Dym próżniowych kadzideł snuł się dziesiątkami słupów w pozbawionej atmosfery komorze silnika Warpowego. Te mikro kadzielnice wystrzeliwały w próżnie strugę rozpylonego w chmurę świętego oleju który roznosił się w mikro grawitacji i uspokajał ducha maszyny silnika który wiekiem równał się wszak z pierwszymi przyczółkami człowieka w galaktyce. Chór tech-adeptów nieustannie powtarzał binarny zaśpiew który Eredin odczuwał jedynie jako rytmiczne drgania podłoża, który harmonijnie łączył się stukotem tuzina kognitorów które właśnie zostały podłączone do arche-techowego kolosa. Eredin drżał a te nieliczne jeszcze ludzkie cząstki jego osoby pokryte było warstwą zimnego potu który zdawał się teraz niemal wypełniać hermetyczny karapaksowy pancerz w którym przebywał. W jego prawej dłoni spoczywało przyłącze złącza MIU specjalnie przez niego przerobiona sieć przewodów i złączy rozlewała się z przewodu który umożliwi Eredinowi zjednoczenie swej psyche z maszyną. Magos jednak bał się nigdy nie łączył się jeszcze z tak archaicznym sprzętem, wszystkie podzespoły były już aktywne silnika Warpowy był ostatnim z niezbędną do funkcjonowania statku częścią, którą Eredin celowo zostawił na koniec. Magos z namaszczeniem zaczął przyłączać złącze, każdy kolejny przewód zdawał się dokładać ciężar na jego barki. Ostatni kabel znalazł się w gnieździe i Magos wyprężył się w spazmach zwalił się na kolana i zapewne wyrwał by złącze gdyby nie dwójka tech-adeptów którzy podtrzymali go w klęczącej pozycji, nie odłączyli go oni jednak. Respirator Magosa pracował na pełnych obrotach z sykiem zaciągając powietrze ze zbiornika i wysyłając co parę chwil w przestrzeń chmurę czarnych lepkich kropli przez port ekstrakcyjny.....
Szum kognitorów i zaśpiew chóru trwał nieprzerwanie od dwóch godzin. Stojący w nim tech-adepci zachrypli i nerwowo przebierali nogami co chwilę spoglądając na dwójkę która podtrzymywała Magosa, ci byli jednak spokojni więc była jakaś nadzieja. Oddech Magosa nadal był niespokojny i przerywany niczym cierpiącego w chorobie starca ale można powiedzieć, że jakoś się unormował. Jeden z mechadendritów Eradina zaczął się niemrawo poruszać potężne serwo ramie transportowe powolnie się uniosło i uchwyciło ciągnącą się nieopodal rurę. Z jego pomocą i dzięki adeptom Magos dźwignął się na nogi.
Był słaby, ręcę ledwo się poruszały, złącza nerwowe paliły żywym ogniem, a jedyna wciąż ludzka kończyny szarpała spazmami skurczy. Proces został jednak zakończony, drżącą dłonią Magos wskazał adeptom kolejność odłączania złączy. Uwolniony od nich zszedł z silnika i dał się odprowadzić do komnat. Gigant działał i odpowiedział na wezwanie Magosa, chociaż to kilka chwil niemal go nie zabiło. Było to ostatnie z zadań Eredina Artume była gotowa do żeglugi między gwiazdami.