Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2015, 18:54   #33
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie miała więc racji szamanka w swoim stwierdzeniu, że broń nie będzie im w tej wiosce potrzebna. Ktoś porywczy mógłby ją za to winić, ale przecież nie znała też nikogo z nich. Tutejsza społeczność miała wroga, a w takich momentach nigdy nie było wiadomo, jaką postać przybierze i skąd nastąpi atak. Ten, który tu przeżyli, nie był pierwszym - nie mógł być, sądząc z samego zorganizowania, jakie uwidoczniło się po jego zakończeniu. Rannych przenoszono do jednego z budynków, gdzie już uwijano się jak w ukropie, aby im pomóc. Spadł ulewny deszcz, będący z pewnością efektem przywołanej potężną magią burzy. Zbierano zabitych, gnolle i ich wierzchowce rzucając na jeden stos, a swoich zabierając w nieznane bohaterom miejsce. Już nie było śmiechów, obcy budzili też mniejsze zainteresowanie. Zmienił się też jego wymiar, bowiem widziano jak walczyli w obronie społeczności. W takim momencie nie zastanawiano się, czy w tej obronie było coś więcej od egoizmu związanego z próbą ocalenia swojego życia.

Maarin musiała wezwać swoją nową boginię, aby przynajmniej częściowo zaleczyć rany swoich towarzyszy. Harpagon krwawił mocno, podobnie jak ledwo trzymający się w pionie - pomimo swojej hardej miny - Valerius. Tak nie mogli pójść do szamanki, która wkrótce ponowiła swoje zaproszenie. Wioska obecnie radziła już sobie sama.

Na górę wchodziło się po drabinkach sznurowych. Rozglądając się po każdym piętrze dostrzegało się wielu tubylców, lecz głównie byli to młodzi lub starsi przedstawiciele plemienia. Tych drugich znacznie mniej. Ewentualnie kobiety, spora część z nich w ciąży - mężczyzn zdolnych do walki nie widziało się tu wielu. Wspinali się tak cztery piętra w górę, do samego szczytu, mniejszego od pozostałych pięter. Były tu jedne podwójne drzwi, strzeżone przez dwójkę półnagich strażników z włóczniami i maskami ptaków zasłaniającymi twarze. Barwne pióropusze z piór poruszały się, kiedy otwierali oni przejście, zaraz po tym jak wszyscy złożyli broń w specjalnych koszach przy ścianie.

Hulia’syi czekała na nich sama, siedząc na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Ubrana była tak jak poprzednio, mając na sobie równie niewiele co reszta członków plemienia. Niezwykłe oczy pałały światłem, a bohaterowie poczuli delikatne mrowienie na swoich ciałach, kiedy weszli do pomieszczenia z dużym, wystającym nad resztę budynku tarasem. Zmrok zapadł, ale w środku paliła się setka świec, barwiąc żółto-czerwonym światłem otoczenie i pozwalając zauważyć setki roślinnych i zwierzęcych symboli, talizmanów i totemów wypełniających dużą salę.


W powietrzu unosił się korzenny zapach, a przed szamanką umieszczono duży blat na niskich podpórkach. Nie używano tu najwidoczniej zwykłych stołów. Kobieta zaprosiła ich gestem, wskazując na maty położone wokół zastawionego jedzeniem i napitkiem stołu. Pożywienie pachniało przyprawami, sporządzone zostało z lokalnych roślin i zwierząt, w czym łatwo dopatrzeć się było egzotyki.

Kiedy usiedli, odezwała się po raz pierwszy, głębokim, lekko zachrypniętym głosem.
- Wybaczcie mi pomyłkę. Moja wróżba myliła się, co oznacza, że nasz wróg nauczył się mnie oszukiwać. Dziękuję za waszą pomoc.
Wskazała na potrawy. Jej oczy nie posiadały tęczówek. Wydawało się, że nie patrzy na nikogo, jednocześnie widząc wszystkich.
- Częstujcie się. Gdy nasycicie głód, opowiecie mi o sobie. Proroctwo przepowiedziało mi, że przybędziecie. Wasza krew sama ciągnie ku konwergencji. Pachniecie… bogami. Jedzcie, pijcie. Wróg nie wróci przez jakiś czas po dzisiejszej porażce.
 
Lady jest offline