- Grzyby bywają szalenie zdradzieckie. Słyszałem bajania kamratów, że chowają się w nich leśne mątwy. Jeśli wsadzisz takiego grzyba do ust w głowie mąci się strasznie jakbyś w wymiar chaosu wpadł. Przyznaję, że szalenie interesująca to rzecz lecz w tej dziczy lepiej trzeźwy umysł zachować. Tam nieopodal widzę gęstwinę leśną, tam też ukryłbym się na noc. Nazbieram mchu i pozrywam liściaste gałęzie. To może zapewni nam komfort i ukrycie.
Elf rozgadał się trochę ale zdarzało mu się czasem, zwłaszcza wieczorem. Dziewki w rzecznych portach uwielbiały historie z dalekich krajów. Czasem do epickich opowieści wkradały się pierdoły o grzybach czy czosnku. Jednak treść często okazywała się nie ważna. Odpowiedni ton głosu, pewna siebie postawa i odrobinka winka. To było jak przepis na chędożenie w porcie. Jednak teraz, w tym buszu myśli o dziewkach były szalenie odległe. Liczyło się przetrwanie.
Wzrok dostosował się do zachodzącego słońca. Barwy gdzieś uleciały lecz wszystko pozostało wyraźne. Trzymając swój kostur w ręce, elf naznosił do lasku mchu na którym miał zamiar spędzić noc. Nie ukrywał, że liczył na pomoc towarzyszy w szykowaniu noclegu. W takich sytuacjach solidarność rozstrzygała o życiu lub śmierci. Po otoczeniu gałęziami małej strefy w lasku, zasugerował kompanom.
- Proponuję żeby choć jedna osoba czuwała nad resztą. Póki noc nie zapadła jeszcze w pełni, może niech będzie to jeden z ludzi. Ja z Ragnarem będziemy czuwać o północy.
Po słowach tych zwinął się w kłębek na swojej kupce mchu i pogrążył się w imaginacjach. We wspomnieniach przywoływał liczne obrazy z przebytych podróży "Złotą Konwalią". Szczególnie te wspomnienia o miękkich piersiach i kształtnych biodrach...