Nyx nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, odpierając ataki nacierających genokradów. Żadnych okrzyków bojowych, modlitw do Imperatora, litanii gniewu i pieśni nienawiści, ani nawet odpowiedzi na vox.
Śmierć jego wrogów, których złoży na ołtarzu tego kosmicznego wraku, była jego największym priorytetem, darem zarówno dla Boga Imperatora, jak i dla nich samych. Szybki koniec żywota był zdecydowanie zbyt wielkim honorem dla plugawych tyranidów, ale w warunkach bojowych jedynym rozsądnym wyjściem.
Używając plecaka skokowego, błyskawicznie zmniejszył dystans między sobą a najbliższym napastnikiem, łapiąc go w połowie skoku. Impet zderzenia genokrada z piłotoporem ciężko ubzrojonego astartes zmienił tego pierwszego w krwawą mgiełkę, wyrzucając resztki zmasakrowanych zwłok w przestrzeń kosmiczną. Nyx nawet nie zwolnił. Nawet w próżni poruszał się równie szybko co jego oponenci - topór łańcuchowy Rekina kreślił zawiłe mandale, jego meandryczna ścieżka rozbryzgiwała posokę i siała fragmentami wrogów. Strzelba szturmowa pełniła rolę źródła rytmu w tym bezgłośnym tańcu śmierci, eksplodując raz po raz światłem i chmurami morderczego śrutu, niczym chmarami krwiożerczych owadów.
Ale coś łączyło tych dwóch zaciekłych wrogów, człowieka i tyranida. Obaj byli apogeum wysiłków swoich ras by stworzyć idealną maszynę do zabijania - i choć Nyx był sprawnym i nieustraszonym wojownikiem, duch maszyny jego pancerza wył ostrzegawczo w jego hełmie, informując o kolejnych obrażeniach i pracując w pocie elektronicznego czoła by rekompensować stratę energii w uszkodzonych podzespołach. Jeden szczęśliwy cios pazurem, ułamek sekundy nieuwagi ze strony Carcharodona, a wirujące tornado zębów i szponów zmieniłoby go w stertę złomu, w niczym nieodróżnialną od innych zaśmiecających całą powierzchnię space hulka.
Na szczęście niewiele rzeczy w galaktyce jest w stanie przeciwstawić się uzbrojonemu po zęby oddziałowi Szwadronów Śmierci, działającemu jak jedna sprawnie naoliwiona maszyna. Korzystając ze swoich osobistych talentów Kill-Team Nędzarz trzymał genokrady na bezpieczną odległość, osłaniając siebie nawzajem i dziesiątkując nacierającą hordę.
Wtem natarcie ustało - Nyx potrzebował dwóch lub trzech sekund żeby odpowiednio zareagować na ten fakt, i wypuścił z dłoni urwaną głowę genokrada którą okładał truchło jego towarzysza, pozwalając jej poszybować w przestrzeń kosmiczną. Następujące drżenie ziemi i rozkaz Nędzarza by podwójnym tempem ruszyć w stronę w pobliskiej wieży zostały przyjęte przez zbryzganego krwią Nyxa niemą akceptacją. Astertes wzbił się w powietrze by pilnować biegnących braci z góry i wypatrywać zagrożenia.
Niestety, nadeszło ono spod ziemi, na co nie mógł się przygotować. Bannus i Nędzarz zniknęli w czeluści, opleceni ciasnym pnączem odnóży krwiożerczych genokradów. Rekin nie musiał się nad tym zbyt długo zastanawiać - jego kuzyni byli martwi w chwili gdy genokrady odcięły ich od reszty drużyny. Jedyne co pozostało reszcie marines to wykonać ostatni rozkaz ich taktycznego przełożonego, to jest dostać się do wieży, gdzie przegrupują się i ustalą dalszy plan działania. Corpora lente augescent cito extinguuntur, pomyślał refleksyjnie Rekin. Nędzarz, autorytet wiedzy o tyranidach, weteran setek bojów, udekorowany Astartes, rozszarpany na strzępy przez kilka genokradów zanim nawet dotarł do miejsca wyznaczonego przez ich przełożonych jako cel misji. Bannus, wojownik o umyśle niczym forteca i na pewno nieoceniona pomoc przy sprostaniu wyzwaniom czekających na nich w emitującej energię psioniczną wieży, podzielił jego los. Był to straszny cios dla drużyny, nawet jeśli Nędzarz był odartą z honoru swojego Zakonu Czarną Tarczą. Nyx obiecał poległym towarzyszom przelanie morza krwi w ich imieniu - ich imiona zostaną wyryte na ołtarzu z wnętrzności wyższym niż Grzmotojastrząb.
Ostatnio edytowane przez Krieger : 11-09-2015 o 16:55.
|