Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2015, 23:54   #52
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Zdaje się, że nie tylko Twoje - stwierdził ponuro Aiden przyglądając się zaparkowanym przed Piekłem pojazdom. Cztery motory, zapewne własność gangerów, a nieco dalej zakurzony Dodge Ram. Wszystkie nosiły znamiona kontaktu z nocnymi potworami. Rozerwane blachy, wybebeszone panele, porwane kable… - Zobacz co da się odpalić. Ja się rozejrzę w barze za bronią i gamblami.
Nadal słabo się czuł. Na tyle, że problematyczne było cholerne chodzenie prosto przed siebie. Dla komfortu szedł więc powoli jak jakiś węglowy baron wizytujący kopalnię. Progres jednak w jego stanie zdrowia nawet po nocy spędzonej na dachu był spory i z grubsza wyglądało na to, że chyba dojdzie do siebie. Cudem. Cudem, który właśnie klął na czym świat stoi oglądając poszarpane trzewia Challengera.
- Monica! - zawołał chemiczkę stojąc już w drzwiach baru, tknięty nagle jakimś przeczuciem. A może troską.
- Co?! - Dziewczyna niechętnie wychyliła się z wnętrza Challengera. Po strachu i znużeniu nie było już nawet śladu. Zastąpił je najzwyczajniejszy na świecie wkurw.
- Nie.. Nic. Po prostu uważaj na tego pick-upa.
Uśmiechnęła się jakby palnął właśnie jakieś głupstwo. Poniekąd tak było. Na wozach znała się nie gorzej niż na szprycowaniu. Wiedziała czego się spodziewać po pozostawionych samochodach i ich zabezpieczeniach.

Mutanci. Aiden nie był ekspertem w ich temacie. Wiedział tyle ile każdy inny. Przeklęte pomioty papy Molocha i mamci Apokalipsy. Nie bardziej jednak niebezpieczne niż ludzie. Za to zwykle bardziej pierdolnięte. Przeważnie durne choć i od tego zdarzały się wyjątki. Tak czy inaczej jednak, pozostawione sobie jak bodaj wszystkie na południe od frontu, nie różniły się od pustynnych wykolejeńców. Jadły, zabijały, wydalały, gwałciły. Tymczasem te, które zaatakowały Piekło… zdawały się mieć w tym jakiś wyższy cel. Aż można by było uwierzyć, że u podstaw ich determinacji i poświęcenia leżała ta cholerna szafa grająca z nadającym z niej Stiepanem i że tylko po nią tu przylazły. Ale nie. Zabrały całą elektronikę jaką dało się zabrać. Nawet stary panel do obsługi klimatyzacji został zdarty ze ściany. A do tego także całą organikę. Ciała. Swoich i naszych. Krew się tylko ostała. Na kontuarze po Selmie. Za barem po Dicku. I cała masa w kącie obok dziury po szafie grającej. Gdzie po raz ostatni widział młodych gangerów. Na jednym z krzeseł nadal spoczywała zroszona krwawym bryzgiem powieszona kurtka motocyklowa. Bez żalu, czy zażenowania, zdjął ją i obmacał na okoliczność gambli pośród których znalazł też kluczyki z brelokiem w kształcie Betty Boop na motorze. Tyle dobrego…
W gratach Dicka znalazł sporą torbę termiczną do której wrzucił piwo, wódkę i żarcie z zapasów Piekła. Zgarnął również pozostałą po obrońcach broń. Pistolety i karabiny średniej jakości, oraz bardzo niewielki zapas amunicji. Na oko samoróbek.


Nie tracąc więcej czasu wyszedł z baru. W sam raz by usłyszeć radość Moniki akompaniowaną przez znajomy warkot silnika.
- Tak! Taaaak! Ryczysz mały!!! Yeah!!!!
Jej główka wychyliła się spod deski rozdzielczej Challangera uśmiechnięta i zadowolona.
- Możecie nam naskoczyć mutki! - krzyknęła po czym dostrzegła Aidena - Działa! Co prawda bez radia, absu i kierownica chodzi jak po żwirze bo układ wspomagania też paszkwile wyrwały, ale działa!
- Super - pochwalił z uśmiechem, choć właściwie już chwilę temu przeczucie mu podpowiadało, że Monika poradzi sobie - Zdaje się, że zabrały tylko ciała i wszystko co ma w swoim składzie choćby najbadziewniejszy układ scalony. Jak jakieś cholerne mrówki…
- Na wała im to? - zmarszczyła brwi.
- Pojęcia nie mam. Sprawdziłaś pick-upa?
- Nieee… musiałam trochę poskręcać tych kabli, bo zwarcie szło z akumulatora.

Poszli razem.
Ram w środku był znacznie lepszej kondycji niż by się można tego było spodziewać po jego zewnętrznym wyglądzie. Karoseria sprawiała wrażenie starej, poobijanej i miejscami nadrdzewiałej. Zalegające na niej, kurz i bród zapewne też były zmywane wtedy gdy akurat padał deszcz. Czyli raz do roku. Paka zaś wyładowana była złomem, za który nie dałby paczki fajek. Zelastwo, pręty, opony i cała masa rupieci mogących stanowić przydasie chyba tylko dla zdesperowanych farmerów. Po otwarciu maski jednak nawet Aiden czuł, że to wóz nie mniej dopieszczony niż jej Challanger.
- Specjalistką nie jestem - stwierdziła Monika - Ale osiągi może mieć naprawdę niezłe. Szczególnie w offroadzie.

Znaleziska dokonane w środku pozwoliły na doklejenie kilku następnych puzzli tworzących obrazek właściciela. Nonszalancko pozostawione kluczyki za klapką przeciwsłoneczną. Pocztówka z Dawnych Dni. Zdjęcie rodzinne. Stary, wyblakły, święty obrazek.

I…
Desert Eagle w stylu classico. Dopieszczony, wypolerowany, naładowany z chromowanym grawerem i znaczkiem damy kierowej. Jedna z tych broni, które są mniej narzędziem do zabijania, a bardziej osobistą deklarację tożsamości.

- Kolesie byli z Vegas - Monika przebrała w dłoni kolekcję wiszących na lusterku amuletów. Czterolistna koniczynka, gwiazda żydowska, podkówka, krzyżyk, królicza łapka… Taaak. Tylko w Vegas nowym Bogiem został fart.
- Kurierami z Vegas - dodał Aiden wyciągając spod siedzenia płaską, stalową walizkę. Dwustronny zamek kodowy. Szkoda czasu… - Kimkolwiek byli, raczej po wózek już nie wrócą. Spuszczę benzynę z 3 motorów do kanistrów. Do jednego mam kluczyki więc można go na pakę pickupa wrzucić. Potem ruszymy na farmę zobaczyć co z Twoim doktorkiem. A potem… - odłożył walizkę i niespodziewanie spojrzał jej w oczy - co mi chciałaś powiedzieć wczoraj wieczorem?
- Ja... nic - wzruszyła ramionami. - Nastrój mi prysł. Później.
Wzięła od niego walizkę i przyglądała się czterocyfrowemu zamkowi.
- Co z tym robimy?
- Nic - odparł po chwili przyglądania się bardziej jej dotykającym koła szyfrowe palcom niż walizce. Otworzył drzwi i wysiadł z pick upa - Chyba, że przypadkiem znasz kod. Kody mają to do siebie, że często nie lubią gdy się je myli więc nie kombinuj. - Zatrzasnął drzwi i obejrzał się na nią przez okno od strony pasażera. Zobacz proszę, czy dasz radę i jego odpalić. Ja się rozejrzę, czy napewno nikt więcej nie ocalał.

Nikt. Pustka. Byli ostatnimi ludźmi w Piekle. To by się zgadzało w tym olanym przez Boga świecie.

Oczywiście gdy Monika oddaliła się na bezpieczną odległość do swojego Challengera, sprawdził kilka najoczywistszych kombinacji. I oczywiście ani nie wybuchł, ani nie otworzył aktówki. Może to i lepiej… Jednak i tak święty Juda od spraw beznadziejnych, matka z córką i synem, oraz czarny kot roku 2013 spozierali na niego z zasłonki w jakiś taki drwiący, by nie rzec prowokujący sposób gdy ruszali dwoma wozami spod Piekła w kierunku farmy doktorka. Tylko dwulicowa dama kierowa nie miała tej przyjemności. Zatknięta za wojskowy pasek mogła conajwyżej powzdychać za starym, lub przymilić się do nowego właściciela. Jak przystało na damę, jeszcze nie wybrała...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline