Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2015, 21:44   #13
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Dyskusje filozoficzne


[media]http://www.youtube.com/watch?v=0lvg44yujI4[/media]
Ashur został poprowadzony przez liczne korytarze i pomieszczenia, powoli prowadzące w podziemia posiadłości. Z każdym krokiem natężenie many w okolicy wzrastało, a zapach nekromancji stawał się coraz bardziej rzeczywisty. Zmieniało się też coś innego. Z każdym piętrem, odległość między sufitem a podłogą była coraz większa.
Ostatecznie dwójka stanęła na przeciw ogromnych drewnianych drzwi, zza których zionęło ogromną energią. Iruta pchnął drzwi bez wahania otwierając je na oścież. Ashur w końcu spotkał sobie równego.
Ogromny szkielet Licza rozglądał się po wypełnionym magiczną energią pomieszczeniu. Jego szaty sięgały aż do podłogi, choć nie pokrywały całego jego ciała, odsłaniając liczne kości na żebrach. Magia ciekła z tej osobistości jak smolista mgła. Osobnik ten wyglądał na zadowolonego, może nawet uśmiechniętego. Jego czerwone oczy błądziły po półkach z księgami, gdy stukał się palcem w policzek, wyraźnie zamyślony.
Ashur nie potrzebował zastanawiać się długo aby pojąć siłę licza. Za życia musiał być gigantem. A giganci wyginęli bardzo dawno temu. Ciekawostką było jakim cudem ma syna.
Iruta odchrząknął nieco i odezwał się. - Przyprowadziłem nauczyciela dla Ana.
Licz odwrócił się powoli w kierunku dwójki. - Hm? - zastygł na sekundę czy dwie. - Nie, nie jestem zainteresowany.
Licz, na dodatek prawdopodobnie jeden z najstarszych istniejących, żywymi ich jakby nie patrzeć nazwać nie można, skoro wywodził się z wymarłej przed wiekami rasy. Cóż, przeczucie chłopaka o niezbyt żywym panu domu się sprawdziło...
~Trzeci. - to było pierwsze co pomyślał Ashur, gdy poczuł jego moc. Trzeci w gronie nekromantów dysponujących tak ogromną mocą. Szczerze to wydało mu się trochę dziwne. Ktoś taki mógł bez większej trudności sam nauczyć syna (czy na pewno syna?) tego, w czym młodziak miał braki. Zwłaszcza że nieumarli mieli znacznie więcej cierpliwości od żywych, nie ograniczał ich czas żywota. Może staruszek był czymś ograniczony? Albo zwyczajnie nie lubił towarzystwa żywych, ale po co wtedy sprawowałby pieczę nad rodem szlacheckim?
~Cóż za zapach tu przenika,
Chyba czuję krew Anglika.
Żywy on czy martwy, zmienia to niewiele,
Mąkę na swój chleb z jego kości zmielę.
- Zaraz po pierwszej myśli przyszła druga, stara rymowanka gigantów… Olbrzymy od wieków miały poważnie na pieńku z mieszkańcami Wysp Brytyjskich, a tu proszę. Gigant jest nestorem angielskiego rodu.
Gdy szkielet wyraził swój brak zainteresowania, Hindus zdeczka się zdziwił. Po co szukać nauczyciela i potem odrzucać najlepszego kandydata? Spojrzał ze zdziwioną miną na Irutę, w końcu to on go tu sprowadził. Swoją drogą, ciekawe gdzie poznał taką nietypową osobistość, ale to pytanie mogło zaczekać aż skończą spotkanie z “klientem”.
Pytanie czy powinien zaczekać na reakcję Iruty, czy może jednak zadziałać po swojemu…
-Lepszego kandydata nie znajdziecie. - odpowiedział po chwili Liczowi, mimo zaskoczenia nie zamierzał dać się zbić z pantałyku. Jeśli stary będzie chciał go sprawdzić, to sam się przekona.
-Wiem, wiem, czuję, że jesteś dobry. - machnął kilkakroć dłonią. - Ale wy wszyscy wariaci macie jakieś dziwne nastawienie do nekromanctwa. Mówiłem już szczylowi, że jak chce się uczyć, to niech czyta moje tomy z biblioteki
Iruta spojrzał na Ashura, jego brwi zbliżone do siebie i nieco uniesione, w przepraszalnym wyrazie twarzy. -Jeżeli podejmie się samouctwa, nie wpuszczą go z powrotem na uniwersytet.
-Co to uniwersytet? - spytał nieprzejętym głosem Licz.
Dobry? To było spore niedopowiedzenie, ale chłopak nie zamierzał się z tego powodu kłócić. Tym bardziej, że Licz wydawał się raczej obojętny, niż próbujący go obrazić.
-Uniwersytet to miejsce, gdzie zdobywa się wykształcenie, również magiczne. - odpowiedział spokojnie Ashur - Niestety, w dzisiejszych czasach do wszystkiego wkradła się biurokracja... - westchnął i zrobił pauzę.
-An ma naturalny talent, jednakże jest mu potrzebny ktoś, kto pokieruje go właściwą ścieżką, by się nie zmarnował. - kontynuował - Zastanawia mnie wszak, co rozumiecie przez “tych wszystkich wariatów i dziwne nastawienie do nekromancji”. - rzekł tonem wskazującym na rozmyślanie.
-An jest dobry i wszystko dobrze robi. Nieumarli to nie narzędzia. Nasza sztuka przywraca do życia martwych, daje im drugą szansę. - określił się Licz. - A wy mi wszyscy ciągle wmawiacie, że jak szkielety wychodzą spod kontroli to coś jest nie tak. Ludzie to nie narzędzia. - wytłumaczył się. - Właściwie czego ty go chcesz uczyć? Smoki już stawiał na nogi.
Gigant miał wyraźnie przestarzałe poglądy, żeby nie rzec przekłamane. Można było ożywić szkielet czy ciało i zawrzeć w nim duszę oczywiście, ale z reguły twory nekromantów posiadały jedynie prostą imitację świadomości w postaci splotu magicznego, która pozwalała im wykonywać niezbyt skomplikowane czynności po otrzymaniu instrukcji i działanie na poziomie instynktów, jeśli można to tak nazwać. Stworzenie inteligentnego nieumarłego wymagało znacznie więcej wysiłku niż przywołanie szkieleta marionetki, między innymi dlatego tak mało było liczów. Niewielu nekromantów odważyło się przeprowadzić tak skomplikowany rytuał, a jeszcze mniejszej ich liczbie się to udawało. W sumie może to i lepiej. Niejeden licz popadał w obłęd po dekadach odosobnienia, spędzonych na mrocznych eksperymentach, a gorszy od nieumarłego maga jest chyba tylko szalony nieumarły mag.
-To kwestia obecnych standardów. Szkielety i zombie są uznawane za niebezpieczne, jeśli nikt ich nie kontroluje i niestety często ten stereotyp się sprawdza. Możliwe że kiedyś było inaczej, ale w dzisiejszych czasach sprawy prezentują się w świetle niekorzystnym dla puszczania takich ożywieńców wolno. - Ashur wzruszył ramionami - Ja mam nauczyć go właśnie kontroli. Gdyż jeśli jego ekhm… twory będą chodzić bez kontroli, on sam zostanie uznany za niebezpiecznego dla społeczeństwa i porządku. Świat nie stoi w miejscu i czy tego chcemy czy nie, do pewnych zmian trzeba się dostosować.
-Chłopcze, spójrz na mnie. Mam pieniądze, mam magię i mam grimoire zdolne rzucać klątwy. Niech sobie ludzie myślą co chcą, mój ród nie zmieni podejścia do magii. Czego wy nie rozumiecie. - dziwił się licz. Po chwili przykucnął lekko i zbliżył twarz do Ashura, aby lepiej mu się przyjrzeć. - Nieumarli, to nie przypadkowe twory. To ranni ludzie. Jak wyleczysz kogoś w szpitalu to czy jest on natychmiast niebezpieczny? Cóż, jeżeli wmówisz mu, że powinien nienawidzić świat, to może i. To, że nasza magia przywraca im życie nie znaczy, że mamy prawo nim sterować.
Gigant naprawdę niewiele wiedział o nekromancji, jeśli chodziło o to czemu w ogóle zaczęto ją praktykować. U swych korzeni miała ona znacznie mniej podniosły cel, niż w jego mniemaniu.
-To bardzo ekhm… szlachetne, że tak podchodzisz do sztuki nekromancji. Jednakże wbrew twoim utopijnym poglądom, nie powstała ona by dawać innym drugą szansę. Tysiące lat temu spragnieni władzy magowie sięgnęli ku zakazanemu... - cóż, zaczynał się mały wykład z historii magii - Tak właśnie zakazanemu, albowiem wpływanie na świat umarłych było bluźnierstwem, by przywołać armię, której nie powstrzyma żaden człowiek. Korzystając z mrocznych mocy ożywili spoczywające w ziemi szczątki, tworząc wojsko które nie znało ni strachu, ni bólu, ni zmęczenia, ani tym bardziej nieposłuszeństwa. - Ashur skrzywił się, była to mroczna karta w historii sztuk magicznych. Oczywiście, było w dziejach wielu nekromantów, którzy używali swych mocy w dobrych celach. Jednakże pierwszym czego dowiedział się od swojego mentora było, że magia ta zrodziła się z ludzkiej chciwości i sprofanowania świętości wiecznego spoczynku i nieważne jak wielkich czynów można z jej pomocą dokonać, hańby towarzyszącej jej powstaniu nic nie zmyje. - Poza tym, może sam spójrz na siebie? W oczach ludzi, istoty Tobie podobne są potworami. Ilu zna twoją tożsamość? Pięciu? Dziesięciu? A ilu z nich możesz naprawdę zaufać? A zresztą... to w sumie nieistotne, kiedyś twój sekret pozna niewłaściwa osoba i wtedy ani pieniądze, ani magia, ani szlachectwo Cię nie ocalą. - Mogło się wydawać, że młody Hindus grozi Liczowi, jednakże jego ton był całkowicie spokojny, no może nieco ironiczny, jak w trakcie wykładania argumentów komuś, kto nie do końca może je zrozumieć.
-Czy wy wszystkie mrówki myślicie, że wasza historia to jedyna historia? - Gdy Licz wypowiedział to zdanie Iruta lekko zacisnął brwi, próbował sobie wyobrazić jaki miałby wyraz twarzy, gdyby posiadał skórę i mięśnie.
Olbrzym wyprostował się. - Kiedyś biała magia, magia leczenia, nazywała się magią pierwszej pomocy. Ratowaliśmy siebie nawzajem. Nie zawsze to jednak wystarcza. Poszliśmy do bogów, oni powiedzieli, że zawsze będziemy śmiertelni. Ale Mortis dała nam klucz, nekromancję. To zła kobieta była. - delikatnie pokiwał głową, przecząc czemuś. - ”Wejdźcie i weźcie swoich bliskich z świata śmierci. Dalej możecie próbować im pomóc, może wam się uda.” - zacytował. - Wiedziała, że się nie uda. Wiedziała, że wpadniemy w obłęd. Wy ludzie macie dużo bardziej samolubną naturę i to wam pomaga. Ale ja nie wyznaje waszej magii i nie obchodzi mnie, że mój wnuk chciałby mieć w tej sztuce nauczyciela. Ja ci nie zapłacę. Zresztą...jesteś przeklęty, więc wątpię abyś był dobrym człowiekiem. - Powoli odwrócił twarz, aby spojrzeć Ashurowi prosto w oczy.
Chłopak nawet nie drgnął. Spojrzenie licza miało w sobie moc, ale jego własne w niczym mu nie ustępowało, no może poza wielkością oczu.
-Równie dobrze można by powiedzieć, że Ty jesteś zły ponieważ jesteś nieumarłym. Słyszałeś kiedyś przysłowie “dobrym ludziom zdarzają się dobre rzeczy”? To niestety bujda, może sprawdza się w bajkach na dobranoc dla dzieci. W prawdziwym świecie nie jest tak kolorowo. Dobrym ludziom zdarzają się złe, naprawdę złe rzeczy. - Ashur nawet się nie zająknął, sądził że gigant zrozumie aluzję, mimo dość wąskiego myślenia. Po prawdzie mógł się zatrzymać na wskazaniu stereotypu, ale nie byłby sobą nie czyniąc dłuższych wywodów. - Poza tym, czy twój syn nie powinien mieć wolnego wyboru? To jego decyzja jaką ścieżką chce podążać, a przyda się w jego pobliżu ktoś, kto dopilnuje by nie zszedł na złą drogę. Na młodych i niedoświadczonych czeka wiele pokus, które mogą okazać się zgubne.
-Oh, ja nie mówię, że mu nie wolno. Mówię, że za to nie zapłacę. - wyjaśnił się olbrzym.
-A ja nie zamierzam pracować za darmo, bo czasy niewolnictwa dawno już się skończyły. Nie żeby chodziło mi o twoje pieniądze. - odparł chłopak wzruszając ramionami.
-Iruta, możesz mi to wszystko wyjaśnić jakoś? - Ashur zwrócił się do stojącego z boku Azjaty - Czy to nie Ty mówiłeś, że ojciec Ana poszukuje kogoś, kto będzie go uczył? Więc o co tu teraz do Czarnej Zarazy chodzi? Czy wy się ze mnie po prostu nie nabijacie obaj?
-An poprosił mnie abym znalazł mu nauczyciela. Obiecywał, że jego dziadek cie opłaci. - przedstawił swoją historię Iruta, dość zażenowany.
-Kłamał. Pierwsze słyszę. - wyznał olbrzym.
Iruta włożył ręce do kieszeni i zamyślił się na moment. - To tak nie działa, ja załatwiam sprawy. - wymruczał pod nosem. - Zróbmy tak: Ashur wyświadczy mi przysługę i nauczy Ana kontroli. A ty… - spojrzał na licza. - Spłacisz swój dług wdzięczności względem mnie ściągając klątwę z Ashura. Koniec końców tylko Anowi zostanie coś do spłacenia. - zaproponował.
-Jest to jakieś wyjście. Aczkolwiek nie sądzę by było równie łatwo zrobić, co powiedzieć. - Hindus westchnął - Ta klątwa to naprawdę uparte skurwysyńtwo…
Olbrzym pokiwał głową. - Nie mam nawet narzędzi do czegoś takiego. Jest w muzeum jeden sztylet który by się nadał, ale nie chcą go odsprzedać. - wyjaśnił licz. - Na ten moment z klątwami najlepiej uciekać do bogów, chociaż pewnie nawet oni nie wiedzą kto je stworzył. - wyciągając rękę w stronę jednej ze ścian pomieszczenia, nekromanta przywołał do siebie magiczny kostur. - Miałem gdzieś grimoiry które tłumaczą jak rzucić kilka klątw na osoby o słabym umyśle. Jak taneczna plaga europy, bodajże z 14 do 17 stulecia od czasów Jezusa. - podrapał się lekko po brodzie. - Mogę spróbować dociec przez to do sposobów dekonstrukcji, ale dalej nie gwarantuję, że zwykłą magią mi się uda.
-Innymi słowy mamy tu od cholery niewiadomych i na dobrą sprawę, ani jednego pewnika. Czyli w sumie nic się nie zmieniło. - odparł Ashur - Klątwy najpewniej powiązane są z demonami i diabłami, wymagają podpisania magicznego paktu. Przynajmniej z tego kalibru o którym rozmawiamy, proste klątwy jak wypadanie włosów czy halucynacje, się do nich nie umywają. Tak wynika z poszukiwań między innymi Fausta, a kto jak kto na demonologii to on się znał. Bez dostępu do bardziej zaawansowanej wiedzy prawdopodobnie nie ma szans na zdjęcie tego cholerstwa. Dlatego chciałem się dostać do biblioteki. - westchnął ponownie.
-Jak zdobędziesz mi ten sztylet to gwarantuję, że zdejmę z ciebie tą klątwę. - obiecał Licz - W innym wypadku może mi się uda, może mi się nie uda. Będziesz się musiał z wynikiem pogodzić. - objaśnił swoje stanowisko, chodząc po hali. Co jakiś czas z mgły wyrastały regały pełne książek, dematerializując się gdy tylko opuścił ich okolice. Księgi o dziwo nie były aż tak wielkie. Wydawały się nawet nieco za małe dla rąk olbrzyma. - W sumie diabły by mnie nie zdziwiły. To jest magia na boskim poziomie.
-Lepszy rydz niż nic… - powiedział obojętnie chłopak - Jak wygląda ten sztylet i czy wiesz jakimi metodami jest strzeżony? To po pierwsze, a co do detalu… jak on właściwie ma działać? Bo jeśli chodzi o przebicie mi serca, to zwykły nóż też się nada, o ile trafisz. - rzucił pół-żartem dla rozluźnienia atmosfery. Zależnie od tego jak był strzeżony sztylet, Ashur mógł go zdobyć na co najmniej kilka różnych sposobów.
-Praktycznie zgadłeś. Nie pamiętam czyj on był, ale działa dość prosto: otrzymujesz na własność duszę osoby którą nim zabijesz. Pewnie to nie jedyny taki artefakt na świecie. - wyjawił sekret licz. - Jeżeli sam się nim zabijesz to teoretycznie sam dostaniesz na własność swoją duszę. Powinno przełamać klątwę...obejść jej zasady. - wzruszył ramionami. - Taka dziura w prawie. Podatków też unikam.
-Tylko co mi po zdjęciu klątwy jeśli zginę? - zapytał Licza retorycznie.
-Hm? To dźgnij się w szpitalu. Dusza będzie twoja, a jeżeli mnie pamięć nie myli równie dobrze możesz go sobie wbić w ramię. - odpowiedział Licz. - Zresztą, wyświadczysz ludziom przysługę. To zbyt potężny artefakt aby trzymać go w muzeum.
-Czyli nie “zabijesz” tylko “zranisz”... Bądź dokładniejszy na przyszłość, bo łatwo może dojść do przekłamania. - burknął Ashur. Perspektywa zranienia się była do przełknięcia, ciął się przecież już wiele razy. - Dobra, wracając do tematu, jak to małe ustrojstwo wygląda i jak jest strzeżone? Wiesz coś w tym temacie?
-Zwykły mały sztylet, ostrze to taki wężyk, zygzak...kris się na to mówi? Kalis? Krama? Keris? Diabli go wiedzą. Nie wiem kto go pilnuje, zależy od tego czy wiedzą ile jest wart i czym tak na prawdę jest. Mówimy o muzeum londyńskim. Golemy na pewno mają. Zresztą, pewnie na siłę byś sobie poradził. Chyba, że wolisz być subtelny.
-Kris, czyli to najpewniej artefakt pochodzący z Malezji... - zamyślił się młodzieniec. - Jeśli się nie wyróżnia, to może być ciężko go wyczaić. Będę musiał sobie zafundować małe zwiedzanie i zorientować się w sytuacji. Potem wymyślę jak położyć na nim rękę. - mówił bardziej do siebie niż do pozostałej dwójki. - Coś jeszcze?
-Na ten moment nic. Ale jak skończysz, to się zamelduj. Żebym nie grzebał w księgach na daremno. - odpowiedział olbrzym.
- Chyba że sam masz jakieś pytania czy prośby. - dodał Iruta.
-Tylko jedno pytanie w ramach uściślenia, wystarczy że dźgnę się tym sztyletem, a klątwa powinna stracić swoją moc i nie trzeba ku temu dodatkowych przygotowań, tak? - Ashur uznał że się upewni.
-Zgadza się. Chociaż… - zamyślił się gigant. - Nie jestem pewny co stanie się z klątwą. Możliwe, że zdobędziesz nad nią kontrolę albo coś w tym stylu. - stwierdził. - Zobaczysz w trakcie.
-W obu wypadkach będę zadowolony. Klątwa nad którą się panuje, przestaje człowiekowi przeszkadzać. - odparł spokojnie
-Ale z poszukiwaniami, z wiadomych względów poczekam przez parę dni. Póki co spróbuję wbić Anowi trochę wiedzy do głowy. - zwrócił się do Iruty.
Iruta przytaknął skinieniem głowy. - Wiedziałem, że można ci ufać. Choć obojętnie mi kiedy co zrobisz, bylebyś wywiązał się z obietnicy. - spojrzał wymownie na licza. Nieumarły specjalnie podał natychmiast receptę Ashurowi. Liczył na to, że ten pozbędzie się klątwy i zniknie. Pomylił się w ocenie serca chłopaka.
-Zawsze płacę długi. Pod warunkiem że nikt mnie w nie nie wrabia. - powiedział uśmiechając się kwaśno. Mefisto jeszcze pożałuje swojego zagrania, oj gorzko pożałuje.
-To co? Będziemy chyba wracać do Ana. - zaproponował Irucie.
-Miło było poznać, panie… no ładnie! przez cały ten czas się sobie nie przedstawiliśmy, co za gafa… - pół westchnął, pół parsknął młodzieniec. - Jestem Ashur.
-Obawiam się, że nie posiadam imienia. - odparł licz.
-Niech i tak będzie. - odpowiedział chłopak
-To co? Wracamy do Ana? - zapytał Irutę
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 17-09-2015 o 22:03.
Eleishar jest offline