Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2015, 11:46   #49
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Panienka Eloiza mówiła, że się tu zjawisz - powiedział uspokojony już strażnik wewnątrz zbrojowni w strażnicy.

Informacja o zarażonym roznosiła się z prędkością błyskawicy, czego skutkiem był tłum przy bramach. Tłum, który należało odeprzeć, nie pozwolić na przejście. Takie miasto jak Rigel nie mogło uratować się w całości, gdyż żaden statek nie będzie w stanie przyjąć takiej fali emigracji. Nawet gdyby kapitanowie chcieli to zrobić, a z całą pewnością nie zechcą. Zobaczą szarżującą tłuszczę i na stawianych w pośpiechu żaglach wypłyną w morze chroniąc się przed potencjalnymi zarażonymi.

Sama Eloiza natomiast zachowywała się bardzo rozsądnie. I przewidywalnie, co było dla niego atutem.

- Ruszyła głównym traktem ku starym farmom. Poleciłem jej trzymanie się zachodniej strony, na wschodzie ostatnio grasują wilcy. Tobie powiem to samo. Lepiej się pospiesz. W razie czego nigdy tej rozmowy nie było - dodał mężczyzna po otarciu spoconego czoła.

- Jeszcze jedno. Słyszeliście pewnie o nieudanym zamachu na Eloizę. Możemy wrócić do miasta i odprawić się stąd bezpieczniejszą niż okręt drogą - powiedział Jacob, by mężczyzna nie był zdziwiony, gdy ponownie zobaczy ich pod swoimi bramami.

- Ja już nie pamiętam co się stało przed chwilą - uśmiechnął się szeroko Cooper, a następnie wyszedł i wyjechał z miasta ignorując buczącą ludność.

Wskazówki strażnika zmniejszyły obszar poszukiwań jeszcze o połowę. Na więcej Starr nie mógł liczyć, bo i o więcej mogło być trudno. Popędził konia czując na karku upływ czasu. Nie musiał patrzeć na zegarek, by wiedzieć, iż ma jeszcze niecałe trzy kwadranse, by dotrzeć do gildii. Naturalnie liczył do godziny, nie półtorej.
Wedle rozsądku wiedział, iż lepiej było liczyć do dolnej niż górnej granicy. Wiedział również, że trzy kwadranse to dużo czasu. Planowo powinno zostać mu jeszcze piętnaście minut luzem, bo do miejsca, w którym znajdowała się dziewczyna powinien dotrzeć w góra siedem minut.

Dotarł w kwadrans, co dawało mu zaledwie kilka minut luzu, gdyż już upłynęła połowa godziny od wyjścia z gildii. Podróż powrotna mogła potrwać kilka minut krócej dzięki podążaniu wprost do celu bez oglądania się na cokolwiek.

Problem w tym, że należało jeszcze znaleźć Eloizę. Gdy tylko zaczął wołać coś wystrzeliło od ruin rozrzucając błotnistą glebę. Bełt z kuszy pneumatycznej.

Natychmiast, intuicyjnie popędził konia w kierunku, z którego pocisk został wystrzelony. Sam położył się niemal na końskim karku.

Nie musiał się zastanawiać wiele, by widzieć dwie opcje. Pierwsza, najbardziej sprzyjająca - kobieta dawała mu znak gdzie jest.
Druga, to inni ludzie. Ta droga rozgałęziała się na dwie kolejne możliwości. Byli to po prostu ludzie próbujący odpędzić go z tego miejsca, ale skąd mieliby kusze pneumatyczną?
Mogli to również być bandyci, tylko dlaczego wtedy nie strzelali w niego, tylko w ziemię? Oni również mogli chcieć go odpędzić, ale Cooper nie łudził się. Tacy strzelali zazwyczaj po to, by zabić.
Operatorem kuszy mógł być idiota nie potrafiący dobrze celować. Tutaj Starr miał już punkt dla siebie.

Jakby jednak nie było, pośpiech był w tym wypadku najlepszym ze wszystkich doradców dlatego, że czas płynął. W związku z tym coraz bliżej było do wypłynięcia Nautilusa oraz... do załadowania kuszy.
Jak wszystkie bronie dystansowe, niezależnie czy palne, czy miotane, kuszę również należało załadować. Załadować, założyć cięciwę, wycelować i dopiero strzelić.

Nawet jeśli byli to bandyci, musiał natychmiast dostać się w ich pobliże, by nie zorientować się, że gazopluj sterczy mu z brzucha, ponieważ idiocie udało się wreszcie trafić.

Oczywiście zamiast galopu wprost na potencjalne zagrożenie mógł również uciec, ale wtedy nie znalazłby Eloizy. Mogła przecież wpaść w ich pułapkę.

Czuł się względnie bezpiecznie dzięki swej pozycji. Zminimalizował prawdopodobieństwo trafienia chowając się za swoim zwierzęciem. Oczywiście minimalizował również opór powietrza.
Taka praktyka była równie brzydka, co praktyczna. Jeśli ktoś dostanie, to będzie to koń, a nie człowiek na nim siedzący. Miało to również element psychologiczny. Jeśli nie dało się jeszcze zabić jeźdźca, a taki był cel, to strzelanie do zwierzęcia nie było jedyną możliwością.

Na wszelki wypadek wysunął nieco stopy ze strzemion i był gotów zarówno na zeskoczenie z padającego konia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline