Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2015, 14:09   #112
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny.

/ Sara & Marcus \

- Marcus! Jak się czujesz?! Mów do mnie! - powiedziała kobieta z dziwną mieszaniną radości i paniki w głosie, pomagając mistykowi pozbyć się resztek plugawej plazmy strzepując breję z jego twarzy i resztek pancerza.
- Chyba…...dobrze….. - Mistyk wypluwał resztki zielonkawej mazi z ust, gorączkowo wycierając twarz. Przewody od stabilizatora, rozgrzane niczym przegrzane styki paliły mu skórę na głowie, ale albo stopniowo przyzwyczajał się do bólu, albo wszystko wracało do normy.
- Daj mi chwilę…… - Marcus przymknął oczy próbując zebrać swój umysł do kupy, szukając śladów zepsucia i obcych myśli. Przez bajoro tekrona przewijało się tyle heretyckich, plugawych idei a mistyk był przez moment w samym środku tego. Wspomnienie technologicznych schematów, mrocznej wiedzy opisanej runami symetrii wciąż tkwiło w jego głowie jak rak. Należało go jak najszybciej usunąć.
Po chwili medytacji, wizje i wspomnienia przyblakły i zniknęły. Marcus otworzył oczy - Sara wciąż wpatrywała się w niego, tym razem z rosnącym w oczach zniecierpliwieniem i niepokojem.
- Dobra, jest ok. Znikajmy stąd - powiedział mistyk.
- Na pewno? - spytała jeszcze Sara, ale Marcus wyglądał na pewnego siebie. - Naprawdę cieszę się, że mnie znalazłeś. Dzięki za ratunek - powiedziała szczerze i mimo ciężkiej sytuacji wysiliła się na uśmiech.
- Nikt nie zostaje z tyłu - Marcus zebrał resztki swojego ekwipunku z podłogi. Potrzaskane nagolenniki spadły na podłogę, chwilę później dołączyły do nich nadtopione nakolanniki. Marcus poruszył nogami, po czym odpiął również resztki pasa.
- Gdzie reszta drużyny? - spytała Thorne, rozglądając się jeszcze przed wyjściem, w nadziei na znalezienie jakiejś broni.
- Na dole. Przebijają się na górę - Marcus przez chwilę badał jezioro, po czym pomajstrował przy przewodach doprowadzających energię i odpiął całe urządzenie. Basen momentalnie przygasł. Miecz opuścił na końcówki kabli, odcinając je całkowicie.
- Hmm, wiele czasu tym nie kupimy, ale zawsze to coś - Mruknął mistyk po czym skierował się do wyjścia. - Idziemy? - zaproponował.
- Idziemy - potwierdziła Sara, podnosząc znaleziony granat i zabierając “swojego” Belzaracha.


/ W momencie spotkania się postaci. Przed pojawieniem się Malloryego \

Sara z zadowoleniem, a nawet z wyrazem szczęścia na twarzy, spojrzała na Wilsona i na Tatsu. Ich obecność świadczyła, że Team Six nie byli sami, że inwazja na Cytadelę nie tylko doszła do skutku, ale nawet dość dobrze postępowała skoro mężczyźni dogonili ich szpicę.
- Witamy na placu zabaw; Jak wyglądają postępy najazdu? Czy mamy kontakt z dowództwem? - spytała od razu.
- Nasz najazd przebiega jak najbardziej wzorowo! - zawołał ucieszony Świr salutując bagnetem ubabranym we krwi - Melduję również posłusznie że łączność z dowództwem jest w pełni chujowa! - dodał wesoło.
- W sensie, że jej nie ma? - odezwał się głos donośny głos za plecami Maddoxa.
- O kurwa.. czy mnie moje stare uszy mylą? - Świr odwrócił się uśmiechając jeszcze szerzej niż zwykle.
Zaraz został pochwycony w potężne ramiona. Czarnoskóry olbrzym w przejawie serdeczności uniósł kumpla w powietrze i zaczął nim miotać to w lewo to w prawo jak workiem ziemniaków.
- Ha! Jednak wpadłeś na imprezę! Już myślałem, że cała dystrybucja Wpierdolu na terenie Cytadelii przypadła mnie. - zaśmiał się Haxtes - Jak się tutaj dostałeś, popaprańcu?
- Udawaliśmy z Tatsu trupy. Nawet nas nie sprawdzili. Prosto do trumny, potem zrobiliśmy tycią rozpierduchę w magazynie i… i oto jesteśmy.
Hax postawił na ziemi Capitolczyka i poklepał go po hełmie.
- No to teraz kurwa Legion może nam possać. - czarnuch odpiął pudło z amunicją śrutową od pasa i wcisnął Maddoxowi - Bierz… nie miałem okazji skorzystać i pewnie nie będę już miał.
- Okay. Dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy sami - powiedziała Porucznik Thorne mimo dość mentnej odpowiedzi, rozważając pewne możliwe scenariusze całej bitwy i roli jaką oni mieli w tym wszystkim odegrać. Kobieta zdawała sobie sprawę, że przed nimi niejedno ciężkie wyzwanie, a nie musiała przeprowadzać żadnej inspekcji, aby się zorientować, że ich drużyna sporo wycierpiała.
- Nie traćmy wiary. Wiele przeszliśmy, ale mamy ważne zadanie do wykonania i na Duranda wykonamy je jak należy! - postarała się o pewną poprawę ich morale... Choć to nie wygladało źle.

- Derren, dasz radę? Tylko nie graj twardziela i odpowiedz szczerze - zagadała Sara, spoglądając na Imperialczyka.
- Mam niesprawną rękę - z pewnością złamana, bo słyszałem trzask. Straciłem też podstawową broń. - odparł Derren.
- Zajmę się tym - Marcus podszedł do żołnierza chwytając jego nadgarstek jedną ręką a drugą umieszczając mu pod łokciem i zamknął oczy. Kojąca moc sztuki zaczęła promieniować z pod palców mistyka, a ręka Derrena zaczęła świecić na czerwono, ukazując przemieszczoną kość. Żołnierz zacisnął zęby z bólu, kiedy uszkodzone tkanki zaczęły się łączyć. Po chwili było po wszystkim.
- To wszystko co mogę teraz zrobić. Kość jest cała i nie będzie gorzej, ale ręka potrzebuje czasu aby normalnie pracować. Jest zmiażdżona, a kości przedramienia były w proszku. Połatałem kości i ścięgna - stłuczenie i opuchlizna została, dlatego nie możesz nią ruszać. - Marcus spojrzał na Sarę i puścił jeszcze jeden malutki impuls mocy - Ledwo żyję po tym basenie plazmy i nie stać mnie na nic więcej. Jak zacznę przesadzać z dawkami mocy, wyślę nas obu do otchłani. Może znajdziemy Mallory`ego, to zaaplikuje Ci jeden z tych swoich chemicznych stymulantów. Poruszaj palcami - Marcus obserwował przez chwilę dłoń Derrena - Jest ok. Przepisać Ci urlop na Lunie?
- Jak znasz jakiś dobry kurort z haremem fantastycznych lasek ze świetnymi tyłkami, to chętnie. Choć znając swoje szczęście, to pewnie w połowie urlopu miejsce najechałby Legion Ciemności i byłoby po uciechach - popisał się czarnowidztwem Derren.
- Spokojnie Marcus, nie przeciążaj się. Dobra robota - Sara poparła ich mistyka na duchu, po czym spojrzała na Derrena.
- Strzelaj oburącz: prawą celować, a lewą amortyzować. Zresztą na pewno znasz zasady. Jestem pewna, że sobie poradzisz - powiedziała i obiecała sobie, że jeśli wyjdą z tego cało to zafunduje Derrenowi dwa tygodnie w takim kurorcie.
- Dobrze strzelam jednorącz, a płyty balistyczne pancerza dobrze amortyzują odrzut. Jak skończy się amunicja pożyczę sobie coś od zgniłków albo centuriona.

- Dokąd teraz ganiamy? - Spytał Cortez.
- Gdzieś ponad nami muszą być komnaty Nefaryty i sacrum Cytadeli... - rzekła niezmordowana westalka ...

/ Do drużyny dołącza Braxton : ) \

- ... i ten cholerny artefakt.... - dokończył "Konował" niespodziewanie wyłaniając się z ciemności.... Poprawione oczy zalśniły, kiedy spojrzał w kierunku przedstawicieli Bractwa. - Odbyłem krótki rekonesans i myślę, że znam bezpieczną drogę do siedziby tutejszego władcy...
- Braxton - Sara wywołała doktora przez radio, a w tym samym momencie jej głos dobiegł z komunikatora stojącego obok niej mężczyzny z Cybertroniku.
- W porządku. Musiałam się upewnić, że nie jesteś Myśliwym Ciemności - wyjaśniła.
- Postarajmy się nie rozdzielać, aby nie było takich wątpliwości. Rozumiem, że chodzi ci o wystarczająco bezpieczną, abyśmy dali radę. Powinniśmy się pospieszyć, aby faktycznie taką była. Jak daleko mamy do celu? - spytała.
- Czy bezpiecznie to się okaże jak dojdziemy do celu. - Wzruszył ramionami. - “O ile dojdziemy do celu.” - Pomyślał, ale już nie dodał tego na głos.
- Daleko, niedaleko. Nie wiem. Tutaj odległości są jakieś dziwne. Skróty idą na około, a jak idziesz na około trafiasz od razu. Tylko, hm, mam wrażenie, że trafimy tam dosyć szybko.
Dla siebie zachował wątpliwości, że jakoś mu się wydaje, że ktoś im zbytnio kłód nie rzuca pod nogi. Jakby chciał, żeby się tam dostali.

- No dobrze, ale zanim ruszymy, musimy się jeszcze trochę zorganizować. I trochę podleczyć - powiedziała Sara i skinięciem głowy wskazała Malloryemu ich najciężej rannego żołnierza.
- Spokojna twoja rozczochrana, Skorpion. Sztuka Marcusa zadziałała i mogę uzbrajać zapalniki, choć póki co mam się trzepać drugą ręką - stan Imperialczyka był stabilny, więc lepiej aby doktor mógł zająć się innymi.
- Ok, w razie czego daj znać - odparła Sara, po czym dostrzegła wyraz rozbawienia na twarzach co po niektórych. - Jakby coś było nie tak z ręką - sprostowała stanowczo.
Jednym z zadań Braxtona była opieka medyczna nad drużyną. Sztuka działała cuda, ale to swoją drogą, a on swoją. Doktor nie tracił czasu tylko po prostu wziął się do roboty. Mógłby to robić i zamkniętymi oczyma, nawet pod obstrzałem. Umiejętność ta przydała mu się i teraz bo opatrywany mógł zauważyć, że choć ręce wykonywały zadanie to umysł Doktora bujał gdzie indziej.
- Gotowe. Znasz zasady. Zero seksu, biegania i noszenia ciężarów. - Po chwili zreflektował się gdzie się znajdują i co własne próbują zrobić. - Ta, żarcik. Po prostu jak zaczniesz przeciekać to wbij sobie koagulant, o tutaj. - Podał mu jednorazowy aplikator z jakimś swoim ustrojstwem i pokazał gdzie sobie to zaaplikować. - Może trochę swędzieć potem.
Derren znał już na tyle słownik polowy Doktora, że domyślił się iż będzie swędziało jak jasna cholera.
- To zerknij jeszcze na to - powiedziała Sara, ostrożnie podwijając swoją lewą nogawkę. Jej rana nie była poważna, a przynajmniej tak jej się wydawało; może na tyle istotna aby pokazać ją lekarzowi, ale na tyle lekka że mogła poczekać na koniec.
Z boku jej prawej łydki widniał fioletowo-krwisty siniak wielkości jakiejś solidnej pięści, ale ze śladem odciśniętych zębów na brzegach. Obrażenia typowe dla wypadku rowerowego na żużlowej powierzchni - paskudne i bolesne, ale całkiem niegroźne.
- To chyba nic poważnego, prawda? - powiedziała, bagatelizując swój stan.
Braxton kucnął i przez chwilę przyglądał się ranie z bliska.
- Rana powierzchowna. Cokolwiek to było, nie przegryzło się nawet przez spodnie, a co dopiero przez skórę. Mogę dać coś przeciwbólowego - stwierdził śmiało.
- Nie trzeba, dziękuję. Zostawmy leki na poważniejsze przypadki - odparła kobieta.

- Jak wyglądamy ze sprzętem? Broń, amunicja, medykamenty. Ja straciłam wszystko oprócz jednego granatu - zagadała spoglądając po wszystkich obecnych.
- Aggressor i dwa magi, niemal komplet granatów i ładunek wybuchowy z podwójną liczbą zapalników. - Rusty wymienił swój dobytek.
- Komplet granatów i kilka ładunków wybuchowych. - dodał Barak.
- Strzelba, masa ammo i dość granatów, aby wysadzić cały świat - dorzucił Maddox.
- Tylko miecz - Marcus przez chwilę pogrzebał w olstrze na udzie. - I Punisher. Z jednym magazynkiem. Wróć…..stopiony z olstrem, szmelc. Stabilizator działa. Granaty, amunicja i lkm zostały wchłonięte przez basen tekrona. BJM chyba działa….- Marcus sprawdził odczyty pokiereszowanego rynsztunku na plecach. Pancerz uszkodzony - brak hełmu, płyty na nogach nadtopione i trzeba było je odpiąć. Podobnie pas. Z granatów przy pasie zostały jakieś smętne resztki. Jedyne co działało to od pasa w górę - czyli to co nie było za długo zanurzone kiedy męczył się z tym przeklętym basenem.
- Nie powinniśmy walczyć bronią legionu - Marcus wskazał na niesiony przez kobietę karabin. - W rękach zwykłych ludzi często zawodzi, lub wręcz jest groźna - Marcus nie bardzo chciał widzieć Sarę posługującą się bronią mogąca w każdej chwili co najmniej się zaciąć, o wybuchnięciu w twarz nie wspominając.
-Zagrażasz tym sobie przy każdym strzale….. - pokręcił głową mistyk ”I nam…” - pomyślał smutno.
- Mógłbym spróbować przywołać twoją broń, o ile pamiętasz gdzie ją ostatnio zgubiłaś, i o ile wciąż tam jest. - powiedział, chcąc dać jej jakiś wybór.
Kobieta pamiętała czym grozi używanie broni Legionu Ciemności. Kilka razy już jej o tym mówiono, a w tych kwestiach nigdy nie rzucano słów na wiatr.
- Ocknęłam się już bez broni, więc obawiam się, że wszystko będzie na dnie tamtego basenu - powiedziała z mieszaniną smutku i gniewu, oraz zdegustowania, na myśl o utraconym sprzęcie i wspomnienia o basenie tekrona.
- Obecnie mam tylko ten Sectioner - rzekła niezadowolona. - Ale lepsze to niż nic, a bagnet mi się chyba nie zbuntuje - stwierdziła.
- Moja broń leży na placu, na samym dole przed wejściem na schody. Mam kilkanaście pestek do gnata, więc już niedługo pożyczę coś od martwego przeciwnika. To lepsze od prowadzenia walki zębami - wtrącił pragmatyczno-bluźnierczą uwagę Derren.
Spróbuj ją przysłać - poprosiła Sara, spoglądając na Marcusa. Wiedziała, że mężczyzna jest zmęczony, a jeszcze wiele przed nimi, ale chwili obecnej każda broń - dobra broń, która nie zawiedzie - była na wagę złota.
Mistyk wychylił tylko czubek głowy nad krawędzią i spojrzał w dół. Po chwili wszystko było już dla niego jasne.
- Niestety, tej broni już tam nie ma - powiedział.
Nikt ze zgromadzonych nie wiedział kto ją zabrał, ale możliwości ograniczały się zasadniczo do dwóch: Nasi, albo Oni.
- Osobiście wolę broń palną, ale jeśli nikt nie ma wolnego gnata, to poproszę może jakieś... - mówiła, a Mallory już podawał jej granaty - dzięki - wtrąciła we własną wypowiedź. - ...granaty - dokończyła zdanie.
- Mogę oddać Ci też mój karabin, ja i tak się lepiej z mieczem czuje - powiedział Braxton, podając rozmówczyni swojego AR3000.
- To wspaniale. Dzięki - odpowiedziała Sara odbierając karabin szturmowy Cybertroniku i obdarzyła doktora szczerym uśmiechem.
Kobieta szybko zapoznała się z tym modelem, począwszy od wymiany magazynku, na zabezpieczeniu broni kończąc. Zaraz potem dostała jeszcze cztery dodatkowe magazynki amunicji, a także kilka granatów od Maddoxa, więc śmiało mogła stwierdzić, że jej przydatność na polu walki nadal sięgała dość wysoko.

- Jeszcze coś mamy do obgadania, czy ruszamy na wyższe poziomy? Sama mogę tylko uprzedzić, że możemy napotkać Myśliwego Ciemności; zmiennokształtnego wyglądającego jak sojusznik - kobieta podzieliła się tym co wiedziała, chwytając mocniej “swojego” Belzaracha.
- Te… Doktorze… kopsnąłbyś jakiegoś stymulanta czy innego energetyka? Kończą mi się już? - zapytał Hax - A chyba najwyższa pora, bo zbliżamy się na szczyt, co nie?
Braxton wyszczerzył zęby i sięgnął do skrytki przy pasie, na tak zwaną czarną godzinę. Rozdał wszystkim po batoniku. Uważny obserwator mógł zauważyć, że batoniki wszystkich miały zielony pasek, tylko ten dla Braxtona i Rury miały czerwony. Mallory przez chwile wyglądał jakby chciał walnąć Haxtesowi zwyczajowe ostrzeżenie o efektach ubocznych, ale machnął zrezygnowany ręką. I tak mała mieli szanse wyjść stąd o własnych siłach, więc kogo to obchodziło jak się będzie potem czuł, czy wyrosną mu skrzela lub pokryje się futrem.
Przyłbica hełmu rozsunęła się ukazując oblicze czarnoskórego olbrzyma. Na widok batonika uśmiechnął się bardzo szeroko. Lubił grać ostro. A wyglądało na to że dla niego i siebie samego doktorek zarezerwował najostrzejsze ścierwo do zażycia.
- Mniam - oblizał prawie lubieżnie wargi.
- Pamiętajcie tylko że zapalnik jest na czas, na wypadek gdybym padł albo nie był w stanie odpalić zdalnie. To też może podziałać jako niezły stymulant. - Rzucił Cortez starając się rozruszać zaschnięte gardło.
- Jaki ustawiłeś czas? - Spytała Sara, zajadając swojego batonika o silnym smaku kofeiny z odrobiną mięty.
- Czterdzieści minut - odpowiedział Cortez - przestawiam go równo co pół godziny - wyjaśnił na prędce.
- To od siebie dodam że tam na plerach mam wszyte. - wskazał część pancerza z “plecakiem” - Jeszcze trochę wpierdolitu. Jak będę umierał kopnijcie mnie w stronę tych ciemnych nekro-synów. Detonacja w środku naszej formacji może być… heh… niezbyt korzystna dla nas.
- Kardynał będzie wdzięczny za wasze oddanie. Też mam coś w zanadrzu - może się założymy o to, kto pierdyknie bardziej?
- Marcus uśmiechnął się ironicznie ale cieszył się, że morale Team Six drastycznie wzrastało do granic euforii.
- Ach, po prostu chodźmy tam i rozwalmy ich wszystkich! - rzucił stanowczo.
Marcus odmówił modlitwę do Kardynała po czym uwolnił moc egzorcyzmów. Zaklęcie przegnania mrocznych wpływów objęło całą drużynę, kąpiąc ją w złotym blasku sztuki.
Marcus starał się, by kojące słowa modlitwy dotarły do całego teamu - jeszcze bardziej utwierdzając ich wiarę we zwycięstwo.
- Nathanielu...dopomóż! Daj nam zwycięstwo! - głośno i wyraźnie powiedział na koniec modlitwy, czym dodał wszystkim otuchy i nadziei.
Zaraz potem cała ekipa raźnie ruszyła dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 19-09-2015 o 13:09. Powód: Przekazanie broni miedzy postaciami - rezultat komentarzy sesji.
Mekow jest offline