Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2015, 01:45   #91
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 05:05; 15*C





Marek Kwiatkowski i Lance "Styx" Vernon




Buty zgrzytały na osuwających się pod nimi kamieniach. Ciężko się nimi poruszało. Zwłaszcza tym co oberwali tak jak Lance. Cały dzień i teraz jeszcze noc w akcji była męcząca i nużąca. Rany, ból, osłabienie z upływu krwi, zmęczenie, odreagowanie pobitewnego stresu czy wreszcie zwykły głód i pragnienie zaczynały brać górę. Nawet najsilniej wytrenowane ciało miało swój limit wytrzymałości. Był w stanie nadal działać choć dalsze nadwyrężanie nadszarpanego takim wysiłkiem organizmu groziło, że go zwiedzie w najmniej potrzebnym momencie. Polak był w o tyle lepszej sytuacji, że uchował się przez całą walkę bez żadnego draśnięcia choć też nie miał lekkiego dnia.

Na razie jednak mogli się wreszcie obaj spotkać, wymienić się o tym jak co komu poszło no i zastanowić się co robić dalej. Walka była skończona obecnie przemierzali jej pobojowisko. Wstawał już dzień i nawet w ostrym, górskim powietrzu dało się odczuć pierwsze dzienne ocieplenie temperatury, zwłaszcza jak się stało w nasłonecznionym miejscu. Noktowizory też już nie były konieczne bo było już właściwie widno. Był to jeszcze nieśmiały pierwszy oddech i blask dnia który za godzinę czy dwie rozkwitnie w pełni nad tą krainą ponownie rozgrzewając go niemiłosiernie nawet tu w górach.

Walka skończyła się dla nich pomyślnie. Przynajmnie o tyle, że to oni teraz chodzili po pobojowisku a nie ci drudzy. Odsiecz chłopaków z Black Water pod dowództwem Kwiatkowskiego przybyła w samą porę i przeważyła szalę walki na korzyść gości z zagranicy. Gdy podchodzili do lądowania gdzieś obok nich przeleciały serie z broni maszynowej. Przez moment zrobiło się naprawdę groźnie. Żadna reakcja czy ludzi czy ich latajacego pojazdu nie była szybsza od kul. Ale jednak tamci najwyraźniej strzelali na słuch bowiem nie serie przechodziły obok. W tym czasie marines na ziemi od razu poczuli zelzenie nacisku ogniowego na swoje pozycje gdy dwa stanowiska broni maszynowej przeniosły ogień na inny cel. Choć nadal turbaniarze mieli nad nimi znaczną przewagę liczebną i ogniową i nadal nie strzelali jakby mieli po ostatnim magu na lufe.

Potem wsparcia udzieliła im dość leciwa konstrukcja ze stajni Bell'a otwierając ogień z chyba jeszcze starszego broni maszynowej. Obie konstukcje jednak utrzymywanie w stanie pełnej sprawności dalej robiły swoje tak samo jak pół wieku temu gdy wciąż były w kwiecie wieku. Teraz Huey nadal krążył nad polem walki a świniak wypluwał z siebie pocisk za pociskiem posyłając w ciemność kolejne stada rozgrzanych łusek. Te dwie nie najmłodsze na współczesnym polu walki konstruckje w połączeniu z nowoczesną optoelektroniką ich operatorów dawały im znaczną przewagę nad przeciwnikiem w dole. Teraz wreszcie dla odmiany on zastał przyduszony ogniem i jego nacisk na przebywających wciąż na stokach wzgórz marines i jedynego kontraktora wyraźnie zelżał.

w którymś momencie ciemnoscia targnęła eksplozja i jeden z zaparkowanych pojazdów wybuchł posyłając w góre słup ognia i dymu by zamienić się w kolejny płonący wrak. Utrata pojazdu, niewidzialny ogień z nieba i i wreszcie odsiecz drużyny świetnie wyekwipowanej piechoty ze sprzetem do prowadzenia walk w nocy przesądziło sprawę. Przeciwnik stracił ochotę do walki i zaczął się wycofywać najwyrąźniej nie chcąc sie angazować w walkę z nagle silniejszym przeciwnikiem. Do tego od strony miasta widac było szpaler świateł pojazdów. W noktowizorach nowoprzybyłych widać było wojskowe ciężarówki prowadzone przez poradzickiego btr-a. Hastings najwyraźniej użył swoich wpływów i postawił na nogi kogo trzeba a miejscowy garnizon wojska był najbliżej.

Zwycięstwo jednak nie przyło łatwo. Zwłąszcza rozbitkowie z zestrzelonej maszyny mieli zabitych a z żywych nie było nikogo całego. Kraksa i walki zebrały swoje żniwo. Postrzelony wcześniej zołnierz Korpusu zaliczył kolejny postrzał i zmarł. Ale największe straty poniosła ta grupka przy pikupach. Walka musiała być desperacka i ropaczliwa. Ciała poległych marines nosiły liczne slady trafień jednak pancerze zdecydowaną większość z nich. Nie były jednak w stanie catrzymać wszystkich. Sądząc po ilosci łusek wokół walka musiał być praktycznie na krok czy dwa. W większosci ciężko ranni już wcześniej Amerykanie, ostrzeliwani z najbliższej odległości musieli ulec przeciwnikowi. Wokół były ciała dwóch miejscowych z pociętymi na wylot ciałami. Było też ciało Ahmeda który wciąż skuty również zaliczył serię w brzuch jednak nie chroniony pancerzem to wystarczyło by zakończyć jego żywot.

Nie wszyscy jednak zginęli od razu. Brakowało dwóch marines. Ślady krwi prowadziły gdzieś na pobocze. W dzień już z drogi widać było kontrastujące z otoczeniem plamę mudnuru kilkadziesiąt metrów dalej ale w nocy bez sprzetu niekoniecznie tak musialo być. Williams był martwy. Do końca walczył próbując trzymać się za założony niedbale opatrunek osobisty. Musiał mu go założyć ten drugi bowiem raczej nie dałby rady sam sobie założyć w tym stanie opatrunku tuż pod pachą. Ten drugi też oberwał i miał założony opatrunek i był trupio blady i miał zamknięte oczy. Ale jeszcze oddychał choć zdawał się być w stanie krytycznym.

Przeciwnik dysponował czterema pojazdami. Do pierwszych dwóch dojechały w nocy jeszcze dwa. Z tego wszystkie były postrzelane a jeden był dopalającym się własnie wrakiem. Ciał naliczono na razie osiem. Nie do końca było wiadomo ilu z nich zbiegło. Woleli się najwyraxniej poruszać pieszo niż ryzykować jazdę po drogach w dzień. Zwłaszcza, że teraz na pobojowisku nadeszły posiłki regularnej, pakistańskiej armii która nawet w dzień czyniła walkę bezsensowną.

Paramedyczka kontraktorów miała więc pełne ręce roboty. Właściwie wszystkich rozbitków z maszyny zakwalifikowała do hospitalizacji. Musieli wracać teraz bowiem w Iroquis'e kończyło się paliwo i musiał wracać do bazy. Choć jeszcze była alternatywą zaproponowana przez kapitana Pakistańczyków który oferował miejsca w koszarowym szpitalu. Było znacznie bliżej o dało się podjechać nawet ich ciężarówkami albo nawet podrzucić ich tam śmigłowcem kontraktorów. Było to prawie na miejscu a lot do stolicy potrwałby znów prawie godzine. Większość rannych powinna to znieść ale czy ten krytycznie ranny żołnierz to zniesie pozostawało nie do przewidzenia nawet dla zatroskanej Evy.

Zastanawiająca też była rola tego żółtego śmigłowca który krążył nad polem bitwy a obecnie nad jego pobojowiskiem. Miał wyraźne oznaczenia smigłowca ratowniczego czyli był takim powietrznym ambulansem. Wcześniej może pilot obawiał się ladować z powodu walk ale te się już skończyły a on dalej krążył i nie lądował. Jak na smigłowiec ratowniczy było to bardzo dziwne zachowanie.

Wraz z kontraktorami wylądowała też narzeczona Newporta i oczywiście zaczęla w pierwszej kolejności wypytywac o niego i naciskać by zaczęli wreszcie coś robić by go odnaleźć. Po czym zaczęła sama chodzić po pobojowisku i robić zdjęcia, rozmawiać z kim kto jej sie nawinął. Czy w ten sposób chciała sama jakos go odnaleźć czy po prostu była na tyle opanowana, że dalej robiła swoja robotę ciężko było powiedzieć. Jednak była tu a Newporta nikt nie widział od początku walki. Jakby było mało dzwonił Hastings. Pytał się jak się czują, czy są jakieś straty, czy miejscowi przysłali wojsko tak jak mu obiecali no i gdzie jest Newport. Nie było zbyt dobre dla wizerunku firmy tak gubić klienta po kliencie dzień po dniu. Zwłaszcza, że taka dyplomatyczna szycha była znacznie większą rybką niż jakiś informatyk którego nikt nie znał z pierwszych stron gazet.




Costance Morneau




- Musimy wracać. Paliwo się kończy. - oznajmił Amerykance jej wspólnik w prawie legalnym uprowadzeniu szpitalnej maszyny. Miała świetne zdjęcia z walk w nocy. Teraz już było dzienne światło więc zmieniła sprzęt. I dalej cykała fotkę za fotką. Niestety miała świadomość, że choćby niewiadomo jak się oboje starali zdjęcia wyjdą zamazane. Drgań maszyny nijak nie dało się zniwelować. Pocieszające było to, że przy takiej ilości zdjęć któreś po porstu musiało być świetne. Nawet rozmazane mogło oddać ducha sceny, groze sytuacji, dramaturgię i desperację walki. A ci żołnierze na dole ostrzeliwani ze wszystkich stron wyglądali bardzo epicko. Tak dramatycznie i batalistycznie. A te fotki rzygającego ogniem wojskowego śmigłowca miodne. Cała ciemność, zaledwie zarys sylwetki i błyskający ogniem karabin masyznowy. A w nocnym trybie z całą sylwetką i żywymi ludźmi na pokładzie ze skierowanym w dół strzelającą bronią wyrzuacającą łuski no żyć nie umierać dla takich zdjęć. Tylko te drgawy maszyny psuły doskonałe zdjęcie.

Potem jeszcze ta kolumna wojskowych ciężarówek z których wysypali się pakstańscy zołnierze ogarniajac teren. Świetne ujęcie na współpracę z miejscowymi siłami pokazujące, że Amerykanie nie sa najeźdźcami czy okupantami jak to się często lubiło powtarzać choć w tym kraju była to bzdura skoro było ich mniej niz w jednych koszarach jakiejkolwiek większego miasta.

No i byli bezkonkurencyjni. Nawet najsłabsze zdjęcia były jedynymi które psiarnia miała z tej walki. Wszyscy byli skazani na nich. Cały świat mógł się dowiedzieć o tej walce z ich relacji. A walka z terroryzmem zaatakowanych pdstepnie przez liczniejsze siły terrorystów na pewno będzie dobrze przyjęta. Takie zdjcia i reportaże były obecnie modne i poszukiwane i niejako skazane na sukces. Tylko ta francuska blondzia...

Póki była w śmigłowcu w ogóle jej nie było widać i nie wiadomo było co robi. Dopiero jak maszyna kontraktorów wylądowała na ziemi dało się zauwazyc jej kobieca figurkę i blondwłoski tak kompletnie różne wśród otaczających ją sylwetek w mundurach i z bronią. Co gorsza łaziła tu i tam i rozmawiała i robiła zdjęcia i generalnie zgarniała temat na gorąco sprzed nosa. Z ziemi na pewno mogła zrobić lepsze zdjęcia niż Constance z powietrza no i Amerykanka nie mogła zrobić żadnego wywiadu z uczestnikami walk.



???; śr; 2017.06.05 godz 05:05; 15*C



Jeremy Newport




Stres powoli z niego schodził. Miał w końcu ponadprzeciętne zdolności zachowania zimnej krwi. Odgłosy walki ucichły i nie wznowiły się więcej. W zamian tego słyszał monotonne odgłosy ciężarówek i czuł nieprzyjemne, nieregularne kołysanie na słabo resorowanej skrzyni. Nie miał właściwie pojęcia kto i gdzie go wiezie co budziło niepokój i napięcie nie pozwalając odetchnąć z ulgą.

Zorientował się też, że nie jedzie sam. Pilnowano go. Przynajmniej jeden strażnik od strony klapy by pewnie nie przyszło mu do głowy skakać czy inaczej uciekać. Siłą raczy musieli siedzieć blisko siebie. Ciężarówka była wypełniona chyba nieźle. Bo z jednej strony strażnik z a zdrugiej jakieś płaskie, sztywne powierzchnie jak skrzynie czy inne pudła. Był prawie pewny, że nie przewidywano przy załadunku miejsca tutaj dla dwóch osób.

No i zapachy. Pozbawiony wzroku niejako musiał badać otoczenie za pomocą pozostałych zmysłow. Słuch niewiele mu powiedział poza tym, ze jadą ciężarówką która zagłuszała zdecydowaną większość odgłosów. Musiało być już chyba rano bowiem przez odgłosy pojazdu przebiło się jakieś dźwięki i był prawie pewny, że to chyba ogłoszenie kolejnego dnia z jakiegoś meczetu. W więksozściświątyń używano systemu audio który niósł światu muzułmańskie posłanie całkiem daleko. No ale zastanawiający był zestaw zapachowy który odczuwał. Od paki ciężarówki dolatywał zapach smaru czy oleju. Zdecydowanie kojarzący się z jakimiś nowymi narzędziami prosto ze sklepu. Albo bronią. Zaś od strony strażnika zalatywało zdumiewająco łagodnym i delikatnym zapachem bardziej kojarzacym się z damskimi perfumami niż męską wodą kolońską. Nie był zbyt silny ale jadąc dłuższy już chyba czas w końcu był już pewny, że wcale mu sie tak nie wydaje.

Zanim zdążył się nad tymi spostrzeżeniami powazniej zastanowić pojazdy sapnęły hydraulicznymi hamulcami, zwolniły bez pospiechu i w końcu zatrzymały się. Chwilę nic się nie dziao aż w końcu jego strażnik wstał i szarpnął go za ramię zmuszając do powstania. Jakieś dłonie na dole pochwyciły go i pomogły ściągnąć na dół. Po chwili stał już na ziemi i został poprowadzony gdzieś na pobocze. Pod nogami chrzęścił mu otoczakowy żwir ale po chwili poczuł cień i zapach jakiegoś budynku. Posadzono go kolejnym szarpnięciem na ziemi. Pod sklejonymi taśmą palcami wyczuł, że to jakies klepisko a nie normalna podłoga. Wokół niego było chyba dwóch czy trzech ludzi, wciąż stali i nie odzywali się. Nic od niego też chyba nie chcieli bo nie wchodzili z nim w żadne interakcje.

Po chwili usłyszął nadchodzące kroki i chyba znów weszło do środka dwie czy trzy osoby. Jedna z nich położyła coś obok niego. Po chwili klękła i dał się słyszeć trzask plastikowcy klipsów jak od torby czy plecaka. Chwilę trwały jakieś szelesty i grzebania w nim po czym ktoś nożyczkami zaczął rozcinac mu nogawkę. Potem poszło juz szybko, docierały go kolejne odgłosy rozpakowywanych środków, pieczenie gdy dezynfektantem przemywano mu rany i w końcu obwiązywanie jej opatrunkiem.

Medyk najwyraźniej skończył swoją robotę bowiem pozbierał swoje zabawki, wstał i odszedł. Zaraz też chętne ale niekoniecznie zyczliwe dłonie pomogły powstać Amerykaninowi na nogi. Opuszczali już ten budynek i znów znalazł się na zewnątrz chrzęszcząc butami po tym zwirze. I nagle akcja zdecydowanie przyśpieszyła. Usłyszał jakiś tumult i zamieszanie. Ktoś niedaleko krzyknął coś alarmująco chyba w którymś z tubylczych języków Pakistanu, prawie od razu usłyszał jakiś bieg jakby kilka osób rzuciło się nagle do wyścigu szybko oddalając się od konwoju. Jego samego ponownie popchnięto i po chwili znów był już przy ciężarówce. Wyczuwał w otaczających go osobach znaczną nerwowość w ruchach choć nadal byli nienaturalnie milczący. Przynajmniej ci w pobliżu niego. Choć teraz chyba był z nim nie więcej niż jeden strażnik, pozostali pobiegli i jeszcze nie wrócili. Wyczuwał, że cokolwiek się stało nie było po myśli jego porywaczy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline