Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2015, 00:21   #9
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Nastał kolejny pochmurny dzień. Nie było żadnych nieprzyjemnych niespodzianek w nocy, jednak śniegu jest jeszcze więcej, niż było. Więcej na tyle, by mogło przykryć ślady.
Parę minut starczyło Darvanowi na spakowanie i zjedzenie śniadania.
- Zima króluje w pełni - powiedział, podziwiając zaśnieżony krajobraz i sprawdzając, czy jakiś gość nie pozostawił przypadkiem śladów w okolicy ich podziemnej gospody.
Mag ledwie wyszedł na zewnątrz, a kątem oka dostrzegł przemykającą wśród drzew figurę wielkości człowieka. Gdy spojrzał w tamtą stronę, to nikogo tam nie było tak samo jak śladów. Nie pozostawało nic innego do zrobienia, jak podzielenie się z innymi tym odkryciem.
- Coś tam było - powiedział cicho. - Przed nami, tak jak popatrzycie prosto. Koło tamtej pokrzywionej brzózki, jakieś pięćdziesiąt metrów od nas.
Shalia była obolała - mięśnie zdrętwiały jej od twardego podłoża, kości bolały od chłodu, który przenikł je do szpiku w nocy. Nocna, nienaturalna cisza nie dawała jej spokoju. Zupełnie jakby z nadejściem tajemniczej zimy odeszło stąd wszelkie życie.
Usiadła na posłaniu, z niechęcią przeżuła śniadanie. Spakowała się niespiesznie. Z zamyślenia wyrwały ją dopiero słowa Darvana.
- Więc trzymajmy się na baczności - powiedziała, podchodząc do wyjścia z jaskini.
Na wszelki wypadek sięgnęła po łuk i nałożyła strzałę na cięciwę.
- Dzisiejszy spacer będzie jeszcze trudniejszy. Nie wyobrażam sobie walki w tych warunkach - mruknęła niezadowolona.
Poszła przodem, kierując się w stronę wskazanej przez maga brzózki.
Darvan z kuszą gotową do strzału, ruszył za nią.
Podeszli do wskazanego przez maga drzewa i... Nie znaleźli nic. Brzoza jak brzoza.
Wtem z obozowiska wygrzebała się Aula wyglądająca na odrobinę zaspaną. Wolnym krokiem podeszła do łowczyni i zaklinacza przecierając oczy.
- Widzieliście Anmara? Próbowałam go obudzić, ale znalazłam tylko plecak - zapytała wyraźnie zmartwiona.
- Pod ziemię się zapadł, czy też wniknął w jakąś ścianę? - zdumiał się Darvan. - Obudził mnie i poszedł spać.
Przed jaskinią nie było śladów, które by wskazywały, że Anmar wyszedł z jaskini. Poza tym - jak niby miałby go minąć? Albo ominąć Aulę.
Mag miał rację. Anmar musiałby minąć Darvana lub Aulę. Choć ta druga miała ewidentny problem ze wzrokiem, Shalia była pewna, że nadrabia innymi zmysłami.
- Do cholery z takimi ludźmi - mruknęła pod nosem i zawróciła do jaskini. - Jakby zatęsknił za ciepłym łóżkiem i miastem, to by chociaż plecak wziął...
Postanowiła dokładnie sprawdzić każdy centymetr podłoża w jaskini.
- Jak to jakiś głupi wybryk, to dam mu w mordę - marudziła przy tym.
Gdy łowczyni się przyglądnęła trochę uważniej, to dostrzegła ledwo widoczne wgłębienia w śniegu kojarzące się z krokami. Kierowały się one od jaskini w stronę traktu. W pewnym momencie ślady jednak znikały - tak jakby się rozpłynęły w powietrzu. Z tego miejsca widoczna już była ścieżka z wciąż widocznym tropem bandytów oraz truchło istoty o nazwie Tatzlwyrm.
- Albo Anmar minął jakimś cudem Aulę i wybrał się na zwiady - powiedział Darvan - albo coś go wciągnęło pod ziemię w tej jaskini, a te ślady zostawiło coś, co nas obserwowało w ciągu nocy. To raczej jest zbyt płytkie, jak na ślady Anmara. - Spojrzał na pozostawione w śniegu wglębienia.
Shalia przygryzła wartę w zamyśleniu.
- Nie bardzo widzę, jak mamy go dalej szukać, skoro trop się nagle urywa... Jeśli wyszedł sam, to dlaczego nie wziął rzeczy i dlaczego przekradał się, zamiast komuś powiedzieć - dziewczyna zupełnie nie rozumiała tej sytuacji. - Chyba że coś go zauroczyło; wiecie, jak błędne ogniki na bagnach... Może to sprawka magii?
Albo poszedł do swoich, powiedzieć im, gdzie nocujemy, tak jak sądziłam od początku!, pomyślała, ale zachowała to dla siebie. Zdawała sobie sprawę, jak ludzie mogą reagować na takie przypuszczenia. Potrzebowała więcej dowodów.
Sprawa magii? Na magii Darvan nieco się znał, ale jedyne, co był w stanie wymyślić, to rzucenie wykrycia - i w jaskini, i przy jej wyjściu, i w miejscu, gdzie zniknęły ślady. Zaczął od obozu, a zakończył na urwanym tropie. Już miał się poddać, kiedy dostrzegł ledwie zauważalną aurę magiczną wypełniającą powietrze. Oznaczało to, że ktoś w tym miejscu rzucił jakieś zaklęcie, a zużyta energia właśnie parowała. Na podstawie tego próbował zidentyfikować szkołę magii, jednakże nie udało mu się to. Wygląda na to, że czas zrobił swoje i przerzedził emanację.
- Jakaś magia - mruknął niechętnie Darvan - ale nie jestem w stanie wam powiedzieć, kto tutaj użył magii, ani jakiej.
- Raczej nie użył jej sam Anmar. Może ktoś z tych zimotkniętych? Chyba możemy uznać go za zaginionego... Musimy ruszać dalej - ponagliła towarzyszy. - Zostawmy tu koc, trochę jedzenia, gdyby wrócił. Zabierzmy resztę i chodźmy dalej - zaproponowała.
Darvan skinął głową. Innego wyjścia nie widział.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline