Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2015, 21:59   #106
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA, VANNESSA

Wkroczyły w portal podtrzymując się wzajemnie. Poparzona Alicja Voorda, Emma i Vannessa, tuż za nimi, resztkami sił.

Powitał ich znajomy zapach palonego ciała. Pokłosie rzezi urządzonej przez upadłego anioła w Stonehenge. Trupów ludzi, którzy zginęli od ognia, nikt jeszcze nie uprzątnął.

Vannessa zrobiła dwa chwiejne kroki i opadała na ziemię, czując, jakby za chwilę miała umrzeć. Wstrząsnęły ją drgawki, z ust popłynęła ślina zmieszana z krwią. Przez chwilę miała tylko tyle sił, by leżeć na ziemi i oddychać spazmatycznie.

Portal zamknął się, w kilka sekund po tym, jak wytoczyło się z niego ciało martwego Morrisa.

Emma zauważyła je pierwsza. Światła samochodów w oddali. Połyskujące, pulsujące czerwienią i błękitem „koguty” jakiś aut uprzywilejowanych. Nie słyszała jednak syren.

- To mogą być ludzie z Biura Ochrony – powiedziała Voorda przytomnie. – Musimy się stąd zbierać, póki nie będziemy miały pewności, że jesteśmy bezpieczne. Emma, pomożesz mi z nią?

Spojrzała na Vannessę, która nie miała nawet tyle sił, by stanąć na własnych nogach.

Nim fantomka zdążyła odpowiedzieć, usłyszały nad sobą szum skrzydeł i przed nimi wylądował Horror w swojej ‘anielskiej” postaci.

- Jedzie tutaj! Anrealfus. Z silną obstawą. Mogę zabrać jedną z was. Szybko. Decydujcie, którą.

DUNCAN


Duncan biegł przed siebie, nie oszczędzając sił i dość szybko zobaczył jednego z towarzyszących Emmie ludzi – Fincha O’Harę. Poparzony człowiek nadal wyglądał koszmarnie, ale poruszał się sprawnie. Oczywiście daleko mu było do rozbudzonych mocy Strażnika.

- Tam! – Wskazał kierunek ręką.

Duncan minął go.

- Zatrzymam tę hałastrę …

Resztę słów porwał wiatr.

Duncan pędził dalej.

Skrzydlata istota wylądowała przed nim wznosząc tuman kurzu. Zmusiła do wyhamowania i gwałtownego odskoku w bok.

To była Enaei. Stanęła spokojnie, niczym postument.

- Nie możesz jej powstrzymać. Za późno.

Gdzieś, za jej plecami Duncan widział wysoką górę, w którą uderzały błyskawice. Nawet z tej odległości widział maskę wieńczącą jej szczyt. Białą, demoniczną, gładką niczym kość.

- Nie możesz.

Stała mu na drodze.

Skrzydlate szkielety zbliżały się, lecz kierowały w stronę Maski.


NATHAN

Nathan popędził za Duncanem. Hyperadrenalina, ta potężna siła, pchała go w przód, niczym rozszalały huragan. Ujrzał jeszcze kątem oka, jak portal między monumentalnymi menhirami zamyka się. Pozostały tam wszystkie ogniki, które wyleciały z Vannesssy – wirujące, zagubione świetliki.

Nie zastanawiał się, co to może znaczyć. Po prostu biegł za człowiekiem, którego nazwał przyjacielem.

Dopędził poparzonego O’Harę, który kreślił jakieś znaki na ziemi. Z rysowanych symboli wylewała się potężna moc, magia tak silna, z jaką Nathan nieczęsto miał okazję się stykać. Widząc biegnącego Scotta, Finch wskazał ręką kierunek. Nie powiedział ani słowa. Skoncentrowany na tym, co szykował. Cokolwiek to było.

Ujrzał, jak Enaei spadła z nieba przerywając pościg Duncana.
Dobiegł do tej dwójki w kilka sekund później.

Niebo nad ich głowami pociemniało i przecięły je lance krwistoczerwonych, potężnych błyskawic. Ich huk rozdzierał im uszy. Ziemia drżała pod ich nogami.

Nadciągał koniec świata.

Nathan dobiegł do Duncana.

Cokolwiek zamierzał teraz zrobić Szkot, nie został sam.
 
Armiel jest offline