Korek – przekleństwo ludzkich aglomeracji. I choć mógł kogoś dziwić wzmożony ruch na ulicach miasta tak późno w nocy, w obliczu wydarzeń w Hotelu Europejskim,
JD był w stanie zrozumieć przyczynę zamieszania również na drogach Göteborga.
Wampir skończył odmawiać modlitwę za los chłopca – młodego, niepełnosprawnego albinosa, który obdarzył go zaufaniem, mimo że znał prawdziwą naturę swego opiekuna. Rozmowa z Bogiem nie przyniosła jednak ukojenia. Była raczej bolesnym monologiem, po którym wewnętrzna pustka stała się jeszcze bardziej dojmująca.
Dlaczego?
Dlaczego?
Dlaczego?
Pytanie odbijało się o ściany umysłu
Ashforda, gdy patrzył na nieruchomy sznurek samochodów za oknem. Nie zdąży. Odprawa na lotnisku zaczynała się za kwadrans, a on wciąż nie widział nawet budynku. Oczywiście, gdyby wyszedł teraz z auta i skorzystał z mocy Akceleracji, nie miałby problemów, ale przy takiej ilości gapiów i świateł mógł zapomnieć o maskaradzie. Pomóc mógłby więc tylko cud… i ten właśnie się zdarzył.
JD podskoczył, gdy do okienka taksówki zapukała czyjaś ręka. Należała do motocyklisty, czy – po dokładniejszym oglądzie – motocyklistki.
- Zelda! – zawołał, odkręcając szybę.
Pani doktor, która teraz wyglądała raczej jak członkini gangu motocyklistów, uśmiechnęła się wesoło pod kaskiem. Szybko jednak spoważniała. Sytuacja w Göteborgu nie miała w sobie teraz nic zabawnego.
- Koteria już cię szuka. Nie możesz zostać dłużej w mieście. – wyjaśniła –
Jedziesz na lotnisko, prawda? JD skinął głową.
- Wskakuj –
Zelda wskazała miejsce na bagażniku Hondy Shadow –
Podwiozę cię.
Czy powinien skorzystać z oferty? Dawała ona szansę wyrobić się na lot do Włoch, a ceną było jedynie złamanie paragrafu drogowego o konieczności zakładania kasku. Czy miało to jakiekolwiek znaczenie w obliczu wydarzeń tego fatalnego wieczora?