Kael powrócił po koeljnym udanym wyjściu. Kolejna akwizycja, tym razem stricte osobista. Pancerz karapaksowy. Ochrona jakiej potrzeba było ‘na wszelki wypadek’. Zbroję dostarczono tech-adeptom do jednej z pobocznych kuźni Eredina.
Kilka godzin później dostał zapieczetowany list z rozkazami od kapitan. Bezwłocznie go otworzył i czytał otwierając coraz szerzej oczy.
- Co!? Co się stało z ludźmi których już sprowadziłem?! - po chwili odpowiedź przyszła sama. Wtedy nie mieli lecieć przez Paszczę. A to dużo zmienia.
Kolejna wycieczka do jednego z domów nawigatorskich. Tym razem bez ochrony.
I tym razem powrócił z niczym.
Klął pod nosem wracając małym okrętem transportowym.
“Oferta jest niezadowalająca za tak cennego człowieka” - mówili.
“Niestety musimy panu odmówić, Weyrlock.” - mówili.
Cóż. Mieli trochę racji. Prosił o widzącego. Człowiekia który byłby w stanie, w pewnym stopniu, go wesprzeć podczas podróży przez immaterium, a swoje fundusze… już wydał. Nie mógł zaoferować nic adekwatnie dużego. Bardzo niewielka część tronów jakie dostał przepadła, więc i tak był z siebie zadowolony, bo podróż będzie teraz łatwiejsza. Ale jednak.
Pozostało mu trzymać się swoich nieznośnie standardowych pomocników. |