20 Ches 1372 RD
Słysząc uwagi Arine i Rashy, bard popatrzył po przygotowującej się do drogi grupie. Uniósł jedną brew, przybierając znudzony wyraz twarzy.
- Zapewne macie rację, drogie panie. Dogonię was na drodze. Szerokiej drogi - stwierdził beztroskim tonem.
Najwyraźniej i jemu taki układ bardziej odpowiadał. Przygładził rozczochrane włosy, po czym obrócił się na pięcie i powrócił do karczmy. Dziewczyny popatrzyły po sobie i wzruszyły lekko ramonami.
- Lada dzień będziemy mogli przerzucić się na koła - poinformował Bulmar z uśmiechem, zacierając dłonie.
Gdy konie zostały zaprzęgnięte i wszyscy zasiedli już na kozłach, karawana ruszyła w dalszą drogę. Pogoda dopisywała. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Wiosenne słońce radośnie raczyło okolicę swymi promieniami. Pojedyncze krople wody połyskiwały tu i ówdzie, kapiąc na ziemię z drzew. Od czasu do czasu mijali niewielkie kępki pierwszych kwiatków, które były na tyle silne, by przebić się łebkami przez coraz cieńszą pokrywę śnieżną i wystawić płatki ku słońcu. Podobnie swe twarze wystawiali podróżni, dla których pogoda mogła być tutaj już tylko lepsza niż to, z czym mierzyli się jeszcze tydzień temu po drugiej stronie gór. Miarowe posuwanie się po drodze umilały im wesołe trele ptaków, które nawoływały przyrodę do przebudzenia się z zimowego snu. Sielanka.
Ślady końskich kopyt odbiegające od głównej ścieżki w różne strony świadczyć mogły o tym, że wjeżdżali powoli w bardziej uczęszczaną do tej pory okolicę niż daleka północ. Po około trzech, może czterech godzinach jazdy do karawany dołączył samotny jeździec na koniu. Przywitany niezbyt przychylnymi spojrzeniami Erny i Edgara wysforował się naprzód, by w końcu zrównać się z wozem Alytha i Arine. Otto wywalił jęzor i odwrócił się na drugi bok, plecami do Pięknoustego. Mężczyzna chyba czuł, że nie jest tutaj szczególnie miło widzianym gościem i najwyraźniej nie chcąc zniechęcać nowych towarzyszy do pomocy, nie odzywał się już więcej po krótkim przywitaniu. Niestety jego towarzystwo też niespecjalnie nastrajało kompanów do poważniejszych rozmów.
- To tu - rzucił krótko po kolejnych paru godzinach drogi, wskazując gdzieś na lewo przed nimi.
Droga rozszerzała się tutaj nieznacznie w miejscu, gdzie drzewa cofały się, tworząc podłużną polanę. Na znak Arine karawana zjechała na bok i zatrzymała się.
- Tu spałem - wskazał jedno z drzew po lewej - a tam przy tym przewalonym pniaku zniknął ten potwór - powiedział z przejęciem.
Otto zeskoczył z wozu i z nosem przy ziemi zaczął zataczać kółka, węsząc intensywnie.
- Dobrze, rozejrzyjmy się po lesie w takim razie - zakomenderowała Arine, widząc po minach wszystkich, że to od niej oczekuje się decyzji.
- Alyth, Edgar i Erna, Otto i ja. Reszta pilnuje wozów - zarządziła, zabierając ze sobą te osoby, które jej zdaniem miały z bardem najbardziej na pieńku.
Wilk chyba złapał trop, bo dreptał przy wskazanym przez barda kamieniu i oglądał się raz po raz na przyjaciółkę. Wyznaczone osoby ruszyły ku niemu i wraz z nim szybko zanurzyły się między drzewa, znikając z oczu reszcie karawany i Aldenowi.
Otto kluczył trochę, to gubiąc trop, to znów go odnajdując i prowadził czworo śmiałków coraz głębiej w las. Po jakiejś godzinie spaceru co bardziej spostrzegawczy mogli tu i ówdzie sami dostrzec odbity w śniegu ślad wyraźnie jaszczurzego łapska - sporo większy niż ludzka dłoń. Sęk w tym, że nie wszystkie prowadziły w jedną stronę. Cokolwiek tropili wydawało się, że jest tutaj częstym gościem w ostatnim czasie… albo jest tego więcej niż jedna sztuka?
Czasem coś zaszeleściło w krzakach i wszyscy aż podskakiwali, ale zwykle był to tylko zając czy jelonek, który - zwęszywszy intruzów - natychmiast znikał między drzewami.
W końcu Otto doprowadził ich do kolejnej maleńkiej polanki, na której skraju dostrzec mogli wejście do tunel prowadzącego w głąb jakiegoś schodzącego w dół tunelu. Wyglądał na dzieło natury, nie człowieka, co do tego każdy miał pewność. Wilk zatrzymał się przed wejściem i najeżył się od kłębu po samiutki ogon.
- Chyba tu - powiedziała Arine, wyciągając z plecaka pochodnię. - Wszyscy na pewno chcą iść dalej?
Erna tylko skrzywiła się nieznacznie, z jej milczenia jak zwykle można było tylko wnioskować… że wcale nie miała ochoty pomagać Aldenowi. Edgar skinął głową.
- Samej ci pójść nie damy - odparł.
Białowłosa uśmiechnęła się do Alytha, czekając na jego odpowiedź.