Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2015, 17:57   #139
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Domostwo młodego małżeństwa, okolice Futenbergu
28 Tarsakh roku Orczej Wiosny
Wieczór


- Doobryy wieeczóórr! - odezwała się nieco głośniej Franka na zapowiedź swojej osoby.
Wizyta u Blackwoodów była pierwszym, co kapłanka zrobiła po powrocie do Futenbergu. Strasznie niecierpliwiła się o małą jak i jej rodziców. Nawoływanie jednak nie przyniosło żadnych efektów, więc poczęła pukać do drzwi i wyglądać przez pobliskie okno. Po niedługim czasie drzwi otworzyły się a w nich stała dojrzała kobieta.
- Dobry wieczór! - zaczęła entuzjastycznie kapłanka. - Jak się czuje maleństwo? Jak Ester? Jest Eric? Wszystko dobrze? Tak się martwię! Tyle mnie nie było! - zalała pytaniami kobiecinę, która z lekkim zmieszaniem nie wiedziała z kim ma przyjemność.
- To Franka, mamo! - dobiegł ze środka chaty młodszy kobiecy głos.
- Oh, Franka! Jak miło poznać! Wchodź - ocknęła się starsza kobieta zapraszając kapłankę do środka.
Po paru krokach trysnęła fontanna radości, ekscytacji i miłości wokół czterotygodniowej Umy. Zdawało się, że potok słów z jednej i z drugiej strony nigdy się nie skończy. Trwał dobry fragment świecy, a Franka dowiedziała się wszystkiego. Podczas jej nieobecności Umą i Ester opiekowała się jej mama, często też pojawiała się babcia. Dziewczyny miały wszystko czego potrzebowały. Eric ponoć również nie próżnował. Podwoił swoje wysiłki i zajmował się wszystkim, czym mógł, by tylko odciążyć swoją rodzinę. Nie minęło pół świecy a matka Ester z kuchni wypatrzyła w oddali powracającego Erica wraz z towarzystwem jakiegoś chłopaka. Franka przeszła do kuchni i przekazała mieszek ze złotem starszej kobiecinie.
- To należy do Erica. Miałam mu to oddać, więc oddaję. Proszę.
Następnie wyszła na spotkanie z ojcem Umy.

- Ericu, jak dobrze cię widzieć! Jak się cieszę, że wszystko jest w porządku! Uma! Wspaniałe imię wybraliście dla małej! - zaczęła już ze znacznej odległości. W końcu rzuciła się na młodego ojca ściskając go radośnie. Ten natomiast nie podzielał takiego entuzjazmu. Był raczej czymś strapiony i niezbyt skory do otwartych radości.
- Dziewczyno! Spokojnie! Mi też miło cię widzieć, ale nie trzeba tak nagle - odparł ściągając z siebie jej ramiona.
- Coś... Coś nie tak? Coś się stało? Powiedz, proszę. Pomogę przecież! - ciągnęła z przejęciem.
- Nic się nie stało... Jest w porządku - wydusił bez większego przekonania. - Radzimy sobie. Wszyscy zdrowi. Dużo pracy... Ja staram się jak mogę. Trochę też zmądrzałem przy okazji... Nie mniej dziękuję za pomoc. Przy następnym porodzie będę już lepiej przygotowany - skomentował pocieszająco, choć z dystansem.
- Pan Whiplash prosi o rozmowę niejaką Frankę, kapłankę, to ty? - odezwał się nieznajomy młodziak.
- Tak, to ona - odpowiedział za nią Eric. - Załatwcie, co potrzebujecie, ja wrócę do Ester - pożegnał się zostawiając dwójkę samą.
Franka nie wiedziała w czym rzecz a bez tego nie mogła pomóc - to martwiło ją najbardziej. Niemniej nie chciała wyciągać od Erica wszystkiego, jeśli ten nie był zbyt chętny do dzielenia się.
- Chodźmy... - odpowiedziała chłopakowi zmartwionym westchnięciem.


Biuro Garda Whiplasha, Gildia Najemników, Futenberg
28 Tarsakh roku Orczej Wiosny
Wieczór


- Szefie, kapłanka o którą prosiłeś - zaraportował chłopak prostując się trzy kroki za futryną drzwi wejściowych biura.
- Wpuść ją, proszę - otrzymał w odpowiedzi.
Whiplash siedział za swoim masywnym drewnianym biurkiem. Ilość papierków wokoło stosunkowo nie zmieniła się. Potwierdzało to tylko, że taki stan rzeczy jest czymś normalnym, nieproblematycznym dla właściciela a nawet i pożądanym. Kapłanka przepuszczona przez chłopaka znalazła się w pomieszczeniu. Grzeczny uśmiech na jej twarzy powitał Garda, choć nieco stopniał i spoważniał, gdy ujrzała jeszcze jedną obecną osobę. Do lathandrytki powróciło spięcie, z którym się zmagała przez pierwsze parę dni po opuszczeniu Fotenbergu.
- Witam panią, panno Franko - odezwał się Whiplash. - Mam nadzieję, że pojmuje pani powód, dla którego się tu spotykamy? - zadał pytanie, choć nie czekał na odpowiedź. - Ostatni razy, gdy mieliśmy okazję pomówić, upierała się pani, panno Franko, bym rozwiązał kontrakt podpisany z panem Erickiem Blackwoodem. Zgadza się?
- Tak... - odpowiedziała lekko skrępowana.
Whiplash kontynuował.
- Następnie po mojej odmowie zaproponowała pani, że pójdzie pani, panno Franko, w jego imieniu. Czyż nie?
- Zgadza się... - potwierdziła kapłanka.
- W rzeczy samej, panno Franko. Czyż moją reakcją na tenże pomysł była również odmowa, jak i przestroga przed konsekwencjami tak śmiałej samowolki z uwagi pani, panno Franko, obecność w życiu kleru miejskiego?
- Tak, zgadza się...
- Lecz mimo wszystko, nie usłuchała mnie pani, panno Franko, i wybrała się wraz z wyprawą?
- Tak, wybrałam się...
- W rzeczy samej, panno Franko. Nie pytam o to bez przyczyny, tak samo jak nie bez przyczyny w naszej obecności jest kapłanka Ethel. Pani działania, panno Franko, mogły zasugerować mój brak profesjonalizmu z uwagi na zaniedbanie i narażenie swoich kontraktorów na straty. Pani oświadczenie, panno Franko, potwierdza faktyczny przebieg wydarzeń i zapewnia kapłankę Ethel, że dołożyłem wszelkiej staranności ze swej strony, by do tego nie doszło. Mam nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na nasze stosunki, kapłanko Ethel?
- W rzeczy samej - sucho przyznała Ethel, odruchowo przejmując manierę Whiplasha, po czym chrząknęła, zirytowana tym. - Przekazałam do opactwa w Darrow oraz do panny, panno Franko, wielebnej siostry informację, że zasmakowała panna w żywocie najemnika bardziej, niż w służebnych świątynnych pracach. Lathandryci nie byli zachwyceni, że samowolnie porzuciła panna swoje obowiązki względem tutejszej ludności.
Franka milczała ważąc w głowie słowa jak i analizując całą sytuację. Wcześniej faktycznie nie zastanawiała się nad konsekwencjami swojego planu. Reakcja Ethel nie była też niczym zaskakującym. Jej surowość była znana wszystkim w świątyni, jednak aż takiej reakcji kapłanka się nie spodziewała.
- To... To nie tak... To znaczy... - plątała się nie wiedząc co powiedzieć. - Bo widzi siostra... Ester, żona Erica... Urodziła córeczkę... A ten nie wiedzieć czemu podjął się zadania u pana Whiplasha... Gdyby coś mu się stało... - Franka westchnęła składając kolejne słowa w głowie. - Przepraszam was... Nie chciałam nikomu robić problemów, czy przykrości... Nie chciałam, by mała wychowywała się bez ojca... Bałam się o nią... I o niego... I o Ester też...
- Czyli mam rozumieć, że ma panna zamiar zarabiać na utrzymanie rodziny Blackwoodów aż do uzyskania przez dziecko pełnoletności? - beznamiętnym tonem spytała Ethel Umęczona.
- Nie, proszę siostry... Choć oddałam im pieniądze... Eric~
- ~Eric stał się pośmiewiskiem w okolicy - przerwała jej Ethel, w zdenerwowaniu przechodząc na "ty". - Myślisz, że ktoś da pracę mężczyźnie, który zamiast iść walczyć wysłał w swoje miejsce młodą dziewczynę? Wiesz, co to znaczy niedźwiedzia przysługa? Pomyślałaś choć przez chwilę o konsekwencjach swojego wybryku? I dla Eryka, i dla ludzi, którymi miałaś opiekować się w świątyni?
Ta informacja zaskoczyła kapłankę. Dopiero teraz zrozumiała, czego Eric nie był w stanie powiedzieć i czemu nieswojo zachowywał się, gdy z nim rozmawiała.
- Nie, proszę siostry... Nie pomyślałam... Zrobiłam to w takim samym nerwowym pośpiechu, co Eric podpisał kontrakt...
- Nie pomyślałaś… - wycedziła starsza kapłanka. - Cóż, od tej pory czasu na myślenie będziesz miała aż nadto. Oficjalnie wydalam cię ze świątyni. Kościół w Darrow nadal będzie twoim macierzystym klasztorem, ale twoja szacowna siostra - nie wiem jakim cudem w tak newralgicznym czasie - uznała, że skoro najęłaś się do Gildii to widać do Gildii się nadajesz. - W głosie Ethel słychać było wyraźnie potępienie dla pomysłu wysyłania kapłanki na tułaczkę w czasie, gdy w kraju szaleje wojna. - Lub gdzie tam chcesz; przez rok możesz być wędrowną kapłanką - zakończyła mniej oficjalnie, choć z nie mniejszym oburzeniem. Gard obserwował dialog kobiet z wyraźnym rozbawieniem.
- Nie tylko wojsko i uciekinierzy potrzebują kapłanów - zauważył uprzejmie.
- Toteż dostałeś Zoję, dziewczę o wiele bardziej… myślące - odparła Ethel, znacząco akcentując ostatnie słowo.
- Och, nie każdy ma żyłkę awanturnika - zripostował Gard, a France wydawało się, że puścił do niej oko. - Cóż, jeśli nie mają panie mi nic więcej do powiedzenia, to chciałbym wrócić do swoich obowiązków - wstał.
- Oczywiście - sztywno rzekła Ethel i po dopełnieniu rytuału pożegnania wymaszerowała z gabinetu najemnika, nie zaszczycając Franki nawet jednym spojrzeniem.
Kapłanka stała w miejscu z opuszczoną głową. Trawiła w myślach całe zajście, pierwszą w życiu porażkę i brutalne konsekwencje.
- Panno Franko, tablica ogłoszeń znajduje się w holu Gildii - rzekł znacząco Whiplash, gdy milczenie dziewczyny przedłużało się. Widać uznał, że skoro dziewczyna nie ma chwilowo nic do roboty może zająć się czymś pożytecznym - i przynoszącym profity. W końcu bez protekcji świątyni Franka musiała teraz samodzielnie zarabiać na życie.
- T-tak, tak... Przepraszam... Jeszcze raz... Za wszystko... - odpowiedziała zmieszana.
- Proszę. Do widzenia pani, panno Franko - odparł Whiplash i wrócił do swoich papierzysk.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 17-09-2015 o 13:06.
Proxy jest offline