Dziewczyna spoglądała to na łapy kocura, to w jego ślepia. Powoli w jej umyśle opadała mgła oszołomienia, ustępując fali gniewu na czwronożnego łapserdaka oraz niejakiej paniki. Z miną butnego dziecka podważyła kocie łapska i odepchnęła zwierzaka.
- Pomacałeś sobie to, to, to teraz zapłać... - syknęła gniewnie wstając na równe nogi, ciągle opierając się plecami o ścianę, przezornie zakrywając ramieniem piersi. Rozejrzała się na boki, gotowa gryźć i drapać każdego kto się napatoczy. Ku jej rozczarowaniu, nikogo nie napotkała swoim wzrokiem.
~ Smoki ~ pomyślała chaotycznie... ~ O RANY BOSKIE NVERYIOTH! ~
Dziewczyna rzuciła się pędem do schodów, całkowicie zapominając o kocurze. Jeśli ona w takiej sytuacji zachowywała się jak potłuczona, a była pewna, że tak własnie było, to bała się pomyśleć co może wyczyniać jej chudy gadzina.
~ Nvery,Nvery... słyszysz mnie? ~ szepneła do niego czule, niczym zatroskana starsza siostra ~ Już do ciebie idę!~
- Zapewniam, że akurat ja nie czerpię przyjemności z macania samic, tym bardziej ludzkich samic.- mruczał kocur jak na złość podążając Chaayą. - Powinniśmy najpierw jednak odszukać mego pana. Akurat nie sądzę by był on na pokładzie...- Gozreh zorientowawszy się czemu akurat tam dziewczyna zmierzał dodał.- I akurat to nie smoki są w niebezpieczeństwie, a twoi ludzcy towarzysze pani.
- Przecie się nie rozdwoję! - dziewczyna fuknęła na kocura, który zaczynał być gorszy od natrętnego, głodnego komara w upalną noc. - Chłopcy milczą, więc jakoś nie widzę tego twojego niebezpieczeństwa. - przystanęła na chwilę by spojrzeć na swojego rozmówcę. Zmieszana, ściągnęła usta w dzióbek i przeczesała włosy palcami. Tak... to był dość dziwne. Wprawdzie przyzwyczajona była do rozmów z najprzeróżniejszymi stworami ale pierwszy raz miała do czynienia z czymś czego prawie nie widzi. Gdzie ona ma patrzeć?
- Czy to nie wydaje się dziwne więc?- zamyślił się kocur nadal owijając macką tubus i rozglądając się.- Mój pan wspomniał, że w trzewiach statku pojawiały się problemy z komunikacją. I jeszcze to coś... co spowodowało ten wstrząs i wycie.
Zwiesiła głowę, czując, że jej zwierzęcy rozmówca wykazuje się większą jasnością umysłu niż ona. Szurnęła nogą i popatrzyła na dziwny przedmiot trzymany przez... mackę?
- Co... eee... trzymasz? - spytała zaciekawiona, niczym młoda sroczka dostrzegająca błyskotkę.
- Mój pan kazał mi znaleźć coś takiego i inne ciekawe rzeczy. Należało chyba do trupa, którego wyłowiliście... I chyba szukał tego niewidzialny łowca, lub... ktoś okryty płaszczem niewidzialności. Chyba go zgubiłem, ale nie jestem pewien na jak długo.- wyjaśnił uprzejmie Gozreh zerkając nerwowo za siebie.
- Oooch coś cię goni... - powtórzyła bezwiednie by po chwili załapać sens słów. - Dobra... najwyżej, nas Nvery zaczadzi jeśli za mocno się wystraszy... gdzie jest Jarvis? Możesz z nim rozmawiać? Nie pewnie nie... gdzie się umówiliście na spotkanie? Bo chyba się umówiliście, prawda? - tancerka zakasała rękawy, gotowa by działać. Nie miała jeszcze planu ale przynajmniej zaczęła jaśno myśleć.
- W jego pokoju... tam musimy się udać.- rzekł spokojnie Gozreh.- Jarvis będzie wiedział co dalej. I łatwiej będzie zapanować nad Godivą. Bez niego jest bardziej... humorzasta.
- Może... daj mi to coś... schowam pod ubranie... - wskazała na tubus - Bez niego mniej się rzucasz w oczy wiesz?
Macka zwinnie rozwinęła się podając bardzce przedmiot prosto do dłoni. Po czym giętki organ wskazał jeden z kierunków, a sam kocur spytał. - Ponoć przegrałaś zakład?
Chaaya zrobiła minę jakby przełykała własnie coś bardzo, bardzo gorzkiego. Jej drobne ramiona zadrżały w odruchu... obrzydzenia? Bez słowa schowała tubus między piersiami, po czym wystrzeliła szybkim krokiem w kierunku kwater.
- Nie odzywaj się... dobrze ci radzę...
Gozreh wzruszył ramionami, tak... bardziej po ludzku niż kociemu i ruszył do przodu szybko wymijając bardkę. Jego ogon kołysał się na boki, a on sam wydawał się być skupiony na podłodze. Minęli uszkodzonego automatycznego sługę i Gozreh zatrzymał się mówiąc.- Jesteśmy blisko, ale czuję że coś jest nie tak. Za cicho.
Bardka skupiła swoje myśli i zaćwierkała słodko ~ Jarvisie? Agnisie... Ktokolwiek? ~
~Gdzie byłaś?~ odpowiedział jej mentalnie tylko Jarvis.~Wiesz co się tu dzieje? Otworzę ci... wchodź szybko.~
Drzwi do kwatery Jarvisa otworzyły się powoli i ostrożnie.
- Ta-da... - mruknęła do zwierzaka zapraszając go gestem do środka - Pan pierwszy... jak ktoś ma oberwać to ty - uśmiechnęła się słodko i pokazała kocurowi język. - Nie bój się... jestem zaraz za tooooobą~
- Nie boję się. Mnie w przeciwieństwie do ciebie nie da się zabić.- stwierdził Gozreh, po czym wchodząc do środka i nonszalancko machając ogonem spytał retorycznie.- Myślisz, że dlaczego mój pan wysyła mnie wszędzie na zwiad?
Bardka zachwiała się teatralnie jakby zaraz miała paść na ziemię. - O bogowie ile ty ględzisz... - weszła za chowańcem przewracając oczami - Czuje, że się starzeję jak tylko otwierasz ten swój cienisty pysk... - narzekała jak kumoszka, zamykając za sobą drzwi.
- Widzrę, że wsparniale się dogardujecie.- stwierdziła postać siedząca w cieniu skrywającym kąt pokoju... postać rozebrana od pasa w górę, tak że bardka mogła się przyjrzeć bliznom pokrywającym tors Jarvisa, podczas gdy on posypywał wyraźną ranę po poparzeniu jakimś mocno pachnącym proszkiem.
- O tak... będą z nas papużki nierozłączki. Czyżby gorące powitanie?- zapytał kocur retorycznie.
Chaaya przyglądała się z uwagą Jarvisowi po czym wzruszyła lekko ramionami. Ponownie zbita trochę z pantałyku, stała w milczeniu opierając się plecami o wejście i obserwując mężczyznę.
- Więc... co odkrryłeś na tyrm startku?- zapytał Jarvis kocura.
- Na pozostałości po truposzu poluje na tym statku ktoś jeszcze. Ktoś niewidzialny.- mruknął Gozreh.- Zdobyłem jeszcze tubus
-Achra... Nie rmógł to być Bezoarr, bo akurrat zajętry był prróbą zabircia mnie.- ocenił czarownik robiąc sobie prowizoryczny opatrunek.
- Mężczyźni... - skwitowała z nutką politowania. Zafira miała rację. Gdyby nie kobiety, faceci już dawno by się pozabijali czy to z głupoty, czy poczucia zbyt wielkiego ego. Ponownie ściągnęła usta w dzióbek i odważyła się podejść parę kroków do mężczyzny. - Czy wiesz może co się stało ze statkiem? Strasznie nami rozbujało... - potarła dłonią brodę na wspomnienie upadku i kopa od zwierzaka - Wiesz, gdzie jest reszta? Albo masz kontakt ze swoją smoczycą? Muszę porozmawiać z Nveryiothem...
- Miłro że tak marrtwisz się o moje zdrowie.- odparł z ironicznym uśmieszkiem Jarvis i potrząsnął głowę.- Niezurpełnie... Czujrę czasem jej gniewr i docierrają do mnie myśli, alre syrreny i pewnie coś na zerwnątrz utrrudnia mi kontarkt. Niermniej pozostali członkorwie naszrej grrupy też się marrtwią, więc... pordążą do smoków. Godiva jestr wściekłra, ale nie boi się o swe żyrcie. Przyrpuszczam więc, że jestr bezpierczna... i Nverryioth perwnie też.
Założywszy okulary na nos czarownik spojrzał na Chaayę.- Cierszę że ty tarkże jesteś carła i zdrrowa. Ufamr, że rmiło spedzirłaś ten czas, bo wyrgląda na to że corkolwiek namr zagrraża znajdurje się pozra statkiem. Agnis wsporminał chyba telepartycznie coś o naparści, ale ta nie porwinna nastąpić takr szybko. A Bezoarr uznał wstrząsry za zdrradziecki atak smokrów i skupił swój gniewr na mnie.
Dziewczynie wyraźnie ulżyło na wieść o stanie smoczycy. Uśmiechnięta rozejrzała się po pokoju po czym podchodząc do towarzysza, przypatrzyła się jego ranie. Pokręciła jednak głową, wiedząc, że za dużo nie pomoże.
- Mam miksturę u siebie w pokoju... wprawdzie jest zbyt silna na takie zadrapanie ale jeśli chcesz to po nią skoczę - mrugnęła do Jarvisa łobuzersko. - A właśnie... zapomniałabym... specjalna przesyłka dla ciebie... - pochyliwszy się jeszcze bardziej wyciągnęła zza kołnierza tubus. - Uważaj bo ciepłe - zadrwiła psotnie po czym wręczyła przedmiot magowi.
- Lubisrz prrowokować co? Najpierw tenr zakład, terraz..- mężczyzna musnął palcami wierzch dłoni Chaayi i powoli zabrał drugą ręką ów tubus. Uśmiechnął bezczelnie.-... to dorręczenie. Aż ciekawymr jak daleko pozworliłabyś się posurnąć... acz może to sprrawdzimy w innrych okolicznorściach.-
A kocur tylko obrócił oczami i podrapał się za uhcm mrucząc.- Znowu się zaczyna.-
-Takr czy siakr powinniśmy się zbierrać.- stwierdził czarownik wracając do ubierania.-Mamr miksturry i rróżdżki leczniczre, ale worlę je zachorwać na barrdziej drramatyczną sytuarcję. Wpadniemry do twego legorwiska i zabierzemry twojre rzeczy. I wtedry udamry się do smorków.
Tancerka pokiwała głową, jeszcze przez chwilę przyglądając się tatuażowi na ciele mężczyzny, dopóki nie zniknął pod ubraniami.
- Brzmi jak dobry... niezawodny plan - odparła z zadumą - Koty pierwsze.... ciąglę liczę, że oberwiesz.... - zwrociła się z lekką przekorą do Gozreha.
- A jakie to były twoje plany wobec jej przegranej panie?- zapytał znienacka kocur uśmiechając się łobuzersko i rzeczywiście ruszył przodem machając ogonem.- Liczę, że twe plany dorównają jej oczekiwaniom.
- Oczerkiwaniom?- zapytał zaskoczony czarownik i potarł podbródek.- A tak... miarło być prrowokująco, takr? Nie jestr tro jednakr czas na rrozstrząsanie długrów, acz miałrem kilkra pomysłówr.
Bardką zatrzęsło jakby po kręgosłupie przebiegł jej pająk, którego nie jest się w stanie strzepać. Zgarbiona wyszła za chowańcem, nie odzywając się ani słowem.
Poczuła jednak klepnięcie po ramieniu i posłyszała westchnienie Jarvisa.- Nie zachowujr się jarkbyś rszła na szafotr... To miarła być zabawra... Jeśli ci nie starrczy ordwagi i humorru to... przercież cię nie zmurszę.
Zatrzymała się. Czy ona dobrze usłyszała? Że nie starczy jej odwagi? Że co proszę? Ona? Tchórz?!
- Ty nawet nie wiesz... a zresztą. - machnęła ręką. Nie będzie ciskać gromów w Jarvisa.
Zwęziwszy oczy, wpatrywała się z czystą nienawiścią w merdający ogonek kota. Zemsta będzie słodka.
- Nie wiemr... morgę tylko zgadrywać po tym co widzrę. A widzrę, że ta przegrrana cię gnęrbi.- mruknął Jarvisa.
- Przestań powtarzać, że przegrałam dobrze? Przestań bo oszaleję, dobrze wiem... - podskakiwała zdenerwowana wypowiadając słowa z godną podziwu prędkością i dokładnością. - Dotarło to do mnie za pierwszym razem, nie musicie - machnęła ręką jakby chcąc wskazać wszystko i nic - powtarzać to przy każdym zdaniu.
- To byrł rzut monetry.- uśmiechnął się lekko czarownik próbując pocieszyć przybitą dziewczyną .- Perch tylkro. Nie twojra porrażka. Zrresztą... zagrramy przyr innrej okazjri. Odegrrasz się.
- Chyba nikogo nie ma korytarzu, drzwi są zamknięte.- tymczasem kocur wrócił ze zwiadu.
Potrząsnęła energicznie głową chcąc odegnać irytację. Jak ona nienawidziła słowa przegrana wypowiadane w jej kierunku.
- Skupmy się... proszę, chodźmy po moje rzeczy... - odparła błagalnym tonem.
- Ty wchordź, zabierraj swoje pakurnki. My bęrdziemy cię orsłaniać.- stwierdził Jarvis.- Krzyrcz w rrazie kłoportów.
Bardka posłusznie weszła do swojego pokoju i z lekkim ociąganiem zabrała się do zbierania rzeczy, które zdążyła porozrzucać po pomieszczeniu. Dopiero teraz dostrzegła, że jest zasmucona z powodu wylotu z tak komfortowego miejsca.
- Sługo… na mnie już pora… chciałam się pożegnać… - odparła w przestrzeń domykając torbę - Niemniej… proszę o jeszcze jedną przysługę. Pójdź do kuchni i zabierz trochę daktyli i orzechów po czym przynieś je mojemu smokowi na dole…. to ten zielony.
Dziewczyna wyszła na korytarz do kompanów, miała nadzieję, że mały niewidzialny konstrukcik zdąży na czas i przyniesie jej trochę łakoci, które umilą jej podróż.