Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2015, 14:09   #35
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
20 Ches 1372 RD

Słysząc uwagi Arine i Rashy, bard popatrzył po przygotowującej się do drogi grupie. Uniósł jedną brew, przybierając znudzony wyraz twarzy.
- Zapewne macie rację, drogie panie. Dogonię was na drodze. Szerokiej drogi - stwierdził beztroskim tonem.
Najwyraźniej i jemu taki układ bardziej odpowiadał. Przygładził rozczochrane włosy, po czym obrócił się na pięcie i powrócił do karczmy. Dziewczyny popatrzyły po sobie i wzruszyły lekko ramonami.
- Lada dzień będziemy mogli przerzucić się na koła - poinformował Bulmar z uśmiechem, zacierając dłonie.

Gdy konie zostały zaprzęgnięte i wszyscy zasiedli już na kozłach, karawana ruszyła w dalszą drogę. Pogoda dopisywała. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Wiosenne słońce radośnie raczyło okolicę swymi promieniami. Pojedyncze krople wody połyskiwały tu i ówdzie, kapiąc na ziemię z drzew. Od czasu do czasu mijali niewielkie kępki pierwszych kwiatków, które były na tyle silne, by przebić się łebkami przez coraz cieńszą pokrywę śnieżną i wystawić płatki ku słońcu. Podobnie swe twarze wystawiali podróżni, dla których pogoda mogła być tutaj już tylko lepsza niż to, z czym mierzyli się jeszcze tydzień temu po drugiej stronie gór. Miarowe posuwanie się po drodze umilały im wesołe trele ptaków, które nawoływały przyrodę do przebudzenia się z zimowego snu. Sielanka.

Ślady końskich kopyt odbiegające od głównej ścieżki w różne strony świadczyć mogły o tym, że wjeżdżali powoli w bardziej uczęszczaną do tej pory okolicę niż daleka północ. Po około trzech, może czterech godzinach jazdy do karawany dołączył samotny jeździec na koniu. Przywitany niezbyt przychylnymi spojrzeniami Erny i Edgara wysforował się naprzód, by w końcu zrównać się z wozem Alytha i Arine. Otto wywalił jęzor i odwrócił się na drugi bok, plecami do Pięknoustego. Mężczyzna chyba czuł, że nie jest tutaj szczególnie miło widzianym gościem i najwyraźniej nie chcąc zniechęcać nowych towarzyszy do pomocy, nie odzywał się już więcej po krótkim przywitaniu. Niestety jego towarzystwo też niespecjalnie nastrajało kompanów do poważniejszych rozmów.

- To tu - rzucił krótko po kolejnych paru godzinach drogi, wskazując gdzieś na lewo przed nimi.
Droga rozszerzała się tutaj nieznacznie w miejscu, gdzie drzewa cofały się, tworząc podłużną polanę. Na znak Arine karawana zjechała na bok i zatrzymała się.
- Tu spałem - wskazał jedno z drzew po lewej - a tam przy tym przewalonym pniaku zniknął ten potwór - powiedział z przejęciem.
Otto zeskoczył z wozu i z nosem przy ziemi zaczął zataczać kółka, węsząc intensywnie.
- Dobrze, rozejrzyjmy się po lesie w takim razie - zakomenderowała Arine, widząc po minach wszystkich, że to od niej oczekuje się decyzji.
- Alyth, Edgar i Erna, Otto i ja. Reszta pilnuje wozów - zarządziła, zabierając ze sobą te osoby, które jej zdaniem miały z bardem najbardziej na pieńku.

Wilk chyba złapał trop, bo dreptał przy wskazanym przez barda kamieniu i oglądał się raz po raz na przyjaciółkę. Wyznaczone osoby ruszyły ku niemu i wraz z nim szybko zanurzyły się między drzewa, znikając z oczu reszcie karawany i Aldenowi.
Otto kluczył trochę, to gubiąc trop, to znów go odnajdując i prowadził czworo śmiałków coraz głębiej w las. Po jakiejś godzinie spaceru co bardziej spostrzegawczy mogli tu i ówdzie sami dostrzec odbity w śniegu ślad wyraźnie jaszczurzego łapska - sporo większy niż ludzka dłoń. Sęk w tym, że nie wszystkie prowadziły w jedną stronę. Cokolwiek tropili wydawało się, że jest tutaj częstym gościem w ostatnim czasie… albo jest tego więcej niż jedna sztuka?
Czasem coś zaszeleściło w krzakach i wszyscy aż podskakiwali, ale zwykle był to tylko zając czy jelonek, który - zwęszywszy intruzów - natychmiast znikał między drzewami.
W końcu Otto doprowadził ich do kolejnej maleńkiej polanki, na której skraju dostrzec mogli wejście do tunel prowadzącego w głąb jakiegoś schodzącego w dół tunelu. Wyglądał na dzieło natury, nie człowieka, co do tego każdy miał pewność. Wilk zatrzymał się przed wejściem i najeżył się od kłębu po samiutki ogon.
- Chyba tu - powiedziała Arine, wyciągając z plecaka pochodnię. - Wszyscy na pewno chcą iść dalej?
Erna tylko skrzywiła się nieznacznie, z jej milczenia jak zwykle można było tylko wnioskować… że wcale nie miała ochoty pomagać Aldenowi. Edgar skinął głową.
- Samej ci pójść nie damy - odparł.
Białowłosa uśmiechnęła się do Alytha, czekając na jego odpowiedź.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline