Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2015, 14:30   #51
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Antigua pozostała taka, jaką ją zapamiętał. Siatka ciemnoniebieskich kanałów rozciągała się dokąd sięgnąć wzrokiem. W wielu miejscach rzeczne trakty były zablokowane przez nieczystości - tam woda stała, wzbierając śmierdzącym mułem. Denis płynął właśnie przez jedno z głębokich koryt. Mimo posępnej aury tego miejsca, ponowne zetknięcie z cywilizacją dawało poczucie ulgi. Wiedząc gdzie jest Richard, pozostawało mu już tylko zmierzać do karczmy po drugiej stronie miasta. W międzyczasie obserwował niespokojne życie miasta.
Anitgua zasłużyła sobie na tytuł jednej ze stolic przemytników. Oczywiście największą aglomerację tego typu stanowiła Al Chiba w zonie Corvus. Nie dało się jednak pozbyć wrażenia, że tutejsze społeczeństwo żywiło się nielegalnym handem. Często bywało że skrzywione postaci mijały się na łodziach, by w ostatnim momencie przekazać sobie jakieś pakunki. Arcon zwrócił uwagę na niewielki prom, przepływający pod kamiennym mostem. Ktoś zrzucił zeń zawiniątko na dach statku, po czym szybko oddalił się w swoim kierunku. Potem Denis dostrzegł zardzewiały kuter. Z podpokładu słyszał uderzenia pięściami o metalowe ściany oraz stłumione dźwięki protestów w obcym języku. Przysadzisty kupiec w kontuszu pokręcił znacząco głową, jakby chciał rzec aby nie interesować się zajściem.
Anitgua była więc istotnie parszywym miejscem. Ale nie zawsze tak wyglądała…


Jeszcze dwadzieścia lat temu wyspa była rządzona twardą ręką przez Delegatów. Jej znaczenie gospodarcze czyniło swoisty pstryczek w nos Hanzy. To tutaj handlowano futrem oraz lnem, które pozyskiwano z okolicznych farm. Panowała jedna zasada: żadnych Hanzytów. Ci nie posiadali w pobliżu zaufanych dostawców wspomnianych materiałów. Była to dla nich nie tylko materialna ujma, ale i sprawa honorowa. Antigua bogaciła się i opływała w dostatek, co pozostawało cierniem w oku spółki. Oponenci uznali że jeśli nie mogą wystąpić przeciw miastu jawnie, pogrążą je w inny sposób. Znakiem tego narzucili horrendalne opłaty celne na wszystkich szlakach wokół wyspy. Ceny zwiększyły się, ale zapotrzebowania wręcz przeciwnie. Rynek zareagował w naturalny sposób: przemyt rozrósł się do gigantycznych rozmiarów i skupił właśnie tutaj. Brak kontroli nad przepływem towarów doprowadził do wyniszczenia gospodarki i pogrążania dobrej renomy. Antigua zdziczała i stała się ostoją handlowych bandytów. Tylko formalne pozostała Wolnym Miastem.
Denis przerwał swoje rozważania. Zacumował w zatoczce przy budynku. Tym razem miał szczęście. Richard był na miejscu. To była długa podróż, ale koniec końców ścieżki lurkera i szlachcica ponownie się przecięły.



Długa, metalowa kapsuła leżała trzy metry od Jacoba. Młody historyk jedynie chwilę przyglądał się pociskowi. Strzelił w powietrzu cuglami, a sam położył się na mokrym włosiu pokrywającym koński grzbiet. Donośny tętent galopu zmieszał się chlupotaniem coraz głębszego błocka. Jednakże zwierzę było silne i zwolniło tylko nieznacznie. Nikogo nie słyszał, więc odpadał scenariusz że to Eloiza dawała mu o sobie znać. Zdarzenie wyglądało raczej jak ostrzeżenie. Na broń pneumatyczną nie mógł sobie pozwolić byle awanturnik. Jeśli ktoś już zakupił tak kosztowny egzemplarz, musiał być go pewien. Ponadto oręż tego typu był dość poręczny i dobrze skalibrowany. Wszystko sprowadzało się do stwierdzenia, że chybienie nie mogło być incydentalne.
Pneumatyczna czy nie, kuszę należało przeładować. Starr wykupił sobie tym faktem przynajmniej kilka sekund. W tym czasie zdążył przejechać pod zbutwiałą ścianę kondygnacyjnego budynku, który w połowie pogrążył się na grząskim gruncie. Cały bok okalał niewielki daszek, dzielący chatę na dwa piętra. Skręcając za prawy róg jeździec dostałby się pod drzwi wejściowe, obecnie przegniłe i wyłamane z zawiasów. Aktualna pozycja dawała chwilową osłonę. Agresor raczej nie miał zamiaru strzelać przez drewniane deski, jego amunicja była zbyt cenna. Przez chwilę Cooper nasłuchiwał dźwięków wokół siebie. Przestrzeń wypełniały głównie tłuste muchy, których nieregularne bzyczenie było nader irytujące. Z dala gromadnie odzywały się ropuchy zamieszkujące pokryte rzęsą stawy. Naturalna muzyka tego miejsca była natrętna i ciężka niczym powietrze wypełniające trzęsawiska. W pewnym momencie do tej kakofonii dołączył jeszcze inny ton. Nagłe uderzenie podeszwy buta. Ktoś przemieszczał się wzdłuż podłogi powyżej miejsca, gdzie znajdował się Jacob. Kroki rozlegające się na piętrze były bardzo ostrożne, jakby dystyngowane.



Pion na A4.
Richard śledził ruch Ferata i od razu zaczął rozważać kontrę. Siedzieli na pstrokatych krzesłach, przyjemnie grzani przez trzaskający kominek. Szachy okazały się nie tylko gimnastyką umysłu, ale i odskocznią od nerwowego okresu.
Przez chwilę obydwaj ślęczeli nad łuskami, które służyły za figury.
- I co dalej?
Lucjusz patrzył mu prosto w oczy. La Croix zrozumiał, że nie chodzi o ruch w grze, ale dalsze poczynania grupy. To było dobre pytanie. Niewiele posunęli się od czasu wizyty w burdelu, choć co nieco udało im się dowiedzieć.

Skoczek na G3.
Casimir przebywał głównie w spelunach i szukał guza. Daleko mu było do typu człowieka, który potrafił usiedzieć długo na miejscu. Miał jednak dość oleju w głowie, by nie tylko tracić czas na bójkach. Spotkał paru starych znajomych: podejrzanych żeglarzy, którzy sprzedawali tutaj używki legalne inaczej. Mówili, że stary James i jego ,,Clockwork Dog” znów ruszyli na otwarte wody. Była to dość istotna informacja. Piracka formacja sporo namieszała w przeszłości na wodach Oriona i nie tylko.

Wieża na D5.
Manuel pilnowała zeppelinu. Przy tej maszynie nigdy nie brakowało pracy. Trzeba było kupić nowe suwnice, sprawdzić urządzenia pokładowe, uzupełnić rezerwy gazu. Dziewczyna sporadycznie pojawiała się u Richarda, cała umorusana w smarze. Ze sterowcem wszystko było w porządku, ale według jej relacji pozostała część załogi niecierpliwiła się. A to źle wpływało na morale.

Goniec na B6.
Ferat odwiedzał centrum prasowe i na bieżąco przynosił gazety z całego świata. Nagłówki krzyczały głównie o zarażonych. Mieli pojawić się już nie tylko w Rigel. Wyglądało na to, że Barnesowie nie kłamali. Chorzy dokonywali coraz bardziej zuchwałych czynów. Coraz częściej mieli krew na rękach. Czasem pozostawiali za sobą jedynie zgliszcza.

Richard przegrał tę rozgrywkę. Dzień później siedział w tym samym miejscu, wpatrując się na szachownicę i myśląc o niej w ramach symbolu. Denis zaginął i choć to nie zadawało matu, to brak lurkera nadwyrężał celowość misji. Dlatego gdy podniósł wzrok i spojrzał na wchodzącego gościa, myślał że umysł płatał mu figle. W istocie, Denis Arcon stał przed nim jak żywy.



Otworzyła szerzej oczy. Widok kompletnie pogrążonego w amoku ojca był co najmniej zatrważający. Samantha była kobietą czynu. Jednak przez te kilka długich chwil przeprowadziła trudną, wewnętrzną batalię. James na nią liczył, choć w tym momencie nie był świadomy tego faktu. Nawet jeśliby go powstrzymała, ,,Dog” wciąż podążał ku zagładzie. Przejęcie kontroli nad statkiem jawiło się najrozsądniejszą opcją
Coś świsnęło jej koło ucha. Obok przeleciał nóż, gdzieś szczęknęły pałasze. Robiło się coraz groźniej. Samantha pociągnęła Lucasa za rękaw.
- Musisz mi pomóc. Pokażesz mi na mapie, w którym kierunku powinnam odpłynąć.
- Mogę tylko zgadywać - zasępił się inżynier - Wydaje mi się, że jesteśmy tu, a powinniśmy podążać na południowy zachód. Dotrzemy z powrotem na obrzeża Carinae.
Wzięła mapę i skinęła mu głową.
- Trzymaj się blisko, nie chcę by jakiś oszołom Cię uszkodził.
Ruszyła przez pokład, zgrabnie lawirując między walczącymi. Kilkukrotnie musiała wręcz odskoczyć tam, gdzie bójki przybrały bardzo poważne rozmiary. Dobrze znała tą grupę i wiedziała do czego są zdolni w walce. Większość tych ludzi nie miałaby problemu w skatowaniu kogoś za złe spojrzenie. Teraz bez żadnych ogródek rzucali się sobie do gardeł, niektórzy próbował rozorać twarze przeciwników gołymi rękoma. Kiedy Samantha mijała ich, Lucas raczej chował się za skrzyniami lub dawał nura za rozciągnięte na deskach ciała.
Niczym lisica wbiegła po nadbudówce, okrążając równocześnie Kyle’a. Ten wciąż nie odpuszczał steru. Wywijał nim jak zabawką i śmiał się demonicznie. Już na trzeźwo ów człowiek posiadał maniakalny stosunek do swojej pracy. Nic nie wskazywało, aby w tym momencie miało się to zmienić. Dziewczyna przeszła wokół niego łukiem. Szczęściem w nieszczęściu facet pozostał pogrążony w psychicznej matni, także konsekwentnie ignorował większość bodźców. Bez zwłoki ruszyła na niego. Obróciła swoją broń. Kordelas mdło zabłyszczał w zamglonym powietrzu, lecz to nie ostrze było przeznaczone sternikowi. W ostatnim momencie Kyle odwrócił się do napastniczki. Jego mina znów stężała, przybierając znany, ponury wyraz twarzy. Zacisnął szczęki, przez co skóra twarzy wyraźnie się napięła. Zadzwoniło kradzione, serpenckie złoto, jakim mężczyzna obwiesił swoją kurtkę. [Łatwy Test Siły]


Uderzenie było silne i celne. Samantha uderzyła rękojeścią w środek czoła Kyle’a. Ten przez chwilę stał w miejscu, jakby nie rozumiejąc co właśnie zaszło. Jego spojrzenie uciekło wgłąb czaszki, a oczy zaszły bielmem. Kolana ugięły się pod sternikiem i już za chwilę został sprowadzony do poziomu. Lucas szybko podbiegł do Kyle’a. Związał mu ręce, jednocześnie podnosząc kciuk do Samathy. Piratka chwyciła ster. Jedną ręką powstrzymała jego chaotyczny ruch, drugą przytrzymała mapę. Przyszedł czas na trudniejsze zadanie.
Oczywiście że znała się na żegludze, ojciec już o to zadbał. Z drugiej strony nigdy nie pływała w aż tak złych warunkach. Spojrzała na pulpit przy sterze, w którym znajdowała się busola. Mogła się tego spodziewać: igła obracała się w kółko jak zaklęta. Omiotła otoczenie wokół statku. Gdzieniegdzie biel rozrzedzała się, jednak nie mogła być pewna że to właściwy kierunek. Było bardzo źle. Miała tylko niejasno wyznaczony kierunek i swoją intuicję. Przekręciła ster o kilka stopni. ,,Dog” posłusznie odbił z dotychczasowej trasy. [Bardzo trudny Test Nawigacji]
Skupiała się już tylko na wyprowadzeniu statku z mgły. Zażarta walka na pokładzie nie ustępowała. Jucha lała się jak na prawo i lewo, a żagle ochlapały już całe litry świeżej posoki.
- T-tam. Patrz! - zaczął ekscytować się Lucas.
Ale Kidd nie trzeba było dwa razy powtarzać. Doskonale widziała prześwity między tańczącymi na wodzie, siwymi jęzorami. ,,Clockwork Dog” powoli opuścił akwen i ponownie wpłynął na całkiem zwykłe, błękitne morze. Chmura pozostała z tyłu, wciąż nienaturalnie kłębiąc się we wszystkie strony.
Załodze zabrało kilka chwil, aby się uspokoić. Nawet po odzyskaniu zmysłów niektórzy wciąż prali się wzajemnie, niby siłą rozpędu. Dopiero James musiał wydrzeć się i uspokoić narwaną brać.
- Na krocze portowej murwy! Wszyscy natychmiast przestać!
Mimo iż znów się kontrolował, jego ciało przeszył spazm wściekłości.
- A teraz. Niech ktoś będzie tak kurewsko miły i mi powie co tu się właśnie odjebało.
 
Caleb jest offline