Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2015, 23:53   #61
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post Mg


Obszar nad którym przelatywał sterowiec był świadkiem wielu bitew, często z użyciem epickich czarów. Energia wyzwolona w ich efekcie krążyła w chmurach, przepływała w prądach morskich i iskrzyła w powietrzu. I czasem ulegała skupieniu… najpierw tworząc zmarszczki na powierzchni oceanu, potem wir… potem trąbę powietrzną.


Gwałtowny wir wody, błyskawic magii i wichrów, który wsysał w siebie wszystko by zrównoważyć siłę magii skupioną w jądrze tego oceanicznego kataklizmu. Fenomeny tego rodzaju pojawiały się znienacka, nie trwały długo i znikały równie szybko. Zawsze pozostawiając po sobie olbrzymie zniszczenia.
I właśnie taki wir utworzył się blisko okrętu powietrznego. Niebezpiecznie blisko.
Powietrze wokół wiru było zasysane do jego środka, a wraz z nim sterowiec i siedzące smoki, oraz samego unoszącego się w powietrzu Athosa. Wir powstały znienacka był dziką siłą natury, nieubłagany i nieprzekupny. I przeraził także pradawnego smoka z którym rozmawiał Athos, nawet dla tak dużej bestii ów wir był śmiertelnym zagrożeniem, przed którym pomknął w głębiny morskie.

***

Chaaya


Chaaya była bardzo z siebie zadowolona. I to bardzo. Zdobyła informacje którymi winna się podzielić z resztą jej ekipy. Zdobyła obietnicę pomocy i to tak małym kosztem. Kto by pomyślał, że zamiast podejrzliwie się rozglądać i węszyć po kątach za spiskami, wystarczyło się uprzejmie zapytać?
Na pewno nie żaden mężczyzna, ot co!
Jednakże to nie był koniec niespodzianek. Ledwo bowiem otworzyła drzwi szykując się do opuszczenia kwater, a przez nie do środka wpadło stworzenie przypominające przerośniętego cienistego kocura z macką wyrastającą z podbródka i oplatającą metalowy tubus. Taki sam jak ten nieboszczyka wyrzuconego niedawno za burtę. Zresztą kocurek też wydawał się znajomy… No tak! To był kocur Jarvisa, tyle że on przypadkiem nie został w Kryształowej Jaskini?
Zwierzak zatrzymał się i mruknął.- Zamknij za mną drzwi.
Po czym głośniej dodał.- Miaaauuu?
Tak by usłyszały to kobiety stojące kilka metrów za Chaayą z Zafirą na czele, i podobnie jak młoda bardka zaskoczone pojawieniem się dziwnego gościa.
Nie zdążyły jednak zareagować na pojawienie się kocura. Ani one, ani sama Chaaya. Bo podłoga nagle się zatrzęsła przewracając je wszystkie. Tylko… jak mogło się pojawić trzęsienie ziemi w powietrzu?
Chwilę potem zawyły syreny okrętowe ogłaszając alarm i udało im się nawet zagłuszyć paniczne ryki Nveryiotha.

RESZTA


Pozostali również poczuli ten wstrząs i kolejne wprawiające gondolę sterowca w lekkie kołysanie. Pozostali również usłyszeli ryk syren okrętowych zwiastujących pojawiające się nagle niebezpieczeństwo w postaci trąby powietrznej próbującej wessać statek powietrzny do swego środka.

AGNIS


Dla Agnisa pierwszy wstrząs oznaczał łupnięcie głową o metalową ścianę i bolesnego guza. Przywódca skrzydła bowiem poczuł pierwszy wstrząs podczas rozmowy ze strażnikami. Rozmowy średnio interesującej. Z jednej strony dowiedział się co prawda, gdzie to “Nakręcany Ptak" nie bywał. Z drugiej strony jednak rzucane przez nich nazwy miast i krain nic nie mówiły Agnisowi. Abel musiał pochodzić z nieznanych mu obszarów tego świata.
Atak… nastąpił niespodziewanie. Nastąpił za szybko, za wcześnie… czyżby ów starożytny smok przemawiający w jego myślach go zdradził? Czyżby postanowił zmieść ich wraz z okrętem od razu?
Nie. To nie pasowało do tego co Agnis słyszał o starożytnych smokach. A przynajmniej taką miał nadzieję. Na korytarzu rozbrzmiał głośny alarm, zagłuszający krzyki strażników i mentalny głos smoczego partnera… zdążył jednak zrozumieć trzy słowa: “Trąba powietrzna… blisko.”

GNIEWKO


Dla Gniewka pierwszy wstrząs był miłym zaskoczeniem. Rzucił bowiem lutnistkę wprost w jego ramiona. Szkoda że kolejne wstrząsy i wycie syren całkowicie zabiły romantyczny nastrój. Dziewczyna szybko oderwała się od niego i starała się opuścić pokój targany kolejnymi wstrząsami. Wycie syreny zagłuszało nieco jej krzyki, jak i mentalne krzyki Athosa. Dziewczyna krzyczała coś o zagrożeniu i strefach… bezpieczeństwa. Athos.. o trąbie która jest blisko.
Niewątpliwie coś zagrażało całemu okrętowi i smokom, bowiem przez korytarz przebiegali słudzy Abela spieszący się zapewne na stanowiska awaryjne. Sterowiec nie zamierzał się poddać bez walki.
Ale w tym całym chaosie, nikt nie zwracał większej uwagi na gości. Tylko czy to był powód do radości?
Mentalny ton głosu Athosa rozbrzmiewający w głowie Gniewka podszyty był strachem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-09-2015 o 23:59.
abishai jest offline  
Stary 08-09-2015, 16:10   #62
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Gniewek dostał do pierwszego lepszego iluminatora w swoim pokoju. Otworzył go i wychyliwszy się, poprzez kurtynę zacinającej słonej wody zobaczył przyczynę całego zamieszania.
- O ja je… - zaczął, ale przerwał mu łopot granatowych skrzydeł. Athos zaczął pracować nimi na wysokości iluminatora, żeby mogli porozmawiać. Walczył z wiatrem.
~ …jakieś sznury… albo lepiej łańcuchy, będziemy ciągnąć! ~ tłumaczył mu smok nagląco, ale Gniewomir przez ten cały hałas syren i ludzkiego pokrzykiwania, a także huk wiru i miziających go gromów nie słyszał nawet własnych myśli.
~ Złap mnie! ~ poprosił zdenerwowanego smoka. Była to żargonowe określenie pomiędzy tą dwójką, w którym Gniewomir pozwalał wejść Athosowi głębiej w swoją głowę. Tak, aby zagłuszył on swoimi myślami wszystkie inne bodźce. Było to ze wszech miar intymne dla człowieka, bo oznaczało, że smok przez chwile ma wgląd w jego jaźń, a nie byli ze sobą jakoś specjalnie związani. Dlatego obaj unikali tej głębi dzielenia myśli jak tylko mogli. Smok wziął kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić. A potem faktycznie sztorm i ludzkie krzyki ścichły w umyśle Gniewomira do jakiegoś pogłosu słyszalnego przez zatkane uszy. Tambernero poczuł, że ciężko mu oddychać, że coś potężniejszego od niego samego próbuje mu się wtłoczyć do głowy. Nie lubił tego, ale się nie bronił. Przyjął to.
~ Musimy uciekać ~ obwieścił Athos w tej ciszy. A jego głos był jedyną obecnością w bezdzwięczu.
Gniewomir, wciąż tkwiąc w iluminatorze, tonął w bacznym spojrzeniu jego fiołkowych oczu. Podłużne pasemka tkanek tęczówek w różnych odcieniach fioletu układały się w zdawałoby się ruchome wzory dookoła bezbrzeżnie czarnych źrenic.
~ Ale nie możemy zostawić tego statku, licząc na to, że poradzi sobie sam. ~ rozbrzmiewało słowo za słowem. Gniewek słyszał każdy ton pojedynczo i wszystkie dźwięki na raz. Miał wrażenie, że tym oddycha.
~ Nie poradzi ~ ciągnął smok. ~ Musimy go odciągnąć. Najlepiej w kierunku lądu. Potrzebne nam będą łańcuchy.
- Porozmawiaj z pozostałymi smokami – wydyszał Gniewek – Ja porozmawiam z kapitanem… Idź!
I uczucie Obecności natychmiast go opuściło. Athos machnął potężnie skrzydłami, oddalając się ku pozostałym smokom, a Gniewek jeszcze przez chwile dochodził do siebie. Potem cofnął się i zupełnie bezsensu zamknął iluminator. Spojrzał na przerażoną dziewczynę:
- Znajdź dla siebie i koleżanek bezpieczne miejsce – zaproponował cicho. – Będzie mocno bujało.
Po czym ukłonił się jej dwornie – co mogło się wydawać komiczne w tych okolicznościach, biorąc pod uwagę, że razem z nim ukłoniły się wszystkie książki stojące do tej pory na półkach - i wybiegł bez słowa, szukając pozostałych członków załogi, a przede wszystkim właściciela sterowca.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 09-09-2015 o 21:36.
Drahini jest offline  
Stary 09-09-2015, 20:26   #63
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Całkowicie zbita z pantałyku, patrzyła na wymijającego ją kocura. Nie była w stanie zareagować na to co widzi, ani nawet na to co słyszy, a tym bardziej, nie była w gotowości na to, co stało się później.
Podczas wstrząsu, drzwi wyrwały się z rąk dziewczyny, poleciały do przodu ale nie zatrzasnęły się lecz zawróciły i walnęły tancerkę w sam środek twarzy, kiedy ta wywracała się na plecy, wprost w objęcia Jarvisoego przyzwańca.
Oszołomiona, instynktownie przewróciła się na brzuch, łapiąc w rękę najbliższy punkt zaczepienia, czyli tylną łapę cienistego kota. Niestety „chowaniec” w akcie paniki, kopnął Chaayę, swoją poduszeczkowatą łapą, w brodę. Tancerka jednak nie rezygnowała z prób poderwania się na nogi, gdy tylko wyglądało na to, że lot sterowca się unormował, podniosła się na czworaka i ostrożnie zaczęła się pionizować, gdy wtem statkiem znowu zaczęły trząść turbulencje.
Bardka, wyleciała przez drzwi, które to bujały się raz w przód a raz w tył i wylądowała na przeciwległej ścianie.
~ W dupie z tym… nie podnoszę się… ~ w jej umyśle pojawiła się buńczuczna myśl pomieszana z całkowitą rezygnacją. Nie była w stanie, ani myśleć co się dzieje, ani decydować co robić dalej. Oparta plecami o cienką ściankę, aż dziw, że wytrzymała siłę upadku, obserwowała drzwi, które niczym gorliwy niewolnik, wachlowały w powietrzu, raz odsłaniając a raz zasłaniając pomieszczenie za nimi.
Dziewczyna poczuła się jak tak, jak prawdopodobnie czuły się mrówki, które w okresie dzieciństwa zamykała w słoiczku i potrząsała nim, śmiejąc się z bezradnych stworzonek usilnie starających się wspiąć po śliskich ściankach.
- Byłam potworem… - szepnęła do siebie, porażona nagłą myślą.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 09-09-2015 o 20:35.
sunellica jest offline  
Stary 11-09-2015, 21:42   #64
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post Mg



“Nakręcany Ptak” mógł wyglądać na filigranową zabawkę uczepioną delikatnego balonu. Ale było złudne wrażenie. Gdy podmuchy wiatru rozkołysały gondolą, gdy zawyły syreny alarmowe, dźwignie w parowym sercu statku zostały przesunięte. Rozgrzana woda pod ciśnieniem popłynęła innymi rurami wprawiając w ruch inne tłoki. W rufie Nakręcanego Ptaka otworzyły się dotąd zamknięte klapy i latający okręt zaczął ustawiać się zadem do śmiercionośnego wiru. I nabierał prędkości.
Załoga zajmowała miejsca na stanowiskach alarmowych, a pasażerowie kierowali się do bezpieczniejszych obszarów statku, blisko kapsuł ratunkowych. “Nakręcany Ptak” nie zamierzał się poddać bez walki.

***

CHAAYA

Dookoła niej panował kontrolowany chaos. Co prawda statek przestał się już tak przeraźliwie, to nadal nieco się chybotał na boki. Zafira na chwilę zapomniała zarówno o Chaayi, jak półmaterialnym kocurze, którego kontury wymykały się zarówno oku, jak i dotykowi. Zajęta była bowiem uspokajaniem i zarządzaniem całym tym kurnikiem. Bo to przypominały w tej chwili “żony”Abela. Spłoszone stado bażantów, kolorowe i głośne i skupiające się wokół przy swej przywódczyni. Bo tym była w tej chwili i pewnie zawsze Zafira, przywódczynią tych kobiet. A może i nawet całego statku. Z dwójko rodzeństwa to właśnie ona wydawała się być tą mocniej stąpającą po ziemi.
I wydawała się w ogóle nie wstrząśnięta wydarzeniami. Z pomocą automatonów zaczęła ogarniać ten chaos.
Tymczasem kocur Jarvisa podszedł do siedzącej na i oparłszy łapy na biuście skołowanej bardki spojrzał prosto w jej oczy.


- Skup się… bo mamy mało czasu i dużo do zrobienia. Ściga mnie niewidzialny łowca lub inne niewidzialne cholerstwo. Musimy odnaleźć mego pana, musimy odnaleźć smoki i Agnisa. Jesteś mi potrzebna i nie mamy czasu na lizanie ran. Rusz więc zadek panienko… TERAZ!- syknął cicho spoglądając prosto w jej skołowane oblicze.

GNIEWKO/ATHOS


Byli jak jedno ciało i jeden umysł. Każdy z nich podążał do swego celu nieustępliwie. Gniewko musiał przebijać przez korytarze mijając przewrócone automatony i biegnących gdzieś członków załogi. Wąskie korytarze utrudniały nieco przemieszczanie się nawet teraz, gdy wstrząsy przestały być tak wyraźne.
Gniewko kierował się ku jedynemu miejscu, gdzie mógł znaleźć Abela. Sterówce.
Bo przecież właściciel statku właśnie tam mógł się udać w takiej chwili. Im bliżej był sterówki, tym łatwiej było do niej dotrzeć. Po drodze natknął się na głównym korytarzu ślad krwi… drobne czerwone plamy odcinające się na drewnianej podłodze jasnobrązowego koloru. Nie miał czasu się zastanawiać czyja to krew i skąd się wzięła. Nie było też czasu rozmyślać nad czemu wstrząsy statku były słabsze niż poprzednie. Główny korytarz był szerszy i bardziej opustoszały. Tu Gniewko mógł pognać wprost do “mózgu statku” - nadbudówki. I natknąć się na uprzejmych acz stanowczych strażników każących mu udać się w pobliże najbliższej kapsuły ratunkowej. Pięknie...
W końcu jednak któryś ze strażników widząc zarówno upór jak i wściekłość Gniewka ruszył do sterówki by poinformować al-Hazara o natrętnym gościu.
I w końcu został wpuszczony. Jak na taki duży okręt… sterówka była mała i obecnie zatłoczona. Przy każdym urządzeniu siedział jakiś człowiek i przesuwał wajchy, przekręcał pokrętła i wciskał wskaźniki. I meldował.
- Ciśnienie w prawej burcie, przy szóstym tłoku rośnie za szybko… zwiększamy prędkość o dwa węzły… temperatura w czaszy za niska… zaciął się układ dyszy jedenastej…- nic te słowa nie mówiły Gniewkowi. Ale Abel al-Hazar stojący na środku wydawał się w tej chwili być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Szybko wydawał polecenia i odpowiadał na uwagi, skupiony i spokojny… mimo że w tej chwili prowadził walkę na śmierć i życie z bezlitosnym żywiołem. A obok niego stałe jego dwie czujne towarzyszki. Altaf i Amsah dwa wierne mu konstrukty.
- Wybacz mi, że nie pominę grzeczności i spytam wprost… o co chodzi?- zapytał Abel na widok wchodzącego na mostek Gniewka. Choć uśmiechał się, to jednak był to uśmiech na pokaz. Niewątpliwie zdawał sobie sprawę w jak dużym byli niebezpieczeństwie.

Athos zaś zakołował nad trójką smoków wczepionych szponami w pokład i niewątpliwie zaniepokojonych. Nveryioth i Godiva dogryzali sobie nawzajem maskującym tym obawę o swoich partnerów. Nilam wydawał się równie zaniepokojony… a może nawet bardziej, ale nie mówił nic. Od czasu do czasu rył pazurami rysy na pokładzie jakby chciał się przebić szponami przez niego i dotrzeć do Agnisa.
Sam Athos miał wyraźne problemy z lotem. Niełatwo było latać przy takiej pogodzie, nawet tak masywnemu smokowi jak on.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-09-2015 o 13:14.
abishai jest offline  
Stary 13-09-2015, 18:07   #65
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dziewczyna spoglądała to na łapy kocura, to w jego ślepia. Powoli w jej umyśle opadała mgła oszołomienia, ustępując fali gniewu na czwronożnego łapserdaka oraz niejakiej paniki. Z miną butnego dziecka podważyła kocie łapska i odepchnęła zwierzaka.
- Pomacałeś sobie to, to, to teraz zapłać... - syknęła gniewnie wstając na równe nogi, ciągle opierając się plecami o ścianę, przezornie zakrywając ramieniem piersi. Rozejrzała się na boki, gotowa gryźć i drapać każdego kto się napatoczy. Ku jej rozczarowaniu, nikogo nie napotkała swoim wzrokiem.
~ Smoki ~ pomyślała chaotycznie... ~ O RANY BOSKIE NVERYIOTH! ~
Dziewczyna rzuciła się pędem do schodów, całkowicie zapominając o kocurze. Jeśli ona w takiej sytuacji zachowywała się jak potłuczona, a była pewna, że tak własnie było, to bała się pomyśleć co może wyczyniać jej chudy gadzina.
~ Nvery,Nvery... słyszysz mnie? ~ szepneła do niego czule, niczym zatroskana starsza siostra ~ Już do ciebie idę!~

- Zapewniam, że akurat ja nie czerpię przyjemności z macania samic, tym bardziej ludzkich samic.- mruczał kocur jak na złość podążając Chaayą. - Powinniśmy najpierw jednak odszukać mego pana. Akurat nie sądzę by był on na pokładzie...- Gozreh zorientowawszy się czemu akurat tam dziewczyna zmierzał dodał.- I akurat to nie smoki są w niebezpieczeństwie, a twoi ludzcy towarzysze pani.

- Przecie się nie rozdwoję! - dziewczyna fuknęła na kocura, który zaczynał być gorszy od natrętnego, głodnego komara w upalną noc. - Chłopcy milczą, więc jakoś nie widzę tego twojego niebezpieczeństwa. - przystanęła na chwilę by spojrzeć na swojego rozmówcę. Zmieszana, ściągnęła usta w dzióbek i przeczesała włosy palcami. Tak... to był dość dziwne. Wprawdzie przyzwyczajona była do rozmów z najprzeróżniejszymi stworami ale pierwszy raz miała do czynienia z czymś czego prawie nie widzi. Gdzie ona ma patrzeć?

- Czy to nie wydaje się dziwne więc?- zamyślił się kocur nadal owijając macką tubus i rozglądając się.- Mój pan wspomniał, że w trzewiach statku pojawiały się problemy z komunikacją. I jeszcze to coś... co spowodowało ten wstrząs i wycie.

Zwiesiła głowę, czując, że jej zwierzęcy rozmówca wykazuje się większą jasnością umysłu niż ona. Szurnęła nogą i popatrzyła na dziwny przedmiot trzymany przez... mackę?
- Co... eee... trzymasz? - spytała zaciekawiona, niczym młoda sroczka dostrzegająca błyskotkę.

- Mój pan kazał mi znaleźć coś takiego i inne ciekawe rzeczy. Należało chyba do trupa, którego wyłowiliście... I chyba szukał tego niewidzialny łowca, lub... ktoś okryty płaszczem niewidzialności. Chyba go zgubiłem, ale nie jestem pewien na jak długo.- wyjaśnił uprzejmie Gozreh zerkając nerwowo za siebie.

- Oooch coś cię goni... - powtórzyła bezwiednie by po chwili załapać sens słów. - Dobra... najwyżej, nas Nvery zaczadzi jeśli za mocno się wystraszy... gdzie jest Jarvis? Możesz z nim rozmawiać? Nie pewnie nie... gdzie się umówiliście na spotkanie? Bo chyba się umówiliście, prawda? - tancerka zakasała rękawy, gotowa by działać. Nie miała jeszcze planu ale przynajmniej zaczęła jaśno myśleć.

- W jego pokoju... tam musimy się udać.- rzekł spokojnie Gozreh.- Jarvis będzie wiedział co dalej. I łatwiej będzie zapanować nad Godivą. Bez niego jest bardziej... humorzasta.

- Może... daj mi to coś... schowam pod ubranie... - wskazała na tubus - Bez niego mniej się rzucasz w oczy wiesz?

Macka zwinnie rozwinęła się podając bardzce przedmiot prosto do dłoni. Po czym giętki organ wskazał jeden z kierunków, a sam kocur spytał. - Ponoć przegrałaś zakład?

Chaaya zrobiła minę jakby przełykała własnie coś bardzo, bardzo gorzkiego. Jej drobne ramiona zadrżały w odruchu... obrzydzenia? Bez słowa schowała tubus między piersiami, po czym wystrzeliła szybkim krokiem w kierunku kwater.
- Nie odzywaj się... dobrze ci radzę...

Gozreh wzruszył ramionami, tak... bardziej po ludzku niż kociemu i ruszył do przodu szybko wymijając bardkę. Jego ogon kołysał się na boki, a on sam wydawał się być skupiony na podłodze. Minęli uszkodzonego automatycznego sługę i Gozreh zatrzymał się mówiąc.- Jesteśmy blisko, ale czuję że coś jest nie tak. Za cicho.

Bardka skupiła swoje myśli i zaćwierkała słodko ~ Jarvisie? Agnisie... Ktokolwiek? ~

~Gdzie byłaś?~ odpowiedział jej mentalnie tylko Jarvis.~Wiesz co się tu dzieje? Otworzę ci... wchodź szybko.~
Drzwi do kwatery Jarvisa otworzyły się powoli i ostrożnie.

- Ta-da... - mruknęła do zwierzaka zapraszając go gestem do środka - Pan pierwszy... jak ktoś ma oberwać to ty - uśmiechnęła się słodko i pokazała kocurowi język. - Nie bój się... jestem zaraz za tooooobą~

- Nie boję się. Mnie w przeciwieństwie do ciebie nie da się zabić.- stwierdził Gozreh, po czym wchodząc do środka i nonszalancko machając ogonem spytał retorycznie.- Myślisz, że dlaczego mój pan wysyła mnie wszędzie na zwiad?

Bardka zachwiała się teatralnie jakby zaraz miała paść na ziemię. - O bogowie ile ty ględzisz... - weszła za chowańcem przewracając oczami - Czuje, że się starzeję jak tylko otwierasz ten swój cienisty pysk... - narzekała jak kumoszka, zamykając za sobą drzwi.

- Widzrę, że wsparniale się dogardujecie.- stwierdziła postać siedząca w cieniu skrywającym kąt pokoju... postać rozebrana od pasa w górę, tak że bardka mogła się przyjrzeć bliznom pokrywającym tors Jarvisa, podczas gdy on posypywał wyraźną ranę po poparzeniu jakimś mocno pachnącym proszkiem.
- O tak... będą z nas papużki nierozłączki. Czyżby gorące powitanie?- zapytał kocur retorycznie.

Chaaya przyglądała się z uwagą Jarvisowi po czym wzruszyła lekko ramionami. Ponownie zbita trochę z pantałyku, stała w milczeniu opierając się plecami o wejście i obserwując mężczyznę.


- Więc... co odkrryłeś na tyrm startku?- zapytał Jarvis kocura.
- Na pozostałości po truposzu poluje na tym statku ktoś jeszcze. Ktoś niewidzialny.- mruknął Gozreh.- Zdobyłem jeszcze tubus
-Achra... Nie rmógł to być Bezoarr, bo akurrat zajętry był prróbą zabircia mnie.- ocenił czarownik robiąc sobie prowizoryczny opatrunek.

- Mężczyźni... - skwitowała z nutką politowania. Zafira miała rację. Gdyby nie kobiety, faceci już dawno by się pozabijali czy to z głupoty, czy poczucia zbyt wielkiego ego. Ponownie ściągnęła usta w dzióbek i odważyła się podejść parę kroków do mężczyzny. - Czy wiesz może co się stało ze statkiem? Strasznie nami rozbujało... - potarła dłonią brodę na wspomnienie upadku i kopa od zwierzaka - Wiesz, gdzie jest reszta? Albo masz kontakt ze swoją smoczycą? Muszę porozmawiać z Nveryiothem...

- Miłro że tak marrtwisz się o moje zdrowie.- odparł z ironicznym uśmieszkiem Jarvis i potrząsnął głowę.- Niezurpełnie... Czujrę czasem jej gniewr i docierrają do mnie myśli, alre syrreny i pewnie coś na zerwnątrz utrrudnia mi kontarkt. Niermniej pozostali członkorwie naszrej grrupy też się marrtwią, więc... pordążą do smoków. Godiva jestr wściekłra, ale nie boi się o swe żyrcie. Przyrpuszczam więc, że jestr bezpierczna... i Nverryioth perwnie też.
Założywszy okulary na nos czarownik spojrzał na Chaayę.- Cierszę że ty tarkże jesteś carła i zdrrowa. Ufamr, że rmiło spedzirłaś ten czas, bo wyrgląda na to że corkolwiek namr zagrraża znajdurje się pozra statkiem. Agnis wsporminał chyba telepartycznie coś o naparści, ale ta nie porwinna nastąpić takr szybko. A Bezoarr uznał wstrząsry za zdrradziecki atak smokrów i skupił swój gniewr na mnie.

Dziewczynie wyraźnie ulżyło na wieść o stanie smoczycy. Uśmiechnięta rozejrzała się po pokoju po czym podchodząc do towarzysza, przypatrzyła się jego ranie. Pokręciła jednak głową, wiedząc, że za dużo nie pomoże.
- Mam miksturę u siebie w pokoju... wprawdzie jest zbyt silna na takie zadrapanie ale jeśli chcesz to po nią skoczę - mrugnęła do Jarvisa łobuzersko. - A właśnie... zapomniałabym... specjalna przesyłka dla ciebie... - pochyliwszy się jeszcze bardziej wyciągnęła zza kołnierza tubus. - Uważaj bo ciepłe - zadrwiła psotnie po czym wręczyła przedmiot magowi.

- Lubisrz prrowokować co? Najpierw tenr zakład, terraz..- mężczyzna musnął palcami wierzch dłoni Chaayi i powoli zabrał drugą ręką ów tubus. Uśmiechnął bezczelnie.-... to dorręczenie. Aż ciekawymr jak daleko pozworliłabyś się posurnąć... acz może to sprrawdzimy w innrych okolicznorściach.-
A kocur tylko obrócił oczami i podrapał się za uhcm mrucząc.- Znowu się zaczyna.-
-Takr czy siakr powinniśmy się zbierrać.- stwierdził czarownik wracając do ubierania.-Mamr miksturry i rróżdżki leczniczre, ale worlę je zachorwać na barrdziej drramatyczną sytuarcję. Wpadniemry do twego legorwiska i zabierzemry twojre rzeczy. I wtedry udamry się do smorków.

Tancerka pokiwała głową, jeszcze przez chwilę przyglądając się tatuażowi na ciele mężczyzny, dopóki nie zniknął pod ubraniami.
- Brzmi jak dobry... niezawodny plan - odparła z zadumą - Koty pierwsze.... ciąglę liczę, że oberwiesz.... - zwrociła się z lekką przekorą do Gozreha.

- A jakie to były twoje plany wobec jej przegranej panie?- zapytał znienacka kocur uśmiechając się łobuzersko i rzeczywiście ruszył przodem machając ogonem.- Liczę, że twe plany dorównają jej oczekiwaniom.
- Oczerkiwaniom?- zapytał zaskoczony czarownik i potarł podbródek.- A tak... miarło być prrowokująco, takr? Nie jestr tro jednakr czas na rrozstrząsanie długrów, acz miałrem kilkra pomysłówr.

Bardką zatrzęsło jakby po kręgosłupie przebiegł jej pająk, którego nie jest się w stanie strzepać. Zgarbiona wyszła za chowańcem, nie odzywając się ani słowem.

Poczuła jednak klepnięcie po ramieniu i posłyszała westchnienie Jarvisa.- Nie zachowujr się jarkbyś rszła na szafotr... To miarła być zabawra... Jeśli ci nie starrczy ordwagi i humorru to... przercież cię nie zmurszę.

Zatrzymała się. Czy ona dobrze usłyszała? Że nie starczy jej odwagi? Że co proszę? Ona? Tchórz?!
- Ty nawet nie wiesz... a zresztą. - machnęła ręką. Nie będzie ciskać gromów w Jarvisa.
Zwęziwszy oczy, wpatrywała się z czystą nienawiścią w merdający ogonek kota. Zemsta będzie słodka.

- Nie wiemr... morgę tylko zgadrywać po tym co widzrę. A widzrę, że ta przegrrana cię gnęrbi.- mruknął Jarvisa.

- Przestań powtarzać, że przegrałam dobrze? Przestań bo oszaleję, dobrze wiem... - podskakiwała zdenerwowana wypowiadając słowa z godną podziwu prędkością i dokładnością. - Dotarło to do mnie za pierwszym razem, nie musicie - machnęła ręką jakby chcąc wskazać wszystko i nic - powtarzać to przy każdym zdaniu.

- To byrł rzut monetry.- uśmiechnął się lekko czarownik próbując pocieszyć przybitą dziewczyną .- Perch tylkro. Nie twojra porrażka. Zrresztą... zagrramy przyr innrej okazjri. Odegrrasz się.
- Chyba nikogo nie ma korytarzu, drzwi są zamknięte.- tymczasem kocur wrócił ze zwiadu.

Potrząsnęła energicznie głową chcąc odegnać irytację. Jak ona nienawidziła słowa przegrana wypowiadane w jej kierunku.
- Skupmy się... proszę, chodźmy po moje rzeczy... - odparła błagalnym tonem.

- Ty wchordź, zabierraj swoje pakurnki. My bęrdziemy cię orsłaniać.- stwierdził Jarvis.- Krzyrcz w rrazie kłoportów.

Bardka posłusznie weszła do swojego pokoju i z lekkim ociąganiem zabrała się do zbierania rzeczy, które zdążyła porozrzucać po pomieszczeniu. Dopiero teraz dostrzegła, że jest zasmucona z powodu wylotu z tak komfortowego miejsca.
- Sługo… na mnie już pora… chciałam się pożegnać… - odparła w przestrzeń domykając torbę - Niemniej… proszę o jeszcze jedną przysługę. Pójdź do kuchni i zabierz trochę daktyli i orzechów po czym przynieś je mojemu smokowi na dole…. to ten zielony.
Dziewczyna wyszła na korytarz do kompanów, miała nadzieję, że mały niewidzialny konstrukcik zdąży na czas i przyniesie jej trochę łakoci, które umilą jej podróż.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 13-09-2015 o 19:50.
sunellica jest offline  
Stary 15-09-2015, 23:05   #66
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
ATHOS
Athos wylądował na dolnym pokładzie, gdzie znalazł pozostałe smoki, i skąd widział doskonale szeroką, ryczącą trąbę zasysającą wodę. Nieruchomą i otoczoną łańcuchami błyskawic, jak jakiś więzień... Zaraz... Smok zmrużył ślepia. Statek się poruszał, a trąba powietrzna nie? Nie, poruszała się... po prostu w ich stronę!
Smok ryknął krótko.
~ Ta chmura idzie za nami! - ryknął w umyśle Gniewomira. - Czy to z powodu naszej obecności? - zapytał, mając na myśli smoki. - Czy dlatego, że jest tutaj tyle magii w użyciu?
~ Złudzenie... ~ nadpłynęła niemal niesłyszalna odpowiedz przepełniona nie wiedzieć czemu irytacją i Athos zdał sobie sprawę z tego, że chwilowo smoki są zdane na siebie, bo żadnego z ich ludzkich towarzyszy nie było jeszcze tutaj na pokładzie.
- Posłuchajcie - huknął Athos swoim gromowym głosem do pozostałych smoków. - Dość przekomarzań. Widzicie tamten melsztorm? On ściąga ten okręt. Ten ludzki statek leci za wolno, żeby przed nim uciec. Trzeba, żebyśmy go pociągnęli albo popchnęli! - ryczał Athos. Jest nas czworo, dwoje będzie pchało, a dwoje ciągnęło.
A wiedział, że jeśli da im ku temu okazję, to smoki zaczną się przekomarzać, kto z przodu, a kto z tyłu. Dlatego Athos skorzystał z tego, że Gniewko był drugi w randze starszeństwa po kapitanie i zwrócił się do Godivy.
- Godivo, pozwól ze mną na przód. Jeśli nie dadzą nam szybko jakiś łańcuchów, to po prostu uczepimy się burty i tak ją będziemy ciągnąć. Każde ze swojej strony.
- Że ja mam tam wyjść? - Nvery podniósł pysk, z którego spadł leniwie koniuszek ogona, którym się nakrywał. Długie, gadzie, czarnozielone cielsko, rozplątywało się z kłębka, w jakim uparcie trwało przez całą podróż. - Nie ma mowy...
- Faktycznie, lepiej runąć do lodowatej wody w pułapce z drewna i metalu albo dostać gromem - stwierdził Athos spokojnie. A uprzedzając następną sugestię od razu dodał: - Jasne, że możemy stąd odlecieć wyłącznie z naszymi ludźmi, ale nie uważasz, że to trochę samolubne?
- Dziękuję, że spytałeś - syknął wściekle Nvery - Moja odpowiedź brzmi, NIE. Nie nasz sterowiec, nie nasi ludzie, nie nasza misja. Po co narażać niepotrzebnie życie? Nagrody za to nie dostaniesz, a najwyżej piorunem w zad. - odparł dobitnie, oblizując jęzorem nos, po czym łypnął ślepiem na zewnątrz statku. Brrr... ~ Chaaya ty słaba kobieto, gdzie jesteś??!! ~ zawołał w przestrzeń.
- Nie wszystko, co w życiu cenne jest opłacalne – odparł spokojnie Athos.
- Co za... ciamcia z ciebie Nveuś. Chowasz się w norce na sam widok kłopotów.- Godiva dumnie się przeciągnęła, rozkładając skrzydła szeroko i dodając buńczucznie: - Tak się akurat składa, że ja się nie boję błyskawic. Mnie zrodziła furia nieba, a nie jakiś kurczak, którego potomek popiskuje jak pisklę na widok kłopotów. Poza tym, czy tego chcesz, czy nie... nasi jeźdźcy są gdzieś w trzewiach tego okrętu i dopóki nie wyjdą to... i tak musi ratować tą latającą krypę... czy tego chcesz, czy nie.
Po czym zwróciła pysk w kierunku milczącego dotąd smoka. - Nilam, przyłączysz się?
-Tak... lepsza walka o życie, niż spokojne czekanie na śmierć - zgodził się ponuro smok Agnisa.
Nveryioth zwęził ślepka w szparki i tylko syczał podenerwowany.
- Za to ty gdaczesz jakbyś jajo zniosła - bujał łbem na boki, na swej długaśnej i chudziutkiej szyi. - Mnie zrodziła ptica, ale to ty się zachowujesz jak domowa kwoka - syknął zielonołuski, zwijając się ponownie w kłębek. - Potfekam na Chaaye - wybełkotał spod ogona.
- Oj przydałaby się taka kwoka, bo widzę że jak trwoga, to od razu chowasz się pod spódnicę Chaayi - odparła zgryźliwie Godiva i rozejrzała się po pokładzie, na którym zgromadzone były smoki. - Obsługi nie ma co pytać, bo dała drapaka pod pokład. Weźmiemy w łapy łańcuchy cumownicze. I pociągniemy.
Athos skłonił się jej i ruszył do wyjścia: - Musimy tylko uważać, żeby ich nie wyrwać, ale pomysł bardzo mi się podoba. - Potem zwrócił się do Nveryiotha: - Daję ci ostatnią szansę iść z nami po dobroci. Nie będę się z Tobą droczył. Zbyt bardzo cię szanuję. Niemniej pociągnę do odpowiedzialności Twojego jeźdźca - odparł i ruszył za Godivą i Nilamem.
- To nie ty będziesz o tym decydował, tylko Agnis - przypomniał Nilam, nieco urażony faktem, że pominięto i jego i faktycznego dowódcę wyprawy, który był jego partnerem.
- Nie miałem na celu zakwestionowana starszeństwa Agnisa, Nilamie. Po prostu zlekceważono polecenie wydane przeze mnie a nie przez Ciebie - odparł spokojnie Athos, rozkładając swoje skrzydła nisko, praktycznie szurając nimi po podłodze w smoczej pozie wyrażającej szacunek do starszych lub bardziej doświadczonych smoków. Gest stary jak świat: "popatrz, jakie mam wielkie skrzydła, a jednak wobec Ciebie nie polecę".
"A co mnie ona obchodzi..." pomyślał sobie Nveryioth nakrywając się skrzydłami i udając namiot. Widać było, że ma głęboko w poważaniu resztę smoków.

Na zewnątrz panowały naprawdę trudne warunki do latania. Wiatr ciskał całymi kurtynami lodowatej wody we wszystko, co ośmieliło się stawiać mu opór. Ale smoki nauczone były pracować skrzydłami w jeszcze gorszych warunkach, a zimna woda nie robiła żadnego wrażenia na łuskowych pancerzach. Athos z Godivą dali radę nawet zsynchronizować pracę swoich skrzydeł tak, że pracowali z przodu jak jeden smok, a Nilam z tyłu dawał radę za dwóch. Zaczepy łańcuchów cumowniczych skrzypiały i trzeszczały, ale wytrzymały i Nakręcany Ptak zwiększył swoją prędkość ku uciesze załogi.

GNIEWKO
Gniewko z przyzwyczajenia stuknął Ablowi obcasami, jakby ten był jego generałem, i wyprostowany jak struna, nie owijając w bawełnę przeszedł od razu do sedna: - Poprosiłem smoki, żeby pomogły Nakręcanemu Ptakowi lecieć szybciej. Będą go pchać i ciągnąć, ale musicie mi powiedzieć albo narysować szybko, gdzie mogą się o niego zaczepić, żeby nie uszkodzić sterowca... I możecie wyłączyć te syreny? Ciężko usłyszeć własne myśli, a chyba już wszyscy tu wiedzą, że mamy problem...
W tej chwili gruchnęło w jego głowie pytanie Athosa o powód, dla którego melsztorm zdaje się płynąć za nimi. Gniewko pokręcił głową i odpowiedział w myślach, że to musi być złudzenie, bo melsztorm jako taki się nie porusza... i natychmiast odepchnął od siebie myśli smoka, chcąc się skupić na rozmowie z Ablem.
- Z tym będzie pewien... problem. Syreny służą nie tylko do oznajmiania zagrożenia. Ale też i koniec ich wycia oznacza koniec zagrożenia - stwierdził Abel, drapiąc się po brodzie. - Jeśli je wyłączę, to sprzężone ze statkiem automatony przejdą z trybu alarmowego w tryb zwykły.
- Rozumiem. Zostawmy to zatem - odparł Gniewek. - Smoki będą pracować, znajdź proszę zajęcie również i dla nas. Nie nawykliśmy siedzieć, kiedy inni walczą. Atos i pozostałe smoki zamierzają skorzystać z łańcuchów do cumowania - dodał, gdy tylko przebłyski tej myśli dotarły do niego przez kakofonię dźwięków. - Mam nadzieję, że te wytrzymają, bo na pokładzie głównym nie ma nikogo z obsługi, kto mógłby im wskazać inne rozwiązanie.
- Łańcuchy wytrzymają, a wy... hmm... to zależy od tego, czy znacie się na maszynach parowych? - zapytał Abel, wciąż pocierając brodę. – Wygląda na to, że dwie z klap awaryjnych nie chcą się otworzyć w rufie statku. Gdyby dało się otworzyć je z zewnątrz…
- Znam się nieco na maszynach. Nie dużo, ale zacięta klapa chyba nie ma jakiegoś zegarmistrzowskiego mechanizmu. Prawdopodobnie zasoliła się przy zawiasach od latania nad słoną wodą.
- No więc... - Abel wyjął zza pasa jakiś zwój i go rozłożył. Była to mapa statku, jego zewnętrznych obszarów. A dokładnie rufy. Napisy Gniewkowi nie były znane, podobnie jak oznaczenia liczbowe, ale reszta dawała się zrozumieć.
- Ta i ta... - Gospodarz wskazał palcem usterki, wodząc nim po mapie. - Te dwie klapy należy odblokować, tu znajdują się sznurowe drabinki używane zwykle w takich przypadkach. Tylko że... są używane przy dobrej pogodzie i nie wtedy, gdy działające klapy zieją wrzącą parą. To trochę niebezpieczne tam się wspinać. Ale jeśli znajdziesz sposób... albo twoi towarzysze znajdą, albo smoki. Ich otwarcie ustabilizuje odrzut rufowy okrętu.
- Drabinka, która rusza się wściekle na wietrze i buchająca para zaraz obok... to brzmi bardzo znajomo - Gniewomir uśmiechnął się wesoło. - Wierz mi, siedzenie na smoku jest równie niebezpieczne. Wezmę karabińczyki z uprzęży Athosa i spróbuje się jakoś dodatkowo podpiąć do zaczepów na te drabinki, żebym nie odfrunął. Gdybym nie dał rady, to zawsze faktycznie możemy poprosić Jarvisa o pomoc przy tym.
Gniewek przyglądnął się planom, żeby zapamiętać szczegóły, po czym raz jeszcze zwrócił się do gospodarza:
- Będę potrzebował głupiego śrubokrętu i ewentualnie - wybacz - młotka - Tambernero wyszczerzył się do Abla.
- W każdej kabinie z boku drzwi jest płaski panel oznaczony symbolem nakrętki - to mówiąc, Abel podszedł do drzwi sterówki i wcisnął taki niepozorny panel. - Za nim, jak widzisz, jest skrzynka narzędziowa przeznaczona dla ekipy technicznej. Tę możesz sobie wziąć.
Gniewomir przejął skrzyneczkę, strzelił obcasami i wyszedł z kabiny.
Tak długo i mocno przekazywał w myślach Athosowi, co chce zrobić, aż smok zrozumiał w końcu cały komunikat pomimo niesprzyjających warunków fonicznych.
~ ...am ...ie... zabezpiecza...??? ~ nadpłynęło w odpowiedzi.
~ Nie. Machaj, machaj. Ale chce, żebyś patrzył, co się ze mną dzieje. Jakbym odpadł od burty, to rzuć w diabły ten łańcuch i łap mnie.
W odpowiedzi nadpłynęła do niego akceptacja - co było dużo prostsze do przekazania, jako że nie wymagało słów.
Po krótkiej wizycie w swojej kajucie Gniewomir wyszedł na pokład i od razu podmuch wiatru rzucił o niego kilkoma litrami wody. Tambernero nie zachwiał się, ale pogratulował sobie w myślach pomysłu. Widoczność pogarszała się zamiast polepszać. Przed sobą widział dwie zamazane smocze sylwetki, które niczym gwardia honorowa eskortowały dziób statku poprzez burzę. Poznał je po kształtach, bo obie były szare w strugach wody. Na dodatek Athos, czując go tak blisko, zwrócił ku niemu pysk na swojej długiej szyi.
Gniewek ruszył w ich kierunku. Tutaj ryk burzy walczył o lepsze z zawodzeniem syren. Podszedł do burty i trzymając ją mocno, wychylił się, żeby zobaczyć problem. Rzeczywiście klapy po lewej i po prawej stronie były otwarte, a dysze pod nimi schowane drożne i pracujące. Ale ta jedna pośrodku migała światełkiem awaryjnym.
- Cześć maleństwo, zaraz Ci pomogę - wymruczał Gniewek i ruszył ku mocowaniu najbliższej drabinki mieszczącej się przed feralną klapą, a nie za nią. Zamierzał poruszając się po drabince, przypinać się do jej mocowań w miarę schodzenia. Tak, żeby być karabińczykami zawsze przypięty przynajmniej w czterech różnych miejscach. Miał też nadzieję, że pod jego ciężarem drabinka zrobi się stabilniejsza i przestanie furkotać między mocowaniami jak flaga.... Przypiął skrzyneczkę z narzędziami do pasa, nałożył na ramiona fluorescencyjne opaski i w skupieniu i ostrożności zaczął się opuszczać po drabince. Faktycznie przypominało to poruszanie się po smoku będącym w pełnej prędkości bojowej. Na dodatek z lewej strony uderzało w niego mocno rozgrzane powietrze z najbliższej dyszy. Jeszcze nie gorące, ale uświadamiająco ciepłe… Gniewomir poczuł znajome uderzenie adrenaliny. Tęsknił za nim trochę.
Athos, nie obijając się w pracy skrzydłami, nie spuszczał wzroku ze swojego człowieka, choć szyja ścierpła mu od tego bardzo szybko. Na pokładzie zalewanym wodą stopniowo rozświecały się wszystkie lampy. Smok zwrócił się spokojnie bezpośrednio do Godivy raczej ze zniecierpliwieniem na swojego ludzkiego towarzysza w głosie niż z troską o niego:
- Godivo, czy Twój jeździec też ma zapędy, żeby się zabijać przy każdej możliwej okazji?
- Nie... mój woli wysyłać swoje magiczne sługi, by zabijały się za niego - odparła z ironią smoczyca. Athos nie zrozumiał, czy kierowała ją pod adresem jego, Gniewomira czy swojego ludzkiego towarzysza. Miał jednak teraz coś ważniejszego na głowie.
 
Drahini jest offline  
Stary 21-09-2015, 20:27   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post Mg

Wir się powiększał, zasysając do siebie coraz więcej i więcej… tłocząc w jedno miejsce i ściskając coraz większą masę. Rycząca trąba stawał się coraz straszliwszym zagrożeniem dla wszystkiego w okolicy.


A jej środek stanowiła kula energii i ciśnienia wciągająca w siebie coraz więcej i więcej. Tak kumulująca się energia, w tym i magiczna, musiała w końcu przekroczyć masę krytyczną. Wiedział to Abel i wiedzieli to jego piloci i starali się wyprowadzić latający okręt z pola rażenia trąby powietrznej, zanim jej jądro załamie się wywołując gwałtowną reakcję. Nie chcieli być wtedy blisko.
Smoki ciągnące latający okręt za pomocą siły swych skrzydeł niewątpliwie pomagały mu uciec. Sytuacja więc wydawała się być opanowana. Latający okręt nadal drżał, ale wstrząsy ustały. W serca przebywających na okręcie wlała się nadzieja.
Ale w nie we wszystkie. Ze dolnego hangaru statku wyfrunął pojedyncza odrzutowa lotnia, ale niewiele osób to zauważyło. Niewiele miało czas na rozglądanie się. Wszak walczyli o życie.

***
CHAAYA

Chaaya jednak miała, podobnie jak Jarvis. Czarownik w sumie więcej czasu, bowiem jedynym smokiem, który pozostał pod podkładem, był wyraźnie zestresowany i mocno naburmuszony Nveryioth. Bardce więc pozostało go obłaskawić i uspokoić. Co nie było łatwe w tej sytuacji.
- Godirva mursiała mru dorpiec i morcno.- ocenił sytuację czarownik przyglądając się dziewczynie jej smokowi i zapewne przeprowadzając mentalną rozmowę ze swą smoczycą.
- Archa… Nro takr, cóżr…- mruknął Jarvis, podczas, gdy Gozreh zwrócił uwagę swego pana machnięciem macki i słowami.- Ptaszek uciekł z klatki.
- Ptaszekr?
- czarownik spojrzał w kierunku okna przez które było widać targany wiatrem delikatny powietrzny latawiec prujący niczym błyskawica przez niebo.- Cierkawe ktro się tak wczerśnie ewakuurje?
- Ciekawe kto się ewakuuje z więźniem, ten pakunek pod lotnią miał nogi.-
ocenił Gozreh.
- Wybrrał sorbie dobrry momentr… w tej wirchurze ciężrko go będrzie dorpaść. A potemr jerszcze ciężrej odnalerźć. -stwierdził Jarvis pocierając podbródek.- Mamr złe przerciucia co do tejr marszyny.

GNIEWKO


Wiatr wiał straszliwie. Drabinka co chwila wyślizgiwała się spomiędzy palców… na szczęście za każdym razem zdołał ją złapać między palce. Schodził powoli. Sznur był śliski, podobnie powierzchnia statku. To co robił Gniewomir było szaleństwem. Ale nie przerywał, krok za krokiem… w dół. Wśród ryczących ogniem otworów. Żar jaki od nich bił oznaczał śmierć przy jednym błędnym ruchu.
Gniewomir jednak nie wątpił w swą szczęśliwą gwiazdę. Krok za krokiem. Ciągle w dół.
Chwila nieuwagi, poślizgnięcie się… poleciałby w dół, ale wir wciagał go w kierunku centrum.
Cudem zdołał złapać się za drabinkę, która wyślizgiwała mu się z rąk! Śmierć znów zajrzała mu w oczy… gdyby nie zdążał owinąć drabinki wokół ramienia, to by zginął.
Ale zdołał. Szarpnęło. Ból przeszył całe ciało Gniewka, ale zdołał się utrzymać. Kilka podciągnięć na drabince i dotarł do pierwszego zablokowanego otworu. Jego wyważenie… szło fatalnie z początku.
I męczenie się z śrubokrętem trwało strasznie długo. Niemniej klapa się otworzyła i po chwili z otworu wystrzelił ognisty podmuch. A sam Gniewomir powoli schodził niżej, do drugiego zablokowanego otworu. Całe ciało go bolało.
Miał trudności utrzymaniem się na drabince szarpany przez siły żywiołu. Dotarł już do kolejnej klapy i wtedy nastąpiła katastrofa… Powietrzny wir zamiast zasysać, nagle eksplodował. Potężna fala uderzeniowa niczym cichy zabójca uderzyła z ponaddźwiękową siłą. Gniewko wyleciał w powietrze niczym wystrzelony pocisk. Athos zaś pognał w jego kierunku z trudem radząc sobie z podmuchem, ale zdeterminowany by uratować swego jeźdźca. Jego masywna sylwetka niczym pocisk przebijała powietrze.
Także i Godiva została zdmuchnięta, ale zwinnie ujeździła falę podmuchu wykorzystując swe skrzydła i grzebienie. Oddaliła się jednak od statku, podobnie jak potężny Nilam.
Olbrzymi huk.. dotarł kilka sekund później… do fali uderzeniowej. Latający okręt odrzuciło na kilkanaście kilometrów, balon sterowca popękał wymuszając rozłożenie się automatycznie awaryjnych skrzydeł i szybowanie zakończone przymusowym wodowaniem. Statek jednak ocalał i po kilku godzinach intensywnych napraw mógłby się wznieść w niebiosach. Abel nie mógł jednak podziękować za to Godivie, Athosowi czy Nilamowi. Smoki bowiem, lżejsze od samego okrętu… zostały zdmuchnięte o wiele dalej.
A przywódca jeźdźców…

AGNIS


Bolała go głowa. Pamiętał zderzenie się z czymś… niewidzialnym. Pamiętał uderzenie w głowę. Potem nie pamiętał nic. Czuł się zresztą okropnie. Bolała go głowa, miał mdłości. A próby skontaktowania się z Nilamem kończyły się straszliwą migreną. Może to wina tej metalowej obroży? Może faktu, że nie podróżował zbyt komfortowo, przyczepiony do drewnianego latające skrzydła niczym jakiś… towar. Skrępowany i ubezwłasnowolniony Agnis, miał zatkane usta. Sytuacja zaś …. widział pod sobą morze. Przelatywali nad tonią morską z dużą prędkością. On sam zaś był więźniem… kogo? Nie wiedział. Głowa go bolała i był zmęczony. Musiał też poczekać na okazję na ucieczkę jak i na rozeznanie się w sytuacji. Obecna bowiem była mu wyjątkowo niesprzyjająca. Obroża odcinała go od Nilama, jak i od towarzyszy. Ale czy to była jej jedyna rola? Związany jak baleron Agnis nie mógł się przekonać czy może jeszcze korzystać z magii i czy ma ekwipunek. Musiał poczekać.
Przecież lecieli dokądś, a w odrzutowym silniku lotni zaczynało brakować paliwa. Kiedyś będą musieli wylądować przecież. A wtedy będzie miał możliwość na odwrócenie sytuacji. Agnis… musiał być cierpliwy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-09-2015 o 13:32. Powód: poprawki... od groma poprawek
abishai jest offline  
Stary 23-09-2015, 22:50   #68
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Gniewomir usłyszał ostrzeżenie Athosa, ale wstrząs był tak mocny, że dwa karabińczyki po prostu wyrwały zaczepy z burty sterowca, a pozostałe dwa pękły, kiedy zawisło na nich ponad osiemdziesięciokilowe ciało strzelca. Gniewomir w pierwszej chwili poczuł szarpnięcie, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że oddala się od Nakręcanego Ptaka, lecąc trochę po skosie i w dół, a potem siła odśrodkowa zaczęła nim obracać. Dopiero wtedy zdumienie zostało wyparte przez strach. Kątem oka zobaczył jeszcze, że Athos, który cały czas śledził jego poczynania, rzucił łańcuch i złożył skrzydła, zamieniając się w trzytonowy, granatowy pocisk, który runął w dół za nim.

Spadanie było ze wszech miar potwornym doświadczeniem. Zimny wiatr i woda, które stawiały mu opór, kiedy zdążał na spotkanie lodowatej kipieli, przeszywały jego ciało chłodem nie mniejszym niż błyskawica szoku. Ale najgorsza była świadomość tego, że między nim, a śmiercią są tylko zdesperowane i zmrożone w skupieniu fiołkowe oczy Athosa. Żeby nie poddać się strachowi, skupił się na opanowaniu swojego ciała, aby sposób w jaki spadał, nie był tak chaotyczny. Dzięki temu mógł złapać własne myśli, które do tej pory nie nadążały za jego swobodnym lotem.
Smok widział, że melsztorm zaraz imploduje, ale nie zdołał nic z tym zrobić. W chwili, kiedy zobaczył, jak z rąk Gniewomira wyrywa się sznurkowa drabinka, cisnął łańcuch za siebie i ryknął: Mayday! – zgłaszając wszystkim dookoła, że podejmuje się gwałtownych działań. Złożył skrzydła, a łapy podwinął pod brzuch i ogon. Stracił przez to na opływowości, ale dzięki temu, że zamienił się w kulę armatnią z ogonem i pyskiem wiatr nie mógł nim tak mocno szarpać. Płetwy statecznikowe na ogonie i grzbiecie sprawiły, że pęd zaczął go obracać wokół jego własnej osi, przez co zaczął wirować, a przez to leciał w dół jeszcze szybciej. Tak, że w pewnym momencie nieruchome były tylko jego oczy.

Gniewmoir, który w końcu rękami i nogami zdołał ustabilizować swoje spadanie, zakotwiczył wzrok w tych skupionych, świecących fioletem ślepiach, które zdawały się chcieć go pojmać samą tylko intensywnością spojrzenia. Stres i wiatr wypierał mu oddech z piersi. Już raz widział taką intensywność w tych oczach… Ciężko było zapomnieć tamtą chwilę, biorąc pod uwagę, że to moment później dochrapał się tych wielkich, układających się półkoliście blizn na swojej piersi, brzuchu i plecach. Oślepiający ból i powietrze, które uciekło z miażdżonej piersi było wówczas niczym w porównaniu ze strachem, który im towarzyszył. Po tamtym incydencie liczba rzeczy, które mogły go przestraszyć drastytcznie spadła. Pozostał głownie ten jedne lęk, w sumie pierwotny, zakorzeniony w ludzkim systemie samozachowawczym jeszcze z czasów pierwotnych, kiedy ludzie chowali się po jaskiniach przed drapieżnikami. Lęk, który nawiedzał go czasami w koszmarach lub właśnie w bezsennych nocach, a wynikający z pewności, że człowiek nie jest ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego, do którego należy. I że żaden ból nie może się równać z uczuciem rozcinancyh mięśni.

Gniewomir ustawił się tak, że spadał plecami w dół. Opanował już swoje nerwy i oddech. Patrzył ze spokojem na maksymalnie skupionego smoka, czekając na to, co nastąpi wcześniej. Zbawczy chwyt, czy uderzenie o wodę, które rozerwie jego ciało z równą siłą, jak uderzenie o beton. W tej kwestii nie miał nic do zrobienia, co mogłoby poprawić lub pogorszyć jego sytuację. Zapatrzony w hipnotyzujący fiolet, odpłynął więc myślami ku uśmiechowi swojej żony…

Kolejne szarpnięcie, ryk smoczego bólu i Gniewomir zdał sobie sprawę, że jest mocno tulony do potężnej, ciepłej smoczej piersi przez skrzyżowane, silne smocze ramiona. Athos rozłożył skrzydła i wyciągnął szyję do góry, ciągnąc za sobą resztę ciała i stawiając dramatyczny opór spadaniu. Skrzydła rozłożone z łopotem zatrzeszczały w barkach. Smok poczuł ból na całej długości żeber, ale wyrównał lot, sunąc brzuchem po grzebieniach fal. Kiedy mgiełka bólu złagodniała, machnął raz, drugi, odzyskując wysokość.
~ Nic ci nie jest?
~ Nie, nic ~ Gniewek zamknął oczy. Wiedział, że smok czuje, jak szybko wali mu serce. Athos istotnie wsłuchiwał się chwilę w ten puls – jakże szybszy od jego spokojnego, rytmicznego dudnienia. ~ Dziękuję.
Athos… nie odpowiedział nic. W spokoju schodziło z niego napięcie. Przez chwile lecieli w kierunku opadającego, szybującego sterowca.
- Nie łapię nikogo z drużyny – zawołał Gniewek, po męsku zmieniając temat, kiedy w końcu spod smoczej piersi wygramolił się na to miejsce między smoczymi łopatkami, gdzie miał siedzisko.
- Widzę Godivę, jak walczy z burzą. A Nilam jest wciąż przy sterowcu. Chyba go asekuruje, choć z tej odległości, to ciężko stwierdzić – huknął Athos.
- Lecimy! Na pewno mają wiedzę, co się dzieje z ich jeźdźcami. Ale na wszelki wypadek zwiększ pułap i obaj szukajmy wśród fal na trawersie sterowca.

„… na trawers tej gwiazdy…”. Gniewek drgnął, gdy przypomniał sobie ten strzępek sennej rozmowy z Matroną, którą przywołał w rozmowie z poprzednim Kronikarzem. Poczuł mocniej obecność pierścienia, który miał na palcu, a Athos wydał z siebie basowy pomruk.

Na wodzie unosiły się tylko smętne resztki szmat, które eksplozja melsztormu oderwała od czaszy Nakręcanego Ptaka. Nigdzie ani śladu człowieka. Godiva krążyła niczym sęp nad rozbitym sterowcem, który obecnie spoczywał na powierzchni oceanu. A Nilam wydawał się wyraźnie poirytowany i próbował szukać czegoś lub kogoś wśród rupieci.
- Godivo! - ryknął Gniewomir, kiedy już znaleźli się na tyle blisko, że mogła ich słyszeć. - Co się dzieje? Gdzie są wszyscy? Nikogo z naszych nie wyczuwam. A tam jest tylko Nilam! - dokończył, wskazując ręką odległego smoka, majaczącego przy burcie Nakręcanego Ptaka w oddali.
- Agnis znikł… nie umarł, bo Nilam by odczuł przerwanie więzi. Więc jest pewnie nieprzytomny. Jarvis z Chaayą… odfrunęli.- mruknęła w odpowiedzi smoczyca. - Pognali za czymś… za lotnią, która się oddalała od statku z nietypowym ładunkiem. Jest… podmuch zniósł go… ich poza mój zasięg. Ale wiem, w którą stronę.
- Jak to zniknął. Przecież nie poszedł sobie nigdzie na spacer, a na górnym pokładzie go nie było… - zaczął Gniewek, ale okrutne domysły spadły na niego dosłownie tak, jak jeszcze dziesięć minut wcześniej Athos.
- Godivo, a jak bardzo nietypowy był ten ładunek?
- A skąd mam wiedzieć…- sarknęła smoczyca.- Środek szalejącego kataklizmu to nie czas na pogaduszki. Jarvis był zajęty, ja też.
Gniewomir nie musiał nawet wymieniać myśli z Athosem. Gdyby Agnis wypadł za burtę, nie żyłby już teraz na pewno. A gdyby żył, to przecież nie mieliby problemu ze znalezieniem go “po myśli”. Nawet nieprzytomnego. Zatem skoro jest żyw i jednocześnie go tu nie ma, to oznacza, że Agnis został najprawdopodobniej uprowadzony przez posiadacza owej lotni, której Gniewek nawet nie widział.
- Moja piękna - Gniewomir zwrócił się do smoczycy - Ty, Athos i Nilam spisaliście się na medal. Tylko dzięki wam ten statek umknął zagładzie - swoją rolę w tym ocalaniu dyplomatycznie przemilczał.
- Jesteśmy cudowni...taaak.. najlepsi z najlepszych. Innego skrzydła nie wysyła się na ważne misje… chyba że… ale nie ma co przejmować się ponuractwem Jarvisa - rozpływała się w pochwałach nad sobą. - Tylko trzeba go znaleźć.
- Znajdziemy - Gniewko kiwnął głową. - Muszę porozmawiać z Nilamem i Ablem, bo coś tu bardzo brzydko śmierdzi. Athosie, wiem, że jesteś zmęczony, ale chciałbym, żebyś wysadził mnie na sterowcu i połowił trochę ryb dla siebie, Nilama i Godivy.
- Jak śmierdzi, to ja może pójdę z Tobą i ten smród rozgonię - warknął Athos, patrząc wrogo na sterowiec.
- Nie ma takiej potrzeby. Jestem tego pewny - jego jeździec pokręcił głową. - Będzie koło mnie Nilam. A on jest już baaaardzo zdesperowany. Nie sądzę, żeby ci ze sterowca chcieli mieć do czynienia ze zdenerwowanym smokiem – dokończył.

Po pokładzie kręcili się ludzie i automaty. Nie było ich tak wiele, jak można się by było spodziewać po takiej katastrofie. Pewnie większość pracowała pod pokładem okrętu. Uszczelnienie przecieków i uruchomienie ponownie silnika parowego musiało być priorytetem.
Athos wylądował w wodzie koło zdenerwowanego Nilama i zanurzył się w niej po pierś. Gniewek wdrapał mu się po szyi na łeb i z niego zszedł na pokład. Jego smok bez słowa zawrócił i dał nura pod powierzchnię, chowając w falach swój łeb na długiej szyi niczym peryskop.
- Nie martw się, Nilamie - zwrócił się Gniewek szeptem do smoka dosiadanego przez Agnisa i poklepał go po łapie. - Znajdziemy kapitana, a ci tutaj nam pomogą. Żadnych więcej gierek.
Co powiedziawszy ruszył po głównym pokładzie, głośno ogłaszając, że chce porozmawiać z Ablem i wyrażając swoją radość z faktu, że udało się im wylądować bezpiecznie, choć awaryjnie.

Obecnie nikt nie wiedział, gdzie dokładnie jest Abel, choć wszyscy przypuszczali że w sterówce. Gniewomir też tak przypuszczał, choć… właściciel statku wydawał się być wielce ruchliwą osóbką. Mógł chcieć osobiście doglądać napraw. Pozostało więc albo udać się za ich wskazaniami, albo poszukać go w innym miejscu okrętu.
Gniewomir postanowił najpierw skorzystać z ich rady, a potem, ewentualnie w razie niepowodzenia, poszukać na własną rękę. Kto wie, co znalazłby przy okazji. Najsampierw jednak musiał zrobić coś innego.
~ Wchodzisz nieuzbrojony na statek, na którym coś lub ktoś uprowadził Twojego superiora - przypomniał mu Athos.
~ Masz rację i właśnie dlatego najpierw zaglądnę tu - rzekł Gniewek, ujmując w dłoń klamkę i wchodząc do swojej kajuty. Która była taka, jak ją zostawił. W tym chaosie nikt na szczęście nie wpadł na pomysł szabrowania. Spakował wszystkie swoje rzeczy i objuczony w ten sposób ruszył na poszukiwania Abla.
Po krótkiej wędrówce po korytarzach Gniewomir natknął się na kobietę o imieniu Zafira. Ta wydawała się tu rządzić, w tej chwili wydając polecenia zarówno dziewczętom, które się wokół niej kręciły, jak i strażnikom, a w końcu nawet konstruktom naprawiającym poszycie statku. Ona, dla odmiany, wiedziała gdzie jest jej “kochany braciszek” i skierowała Gniewomira do najniżej położonej i najważniejszej części okrętu… maszynowni. Ta plątanina rur która pokrywała ściany korytarza. którym Gniewko zmierzał znacznie różniła się od estetycznych i sterylnych korytarzy wyższych pokładów, ale widać było, że tu bije właśnie serce statku. I tu też Abel wraz ze swoimi inżynierami zajmował się uruchomieniem pomp Nakręcanego Ptaka. Tak był tym zajęty, że nie zauważył przybycia Gniewomira. Zrobiły to jednak jego wierne metalowe pomocnice, stając na drodze jeźdźca, to tak na wszelki wypadek.
- Bądź pozdrowiony, Gospodarzu. Rad jestem widzieć ciebie i załogę Nakręcanego Ptaka całą i zdrową - pozdrowił go Gniewek.
- Ach.. witaj mój drogi. I dziękuję ci z całego za pomoc w uratowaniu mego statku. Odwdzięczę ci się za to… jak tylko będę mógł - westchnął przeciągle. - Niestety Nakręcany Ptak jest w kiepskim stanie, ale… - Uniósł palec w górę - Klnę się na bogów w niebiosach i demony w czeluści, że jestem twoim dłużnikiem i pomogę ci w potrzebie, przy najbliższej okazji.
- Albu, cieszę się, że mogliśmy pomóc. A Twojej wdzięczności potrzebujemy już tu i teraz. A konkretnie informacji - kogo z obsługi Ci brakuje ze stanu liczebnego albo kto miał dostęp do składu z lotniami na Nakręcanym Ptaku - powiedział Gniewek po prostu. - Podejrzewam, że już i tak wiesz, dlaczego pytam. Chce tylko wiedzieć, jak myślisz, kto za tym stoi i możliwie dlaczego? Jeśli to możliwe to chciałbym nawet o tym porozmawiać z Bezoarem - dodał strzelec. Nie zamierzał owijać niczego w bawełnę. To był statek Abla i miał na nim wszelkie potrzebne narzędzia do tego, żeby wiedzieć o wszystkim, co się działo na jego pokładzie. Był jednak całkowicie przyjaźnie nastawiony w stosunku do Gospodarza. Zły był, że takie nieszczęście spotkało ich na tym sterowcu. Nie powinni się byli na nim zatrzymywać. A może powinni…? Nie uratowaliby wówczas tych ludzi, gdyby pofrunęli dalej w swoją stronę.

Uśmiech Abela zmienił się szybko w podkówkę i jego właściciel zaczął lamentować. - Niestety… nie mogę ci pomóc! Jak widzisz, mamy totalny bałagan w tej chwili. Nie wiem, gdzie jest Bezoar. Może w bibliotece? Może w swoim pokoju? Nie widziałem go od… hmmm... chyba od ostatniej rozmowy z Agnisem. Swoją drogą twoich przyjaciół też nie widziałem. Oby nic im się nie stało. A co do lotni, to każdy członek załogi miał do nich dostęp.
- Albu, nie śmiałbym urągać Twojej godności domysłami, że możesz nie wiedzieć, o czymś, co miało miejsce na Twoim statku. Nie uwierzę w coś takiego. Jestem też pewny, że potrafisz wezwać do siebie Bezoara. I proszę, pomóż mi. Kogo brakuje na pokładzie?
- Ależ mogę to zrobić! - odparł Abel, zgadzając się z nim skinięciem głowy. - To znaczy uruchomić wewnętrzny system komunikacji i wezwać Bezoara. Natomiast… mój drogi, przy tym, co się działo podczas burzy... W tym chaosie nie panowałem nad niczym. Teraz zresztą… też dopiero się zbieramy - rzekł i ruszył przodem, mówiąc dziarsko.- Za mną. Zawołamy Bezoara przez komunikator, a jak nie to… udamy się do jego komnaty.
Gniewek skłonił się nisko z ulgą i wdzięcznością: - Dziękuję - powiedział i ruszył za Ablem. - Bardzo ci dziękuję. - Doceniał to, że Gospodarz nie udawał, że nie wie, o co chodzi.

Abel szybko pogonił na górę. Tak szybko, że Gniewko ledwie za nim nadążył. Obaj dotarli do sterówki i właściciel okrętu zaczął kręcić paroma pokrętłami, by wreszcie krzyknąć do tuby wysuwającej się tuż obok fotela dowódcy: - Bezoarze zgłoś się natychmiast do sterówki. Jesteś mi potrzebny.
Minęła chwila, potem druga, potem trzecia. Gniewek nie znalazł w sobie dość entuzjazmu, żeby w oczekiwaniu zabawić gospodarza uprzejmą rozmową. Patrzył ponuro i w coraz większym napięciu na drzwi do sterówki, przez które wchodzili i wychodzili różni, ale nie mag…
- Myślę, że mamy problem, Ablu - powiedział cicho Gniewek, wciąż skupiony na drzwiach. Absolutnie nie miał żadnych pretensji do Gospodarza, ale fakt, że to akurat Bezoara brakowało był bardzo znaczący - znaczył całą masę problemów dla ich skrzydła. Tambernero jakoś nie sądził bowiem, że nadworny czaromiot Abla zamarudził akurat w sraczu albo coś mu się stało w wyniku zawieruchy, której ofiarą padł statek.
~ Zostaliśmy zdradzeni. I my i Abel ~ zwrócił się do Athosa. ~ Jeszcze nie wyciągajmy pochopnych wniosków, ale coś czuje, że po dobroci się to nie skończy ~ Gniewomir przedstawił smokowi sytuację. Athos w odpowiedzi przesłał mu emocjonalny odpowiednik zacierania rąk… a raczej łap.
- Musiało mu się coś stać…- stwierdził z niepokojem Abel i ruszył przodem. Zapewne miał sporo wiary w innych, skoro zamiast coś podejrzewać wyraźnie się martwił o swojego pracownika. Tym większy niepokój zarysował się na jego twarzy, gdy dostrzegł plamy krwi przed wejściem do kajuty Bezoara. Ślady układające się w nieregularny szlak. A potem Abel otworzył drzwi i zemdlał… Nic dziwnego. Gniewomir też miał problemy z utrzymaniem jedzenia w żołądku na ten widok. Skóry Bezoara rozłożone na łóżku niczym prześcieradło. Skóra… bo nie było ani mięsa, ani kości. Nic poza ludzką skórą poszarpaną gdzieniegdzie. Jakby ktoś pozbawiał jej czarownika dość gwałtownie.

Gniewek, przez chwilę niezdolny do poruszenia się, przesłał umysłem ten widok Athosowi. Zdumiony smok ryknął pod wodą i nie zważając na morświna, na którego polował, szybko wynurzył się nad powierzchnią. Tambernero zaś dobył szabli. Zaczął nią tłuc podłogę, próbując wyciąć choć mały fragment, żeby dać ją powąchać Nilamowi. Tak na wszelki wypadek. Potem dopiero zajął się cuceniem Abla. Nie miał kompetencji Jarvisa do oceny magicznej aury, którą pozostawił po sobie napastnik, jeśli w ogóle jakikolwiek był. Gabinet maga wyglądał…. na oczyszczony. Ktokolwiek tu mieszkał zabrał wszystkie swoje klamoty. Gniewko chodzi po pokoju identycznym z jego własnym. Tym, który sam przed chwilą opuścił. A więc Bezoar mieszkał w pokoju gościnnym.
- Zabili go! Ale kto? - pytał tymczasem niebios Abel, nadal w szoku po tym makabrycznym odkryciu.
- Ablu. Na razie nie mamy pewności, że Bezoar nie żyje. Być może zostało to ukartowane na nasz użytek. Nie znam magii na tyle, ale jestem pewny, że jest to możliwe. Jak długo pracował dla Ciebie?
- Wynajmuję go czasem … na misję. Znamy się…. dobrze. Solidny gburek. Zawsze jednak wywiązywał się ze zleconych zadań. To kontraktowy pracownik. Nie pracuje dla mnie. Czasem tylko go wynajmuję… jego usługi. Bogowie.. co mu się… stało?!- jęknął załamany Abel, wpatrując się w skórę zwykle pokrywającą ludzką twarz.
- Ablu. Stało mu się to, co widzisz - westchnął Gniewomir. - Musimy ruszać. Życie naszego kapitana jest zagrożone.
Kusiło go, żeby wziąć skórę na pokład i pokazać smokom. Może byłyby w stanie wyczaić szybciej od ludzi, czy to jakaś magiczna sztuczka, czy nie. Ale oznaczałoby to w jakiś sposób profanację, a w sumie w obecnej sytuacji dla skrzydła niewielką różnice robiło to, czy mag żyje, czy nie. Oczywiście dla samego Bezoara za pewne różnica byłaby jednak kolosalna. Gniewek musiał się natomiast martwić o ich problemy.
~ Zapytaj Godivy, w którą stronę poleciał Jarvis z Chaayą. Ja idę po ekwipunek Agnisa. Zaraz będę na górze. Mam dla Nilama deskę nasiąkniętą juchą, którą musi obwąchać, żebyśmy mieli pewność, że nie ma tam krwi Agnisa.
~ Stanie się ~ zagwarantował smok spokojnie i na chwile odpłynął od Gniewomira myślami.
- Ablu dowiem się, co się stało - obiecał Gospodarzowi. - Chce jednak odlecieć za pięć minut. Każda chwila cenna. Dlatego jeśli masz jakiś prowiant albo pomysłową sztuczkę dla nas na drogę, to masz te pięć minut, żeby twoje konstrukty nam to wszystko zapakowały.
-Mam… urządzenie tropiące. Z odległości pół kilometra namierzy brakującą lotnię i tylko ją. Przydaje się, gdy ktoś się zgubi podczas takiego lotu. Niestety ma mały zasięg i słabe ogniwo, więc… użyj go tylko wtedy, gdy będziesz pewien, że lotnia jest w okolicy - zaproponował Abel, wstając na nadal drżących nogach. - No i o prowiant się nie martw. Załatwię to.

Gniewek przeniósł się na główny pokład i w milczeniu podszedł do Nilama. Smok również milczący pochylił swój łeb nad wyciągniętymi rękoma Tambernero, w których ten ostatni trzymał deskę burą od góry od zakrzepłej krwi. Zapanowała jakaś magiczna cisza, bo pozostałe dwa smoki również z namaszczeniem przyglądały się tej chwili, nie zakłócając jej w żaden sposób. Nilam mocno zaciągnął się powietrzem nad deską. I potwierdził skinieniem pyska, że zapamiętał zapach. Gorzej z jego wyczuciem… Burza praktycznie oczyściła okolicę z wszelkich zapachów. Na szczęście Godiva znała kierunek w którym poleciał jej jeździec. I niestety nic więcej.
- Nilamie - zaczął Gniewek delikatnie, kiedy siadał na grzbiecie Athosa. - Ta deska… - nie wiedział, jak o to zapytać, więc zapytał wprost. Smok to nie mała dziewczynka. - Nie było na niej krwi Agnisa?
- Nie… to krew Bezoara - ocenił Nilam. - I tylko jego.
Gniewomir skinął głową. Pozostałe dwa smoki też skończyły obwąchiwać dowód, ale Tambernero na wszelki wypadek schował go w swoje pakunki. Wzbili się w powietrze, gwałtownie kołysząc Nakręcanym Pakiem i szybko zwiększali zarówno prędkość, jak i pułap. Utworzyli trójkątną formację, której przewodził Gniewek na Athosie - z racji zaistniałych okoliczności chwilowy (miał nadzieję) dowódca skrzydła.

Lot przebiegał spokojnie, leniwie nawet… w ciszy. Ani Nilam, ani Godiva jakoś nie miały ochoty się odzywać. A sama smoczyca nie była w nastroju do popisów. Zaginięcie tylu jeźdźców i ponure okoliczności, jakie się z tym łączyły, nie sprzyjały wesołości. Pod trójką smoków przez większość czasu przesuwało się wyłącznie morze. Zimne, ponure i płaskie morze. Jedynie od czasu do czasu pojawiała się na nim jakaś zmarszczka fali. Nic więc dziwnego, że spojrzenie Gniewomira i całej trójki smoków przykuła formacja skalna wynurzająca się z wody jak wyzwanie rzucone falom. Kilkanaście bazaltowych zębów otaczało rafą niewielką stromą wysepkę, która przypominała cóż... środkowy palec wystawiony całemu wodnemu otoczeniu.
- Godivo! - zawołał Gniewek, przerywając ciszę i przekrzykując szum wiatru. - Sięgasz już Jarvisa?
- Nie!.. Nie czuję go tu - zaprzeczyła smoczyca, a Nilam dodał: - Agnisa też tu nie ma.
- Ale za to my potrzebujemy odpoczynku - stwierdziła Godiva, rozglądając się dookoła. - Zwłaszcza że zmrok wkrótce zapadnie.
Ciężko było się nie zgodzić ze smoczycą i Gniewek też to wiedział. Wszystkie trzy smoki ciężko dzisiaj pracowały. Nvery, choć według relacji pozostałych jaszurów był wypoczęty, był mniejszy, a na dodatek niósł na grzbiecie dwójkę Jeźdźców i to pewnie też dało mu w kość. Nic nie szkodziło rozejrzeć się tam za nimi, poszukać słodkiej wody i odpocząć.
- Odsapnijmy więc - zadecydował na głos i Athos, który nie marudził, ale widać było, że jest mocno zmęczony, zaczął wytracać prędkość i wysokość.
 
Drahini jest offline  
Stary 24-09-2015, 20:32   #69
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dziewczynie spadł kamień z serca, gdy zobaczyła naburmuszony gadzi namiocik jakbym aktualnie był Nveryioth.
~ Jak dobrze, że nic ci nie jest… gdzie są wszyscy? ~ przeszła od razu do konkretów, przytulając się do twardych i zimnych łusek.
~ Na zewnątrz… pchają sterowiec, gdzie byłaś jak cię potrzebowałem? Nigdy cię nie ma. Nigdy… za to ja mam być na każde twoje zawołanie… ~ ponury syk, rozbrzmiał w głowie tancerki i przyprawił ją o mały dreszczyk. Zły znak… Nveryioth był zły… bardzo… to znaczy, właściwie to zawsze był zły ale teraz… teraz to był wściekły.
~ Było straszne zamieszanie na górze… przepraszam, śpieszyłam do ciebie jak najszybciej. Co się stało? ~ przyjęła służalczą pozę, gotowa przyjąć na siebie każdy cios. Niestety smok milczał, co tylko przerażało tancerkę, ponieważ oznaczało to najskrajniejsze, negatywne emocje u jej latającego towarzysza. Wiedziała, że Nvery jest przeczulony na swoim punkcie… nie tylko dlatego, że był najsłabszy czy najchudszy w gnieździe… jako smok nie mógł nawet polegać na swoim nadnaturalnym oddechu. Byli do siebie tacy podobni… oboje w pojedynkę bezużyteczni, razem tworzący fascynujący i niebezpieczny duet.
~ Chcesz lecieć i pomóc reszcie w holowaniu statku? ~ zapytała po dłuższej chwili milczenia ~ Polecę razem z tobą… wiatr jest silny, ale damy rade ~ odparła pokrzepiająco ~ W razie co… zwalisz winę na mnie ~ uśmiechnęła się i cmoknęła gada z plecy do których się przytulała.
~ Nie… niech się udławią ~ mruknął smok ~ Bez rozkazu nie będę z nimi przebywał… ~
~ Jak chcesz… ~ odparła polubownie i spojrzała na Jarvisa
- Smoki poszły holować sterowiec, co robimy?
- Porwinnśmy... sprróbować złarpać tego uciekinierra.- ocenił czarownik spoglądając na odlatującą lotnię.- Bo potemr, nie bęrdzie jużr okarzji. Myrślisz, że Nverryioth uniersie nasr oboje?
- Arre? - Chaaya przekręciła głowę nie wiedząc o co chodzi - Chyba byłam zbyt pochłonięta rozmową... - urwała zmieszana, zaraz jednak się zreflektowała i klepnęła zielonosłukiego, który powoli zaczął się rozprostowywać i przeciągać.
- Za kogo ty mnie bierzesz... - nadymał się Nvery łypiąc ślepiami na Jarvisa, widać było, że dotknęło go pytanie maga. ~ Nie lubie go ~ syknął do Chaai.
~ Ty nikogo nie lubisz ~ odparła tancerka, unikając nakrycia długaśnym skrzydłem.
- Jak bardzo boisz się lotów ekstramalnych? - spytała się towarzysza podczas wspinaczki na siodło - Pogoda nie sprzyja, biędziemy musieli wystartować w dość nietypowy sposób...
- Latarm na Gordivie... A ona... cóż... urwielbia się porpisywać.- stwierdził Jarvis stukając w cylinder i sprawiając, że cały jego strój stał się mocno przylegającym do ciała skórzanym strojem, sam kapelusz stał się opaską, a okulary goglami.- Lorty ekstrremalne, to żardna norwość dla mrnie.
Po tej metamorfozie przywołał do ciebie Gozreha i... odwołał go tak jak to uczynił ostatnim razem. Kotek się po prostu rozmył całkiem.
~ Jak tam sobie chcesz... ~ skwitowała czarownika z tajemniczym uśmieszkiem. Pogłaskała szczerzącego kły smoka, po czym machnęła na Jarvisa. - Wskakuj, tylko pamiętaj, że cie ostrzegałam. Musisz się mocno trzymać i zdać się całkowicie na taktykę Nveryiotha. Jeśli będę krzyczeć, nie zwracaj na to uwagi... czasem puszczają mi nerwy. - uśmiechnęła się przepraszająco i zrobiła trochę miejsca na siedzisku.
Jarvis skinął w milczeniu głową i wdrapawszy się na siedzisko tuż za Chaayę, mocno objął ją w pasie i przytulił się do niej.
-Nro to... rruszajmy?- spytał retorycznie.
Smok przez chwilę stał nieruchomo jakby się wahał. Chaaya go jednak nie popędzała, a jedynie mocniej skuliła się w siodle, domyślając się co zaraz nastąpi. Za chwilę znajdzie się w samym centrum burzy, jak szmaciana laleczka niezdolna do żadnego ruchu, targana przez wiatry we wszystkie strony świata. Nie będzie w stanie się ruszyć. Nie będzie mogła oddychać. Wzrok i słuch się całkowicie wyłączą i tylko bicie serca będzie jej przypominać, że jeszcze żyje. Jeszcze.
Nveryioth przesunął się powoli w kierunku krawędzi sterowca. Poruszał się powolnym, zygzakowatym ruchem cielska, niczym pustynna żmija poszukująca ofiary. Najpierw wysunął długi pysk i skierował go w dół jakby wyglądał by podziwiać morskie fale pod sobą. Powoli z krawędzi ześlizgiwała się szyja i chuda pierś smoka, i na chwilę mag i tancerka, poczuli jakby zawiśli nad krawędzią, wiedzieli, że upadek jest nieunikniony. Gdy smok nie miał już sposobności podpierać się przednimi łapami, odbił się z całej siły tylnymi łapami, by wpaść w objęcia rozwichrzonej czeluści. Spadali.
Jeźdźcy czuli, jak ich ciała niebezpiecznie unoszą się w powietrzu, naciągając liny, którymi byli przypięci do siodła. Choć w uszach słyszeli przeraźliwy ryk burzy i szalejących wiatrów, mieli wrażenie, że podskórnie słyszą jęki strzemion, które nie wytrzymują ogromnego napięcia. Już dawno przestali walczyć choć o łyk powietrza, nie mieli szans z szalejącą siłą. Byli całkowicie zależni od woli i umiejętności smoka, ten jednak uparcie spadał w dół. Niczym zapalona pochodnia rzucona w trzewia studni, by sprawdzić głębokość tunelu, szarpany jeno na boki przez co silniejsze podmuchy zasysanego do centrum wiru powietrza.
Rozszalałe morze z przerażającą prędkością śpieszyło im na spotkanie, a co najgorsze Nvery nie robił nic, by coś z tym zmienić. Chaaya nie wytrzymała i otworzyła oczy. Woda była prawie że na wyciągnięcie ręki, chciała krzyknąć, ale było to niemożliwe. Przerażona wizją upadku zacisnęła powieki w tym samym momencie, gdy jej wierzchowiec rozsunął z jednej trzeciej, do dwóch trzecich rozpiętości, skrzydła, wygiął cielsko w górę i pruł niesiony siłą rozpędu tuż nad wzburzonymi falami morza, starając się wyrwać z morderczej pułapki.
Słona bryza zmoczyła doszczętnie towarzyszy, którzy na chwilę mogli swobodniej odetchnąć. Oddalali się od centrum burzy i od statku, niesieni gdzieś nie wiadomo gdzie. Wir pozostał za nimi, choć nadal odczuwali zasysające wszystko podmuchy.
Gdy smok poczuł, że traci na prędkości, załopotał skrzydłami, ogromnymi skrzydłami. Jarvis i Chaaya zostali dosłowni wbici w grzbiet smoka, jakby zostali przysypani śnieżną lawiną. Rozpłaszczeni niczym dwie płaszczki, nie byli w stanie stwierdzić, na jakiej są teraz wysokości, nie byli w stanie tego zweryfikować bez jakiegoś punktu zaczepiania, a aktualnie nie mogli ruszyć nawet najmniejszym palcem u ręki.
~ Zaraz będzie po wszystkim ~ zakomunikował obojgu gad, rozwiewając wszelkie niepewności. Mylił się... ale o tym cała trójka miała się dopiero przekonać.

Gdy mag jak i bardka poczuli, że siła odśrodkowa zelżała i mogą się wyprostować. Smok rozprostował i napiął skrzydła, tworząc z siebie żywy latawiec, który wznosił się leniwie, uderzając skrzydłami od czasu do czasu, by zwiększyć wysokość. Szybowali. Wysoko, coraz wyżej…
Dziewczyna westchnęła ze zdziwienia i zaskoczenia, widząc jak wysoko się znajdują. Byli o wiele za wysoko, powietrze było rozrzedzone choć nie niebezpieczne dla człowieka i lodowate niczym płynny lód, który mroził wszystko na swojej drodze.
Jarvis przyjmował sytuację dość spokojnie. Może dlatego, że zawsze chodził opatulony.
Sięgnął po kompas ukryty w kieszeni i rzekł.- Latarwiec kierrował się na wschódr, powinnryśmy... ocho.. nierdobrze.-
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, za to Nveryioth, ponaglił maga by precyzował jaśniej swoje myśli. Dalej nie rezygnował z tonu naburmuszonego kotka.
- Irgła warriuje.. czarsem jest efektr nagrromadzenia metalru, czarsem... margii. Coś...-nie zdąrzył powiedzieć, bo nagle olbrzymia siła... potężny podmuch uderzył w smoka wytrącając go z równowagi, ogłuszając nieco... i co gorsza zrzucając oboje jeźdźców.
A potem.. ogłuszający ryk... jak by tysięcy smoków. Fala zmiotła i Nveryiotha i dwójkę jego jeźdźców. Ogłuszony smok z trudem łapał równowagę, a Chaaya i Jarvis spadali w dół z dużą prędkością. Czarownik jakoś nie przejmował się jednak tym gwałtownym upadkiem wprost objęcia wodnego grobu i oplótł mocno bardkę tuląc ją do siebie mówiąc.- Trzymajr się mnier morcno.
Chaaya z przerażenia wczepiła się w Jarvisa niczym małe zwierządko wczepia się w futro matki. Była tak przestraszona, że zapomniała otworzyć ust by krzyczeć, przez co wydawała stłumiony pisk zza zagryzionych ust.
Po kilkunastu metrach przebytych z olbrzymią prędkością, obrączka na palcu Jarvisa zabłysła i prędkość opadania zmalała znacząco. Zupełnie jakby byli piórkami opadającymi na ziemię. To pozwoliło Nveryiothowi do nich dotrzeć. Smok był sfatygowany i wyraźnie wykończony. Potrzebował odpoczynku... Dobrze, że spadali akurat na archipelag wysp.
Zielonołuski gad, nie chcąc ryzykować kolejnym upadkiem jeźdźców, pochwycił ich ciała jak zawiniątko po czym spiralnym lotem opadającym, kierował się na wysepkę.
~ Nie wiem co to było... ale tego nie lubię... ~ odezwał się bardzo speszonym i przestraszonym tonem do swojej partnerki, która jednak była w zbyt wielkim szoku, by jakkolwiek zareagować. Chaaya była niczym worek treningowy dla swojego wierzchowca, jednakże nigdy ale to przenigdy nie miała doczynienia z upadkiem z siodła.
- To bryło narwet... zabaw...- wydawało się, że Jarvisem naprawdę ciężko wstrząsnąć. Powoli ułożył dziewczynę na plaży i rozejrzał się mówiąc do smoka.- Jesterśmy dalreko od naszyrch. Nie sięrgam Godivry.
Sama plaża była dość ładna.


Duża piaszczysta i porośnięta na obrzeżach tropikalną roślinnością. Co więcej oferowała całkiem sporą jaskinię dla Nveryiotha, który potrzebował czasu na rekonwalescencję, zanim ponownie poderwie się do lotu.
Smok jednak skupiony był bardziej na swojej partnerce, która leżała nieruchomo na piasku. Z ust sączyła się cieniutka stróżka krwi, były przegryzione. Nverioth trącił Chaayę pyskiem po czym ułożył się koło niej. Zwinął w kłebek otulając ją ogonem i nakrył skrzydłem, jakby chowając ją przed całym światem. Jarvis został na pewien czas sam.
- Takr więcr...- mruknął do siebie Jarvis stukając palcem opaskę i przywracając swemu ubiorowi zwyczajowy wygląd.Rozejrzał się dookoła, sięgając po kompas. A następnie samotnie ruszył w kierunku mrocznej czeluści jaskini. Po drodze rozświetlił magicznym światłem czubek swej laseczki czyniąc ją magiczną pochodnią. I znikł w niej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 24-09-2015, 20:33   #70
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Minęła godzina, a może pół… Może cały dzień i noc? Chaaya nie wiedziała. Leżała skulona na miękkim piasku i wsłuchiwała się w swój i Nveryiotha oddech. Z czasem odkryła, że smok śpi. Z trudem wydostała się spod kopułki, jaką zrobił Nvery ze swojego skrzydła. Nigdzie nie widziała Jarvisa, dlatego siedziała przez jakiś czas obok smoka i wpatrywała się w morskie fale, które działały na nią kojąco. W końcu jednak, postanowiła poszukać maga, by podziekować mu i ewentualnie przeprosić za swoje dziecinne zachowanie. Wypatrując śladów na piasku, poszła chwiejnym krokiem w kierunku jaskini. Po drodze otarła twarz z krwi, otrzepała ubranie i poprawiła zlepione solą włosy, co by nie wyglądać jak siedem przysłowiowych nieszczęść.
Jaskinia, do której prowadziły ślady, była spora i ciemna. Ale i dość sucha. W jej głębi zaś niczym błysząca przynęta migało światełko, co chwilę zmieniając położenie. Niczym przynęta na zbyt ciekawskie ptaszyny.
Zgrabnym ruchem tancerka wyciągnęła zza podwiązki wachlarz. Nie była pewna czy to co widzi to Jarvis, czy coś innego, wolała mieć więc broń w pogotowiu. Zgięta, lekko w pół, pokicała w kierunku światełka w ciemności.
- J-jarvis? Pst. - szepnęła niepewnie, choć w głosie pobrzmiewała nuta łobuzerskości.
- Nie ma już Jarvisa... jesteśmy tylko my... LEGION.- odpowiedział głos Jarvisa i światło zamachało gwałtownie.
Całkowicie oniemiała, wryła się stopami w piasek i jednym ruchem ręki otworzyła wachlarz, po czym coś szepnęła. Przedmiot rozbłysł automatycznie żywym ogniem, rozświetlając okolice.
Jarvis zasłonił twarz przed blaskiem ognia dodając żartobliwie.- A rwięc jest w torbie nadarl zadziorrność. Cieszrę się, że jużr ci lerpiej. Bęrdzie to potrzebrne. Nie jesterśmy sami.
- Ty głupi, przebrzydły... niech cie szlag! - fuknęła tancerka z zadziorną miną - Nie strasz mnie tak! - zawachlowała bronią lekko kokietyjnym gestem po czym zamknęła wachlarz - Koniec historii. - w jaskini ponownie zapanowała ciemność.
- Przeprraszam. - Jarvis potulnie schylił głowę i ruszył do dziewczyny. Następnie wziął jej dłoń w swe dłonie umieszaczjąc zimny chropowaty szpikulec w nich.- Znalarzłem to. Trkwiło mięrdzy żebrrami nieborszczyka w mundurrze.
Dziewczyna westchnęła - Poświeć tu trochę, co to jest? Gdzie to znalazłeś. Mówisz, że trup miał mundur? Dobra poczekaj. Czas na bajkę, kotku. - dodała trzpiotnie a broń ponownie zapłonęła. - Miałam nadzieję, że dość na dziś atrakcji... - odparła smętnie przyglądając się przedmiotowi w dłoni.
- Atrrakcją jestreś sarma w sorbie.- uśmiechnął się czarownik, gdy ona oglądała... grot. Kamienny grot włóczni, ale dość starannie wykonany, i w dodatku rzeźbiony po drugiej stronie. Graficzny symbol złożonego kwiatu lub... kobiecego narządu. Mogło to być i jedno i drugie. Kult Wielkiej Matki, Łowczyni, Opiekunki? Słyszała takie legendy... twórca lub twórczyni tego grotu wywodziła się z kultury matriachalnej. Czczącą jakąś odmianę Bogini... dawczyni życia.
- A pozra tym... ta jaskirnia wydaje się idealrna na noclegr, zwłarszcza jerśli Nverryioth ułorży się u jejr wejrścia. - ocenił, gdy ona przyglądała się zdobyczy.
- Taaa... ten trup też na to wpadł... ale fakt, mamy smoka po swojej stronie, niemniej... - zamachała grotem ciągle go obserwując - To mnie trochę niepokoi. Znak na ostrzu jest bardzo stary i wiąże sie z dość dziwnym kultem... dla niektórych. Niemniej Nveryioth padł jak zabity... - dodała speszona przypominawszy sobie, jak znalazła się na wyspie i po co właściwie szukała maga.
- rWierz mi... z perwnością znamr... dziwniejrsze kultry.- mruknął czarownik odruchowo macając się po łopatce. W miejscu owego tatuażu, co skojarzyła Chaaya po chwili.
- A znak morże starry, ale grrot nowy. I trrup też... a mundurr gaeliański. A oni zra narmi, nie przepadrają, o ile parmiętam. - westchnął Jarvis i kontynuował przemowę.- Smokr jest potęrżny... o niergo akurrat się nie mursisz marrtwić. A żołrnierz nie zostarł tu odnalerziony... nie ma rreszty dzirrytu, rwięc perwnie umarrł z urpływu krrwi, krryjąc się turtaj.
- Zdaję się na twoją wszechwiedzę o wielki... - odparła z przekąsem upuszczając grot w piasek, po czym jak gdyby była w sklepie, przy wystawie, zaczęła oglądać jaskinię. Ciągle walcząc z zakłopotaniem, wolała nie wdawać się w potyczki słowne i zawierzyć magu.
- Za czym właściwie gonimy? Widziałeś coś... na statku... co to było?
- Za przeczurciem.. porniekąd. Lortnia odrzutrowa. Ktorś ucierkał z chyrba więźniemr. Bo jakr inaczejr można narzwać osobę, którra była do niej uwiązrana?- mruknął czarownik i dodał z zakłopotaniem.- Choćr terraz prriorrytetem bęrdzie powrrót do narszych torwarzyszy. W tymr całrym zarmieszaniu trrochę się... zgurbiliśmy.
A więc mało nie straciła życia dla przeczucia. Wspaniale. Popatrzyła wymownie na towarzysza, jednakże nie było w jej postawie urazy a przynamniej... nie okazywała tego po sobie. - Damy radę... - dodała pokrzepiająco, po dłuższej chwili milczenia - Już nie w takich sytuacjach bywałam - uśmiechnęła się słabo - To jaki gry plan? Odprężająca kąpiel, masaż i kolacja we dwoje? - zażartowała kierując się do wyjścia jaskini.
- To terż... jerśli marsz ochortę.- odparł z poważną miną Jarvis podążając za nią.- Pozra tym, zarnim twój smokr nabierze sił, morżemy rrozejrzeć się po okorlicy. Taki arrchipelag morże krryć wielre tajermnic. Być morże porwiązanych ze smokrami.
Gdy zrównał się z dziewczyną dodał z łobuzerskim uśmiechem. - Alre nie dziś. Sarma powierdziałaś, że maszr dorść atrrakcji nar dziśr. Rrozpoczniemy jutrro z rrana, a pozra tymr...- potarł podbródek.- ... w rramach zarkładu jesterś mi winnra tarniec połączorny z gurbieniem szatekr.. łąrcznie z bierlizną.
Tancerka wybuchła perlistym śmiechem. W sumie, to była nawet zadowolona z takiego obrotu sprawy. Gdy wyszli z jaskini, Chaaya 'zgasiła' broń po czym schowała je na swoje miejsce. W podwiązce. Pod sukienką, co nie umknęło uwadze Jarvisa zerkającego bezczelnie na owe kuszące widoki. Następnie ściągnęła z grzbietu śpiącego smoka swoją torbę z rzeczami. - Nie mam uzupełnionych zapasów, przydałaby sie jakaś strawa i słodka woda. - zostawiwszy pakunek zaczęła szperać po jukach, na szczęście zapasowy strój oraz 'roboczy' były w nienaruszonym stanie, przynajmniej jeden kłopot z głowy. - Skorzystajmy z wczesnej pory i światła... rozejrzyjmy się trochę.
- Użyrwam Gozrreha do tergo... ale terraz nie morgę. Natormiast mamr trrochę surchych rracji i wordę. Niermniej...- sięgnął do jednej z małych sakw przy pasie i wyciągnął z niej kuleczkę. Rzucił ją na ziemię. I ta zmieniła się w szczurka. Szare stworzonko popatrzyło paciorkowatymi oczami na swego pana. Jarvis wziął je w dłoń.- Woda, szurkaj... węszr.
I gryzoń zaczął węszyć popiskując, a Jarvis ruszył do przodu używając szczurka niczym kompasu.
Chaaya zarzuciła swoją torbę na ramię oraz zabrała ze sobą zwinięte, płomienno czerwone ubranie, zawinięte w dość pokaźny rulonik, po czym ruszyła za magiem.
- Jesteś prawie samowystarczalny - zachichotała.
- Jerstem też sierrotą, a tamr gdzie się wyrchowywałem... to był prrawie wyrrok śmierrci. Urlice miarsta wśrród narmorzyn urczą sarmowystarrczalności. I unikarnia blardych twarzy.- odparł z gorzkim uśmiechem Jarvis. To chyba nie były miłe dla niego wspomnienia.
Uśmiechneła się tylko ciepło, zrównując kroku z mężczyzną. - Byłam przezywana bladą twarzą w mojej rodzinnej mieścinie, wprawdzie twoje określenie oznacza pewnie kogoś innego ale... tak czy siak... - wzruszyła ramionami, zakłopotana swoim rozbawieniem.
- Wampirra... tam gdzie się wyrchowywałem, mierliśmy mi ich prrawdziwą plargę. To że przezr więrkszą część rroku chmurry zakrywały słońce na rrówni z drzewami... pogarrszało sprrawę.- zerknął na Chaayę dodając.- Ty z perwnością, nie kwarlifikujesz się na blardą tewarz w moirch krryterriach. Za gorrąca jesterś.
- Może i gorąca... ale jeśli zechcę potrafię wyssać z mężczyzny życie - mrugnęła do Jarvisa zadowolona z dwuznaczności słów jakimi się posłużyła. - Gdy przybyliśmy na sterowiec, poczułam się jak w rodzinnych stronach mojej babki, to tam byłam tą bladą. - postanowiła podzielić się rąbkiem swojej historii, skoro sam nie stronił od swojej.
- Co dro wyssania to.. urwierzę jak porczuję.- zażartował czarownik i uśmiechnął się dodając.- Mirło byrło wrrócić do dormu? Chorćby we wspormieniach wzburdzonych znajromymi widorkami?
Pokiwała potakująco. - Mam dobre wspomnienia z dzieciństwa a moja babcia, cóż... to ona mnie tego wszystkiego nauczyła. - zrobiła teatralny piruecik usmiechając sie przy tym jak mała dziewczynka. - Byłam w pomieszczeniu tylko dla kobiet. - poruszyła dwuznacznie brwiami - Zupełnie jakbym przeszła przez portal do rodzinnej wsi.
- To dorbrze... że się dorbrze bawiłarś.U rmnie... lekturry w birbliotece nie byrły aż tak cierkawe, a gorspodarz był... ponurry.- odparł żartobliwie, a następnie rzekł.- Twojra barbcia była dorbą nauczycierlką, a ty porjętną uczernnicą.
Pisk szczurka głośny, przypomniał obojgu po co idą. W dodatku szum małego wodospadu dowodził, że woda jest blisko.
- Może... - odparła lekko zamyślona - Tak czy siak... z naszych dwojga to ty się lepiej ustawiłeś w życiu - skwitowała, z nutką goryczy, popiskiwania szczurka.
- Wątrpię... mam wyrpisane na cierle wierle moirch błęrdów.- mruknął ponuro czarownik gestem każąc się schylić dziewczynie.- Pójrdę pierrwszy... na wszerlki wypardek.
Po czym wypuścił gryzonia i podkradł się w pobliże wodospadu, ostrożnie badając otoczenie.
Dla dziewczyny rozkaz to rozkaz... nawet jesli nim nie jest. Schyliła się posłusznie i czekała na przyzwolenie maga.
- Jest berzpiecznie... worda zimna.. są rryby.- po kilku minutach bardka usłyszała krzyk mężczyzny. Jarvis stał już przy jeziorku opróżniając bukłak z wypełniającej go wody, by napełnić świeżą.
- C-Co ty robisz... - spytała lekko skonsternowana, gdy doszła do wody, w połowie już rozebrana i gotowa do kapieli.
- Eeemmm...- Jarvis zamarł na moment spogladając na dziewczynę w bieliźnie. I dopiero po chwili dodał. -Narpęłnię bukłakr przy wodorspadzie świerżą wodą. Ta jest trrochę... stęrchła.
Zapomniał jednak o bukłaku obserwując gibką Chaayę i podziwiając widoki.
- Rozumiem, że bukłak masz niewidzialny... - spytała zaczepnie, zostawiajać na brzegu podwiąskę z wachlarzem, po czym wchodząc powoli do wody - Ciekawe co jeszcze masz niewidzialnego... - spytała bardziej siebie po czym dała nura.
Czarownik przysiadł na brzegu i zdjąwszy płaszcz i kapelusz przyglądał się nurkującej dziewczynie z lisim uśmieszkiem na obliczu. W tej chwili nie spieszyło mu się do niczego.
Bardka pożałowała swojej hardości, woda była lodowata. Wypłyneła czym prędzej na powierzchnię i w dość mało powabny sposób podpłynęła do brzegu wydając dziwne przeciągłe swisto-piski. - J-j-jaka z-ziiimnaaa! - zgarnęła włosy z twarzy i popatrzyła na Jarvisa wielkimi jak monety oczami.
-Cośr mam na trwarzy?- zdziwił się czarownik zaskoczony jej spojrzeniem.
Na pytanie odparła tylko porządnym chluśnięciem wody. - Nie bądź taki hop do przodu... wchodz do wody to ja się pośmieję.
- Alerż ja się nie śmiejrę... ja pordziwiam.- odparł z uśmiechem Jarvis i wzdychając odpiął bandolety z doczepioną bronią i sakwami. Potem kamizelkę i... zawahał się patrząc na swoje spodnie.
- No proszę, proszę... ktoś tu się chyba zawstydził bo nie wierzę, że się boisz wody... - odparła znad wody, zanurzając się po koniuszek nosa, by mag nie widział jej szerokiego lisiego uśmieszku.
-Eeeech... no... niezurpełnie. Widorki byrły inspirrujące.- mruknął czarownik i dodał.- A to ty miałaś robić... striptiz.
Ostatecznie jednak zabrał się za zdjęcie butów, spodni i...koszuli. A bardka mogła podziwiać nie tylko bieliznę maga, ale i owację na stojąco w jego gatkach, ukrytą jak za parawanem.
Wybuchła rozbrajających śmiechem, na szczęście z ustami pod wodą przez co nie ogłuszyła maga na wstępie. No proszę jak to mało mu potrzeba.
- Wejdź do wody to od razu twój zapał ostygnie w sam raz do wieczora - mrugnęła do niego zalotnie po czym odbijając się od dna, popłynęła na plecach na środek jeziora.
Czarownik nie czuł się w toni wodnej tak dobrze, więc trzymał się bliżej brzegu pozostawiając wodnej nimfie jej królestwo i tylko podziwiając widoki.- Do jakierj to grrupki przyrłączysz się por porwrrocie? Pornoć jesteś rrozchwytywana. Rrozumiem czermu.
- Wątpię by było dla mnie miejsce, jestem dobrym umilaczem czasu, to wszystko - odparła gorzko, zmniejszając dystans między nią a magiem. - Pewnie, będę raz tu... raz tam... aż kiedyś nie wrócę albo... nie będę miała gdzie wracać. A ty? Nigdy cie nie widziałam w Gnieździe, nawet... nie słyszałam o tobie... - odparła zawstydzona, a może tylko udawała, niemniej bystro obserwowała towarzysza spod mokrych rzęs.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172