Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2015, 11:47   #101
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Korek – przekleństwo ludzkich aglomeracji. I choć mógł kogoś dziwić wzmożony ruch na ulicach miasta tak późno w nocy, w obliczu wydarzeń w Hotelu Europejskim, JD był w stanie zrozumieć przyczynę zamieszania również na drogach Göteborga.

Wampir skończył odmawiać modlitwę za los chłopca – młodego, niepełnosprawnego albinosa, który obdarzył go zaufaniem, mimo że znał prawdziwą naturę swego opiekuna. Rozmowa z Bogiem nie przyniosła jednak ukojenia. Była raczej bolesnym monologiem, po którym wewnętrzna pustka stała się jeszcze bardziej dojmująca.

Dlaczego?
Dlaczego?
Dlaczego?

Pytanie odbijało się o ściany umysłu Ashforda, gdy patrzył na nieruchomy sznurek samochodów za oknem. Nie zdąży. Odprawa na lotnisku zaczynała się za kwadrans, a on wciąż nie widział nawet budynku. Oczywiście, gdyby wyszedł teraz z auta i skorzystał z mocy Akceleracji, nie miałby problemów, ale przy takiej ilości gapiów i świateł mógł zapomnieć o maskaradzie. Pomóc mógłby więc tylko cud… i ten właśnie się zdarzył.

JD podskoczył, gdy do okienka taksówki zapukała czyjaś ręka. Należała do motocyklisty, czy – po dokładniejszym oglądzie – motocyklistki.

- Zelda! – zawołał, odkręcając szybę.

Pani doktor, która teraz wyglądała raczej jak członkini gangu motocyklistów, uśmiechnęła się wesoło pod kaskiem. Szybko jednak spoważniała. Sytuacja w Göteborgu nie miała w sobie teraz nic zabawnego.

- Koteria już cię szuka. Nie możesz zostać dłużej w mieście. – wyjaśniła – Jedziesz na lotnisko, prawda?

JD skinął głową.

- Wskakuj Zelda wskazała miejsce na bagażniku Hondy Shadow – Podwiozę cię.



Czy powinien skorzystać z oferty? Dawała ona szansę wyrobić się na lot do Włoch, a ceną było jedynie złamanie paragrafu drogowego o konieczności zakładania kasku. Czy miało to jakiekolwiek znaczenie w obliczu wydarzeń tego fatalnego wieczora?
 
Mira jest offline  
Stary 08-10-2015, 00:16   #102
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD był zaskoczony. W pierwszej chwili pomyślał, że to Mary. Kiedy rozpoznał twarz doktor Zeldy i wykrzyknął jej imię, kobieta wspomniała, że koteria go szuka. O co mogło chodzić? Czuł otępienie i nerwowe kołatanie w sercu, które od dłuższego już czasu raczej nie pracowało.
Sięgnął ręką do kieszeni, położył kilka przypadkowych monet na siedzeniu, po czym wyskoczył z samochodu. Otworzył tylne drzwi, prędko założył plecak, do którego wcześniej przepakował wszystkie najważniejsze rzeczy i siadł na hondę. Nie był pewny, czego powinien się chwycić, żeby nie spaść. Nie chciał zbytnio wkraczać w intymną strefę Zeldy, przytulając się do niej od tyłu.

Doktor ruszyła z piskiem opon. JD przekonał się, że mandat może dostać nie tylko za jazdę bez kasku, lecz i jawne gwałcenie ograniczenia prędkości. Ciekawa była kobieta z tej Zeldy. W dzień poukładana filantropka i wykładowca na uniwersytecie, w nocy wcielony diabeł. Ashford pomyślał, że nic o niej nie wie i nie ma prawdziwego powodu, by jej ufać. A jednak zdecydował się skorzystać z jej propozycji i wsiadł na warczącą niczym stado wilków maszynę. Może podświadomie nie wierzył, by drobna postać kobiety mogła być w stanie go skrzywdzić?

[media]http://moore.se/frame/uploads/2012/09/landvetter.jpg[/media]

Wkrótce na horyzoncie pojawił się oświetlony elektrycznymi światłami gmach lotniska. JD, wpatrując się w niebieski neon, poczuł się bardzo daleko od domu - gdziekolwiek takie miejsce było. Jeżeli w jego życiu w ogóle jeszcze istniało.
"Będę musiał kupić sobie posiadłość. Miejsce, do którego zawsze będę mógł wrócić i które będzie tylko moje", pomyślał. Nie wiedział jeszcze gdzie miałoby to być.

Rozmyślania przerwał mu pisk opon. Tym razem obwieszczający dotarcie do celu. JD spojrzał na zegarek, chcąc zadecydować, ile czasu ma do odlotu i ile z tego mógłby poświęcić na rozmowę z Zeldą. Westchnął. Mógł zadać co najwyżej jedno pytanie, zanim ten morderczy wyścig po ulicach Goteborga straci sens i samolot odleci.

- Kto dokładnie mnie szuka? - rzekł, poprawiając plecak.
“I skąd ty wiedziałaś gdzie mnie szukać?", dodał w myślach. Pierwsze pytanie, które wypowiedział, zdawało się jednak ważniejsze.

Spojrzał na Zeldę, która ściągnęła kask, a potok poskręcanych włosów opadł na jej ramiona i plecy. Była cała zarumieniona, najprawdopodobniej z ekscytacji i adrenaliny. JD nie zdziwiłby się, gdyby w wolnym czasie kobieta brała udział w nielegalnych wyścigach na obrzeżach Goteborga. Nie wątpił również, że nie jeden by wygrała. Uznał, że jego decyzja, by wsiąść z nią na motor była niezwykle lekkomyślna; mogli zginąć kilka razy - na przykład wtedy, gdy na skrzyżowaniu nieoczekiwanie wyjechała ciężarówka, a Zelda po prostu dodała gazu i przemknęła tuż przed nią. Albo gdy zdecydowała się ominąć sygnalizację świetlną, robiąc skręt przez chodnik milimetry od czerwonego hydrantu straży pożarnej.

JD roześmiał się. Zelda gotowa była zaryzykować życiem, by jak najszybciej pozbyć się go z miasta. Teraz jednak przyszykowywała się do odpowiedzi, naprędce odgarniając niesforny kosmyk z błyszczących ust.

[media]http://img0.ndsstatic.com/wallpapers/fc3b56ec661b310e4ff2ffde71061dd7_large.jpeg[/media]
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 26-11-2015 o 19:01.
Ombrose jest offline  
Stary 26-11-2015, 12:17   #103
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Po takim zamieszaniu dziwi Cię to? Ściga Cię książę miasta... - odparła Zelda, a po chwili dodała tajemniczo - I nie tylko.

- Co znaczy 'nie tylko'? - zapytał JD, gdy kobieta dość brutalnie przebijała się przez tłum na lotnisku, ciągnąc go za sobą.

Było w tym niemal coś karykaturalnego - oto drobna kobieta ludzkiego rodowodu torowała drogę nieśmiertelnemu pomocnikowi Archonta, jednemu z najsilniejszych - jeśli nie najsilniejszemu - wampirzemu dziecku ostatniego dziesięciolecia.

- Czasem lepiej nie wiedzieć - odpowiedziała, gdy dotarli do punktu kontroli - Strach to kiepski doradca. Zaufaj tylko sobie... panie Gońcu.

Zelda Olvirsdottir delikatnie musnęła ustami policzek Ashforda, po czym, nie odwracając się, ruszyła w stronę wyjścia.

Młody wampir stał przez chwilę zastanawiając się nad sensem jej słów, kiedy jego uwagę skupiła uśmiechnięta pani z obsługi lotniska. Brujah spojrzał na nią i również się uśmiechnął. Zrozumiał, że zdążył.


Rozdział 6 - Brudny Harry

Watykan

Wczoraj święte miejsce, dziś... niemal całkiem odseparowany obszar działań antyterrorystycznych.

JD Ashford obudził się wieczorową porą cały obolały. Choć liczył się z faktem, że nie będzie łatwo po lądowaniu znaleźć przyzwoity hotel w rozsądnej cenie, to nie spodziewał się, że znalezienie JAKIEGOKOLWIEK pokoju hotelowego może okazać się nierealne. Niestety, tak właśnie było. Tłumy turystów, które zawsze masowo odwiedzały miasto papieskie zostały zmuszone do odstąpienia głównego placu i okolic katedralnych oraz ulokowania się na obrzeżach miejskich - np. w pobliżu lotniska.

Oczywiście, JD mógł użyć wampirzego wdzięku, żeby znaleźć lokum, ale głos rozsądku podpowiadał mu, że ten teren może być szczególnie obserwowany (nie tylko przez ludzi) i... lepiej nie obnosić się z nadnaturalnymi mocami.

W zaistniałej sytuacji nie pozostało mu więc nic innego jak ukryć się przed światłem dnia w cuchnących, włoskich kanałach. I pomyśleć, że wielu Nosferatu preferowało właśnie taki styl życia...
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 19-12-2015 o 11:37.
Mira jest offline  
Stary 26-11-2015, 18:59   #104
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD usiadł w samolocie tuż przy oknie. Fotel posiadał gniazdko, do którego mógł podpiąć ładowarkę do telefonu, z czego też skorzystał. Stewardessa zapytała, czy podać wodę, nie było jednak takiej potrzeby. Wampir rozmyślał o Camarilli, Madame Fanchon, Mary, Erou (a zwłaszcza jego śmierci), dr Zeldzie, Cooku… gdy się tym zmęczył, wyjrzał za okno, jednakże niewiele spostrzegł z tej odległości w mroku nocy. Kilka drobnych światełek przykrytych chmurami, nad którymi wzlatywał w przestworzach.

Fanchon mnie nie zabiła. Mogła wydać taki rozkaz. Czemu nie? Jeżeli Erou był sprawą tak dużej wagi, to czy usuwając mnie, nie zyskałaby jednej gębę mniej do rozgadywania sekretów? Nawet ofiarowała mi prezent. Czyżby chciała mnie znowu wykorzystać? A może ktoś monitoruje jej działania, dlatego uznała, że lepiej mnie nie usuwać? Nie, pewnie jednak chce mnie znowu użyć.”

W Rzymie zlokalizował kilka hosteli, które z miejsca opadały, gdyż były - no cóż - hostelami. Brakowało w nich również wolnych łóżek, co nie pozostawało bez znaczenia. Przespacerował się więc do kilku hoteli… w każdym pełen komplet. Jakże nużące. Czyżby pieniądze nie wystarczały, by znaleźć schronienie? Nie mógł też użyć Prezencji - nie pożywiał się w ostatnim czasie, a nie chciał, by skończyło się to tak, jak z pielęgniarką w Niemczech.


Na drodze spotkał prostytutkę. Dał do zrozumienia, że chce spędzić z nią czas sam na sam, po czym dokładnie sprawdził otoczenie, aby nie było świadków. Wbił w nią kły. Słodka krew przypominała boski nektar i choć doświadczenie było ekstatyczne, jak zawsze, to jednak nie poświęcił mu zbyt wiele uwagi. Nie robił tego dla rozkoszy, lecz dla przeżycia. Dla siły, której mu brakowało i której potrzebował.

Wstąpił do kolejnego hotelu przy głównej ulicy i - niespodzianka - znowu brak miejsc. Powstrzymał się jednak od użycia Dyscyplin - choć posiadał teraz odpowiednie ku temu siły - gdyż uznał, że tutejsza Rodzina prawdopodobnie monitorowała placówki znajdujące się najbliżej tak strategicznych przybytków, jak dworce, czy lotniska. Włoska Camarilla w tak antycznym mieście, jak Rzym, bez wątpienia była potężna, straszna i najpewniej okrutna. Oraz mocno zakorzeniona. I choć w tym momencie znów był pomocnikiem Archonta i posiadał cudowny immunitet, to nie chciał z niego korzystać. Jeszcze pozostawała sprawa Sabatu, którego działania w ostatnich dniach szczególnie nasiliły się na tym terytorium. Zdecydowanie lepiej pozostać w cieniu. Grzecznie podziękował, po czym opuścił przepełniony hotel.

Inspirację znalazł na chodniku. Prowadzono prace kanalizacyjne i z powodu wczesnych godzin pracowników jeszcze nie było. JD wstąpił do pobliskiego sklepu całodobowego, kupił w nim latarkę i dwa ciemne koce. Uzbrojony w te artefakty ruszył prędko do włazu. Niedługo miało świtać. Przemierzał ciemne tunele, próbując zignorować zabójcze zapachy i mnogość okolicznej fauny i flory. Dziesięć minut później uznał, że tak daleko kanalarze na pewno nie zawędrują… a co z wampirami? Klan Nosferatu znany był ze szczególnych, podziemnych upodobań. Mogło to stanowić potencjalne zagrożenie, lecz… mógł też w ten sposób spotkać Cooka.

Rozwidlenie w bok prowadziło do ślepej uliczki. JD położył jeden koc na mokrym betonie, położył się na nim, po czym przykrył drugim. Miał nadzieję, że z powodu ciemnego koloru materiału jest mniej widoczny… poza tym tak będzie bardziej higienicznie? Spanie w kanałach było dla Ashforda nowością, toteż nie miał doświadczenia - i na pewno nie chciał go zdobywać. Gdy jednak zamknął oczy i przestał oddychać, mógł udawać, że znajduje się gdzieś indziej, w jakimś znacznie przyjemniejszym miejscu.

Następnie poczuł ogarniającą go senność, tak charakterystyczną dla świtu. Zasnął, mając pod ręką broń od Fanchon, by prędko móc z niej skorzystać w chwili zagrożenia… przynajmniej taki miał zamiar.
 
Ombrose jest offline  
Stary 16-12-2015, 21:03   #105
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudził się zadziwiająco wypoczęty. Pomijając przykry zapach miejsca, kanały okazały się całkiem bezpiecznym lokum, by przeczekać dzień i nieco odetchnąć.

JD wstał, przeciągnął się, pozbierał ubrania, które służyły mu za posłanie i już miał wyjść na powierzchnię, gdy coś zaczęło mu świtać w głowie. Kanały - podziemny system korytarzy, ciągnący się pod całym miastem, również... pod Placem Watykańskim.

Choć wycieczka śmierdzącymi, wilgotnymi rurami, pełnymi nieczystości i wszelkiego rodzaju odpadów nie nastrajała wesoło, był to jakiś sposób, aby ominąć ludzkie służby bezpieczeństwa, które otoczyły teren rzekomych działań terrorystycznych. Ashford westchnął, po czym zerknął na komórkę. Miał ochotę zadzwonić do Cooka, ale numer wampira został opisany jako zastrzeżony w pamięci telefonu. Trudno... trzeba było iść.


***

Ku zdziwieniu Kainity, droga okazała się dość sucha i całkiem łatwa. Tylko raz pobłądził, ale system kanalizacyjny najwyraźniej przypominał drogi dookoła włoskiej stolicy i tak jak ścieżki do Rzymu, wszystkie kanały prędzej czy później prowadziły w okolice Bazyliki i placu.

Choć podziemne korytarze wydawały się bezpieczne, JD z niejakim odczuciem ulgi wydostał się na powierzchnię. Wybrał do tego celu studzienkę jednej z bocznych uliczek placu. Tutaj, kryjąc się w cieniu budynku, nasłuchiwał.

Było cicho... zbyt cicho. Tak, jakby cała okolica wstrzymała oddech. Brujah rozejrzał się, lecz nie zobaczył niczego podejrzanego, zaczął więc powoli iść w kierunku placu. Jego zmysły również były spokojne. A zatem to nie plac stanowił miejsce walk, lecz... prawdopodobnie wnętrze Bazyliki lub miejsce, o którym próbował powiedzieć mu Cook - "Lorentzo". A może chodziło o osobę?

Wtem JD usłyszał czyjeś kroki. Nie wiedząc czego się spodziewać, Ashford wspiął się po gzymsie na jeden z malutkich, ale jakże uroczych balkoników w stylu rokoka.

Jakieś 50 metrów dalej, na drodze, którą właśnie szedł, zatrzymały się dwie osoby.

- To tutaj. - usłyszał męski głos. Jego właściciel mówił po angielsku z lekkim tylko włoskim akcentem.

- Jest tu dość ciemno - odpowiedział mu wyższy, ale również męski głos, płynną angielszczyzną - Kamera banku jest kiepskiej jakości. Jesteś pewien?

- Taa, prawie na 100%. Wiesz, widziałem gościa raz, ale jestem niemal pewien, że to ten pomocnik archonta. Zresztą najwyższa pora żeby Camarilla przysłała nam kogoś do pomocy.

- To prawda. Słyszałem jednak, że w Londynie jest jeszcze gorzej... dlatego nas olali.
 
Mira jest offline  
Stary 17-12-2015, 00:00   #106
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD poczuł złość, przysłuchując się rozmowie nieznajomych. Do tej pory w zachowaniu przypominał raczej młodzieńca z klanu Ventrue - dosyć dystyngowany, próbujący rozwiązać problemy językiem, jeżeli tylko istniała taka możliwość. Takim się jako człowiek narodził, w ten sposób wychował się, w podobnym otoczeniu wzrastał i do tego przywykł. Po przemienieniu jednak stopniowo odkrywał w sobie kolejne pokłady gniewu, a jego próg tolerancji spadał. Czyżby to krew Brujaha tężała w jego neonackich żyłach? Czyżby wkrótce miał ogolić głowę, odziać się w skóry, siąść na harleya i pruć przez autostrady, niesiony muzyką Steppenwolf? Czy Krwawa Mary taka była? Postać matki zdawała się w tej chwili równie odległa i prawdziwa, jak Święty Mikołaj, lub Wróżka Zębuszka. Równie dobrze mógł zrodzić się jako wampir nie pod wpływem jej pocałunku, lecz jako owoc niepokalanego poczęcia w bliżej nieokreślonej i niezbadanej macicy mroku. Ashford był zły na matkę, że jej nie ma i nie obchodziło go, czy jest to złość rozsądna. I czy jego postawę można określić jako dojrzałą, lub przystającą wampirowi.

Czy stereotypy dotyczące klanów brały się z tego, że każdy spokrewniony woli wybrać na potomka osobę do niego podobną i łańcuszek sympatii ciągnie się od założycieli? Czy może dlatego, że to w samej krwi spływało na nowo narodzone dziecię fatum przyszłych upodobań i temperamentu? Czy byli niewolnikami Vitae na kolejny jeszcze sposób?

Być może to liczyło się, ale nie w tym momencie. JD wpatrywał się w dwóch nieznajomych i gniewał się, gdyż jego osoba została:
- przywołana w rozmowie za jego plecami
- dostrzeżona w mieście, a nie minęła nawet doba od jego przylotu; co więcej spoczynek w ściekowych apartamentach nie dodał mu aury niewidzialności… widocznie nie był z niego dobry Nosferatu
- sprowadzona do roli instrumentu, którym można się posłużyć
- utożsamiona z Camarillą. A JD po krwistych zabawach z Fanchon i śmierci Erou nie pałał miłością do instytucji i znajdował się w niej tylko dlatego, bo pozycja pomocnika archonta dawała przywileje, jego matka stąd się wywodziła i rozsądniejsze wydawało się być z sektą, niż przeciwko niej. A wątpił, czy gdzieś pomiędzy istnieje ziemia niczyja. Taka prawdziwa.

Poza tym śmierdział, a jego ubranie było brudne. Najchętniej by się go pozbył, lecz nie chciał tak po prostu chodzić sobie po mieście, zostawiając pamiątki. I choć rola spontanicznego wampirzego striptizera mogła wydawać się atrakcyjna w pewnych kręgach, czy sytuacjach, na przykład na szalonych wieczorkach panieńskich, to jednak rozwój osobisty w tym kierunku nie należał do naczelnych aspiracji życiowych Ashforda.

Oczywiście JD nie miał monopolu na pomaganie archontowi, toteż nieznajomi niekoniecznie musieli mieć akurat go na myśli. Ale wszystko na to wskazywało. Jeżeli powitają go w mieście tak, jak hamburska hołota, to odpowie ogniem piekielnym. A jak to nie starczy, to politycznym. Wtedy też okazałoby się, czy umie grać w tę grę i jak dobrym jest graczem. Na razie jednak postanowił wpatrywać się w noc i szpiegować dwie osoby, zdaje się nieświadome jego obecności. Istniała szansa, że jedną z nich jest Cook, a to byłoby na rękę Ashfordowi... lecz nie wierzył w to zbytnio. Chłodny uścisk rękojeści elektrycznej broni wzbogacał w dodatkowe uncje odwagi, której i tak mu nie brakowało. Jeżeli zostanie dostrzeżony i zaistnieje potrzeba obrony, uwolni ostrze i zatańczy z nimi. Tak, by nie byli w stanie dotrzymać mu kroku.
 
Ombrose jest offline  
Stary 19-12-2015, 11:32   #107
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obcy mężczyźni, zapewne wampiry, ruszyli przed siebie wolnym krokiem, rozglądając się na boki. Nie wyglądali jednak na specjalnie czujnych, prawdopodobnie byli przedstawicielami niższego pokolenia. JD prawie zapomniał o tym jak wielka dzieliła go różnica od zwykłych spokrewnionych. On posiadał matkę wysokiego pokolenia a dzięki intensywnemu treningowi pomocnika archonta, który przeszedł pod okiem Krwawej Mary i egzekutora Nosferatu - szybko nauczył się władać potężnymi mocami oraz wykorzystywać potencjał wampirzej natury. Teraz zresztą bez problemów śledził dwóch Kainitów, pozostając przez nich niewykrytym. Jedyne, na co musiał uważać, to ewentualne kamery ochrony.

Czas mijał, a obcy tylko pałętali się po okolicy, od czasu do czasu wymieniając między sobą krótkie uwagi na temat otoczenia. JD miał czas się im przyjrzeć. Niewysoki typ, ten o wyższym głosie, był typem przystojniaka-bogacza. Wyglądał jakby dopiero co wyszedł z opery. Odziewał go bardzo elegancki, idealnie skrojony garnitur, na który ów gładko zaczesany lowelas zarzucił drogie, szarawe palto. Drugi mężczyzna natomiast był wyższy i tęższy, ubrany bardziej swobodnie, choć też schludnie. Pod połami jego płaszcza Ashford dostrzegł sporej wielkości pochwę, z której wystawała rękojeść miecza - prawdopodobnie półtoraka. Obaj nieznajomi byli białej rasy, mieli ciemne włosy i oczy. Ich wiek ludzki można było określić na jakieś 25-30 lat.

Na pobliskim zegarze wybiła 23 godzina, a Kainici dalej łazili bez ładu i składu. JD poczuł narastającą irytację. Już miał ochotę coś z tym zrobić, gdy wyższy mężczyzna podniósł do ucha telefon komórkowy.

- Tak, książę?
- Nie, mój panie, wciąż szukamy. Są jakieś nowe ślady na kamerach?
- Aha. Szkoda.
- Tak, mój panie. Wiem. Wiem, że go potrzebujemy.
- Będziemy szukać.


Mężczyźni spojrzeli po sobie, po czym ruszyli, kontynuując obchód.
 
Mira jest offline  
Stary 24-12-2015, 01:23   #108
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Czyli miał do czynienia z ludźmi Księcia. Ostatni Książę, który pojawił się w życiu JD, wysłał za nim morderczy oddział pościgowy po ulicach Goteborga, o ile wierzyć zapewnieniom dr Zeldy. Jego włoski odpowiednik wydawał się jednak milej ustosunkowany. „Potrzebował go”, i Ashford uznał, że raczej nie do weryfikacji ostrości miecza.

Dlatego miękko zeskoczył z balkonu, którym się przekradał, na kamienny, wilgotny po deszczu bruk Watykanu. Szedł w kierunku dwóch nieznajomych. Był znużony nieco tylko produktywną godziną śledzenia.

- Czy to mnie szukacie? - zapytał, gdy znalazł się dostatecznie blisko. Sprawiał wrażenie spokojnego. - Jestem Joseph D. Ashford z Brujahów - skorzystał z nieco elegantszej formy nazwiska. A dostojności potrzebował na gwałt, brudny i śmierdzący ściekami.

Mężczyźni wyglądali na szczerze zdziwionych, co tylko podbudowało ego JD.

- Wi...Witamy - odezwał się niższy, kłaniając głową.
- Słyszeliśmy o pana przybyciu - rzekł wreszcie ten wyższy, przyglądając się uważnie Brujahowi - Jestem Matteo Rozenti, a to Renu Ferrero, obaj z klanu Toreador. Wyszliśmy żeby pana powitać - skłamał.
- Za przyzwoleniem księcia Erosa Ramonee mamy też zapytać czy chce pan dopełnić protokołu i wpierw odwiedzić księcia, czy od razu wziąć udział w krwawych łowach. - dodał niejaki Renu.
- W krwawych łowach przeciwko komu? - dopytał Ashford. Nie było sensu udawać, że wie.
- Przeciwko zdrajcom z Sabatu, oczywiście. - odrzekł Matteo.
- Sabat jest duży i wiele w nich zdrajców. Wielu z nich to wojownicy na tyle zaciekli, że warto znać ich imiona. Ja sam przebywam w Rzymie od niedawna i nie wszystko jest mi wiadomo o problemach z tutejszym Sabatem. Czy zechcą mi panowie przybliżyć sytuację, lub zaprowadzić do kogoś w tym względzie kompetentnego?

Mężczyźni spojrzeli na siebie, po czym ten wyższy skinął głową.
- Ponieśliśmy klęskę. - rzekł ponuro Renu, patrząc gdzieś w przestrzeń - Sabat wykradł jeden z naszych najświętszych artefaktów. Nie zdołaliśmy ich powstrzymać i... Bóg jeden wie, gdzie te diabły są teraz. Jedyne czego dokonaliśmy, to czynny opór, przez co musieli się przegrupować i... nie wszyscy zdążyli odlecieć. Zostaliśmy więc sami z niedobitkami z Sabatu, których tropimy, a następnie eliminujemy. Niestety, jest pewien problem...
- Były egzekutor z klanu Nosferatu, zdrajca. - wyjaśnił drugi Toreador, po czym splunął na ziemię.
- Z nim sami sobie nie poradzimy, jest zbyt potężny, dlatego myśleliśmy... mieliśmy nadzieję, że mimo kłopotów w Wiedniu i Londynie Camarilla kogoś przyśle nam na pomoc.
Zapadła cisza, po której odezwał się Matteo.
- Skoro to nie pan jest tym wsparciem, mogę spytać o powód pańskiej wizyty? - w jego spojrzeniu pojawiła się nieufność.

JD żachnął się.
- Oczywiście, że pomoc tutejszej Camarilli. Nastały czasy tak trudne, że wraz z dodatkowymi problemami w bezpiecznej komunikacji poruszamy się niepewnie w chaosie. Jestem tutaj, aby jako żołnierz Camarilli pomóc w schwytaniu zdrajców. Ostatnimi czasy byłem tak zajęty, że nie zdążyłem się zapoznać z sytuacją aż do przylotu do tego pięknego miasta.

Brujah pieprzył głupoty, w międzyczasie zastanawiając się nad linią strategii. Jeżeli Cook był zdrajcą, to mogło oznaczać to dla Ashforda potencjalnie fatalne czasy. Gdy Egzekutor traci na znaczeniu, Archonci, którzy są pod nim, potencjalnie też. A pomocnicy tych drugich jeszcze bardziej. Co znaczyło, że jedynie przed głupcami mógł chwalić się i bronić piastowanym stanowiskiem.

- Jestem tutaj dlatego, by zająć się problemem i mamy ten sam cel, lecz patrzymy na niego z różnych stron. Wy chcecie odnaleźć zdrajcę Camarilli, którym okazał się Cook - JD specjalnie przytoczył nazwisko. - A mi Wiedeń rozkazał odszukanie Cooka, który okazał się zdrajcą. Myślę więc, że możemy zjednoczyć się w poszukiwaniach. Jednak do niczego nie dojdziemy, jeżeli będziemy jedynie snuć się godzinami wokół Watykanu, licząc na szczęście.

JD mógł ich wykorzystać, by odszukać Cooka. A wtedy dopiero zadecydować, po której stronie stanąć… nie żeby już teraz nie miał pewnych inklinacji. Irytowało go tłumaczenie się i korzenie przed jakimiś przypadkowymi Toreadorami… lecz była to niska cena, jaką płacił za obietnicę potencjalnych korzyści.

Jeśli Kainici nie łykneli opowieści JD, nie dali tego po sobie poznać. Obaj pokiwali głowami.

- Udało nam się zagonić go do wschodniego skrzydła katakumb. - wyjaśnił Renu - Niestety, nawet tam kundel gryzie. Prawie zabił dwóch naszych. Nie wyjdzie stamtąd, bo udało się rozstawić naszym Tremere’om pułapki. Jednak żeby w nie wejść... musiałby się ruszyć, dlatego chcieliśmy go po prostu przetrzymać. Jeśli więc pan czuje się na siłach walczyć z tą kanalią...
- Służymy pomocą w postaci sprzętu i wsparcia ochotników. - dodał ochoczo drugi wampir.
JD skinął głową.
- I też informacji, mam nadzieję. Chciałbym wiedzieć, jak dokładnie wyglądały losy tej kanalii w Rzymie, po kolei co czynił. Ażeby wiedzieć, czego można się po nim spodziewać. Czy są z nim jacyś sprzymierzeńcy? Jakiego rodzaju pułapki rozstawili Tremere? Jak mógłbym przez nie przejść bez szwanku, żeby policzyć się tą bestią po dżentelmeńsku? - JD zacisnął pięść, by dać do zrozumienia, o jaki rodzaj konfrontacji mu chodzi.
- To było dwa dni temu. - zaczął mówić wyższy Tremere - Zorganizowana grupa Sabatu napadła na Bazylikę, a dokładnie... cóż, przy panu chyba możemy mówić otwarcie - zbiór artefaktów nieumarłych.
- Czyli tych, których nie znajdzie się w zapiskach archiwum, a nawet jeśli, to sprowadzone są do roli legend i mitów.
- Nie wiemy dokładnie co Sabatnicy ukradli, ale mimo szybkiej odpowiedzi ze strony Camarilli, udało im się zbiec z... TYM przedmiotem. Wspacie z Wiednia ruszyło oczywiście za zbiegami, a my zostaliśmy sami z brudami, które pozostały. Wśród nich był Cook.
- Co prawda myśleliśmy na początku, że był on jednym z wampirów, które wysłała góra...
- I tak zresztą twierdził, udając współpracę z nami.
- Jednak odkryliśmy na zapisach z kamer jak zdejmuje maskę...
- W sensie, że twarz jednego z Sabatników. Kiedy to sprawdziliśmy, okazało się, że Nosferatu faktycznie był w zastępach przeciwnikach. Miał to samo odzienie, nawet dodatki...
- To bezsprzecznie był on! Sprawdziliśmy zresztą rejestr wysiadających z samolotu bojowników Camarilli. Jego tam nie było, a w rejestrze Rady wpisane jest ponoć, że jest na misji w Pakistanie. No i uciekł od razu przed nami. Jest sam, ale... jest naprawdę silny.
- Przed wejściem do katakumb Tremere przygotowali klasyczną, niewidzialną klatkę. Wystarczy, że Nosferatu zechce wyjść i stanie na właściwym obszarze. Wtedy klatka się zamknie.
- Natomiast wchodzić do katakumb można bez problemu. Tylko przy wyjściu... wiadomo, nasz Tremere od razu pana uwolni, gdy potwierdzi pana tożsamość.
- To naprawdę nic groźnego. Jedynie zaklecie unieruchamiające w pewnym obszarze.


JD zastanowił się przez chwilę… chyba z podobnym hokus-pokus spotkał się w górach Hindu Kusz. W magiczną pułapkę wpakował się Mały John. Mary mówiła o pentagramie… Tyle że za tym stali ludzcy magowie, a poza tym Brujah nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób uwolnili wtedy pomocnika Marcusa. Ale może jego matka to wiedziała? Lub sam Lind? Rozsądnie byłoby się z nimi skontaktować w tej sprawie. Choć nie zdziwiłby się, gdyby odpowiedź była prosta: wystarczy zabić tego, kto rzucił zaklęcie. W rzeczywistości sprawa wyglądała fatalnie.

- Pod którą ulicą czyha Cook? - zapytał. - Gdzie dokładnie znajduje się na mapie Rzymu? Ta pułapka działa tylko na wampiry, czy również na ludzi? Egzekutor jest wampirem o gęstej krwi. Czy ta pułapka na pewno go powstrzyma? Który Tremere rzucił zaklęcie?

Zastanowił się przez chwilę… Dobrze byłoby zwiedzić bibliotekę, by poczytać o tych katakumbach. O ewentualnych tajemnych wyjściach, których Tremere nie zapieczętowali. Gdyby mieli do pomocy Gangrela, czy dałby radę ich przedostać przez ziemię dzielącą świat zewnętrzny od katakumb? Marcus Lind był w stanie schronić się przed słońcem w nawet twardej, litej skale… czy mógłby wyjść z niej po drugiej stronie? Ashford chyba musiał wykonać kilka telefonów… Nie był pewny, czy zechcą kooperować, jednak miał wrażenie, że sam nie da rady uratować Cooka.

- Czy w tych katakumbach mieszkają jakieś wampiry, które ewentualnie mogłyby się sprzymierzyć ze zdrajcą i stanowić problem? To chyba idealne miejsce dla tutejszych Nosferatu?

- Nie, nie, nie. To święte miejsce! - wyrwał się Renu, po czym jakby zmieszany wyjaśnił - Może ciężko w to uwierzyć, ale wielu z nas jest wierzących. Pilnujemy, by nikt niepowołany nie dostał się w miejsce spoczynku świętych kościoła. Ten Nosferatu... zbezcześcił to miejsce i za to również powinien być ukarany!
- Ekhm. Co do pułapki... - Matteo wydawał się być bardziej konkretny - Jej twórcą jest Artur i pewnie on byłby w stanie odpowiedzieć na pana pytania. Zeby go spotkać, musielibyśmy jednak wpierw udać się do posiadłości księcia, to jakieś 5 przecznić stąd, tymczasem wejście do katakumb jest zaraz przy bazylice, niedaleko.
- Ach, to proszę wpierw zaprowadzić mnie do tego wejście do katakumb. Chcę tylko zorientować się, gdzie jest. Później poproszę państwa o numer kontaktowy i umówimy się na określony godzinę eksploracji. Wcześniej jednak muszę się rzecz jasna przygotować. Spontaniczne wejście do środka wydaje się nieroztropne.
 
Ombrose jest offline  
Stary 07-02-2016, 14:19   #109
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

JD czuł się nieco dziwnie przekraczając próg Bazyliki Watykańskiej - szczególnie teraz gdy sam stał się przeklęty i prawie utracił wiarę. Gdyby serce wciąż biło, jego puls przyspieszyłby zapewne podczas przekroczenia drzwi z plakietką w sześciu językach, której treść głosiła: "OSOBOM NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY". Był teraz w tej części Bazyliki, której nie udostępniano zwiedzającym. Wiekowe płaskorzeźby, zdobione złotem świeczniki, piękne obrazy... to wszystko było tylko dla wzroku duchownych i - jak się okazuje - wybranych wampirów.

Tymczasem Brujah podążał jeszcze dalej, głębiej w strefę sacrum. Okazało się wszak, że pojęcie podziemia jest bardzo szerokie, gdyż świątynia posiada co najmniej trzy kondygnacje piwniczne, połączone ze sobą schodami - często ukrytymi i wąskimi, położonymi w różnych miejscach - aby nieobeznany złodziej łatwo ich nie odnalazł.

Przynajmniej o trzech poziomach mógł się dowiedzieć Ashford, ponieważ jego przewodnicy zatrzymali się właśnie na trzecim piętrze pod ziemią. Szli jeszcze chwilę ciemnym, niemal nieoświetlonym korytarzem, gdy nagle spod łukowatego sklepienia dobiegł ich syczący, prawie nieludzki głos.

- Sssstójcie. Ktooo?
- Bez obawy, Antonio - odezwał się Renu, kierując wzrok ku górze, choć JD nie potrafił dostrzec do kogo mówi. Było zbyt ciemno.
- To pomocnik Archonta. Ma nam pomóc i schwytać tego zdrajcę, Nosferatu.
- Ssssssyyyssssss
- z góry dobiegł pełen oburzenia syk.
- Wiem, że to twój ojciec, ale jego wina jest bezsprzeczna. Facet napuścił na nas Sabat i doprowadził do kradzieży pieprzonego artefaktu! Lepiej nas przepuść i pilnuj czy kto inny nie idzie!
- Pamiętaj komu służysz, glizdo!
- dodał Matteo, a szmery przy sklepieniu ucichły.

Ruszyli dalej, pokonując zakratowane wejście, do którego Renu miał klucz, po czym stanęli przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami.

- Tutaj są schody do katakumb - wyjaśnił przewodnik.
- A tutaj pułapka - dodał jego towarzysz wskazując... dziwny znak namalowany krwią na podłodze i równolegle na suficie ponad przejściem.
- Jeśli ta zdradziecka kanalia spróbuje wyjść i znajdzie się w obszarze znaku, zostanie uwięziony. - kontynuował Renu - Tylko Artur może go wydostać. Poza tym pułapka jest o tyle sprytna, że działa tylko na wychodzących. Wejść do środka można bez problemu.
- Ale kto by chciał pakować się w paszczę lwa...
- zamarudził Matteo, lecz dostał kuksańca w bok. Widać drugi wampir bardzo nie chciał, by JD się rozmyślił co do podjętego zadania.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 07-02-2016 o 14:26.
Mira jest offline  
Stary 27-02-2016, 13:45   #110
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD skinął głową na słowa Toreadora. Spojrzał na znak namalowany krwią… aż chciało się uwierzyć, że zaklęcie zniknie, gdy zatrze się osocze. Dobrą nowiną było natomiast to, że każde zapieczętowane przejście zostało wyraźnie oznaczone. Chociaż… stawiało to również kolejne pytanie.

- Kto dałby się złapać w tę pułapkę? - zapytał Brujah. - Przecież jest ona doskonale widoczna.

- Bo ta pułapka nie ma zaskakiwać, tylko być gwarancją, że Brzydal nie ucieknie. Tylko Tremere znający tajniki ścieżki krwi może ją usunąć - Renu uśmiechnął się półgębkiem.

- Rozumiem, że dodatkowo przy każdym wejściu do katakumb są straże Kainitów? - zapytał JD, zastanawiając się, czy może pilnowanie akurat tego nie było głównym zadaniem dwójki jego towarzyszy. - Czy spodziewać się w środku jeszcze innych ekspedycji?
- To był prywatny grobowiec. Te katakumby mają zaledwie 143 metry kwadratowe i tylko jedno wejście. Cook zabrnął do zamkniętego zaułku. Teraz trzeba go tylko stamtąd wyłowić - uśmiech Toreadora nie miał w sobie ani odrobiny piękna. Jego nastawienie względem klanu Nosferatu wydawało się oczywiste.

W głowie JD krystalizował się powoli plan. Trzeba przyznać, że nie był on skomplikowany, jednakże nie musiało to świadczyć o jego nieskuteczności. Uznał jednak, że wcześniej powinien ustalić kilka dodatkowych faktów.

- Rozumiem, że nie mam go zabijać, lecz jedynie zakołkować? Zapewne Książę będzie chciał przesłuchać niegodziwca? Nie chciałbym pozbawić go plugawego żywota, jeżeli skrywa ono jakieś nad wyraz cenne sekrety dla Camarilli.

- Nie do końca. Książę ogłosił krwawe łowy, a to oznacza, że wszelkie chwyty i... zakończenia dozwolone, byleby unieszkodliwić zwyrodnialca. Kiedy staje się przed wyborem albo on, albo ja... na pewno książę nie miałby do pana pretensji. - Toreador spojrzał znacząco na JD.

Nie szło tak, jak JD planował.

- Nawet gdyby z jego śmiercią miała zniknąć niepowtarzalna szansa na uzyskanie informacji na temat lokalizacji artefaktów? To dobrze, uspokoili mnie panowie - uśmiechnął się. Miał nadzieję, że wyglądało to szczerze. - O wiele łatwiej będzie go zabić, niż unieruchomić. Obawiałem się, że uciekając się do środków ostatecznych mogę mieć później nieprzyjemności.

Chwilę potem oparł się o ścianę korytarza i jakby spochmurniał.

- Obawiam się jednak, że przy kradzieży tak ważnych obiektów to już nie jest kwestia Księcia tego miasta i jego krwawych łowów. Niestety Wiedeń i najwyższe władze Camarilli powinny decydować w tej kwestii. Przed wyruszeniem wgłąb katakumb będę musiał się z nimi skontaktować, aby uzyskać dokładne instrukcje. Mam nadzieję, że panowie rozumieją. Odpowiadam przed Archontem i Egzekutorem, a nie przed Księciem Rzymu - Ashford uśmiechnął się na myśl, kim ten Egzekutor jest. - I chciałbym uprzejmie przypomnieć panom, że w przypadku ewentualnych konfliktów lojalności, jakie możemy napotkać, to Camarilla jest ponad władcami miast. I Camarilla o tym nie zapomina - uśmiechnął się. Miał nadzieję, że groźba zostanie w pełni odebrana, jednak nie zostanie poczytana, jako rażąca nieuprzejmość.

Kolejnym problemem był fakt, że nawet jeżeli owinąłby sobie dwóch Toreadorów wokół palca, to i tak tak naprawdę liczyć będą się znacznie bardziej magowie krwi Tremere. JD nie miał pomysłu na ich przekupstwo. Rozważał wspomnienie Fanchon, pomachanie otrzymanej od niej floretem i postraszeniem mężczyznami w czerni z charakterystycznymi pierścieniami. Jednak nie potrafił wpaść na wiarygodny powód dlaczego wampirzyca miałaby chcieć starcia znaków. Być może najłatwiej ich było po prostu oszukać. I dlatego Ashford chciał, aby oczekiwano od niego właśnie zakołkowania Nosferatu. Bo wtedy mógłby tego nie zrobić i liczyć na talenty aktorskie wampira. A były one niezaprzeczalne, pomyślał JD, wspominając weneckie przedstawienie z fałszywym Sashą Vlykosem w roli głównej.

Jednak Rzym chciał krwi. A to przekreślało ten plan. Ashford musiał wpaść na lepszy.

- Będzie, jak pan sobie życzy, byleby tylko zlikwidować... problem do świtu - odparł usłużnie Renu.

- Z tego, co wiem, wysłano pogoń za złodziejami artefaktu - wtrącił bardziej opanowany towarzysz - Nosferatu nie jest nam więc potrzebny.

Mężczyzna zmarszczył lekko brwi - najwyraźniej dając JD znać, że jego groźba nie padła na podatny grunt.

„Czy oni naprawdę są aż tak naiwni, by sądzić, że rozpoczęcie pościgu z góry oznacza jego sukces?”, pomyślał JD.

- Cieszę się z tego powodu - uprzejmie odpowiedział. - Dziękuję wam, drodzy bracia, za otrzymanie niezbędnych informacji. Teraz będę musiał odejść, aby przygotować się do walki z nikczemnym padalcem. Pozwólcie jeszcze, że zadam ostatnie pytanie. Jeżeli moja misja zakończy się sukcesem i w drodze powrotnej wstąpię na pułapkę… jak długo będę czekał, zanim zjawi się Tremere, który mnie uwolni? Pytam, bacząc na świt oraz czas konieczny, żeby bezpiecznie udać się na spoczynek.

- Jak tylko wejdzie pan do katakumb, postaramy się go sprowadzić. Mieszka w klasztorze, jakieś 40 kilometrów stąd, czyli jest to kwestia godziny ludzkimi środkami transportu.

- Czyli rozumiem, że panowie będę tutaj na warcie, cały czas oczekując mojego powrotu?

“Wampir mieszkający w klasztorze”, wzdrygnął się w myślach JD. Słowa Toreadora przywołały mu na myśl Erou, który wzrastał w podobnych okolicznościach.

- Ktoś na pewno będzie. To miejsce musi być stale obserwowane z rozkazu księcia.

Po tych słowach JD pożegnał się z wampirami i ruszył na zewnątrz, dokładnie zapamiętując drogę. Uznał, że jego następnym krokiem będzie wizyta w miejscowej bibliotece… lub w kafejce internetowej.

Z tego, co JD pamiętał, katakumby w Rzymie tworzyły gęstą sieć. Te, w których krył się Nosferatu były być może tajne, ale znając miejsce wejścia do nich (a zostało mu ono pokazane), Ashford był w stanie określić ich przybliżoną lokalizację.

Uważał, że jest duża szansa, że sekretne katakumby bazyliki w którymś miejscu są oddzielone od tych otwartych dla turystów tylko cienką ścianą. Albo niewielką. Czy średniej wielkości. Chciał poznać to miejsce, pokazać je Cookowi, który z pomocą Potencji przebije się i będzie mógł uciec przez wyjście dla zwiedzających, nieoznakowane rzucającym się w oczy znakiem krwi. Planował umówić się z nim na spotkanie, następnie wrócić do Toreadorów i wytłumaczyć, że Cook po prostu zbiegł. Ewentualnie mógł uciec wraz z Cookiem, jeżeli ten będzie za tym optował.

JD był bardziej lojalny Cookowi, niż Camarilli. Najlepiej by chciał, aby we dwoje jeszcze odnaleźli Mary.

JD nigdy nie zamierzał walczyć z Cookiem i przynosić jego zwłoki tym dwóm Toreadorom.

Ruszył obejrzeć, jak mocna jest izolacja świętego placu przez wojsko. Liczył na to, że uda mu się przedostać niezauważonym - tak byłoby najszybciej. Jeżeli uzna to za zbyt niebezpieczne, ruszy drogą przez kanały.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172