Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2015, 11:45   #79
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Luna również przywitała szczurołaka, oczywiście nieco inaczej niż by sobie tego życzył… lecz Lunę jakoś to mało interesowało, jak intruz to odbierze. Właściwie to bodaj pierwszy raz w życiu nawet ją ubawiła reakcja tego zwierzaka. W jej dłoni bardzo zręcznie pistolet się obrócił, a potworek znalazł się wnet na celowniku muszki. Ciemnowłosa uśmiechnęła się wrednie, odbezpieczając po drodze broń:
- Również witam - i strzeliła pokrakę w nogę tak, by trafić w kolano.
Kula wbiła się w ciało bestii, potworek kwiknął… trochę zaskoczenia i trochę ze strachu. Ale nie z bólu. Rana zasklepiła się od razu.
Srebro… na likantropa są potrzebne srebrne kule… idiotko.
Głos? Nie… to nie był głos. To były jej własne myśli.
Jak to dobrze, że w porę się odezwały. Nie przed czasem, Luna uwielbiała takie sytuacje, że nic nie działało w porę. Ależ to dziwne było nagle nie tylko wiedzieć o istnieniu ironii, ale również samemu ją rozumieć i stosować w praktyce. Dziewczyna westchnęła, nie miała przy sobie nic srebrnego. W komnacie nie było ani jednej pułapki, którą mogłaby odpalić. Zostawały jedynie pułapki zastawione w przejściach.
- Albo i nie - prychnęła z pogardą. - Nie ma po co - sprowokowała stwora, by ją gonił w tunelu. Tam w najmniej spodziewanym przez potwora momencie zamierzała zatrzasnąć przerosłego szczura w jedną w zastawionych tam pułapek. Nawet własną bronią, na odległość.
Znała korytarz lepiej od ścigającej ją bestii, bo szczurołak widząc że nie może mu uczynić krzywdy nie wahał się wcale i opadając na cztery łapy pognał za Luną sycząc i popiskując.
Nie zauważył, że starannie ona omija niektóre obszary… aż wkroczył na jeden z nich i stalowe szczęki zacisnęły na jego tylnej łapie. Ryknął z bólu i wściekłości. A choć stalowy zacisk nie czynił poważnej szkody na zdrowiu, to jego siła zdołała go unieruchomić. Szarpał się wściekle i zawodził popiskując głośno.
- Ojojojoj - zacmokała drwiąco Luna. - Bidulek - z udawanym rozczulaniem odpakowała sobie papierosa i wsadziła do ust. Odpaliła zapałkę z pomocą tarcia o pobliskie kamienie, a tytoniowy dym uleciał w kierunku szczura. - Serka nie mam, ale mam lepsze rzeczy. Ja pytać, ty odpowiadać. Ja liczyć do raz, dwa, trzy. Jak ty nie odpowiedzieć, ja robić ci dalsza krzywda. Kto cię tu wysłać i skąd? Raz… - w jej dłoni błysnął pistolet, a na twarzy dziewczyny pojawił się złowieszczy uśmieszek.
Na gryzoniu jednak ta broń nie robiła wrażenia, ani groźby samej Luny… Jego pysk wykrzywił się wściekle i z ust wydobyło się charczenie.- Zjeść… cię… zła… ty.
- Ja nie karmić przybłędy - rzekła do bestii, dmuchnęła jeszcze raz fajkową chmurą, zgniotła peta i rzuciła go na ziemię. Odeszła od szczurołaka. On nie obchodził ją ani trochę. Gdyby zrobił jej przysługę i sam się zabił, to by się nawet ucieszyła, acz stwór był za głupi na taką prośbę. Lunie zostało odejść z niesmakiem, bez odpowiedzi i uważać na dodatkowych nieproszonych gości.
Jak się okazało… jej jaskinia zyskała nowe wyjście awaryjne, a może wejście. Bowiem szczurek przekopał się do niej po prostu od dołu tworząc niewielki ale stabilny tunel, którym dało się przejść na czworaka.
Jednak Lunie nie chciało się tam schodzić i ryzykować.
“Następnym razem racz łaskawie ostrzec wcześniej, przybłędo”, mruknęła w myślach do tego dziwnego czegoś. Zabezpieczyła broń, żeby przypadkiem nie wypaliła. Westchnęła. To przejście wyglądało o wiele stabilniej, lecz prowadził do większej zagadki niż szemrana szwalnia. Aczkolwiek trop był świeży, a świeży trop oznaczał więcej przygód. Policzyła w myślach do trzech i zdecydowała się zejść na dół. Dla swego drogocennego skarbu - wszystko, nawet uda się do czarnej jak drowia dupa Otchłani.
Głębiej było ciemno… i mokro… i śmierdziało. I breja aż po kostki. Niewątpliwie niższa część kanalizacji miasta. Ta starsza część. Śmierdziało jak w Otchłani, więc… można powiedzieć, że życzenie Luny się spełniło. Dziewczyna wyczuwała słaby prąd… więc ścieki gdzieś płynęły.
Najpierw góra. Pod prąd. I oświetlenie w stylu słynnej dziewczynki z zapałkami, która sobie zrobiła prymitywną pochodnię z pałki i chusteczki. Jak nie zadziała, zadowoli się zapałkami. Potem najwyżej pójdzie w drugą stronę.
Pochodnia była kiepska, dawała niewiele światła i płonęła zatrważająco szybko. Pozwoliła jednak rozejrzeć się po ścieku leniwie płynącym zgodnie z grawitacją… bardzo leniwie. To były porzucona i zapomniana część kanalizacji z czasów, gdy miasto powstawało. W śmierdzącej wodzie widać było plamy pleśni i nawet małe śluzowce porastały kamienne ściany. Dowód że pracownicy kanalizacji miasta nie zawracali sobie uwagi tymi odnogami. Niemniej na granicy światła pochodni Luna dostrzegła coś interesującego. Siedzącą w tym pływającym gnoju humanoidalną sylwetkę.
Tylko cicho i spokojnie, trzeba ostrożnie podejść do typka. Sprawdzić, czym to coś jest. Upewnić się, że to nie jest kolejny szczurołak czy inny popapraniec. Żeby można było mu strzelić w ryj bez regeneracji obrażeń z jego strony. Właściwie co taki typek robi w tym miejscu?
Chlupot wody dość szybko wyeliminował “cicho” z planów Luny. Niemniej przeciwnik wydawał się być nieporuszony jej obecnością. Ani źródłem światła które niosła, a które rzucało się wo czy. Pewnie dlatego, że był… martwy i obgryziony do kosteczek. Szkielet człowieka zanurzony do pasa w wodzie miał jednak przy sobie część ekwipunku. Zgniłą torbę, złamany w połowie ostrza rapier, dwie złote monety i resztki przemoczonych dolarów New Heaven w sakiewce , mistrzowsko wykonaną ręczną kuszą z dziesięcioma sztukami amunicji oraz starą latarnię… niestety bez oleju niewielki był z niej obecnie pożytek. Sądząc po smrodach odchodów, biedaczysko był ostatnim posiłkiem szczurołaka którego złapała.
Dziewczyna sprzątnęła z resztek ofiary małą kuszę z amunicją (przecież zdechlakowi i tak się nie przyda, a tylko się zmarnuje), sakiewkę z przemoczonymi dolarami, do której wsadziła znalezione przy denacie monety. Wzięła też latarenkę no i tyle. Nie znalazła nic więcej, co mogłoby się jej wcześniej czy później przydać. Postanowiła ruszyć dalej.
Doszła po chwili do rozwidlenia tunelu, jedna odnoga pięła się w lewo… druga w prawo. Przy prawej leżała kolejna sylwetka… nieruchoma. Tym razem mały osobnik. Gnom?
Postanowiła również i tego sprawdzić, co miał przy sobie. Acz nie tak szybko, w tych kanałach mogło być pełno różnych popierdół.
Kolejne zwłoki.. bardziej świeże niż poprzednie. Goblin. Uzbrojony w dziwaczną krótką halabardę z kolcem.

Oprócz niej miał złamany krótki łuk, oraz połamane strzały z których jedynie cztery się do czegoś nadawały, pustą glinianą fiolkę. I wielką dziurę w klatce piersiowej… przez którą ktoś mu wyżarł trzustkę i wątrobę z jamy brzusznej. Miał też coś o wiele przydatniejszego. Wypaloną na wyprawionej skórze mapę. Zapisana w języku nieznanym Lunie, była trudna do odczytania. Pokazywała jednak, że w okolicy jest siedlisko tej rasy i coś jeszcze… jaszczurki z włóczniami. Ich tereny oznaczone były linią czaszek.
Wybór również nie należał do przesadnie skomplikowanych. Luna odebrała martwemu gnomowi mapę. Zapisana w języku goblińskim. Fuck. Nie znała goblińskiego, ale cóż, mapę i tak weźmie, może się przydać.
Jaszczuroludów nie chciała spotkać. Goblinów też nie. Dlatego też do zbadania zostały jeszcze pozostałe odnogi. Ryzykowała żywymi patrolami, ale jednocześnie istniała większa szansa, że ominie i jednych i drugich. Dlatego postanowiła zbadać ostrożnie pozostałe korytarze, które nie prowadziły ani do goblinów ani do jaszczurek z czaszkami i piszczelami. Rozpoczęła od najbliższego zaułka.
Dość szybko się przekonała, czemu ta jej odnoga kanałów została porzucona przez miasto. Na drodze Luny pojawiło się gruzowisko kamieni blokujące dalszą drogę. Pewnie wywołane w czasach, gdy New Heaven przechodziło gruntowną przebudowę zyskując Uptown. Kamienie blokujące drogę dziewczynie były śliskie… spływała po nich brudna woda. Wydawało się, że są naturalną tamą, dla ścieków znajdujących się po drugiej stronie. To miejsce robiło się niebezpieczne… co gorsza większość mapy goblinów zdominowana była przez… cóż tereny goblinów. I większość korytarzy zbadanych przez potworki… prowadziły właśnie do ich głównej siedziby.
Prosty pomysł przyszedł do głowy Luny. Ponieważ nie chciała iść do żadnej grupy, postanowiła się wrócić… na górę. I nawet gotująca się w niej wściekłość wywołująca migrenę nie potrafiła jej zawrócić z raz wybranej ścieżki. Choć gdzieś w głębi ducha Luna czuła, że to jedynie test pomyślany na przyszłość. Na wypadek gdyby dziewczyna musiała być kierowana niczym szczur w labiryncie za pomocą magicznego kija. Marchewki w tym układzie nie przewidziano.
Wdrapanie się przez norę szczurołaka nie zajęło Lunie zbyt wiele czasu. Potem ocenienie spokoju swej siedziby, a na koniec… sprawdzenie korytarza z pułapkami. Szczurołaka już tam nie było. Luna nie wiedziała jak się uwolnił i gdzie znikł, ale nie był to dobry znak… Niewątpliwie prędzej czy później zdecyduje się zemścić na niej. Przynajmniej wiedziała, że może się spodziewać się zemsty zwierzaka. Przydałoby się trochę srebra, by chociażby powlec nim kule do pistoletu. Albo srebrna amunicja. Pytanie, czy jej skromny budżet pozwoli na takie zabawy. Nie przejęła się zbytnio migreną. Bardziej skupiła się na przygotowaniach do eksploracji Podziemia. Postanowiła się rozejrzeć za lokalem ze srebrną amunicją… no i trzeba było znaleźć sposób na jaszczury i “gnomy”. Po drodze na powierzchnię Lunę ogarnęła słabość, osunęła się na kamiennie mając mroczki przed oczami. Ssanie w żołądku było tylko jednym z symptomów nadwyrężenia przez nią swego organizmu. Nie jadła od dłuższego czasu, nie spała równie długo. Trzeba było zatem nadrobić posiłek i odpoczynek. Chociaż z drugim będzie lekkie utrudnienie, jeśli ten szczur ją wyniucha.
Zatem - do hotelu.
Znalezienie miejsca do spania okazało się czasochłonne. Najbliższy hotel robotniczy wymagał przejścia kilku przejścia kilkunastu ulic. Ale w końcu dotarła do omszałego hotelu robotniczego, gdzie stara krasnoludka żując tytoń otworzyła księgę i spytała.
-Imię?
- Tesa.
-Nazwisko?- mruknęła krasnoludka po zapisaniu kilku run w księdze gości.
- Nezira - odparła, jakoś takie nazwisko wpadło jej do głowy.
Krasnoludka spojrzała spode łba wyraźnie zaskoczona i niezbyt wierząca jej wypowiedzi. Ostatecznie wzruszyła ramionami splunęła do spluwaczki i spytała.- Jak to się pisze?
Luna nie robiąc sobie wiele z oburzenia krasnoludzicy, sama wpisała swoje nazwisko tak, żeby kobieta nie miała problemów z jego odczytaniem.
-Jak długo planujesz pobyt? Pamiętaj że doba trwa 24 godziny naliczane od dziesiątej rano.- burknęła krasnoludka, której najwyraźniej nie podobała się inicjatywa Luny.
- Jedna, dwie doby.
-To jedna czy dwie doby?- mruknął babsztyl wpatrując się przenikliwie w Lunę.
- Dwie - Luna natomiast dalej nie przejęła się podejrzliwością krasnoludzicy.
Po chwili tracąc dziesięć dolców zyskała z klucz metalową plakietką i numerem “13”. “Urocze”. “Czego tam?” - spytała się w myślach… tego całego superwizora, bez emocji. Udała się do pobliskiej karczmy, żeby sobie coś zjeść.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Świadomość jakiejś obecności, znów stała się tylko mglistym uczuciem. Postanowiła na razie zignorować intruza. Posilić się w barze, a potem odespać. Po odespaniu, plan zapowiadał się prosto… ej, chciała przecież pogrzebać w silniku, nie robiła tego dawno. Choć skoro nie będzie jej już dane pobawić się naprawą pojazdów, to wybierze się na poszukiwania srebrnej amunicji. Podczas snu pomyśli nad sposobnością na ominięcie jak największej ilości mieszkańców Old Hell.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline