Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2015, 21:39   #25
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
praca zbiorowa

Jedynym efektem poszukiwania śladów nocnego gościa było zmoczone ubranie spowodowane przedzieraniem się przez śniegowe zaspy zalegające we wiosce. No może jeszcze tylko przekonanie się jaki fatalny jest stan wioskowej obronności. Widocznie nagły odpływ funduszy z kieski tutejszej szlachty szedł w parze z brakiem poczucia zagrożenia… Palisada Złotnicy nie chroniła nawet przed wiatrem. Niemniej jednak to czego szukali nie znaleźli…
Nie pozostawało mu nic innego jak powrót do gospody i rozgrzanie starych kości… a przy okazji przesuszenie ubrań na zapiecki.

***
Wszyscy siedzący wtedy w karczmie, gdy hałaśliwa baba - po jakże zauważalnej wymianie zdań ze strażnikiem - wlazła do środka i skierowała swe kroki do barmana. Chwilę później nastąpiła wymiana butelki, którą kobieta skrzętnie ukryła pod grubym, śmierdzącym płaszczem. Wdała się w krótką wymianę zdań z elfem, ale jedynie końcówka była słyszalna w całej karczmie, bowiem starowinka podniosła głos.
- Ja rad słuchać to mogę przy kubku, młodzieniaszku. A tu stoły puste, w kubkach woda - zaskrzeczała.
Elf w milczeniu skinął głową przyjmując do wiadomości preferencje kobieciny i odwrócił się z powrotem do Mirko.

- Co będziecie matko się tak szwędać tam i nazad. - Zwrócił się Thorne do baby. - Śpieszy wam się gdzieś tak bardzo, że nie dziabniecie czego na ból w kościach? - Po czym skinął na karczmarza, żeby jeszcze jeden kubek dostawił.

Śledztwo śledztwem, ale Słomka łypnął na Bryndena spode łba i nie nalał, dopóki grosza nie zobaczył. Kobiecina miała tu swoją reputację. Kiedy kubek stanął na stole, baba też przy nim zasiadła, biorąc go w drżące ręce i siorbiąc głośno. Śmierdziała.
- No, takie rozmowe to ja rozumim.

- Pij babuleńko, pij. - Walfen dosiadł się do towarzysza i staruszki. Podsunął sobie pod tyłek chybotliwe krzesło i nachylił się nad kubek, gestykulując kubkiem okowity. - Chłop tamten co się pieklił tak, jak mu pani szanowna łeb suszyła, pewnie i słusznie?

- Jakie łeb suszyłam?! - oburzyła się staruszka, chuchając na Walfena tak, że nawet doświadczonemu wojakowi oczy łzami zaszły. I wzięła porządnego łyka okowity, pół kubka jednym zamachem opróżniając. - Ahhh, spragnione gardło. Prawdę gadałam i tyla!

- Twoje zdrowie Matko, niech ci bogowie dadzą go jak najwięcej. - Stuknął kubkiem o kubek kobiety i wychylił swoją porcję gorzałki. Po czym znając się na karczemnej etykiecie i alkoholowych potrzebach ludzi dolał jej nie czekając na kolejny komentarz o następnego. – A prawd jest zawsze tyle ile ludzi. Coś o jakichś klątwach gadaliście? Dobrze żem słyszał?

- Ano, klątwach - pokiwała głową. - Zagryźć by się czym przydało - rozejrzała się na boki. - Wtedy wchodzi lepiej - czknęła i powierciła się chwilę. Woń kobieciny stawała się dla obu mężczyzn bardziej wyrazista. Gdzieś z odoru alkoholu i brudu przebijała cebula. - Jak się ludzi cichcem nocami na cmentarzu zakopuje, to klątwa być musi i basta.

- Przydałoby się… ale jak widać karczmarzowi łatwiej butelczynę donieść niż to coś co tak przyjemnie pyrka w kociołku. Brynden sam się rozglądnął za strawą bo i on już głód odczuwał i czekał na zamówione żarcie. - A cóż to za cudaczne praktyki? Jak to tak po nocy i bez kapłanów? To jakieś okrutniki były?

Na zamówione żarcie to jeszcze miało przyjść mu poczekać, bo ciągle wcześnie było i ludzie ciągle pracowali. Słomkowa co prawda już coś tam w kuchni pichciła, ale żaden śmiałek nie udałby się tam bez solidnej zbroi płytowej odpornej na ciosy wałkiem.

- Ja tam nie wiem, to jeszcze wtedy było, jak obce do nas przyjeżdżali, jak teraz i wy - zazgrzytała baba i opróżniła duszkiem drugą połowę kubka, ocierając usta krańcem płaszcza. - Ale co widziałam, to widziałam. To ludzie ze wsi zakopywali, oko to jeszcze miałam dobre! - prychnęła na karczmarza, który skrzywił się wściekle, co nadało jego pomarszczonej twarzy wygląd zasuszonego pomidora.

- Nie słuchajta co tam baba plecie, zakała jedna! - warknął i pokręcił głową, wychodząc na zaplecze jakby w proteście przeciwko słuchaniu tego bełkotu.

- Panie Słomka, a przynieście no jaki bochen chleba, smalcu i kiełbas coby nam tak w brzuchu nie burczało od tych zapachów jakie wydobywają się z kociołka waścinej starej! Powiedział na odchodne gospodarzowi bo nie bardzo mu się podobało siedzenie przy pustym stole jak i wścibiania nosa w nie swoje sprawy. Gdy już tamten zniknął za szynkwasem podsunął babie dzbaniec z gorzałą żeby się nie krępowała nalewać wedle uznania bo sam nie chciał folgować mając jeszcze inne zadania na dziś zaplanowane. - Przyjezdnych zakopywali czy swoich? A może jakiś podróżnych co to z konkretnego miejsca wracali? - Powiedział ni to do baby ni to się głośno zastanawiał. - Ale to pewnikiem dawno… bo zimą to ziemia zmrożona jak kamień i kopać bieda. Szczególnie nocą.

“Nocą to się nogi pocą”, stwierdził w zamyśleniu Walfen i opróżnił kolebiącą się pod nosem szklanicę. Swoich groszy trzech nie dodawał, Bryndenowi gwarzenie ze starowniką szło zapewne o niebo lepiej, niż gdyby prowadził ją Zarzeczanin. Jednooki najemnik tęsknie wypatrując jakiejś zakąski.
- Matka pije, karczmarza nie słucha. - mruknął jeszcze i wychylił się na krześle, wciągając bijące z kuchni zapachy.

Baba nie wyglądała na wzruszoną w jakiś sposób. Słowa karczmarza spłynęły po niej jeszcze łatwiej niż okowita znikała w gardle. Nalała sobie znowu do kubka. Była wprawiona, to jasne.
- A kto Słomki słucha, hem? - beknęła i zapiła to z kubka. Tym razem już mniej na raz łykała. - Kogo oni zakopywali to niii mni wiedzieć. Trupy. Nie ze Złotnicy, bo bym wiedziała. Nii, mieszkańców nie tykali. Kilku zniknęło, a jakże! Poleźli w góry po złoto i nie wrócili. Głupie to jak psy.

- Psy? Hmmmm dziwne porównanie… - Thorne był lekko skonfundowany bo i nigdy nie słyszał porównywania głupoty do tych czworonogów i zbierzność akurat ze sprawcami nocnych ataków. Przynajmniej takich które sugerowały psowatość lub wilkołakość.

- Kozy, jak je wolisz młodzieńcze - prychnęła starucha wraz kolejnym łykiem. Najwidoczniej nie przywiązywała się do swojego określenia

***

Późniejsze zajścia jakby utwierdziły wojaka w przeczuciu, że to co wewnątrz dziurawej palisady mogło się i wydarzyć poza nią… Pojawienie się pół żywej dziwki na ledwo żywej chabecie nie pozostawiało złudzeń. Z dala od wioski też były trupy tutejszego łowcy. Rany na wierzchowcu sugerowały, że dziewczyna ledwo uszła z życiem… zastanawiające było tylko kiedy nastąpił atak. Z odpowiedzią na pytanie jednak musieli poczekać bo w takim stanie póki co nie mogła wykrzesać z siebie sensownego zdania.

Brynden planował jeszcze za dnia przyjrzeć się dworkowi i najbliższej jego okolicy tak by w razie czego nie biegać po nocy zupełnie na oślep.
 
baltazar jest offline