Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2015, 16:03   #232
dzemeuksis
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Po dokonaniu niezbędnych napraw, odpoczynku i poprawieniu nastrojów książę William stojący na czele wyprawy ogłosił decyzję o wznowieniu podróży w nieznane. Graniczyło to wprawdzie z szaleństwem jednak stara i sprawdzona przez wiele pokoleń maksyma głosiła, że zuchwałym szczęście sprzyja. Większość załogi była tym całkowicie zaskoczona, bowiem nie mieli dotąd o księciu Williamie najlepszego zdania. Okazało się jednak, że paniczyk zhardział i swoją nową postawą dał nadzieję, że zdoła dźwignąć ciężar odpowiedzialności za losy wyprawy.

Dowiedziawszy się o tym jedna z osób znajdujących się na statku zmieniła swój zamiar. Z powrotem starannie ukryła naszykowane już dokumenty i galowy strój, pozostawiając na sobie zwykłe marynarskie ubranie, właściwe dla osoby na jej oficjalnym stanowisku. Była zadowolona z takiego obrotu spraw, gdyż nie chciała być zmuszona do ujawnienia się. Tym bardziej, że próba przejęcia dowodzenia mogła by się nie udać, bez względu na jej uprawomocnienie. Nie wiadomo, jak zareagowałby książę, nie wiadomo, co by na taką woltę powiedziała załoga. Dobrze się stało, że książę postanowił kontynuować wyprawę.

W tym czasie ktoś inny zgrzytał zębami. Dotąd szczęście mu sprzyjało. Udało się dowiedzieć, jaki kurs obierze statek i wysłać gołębiem wiadomość do mocodawców. Wprawdzie niewiele brakowało a zdybany by został na tym przez tę wścibską Lukrecję, ale na szczęście się rozminęli - kiedy ona schodziła z górnego pokładu schodami przy prawej burcie on zupełnym przypadkiem wybrał te przy lewej, dzięki czemu nie zauważyła go i nie zapamiętała. A ofermy drzemiące w korytku całkiem nie zwracały na nic uwagi, więc niczego nie potrafiły jej powiedzieć.

Szczęście miał również, że został rozpoznany przez nieżyjącego już Blytha w okolicznościach, które pozwoliły go natychmiast i po cichu usunąć. No, może to nie była tym razem kwestia wyłącznie szczęścia - w końcu nie bez powodu wcześniej starał się sekretarza unikać. Teraz jednak karta się odwróciła. Nędzni tchórze - cedził do siebie przez zęby i wygrażał pięścią w kierunku, w którym oddaliły się "pirackie" statki - niech ich morze pochłonie, uciekli zamiast dokończyć dzieła. I teraz muszę płynąć z tą bandą bujających w chmurach idiotów na pewną śmierć!

Tymczasem statek niewzruszenie sunął ku zachodowi, zostawiwszy za sobą ostatnią przystań znanego świata.


 Koniec części I
 
dzemeuksis jest offline