Davies i Leanna Orem.
- Przecież ci ludzie nie istnieją – wykrztusił Phil. – W Mnemosyne musimy znać wszystkich śledczych. Ci ludzie nie istnieją. Fałszywe śledztwo z fałszywym Paranormalium i fałszywymi detektywami wpisane do Zbioru Legend. Albert, przecież to… przecież całe IBPI opiera się na wiarygodności Zbioru Legend. To… to jest… To jakby koniec świata. Jeżeli Dyrektor się dowie… jeżeli Bibliotheka się dowie…
- Ja… nie wiem… nie wiem co o tym myśleć.

Spojrzeli po sobie z rezygnacją. IBPI nagle wydało im się kruche, niczym domek z kart.


Polly R. Fennekin wcierała krem w zniszczone stresem dłonie. Miała ochotę wziąć urlop od dłuższego czasu… Problemem było to, że nie mogła zostawić detektywów w trakcie misji. A gdy czekała, aż te misje się skończą, w międzyczasie przybywały kolejne. Nigdy nie było dobrego momentu, by wrócić do domu i po prostu odpocząć. W Oddziale w Portland pracowało trzech Koordynatorów. I wszyscy dawali z siebie wszystko. Wielokrotnie składali prośby o dyrekcji o dobranie czwartej osoby do zespołu, lecz wciąż debatowano nad tym, kto ewentualnie mógłby nią być. Pojedynczy Koordynator miał uprawnienia mogące z powodzeniem zniszczyć oddział, chociażby poprzez wypuszczenie wszystkich więźniów z Ergastulum. A to był tylko jeden z możliwych sposobów, toteż do decyzji o wyborze nowego Koordynatora podchodzono poważnie.

Myśli Polly powędrowały w kierunku detektywów, których dzisiaj spotkała. Czy któryś z nich mógłby w dalekiej przyszłości koordynować? Daniela z miejsca skreśliła, mężczyzna był typowym śledczym. Zadawał inteligentne pytania, dobrze kombinował i nie należałoby brać go z miejsca, do którego pasował. Natomiast Imogen? Wykazała się dzisiaj silnym charakterem, idąc do niej ze sprawą Russela. Koordynator musiał podejmować trudne decyzje. Tkwił w niej potencjał i pasowała zarówno do pracy w terenie, jak i w kwaterze. Następnie myśli dotknęły Lotte. Z jakiegoś powodu dostrzegła w niej odbicie siebie z młodości. Nawet posiadała drugie imię. Oczywiście, że byłaby świetnym Koordynatorem! Polly roześmiała się. Ten tok myślenia, jak i całe rozważania były komiczne. To skandal, że miała na nie czas.

Śmiech uwiązł jej w gardle, gdy odebrała telefon i wysłuchała pierwszych kilku zdań.

- …gdy Mnemosyne odkryło mistyfikację i zadzwoniło z nią do Antarktydy, oddział dyscyplinarny zdążył już przeprowadzić egzekucję. Toteż nie mogliśmy przesłuchać Russela Hayesa.
- Pierre… to wszystko… ta cała sprawa z szaleństwem… to niewiarygodne.
Pierre Fournier był Starszym badaczem, pracującym w Antarktydzie od kilkunastu lat. Darzyli się głębokim, wzajemnym zaufaniem.
- Pierre, to niemożliwe, aby w Zbiorze Legend były nieprawdziwe informacje.
- A co powiesz na temat agentów, którzy przeprowadzali to śledztwo? Davies i Orem.
Polly zastanowiła się przez chwilę. Ci ludzie rzeczywiście nie istnieli. Nie wiedziała, co powiedzieć.
- Ale jeszcze nie zrzuciłem bomby.
- Słucham.
- W chwili, gdy ciało Hayesa było myte przed transportem do kostnicy, zauważono napis wypalony na jego pośladkach.
- Pierre, proszę cię natychmiast, żebyś przestał ze mnie żarto…
- Litery układy się w: „Przesyłam prezent z gorącymi pozdrowieniami dla Oddziału w Portland.” Podpis: „JK”.
- JK? Chyba nie mówisz o...?
- Joakim Dahl, przywódca Kościoła Konsumentów.

Polly R. Fennekin zamknęła oczy. To wszystko zostało zaaranżowane przez sektę.

- Ale to nie jest najgorsze, Pierre. Jeżeli to wszystko to prawda, to znaczy, że… - zaczęła słabym głosem.
-…że wewnątrz Oddziału w Portland jest zdrajca, który pracuje dla sekty – Francuz dokończył.
- Tylko to wytłumaczyłoby, w jaki sposób Russel Hayes trafił do IBPI. Nie ma innej opcji. Ktoś od wewnątrz musiał wpisać do Zbioru Legend nieprawdziwe informacje. Wzięli go z psychiatryka, lub sprawili, że oszalał, po czym podrzucili go.
- Był to ktoś wysoko położony.
- Niekoniecznie – Polly westchnęła. – To mógł być każdy, kto wiedział, kiedy Koordynatorów nie ma w ich biurach. Wślizgnął się i wpisał do komputerów ten stek bzdur o wampirzycy w motelu. Bo to Koordynatorzy wysyłają na Antarktydę ostateczną wersję, jaka ma trafić do Zbioru Legend… Co znaczy… Mój Boże… - jęknęła. – To znaczy, że ktoś chce wrobić Koordynatorów!
- Albo ten ktoś jest Koordynatorem.
- Pierre, to niemożliwe. Znam Conrada i Dagmar i wiem, że na pewno by nie…
- Ja tylko ostrzegam. Od tej pory Antarktyda będzie baczniej spoglądać na wasze działania. Wiem, że zwrócono uwagę na nagraniach dzisiaj przesłanych, jak czwórka twoich agentów, w tym Hayes, pojawiają się w fatalnym stanie, a chwilę później chodzą zdrowi i uśmiechnięci po korytarzach. Jak to wytłumaczysz?
- Pierre, chyba nie podejrzewasz, że to ja jestem wtyczką Kościoła! Na litość boską, przecież mnie znasz!
- Ja ufam ci bezgranicznie, Polly. Ale to tylko ja.
- Imogen Cobham została przesłana w momencie, gdy pojawiła się w szpitalu, by ściągnęli jej gips. Ręka pod spodem była zdrowa. W kroplówce tylko sól fizjologiczna. Po prostu rozłupaliśmy jej ten tynk. Z Lotte Visser od początku wszystko w porządku. Nieszczęsnemu Russelowi Hayesowi brzeszczotem rozerwaliśmy kajdanki i usunęliśmy je. Daniel Visser… był na płukaniu żołądka, stąd ta aparatura. Jest młody, ma prawo wypić raz za dużo.
- Polly, nie musisz mi się tłumaczyć. Ja ci ufam. Ale co odpowiesz, jak ktoś zapyta, skąd wzięliście brzeszczot? Kwatera oddziału to nie magazyn budowlany, takich rzeczy nie ma na wyposażeniu.
- Jeden z detektywów śledczych przeszedł przez Portal, gdy remontował mieszkanie i zostawił ten cholerny brzeszczot w przebieralni.
- Polly, miejsce niebezpiecznych narzędzi jest w zbrojowni. Dlaczego tego brzeszczotu nie było w zbrojowni? Albo sprzątaczka go nie wyrzuciła? Może jeszcze trzymacie tam maski gazowe i noktowizory, o których plótł ten cały Hayes do biednej Alison Altdorf?
- Nie mamy takich rzeczy. Ostatecznie po to na każdą misję są przydzielane fundusze, żeby w razie potrzeby detektywi takie rzeczy mogli kupić. Oddział nie posiada tyle miejsca, by przechowywać każdą rzecz, jaka może być potencjalnie przydatna. Polityka ekonomiczna IBPI polega na tym, że…
- Polly, skończ. Mam wyrzuty sumienia, tak cię męcząc. Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że u Was w Portland rozpęta się piekło. Jak podrzucono Hayesa, to może i kogoś innego. Każdy wpis do Zbioru Legend z Portland zostanie poddany gruntownej analizie. Inne oddziały też trzeba będzie sprawdzić. Co, jak w którymś z pokoju w waszej kwaterze podłożono bombę? Możliwości jest nieskończenie wiele. Poznanie prawdy o Russelu Hayesie właśnie w tej chwili rozpętuje cyklon, a Portland będzie tkwić w jego oku. Ty, Polly, będziesz tkwić w jego oku.
- Dobrze, muszę kończyć.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę.

Wypruta z życia, schowała twarz w dłonie. Chwilę potem wyciągnęła tubkę emolium z szuflady. Już miała z niej skorzystać, gdy nagle rzuciła ją w kąt.

Kilka łez spłynęło jej wzdłuż policzków. Nie płakała, odkąd skończyła osiem lat.

Miała dość.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 04-06-2016 o 00:15. Powód: imageshack nawalił... cały on!
Ombrose jest offline