Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2015, 02:11   #26
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG: Sprzysiężenie losu


Feylan Dandradin, Treal Naralthir

Pomysł Treala, żeby potraktować Makenai'a jak worek ziemniaków i przerzucić go sobie przez ramię miał swoje dobre i złe strony. Dobrą stroną było to, że Khaan nie sprawiał już problemów, a wręcz zdawało się, że poniechał on oporu. Złą było to, że przeprawa stała się uporczywsza. Jak i Treal, jak i Feylan męczyli się musząc na zmianę nosić ciężar. Musieli co pewien czas zatrzymywać się na odpoczynek, tym szybciej niż zatrzymywaliby się bez zbędnego (a może niezbędnego?) balastu.

Jednakże z każdym krokiem wcale nie byli bliżej celu, a przynajmniej mieli takie wrażenie i po trzecim, dłuższym postoju tego dnia, kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, mieli już pewność, że tak naprawdę, mimo iż zgodnie z tym co mówił Treal, szli wciąż na południe, nie zbliżali się do wyjścia z lasu czy nawet do znanych im terenów.

- Kiepskimi jesteście przewodnikami… - zadrwił Khaan, kiedy dwaj Tel'Quessir zastanawiali się nad następnymi krokami.

Ruszyli jednak dalej, wciąż na południe, które nie wiadomo już było czy tym południem było, bo coraz to mieli wrażenie, że krążą… czego nie wyzbyli się od całego dnia. Makenai prócz tego jednego komentarza nie mówił nic więcej, najwyraźniej nieprzejęty niewygodną pozycją podróży, która wszak dawała ulgę jego zranionej nodze. Treal i Feylan natomiast chcieli pokonać tej nocy tyle, ile było to możliwe, mając szczerą nadzieję, że jednak gdzieś w pobliżu jest wyjście z Cormanthoru. Co pewien czas wydawało im się, że drzewa się przerzedzają, że to już tutaj, że są prawie na miejscu, ale po ujściu kolejnego kawałka rozumieli, iż to musiała być tylko iluzja zmęczonych poszukiwaniami umysłów.

Musieli się zatrzymać, znaleźć odpowiednie miejsce na odpoczynek, zregenerowanie sił…

Nie przeszli jednak daleko, kiedy jedno, bardzo dokuczliwe odczucie ich przeszyło. Na tyle dokuczliwe, że zatrzymali się rażeni nim i spojrzeli po sobie zaskoczeni.

Zimno nocy, choć konkretne, to jednak nie równało się w żadnym stopniu z tym, co odczuwali. Mróz, przeraźliwy mróz, którego ukłucia niczym sztylety wbijały się w nieosłoniętą skórę, a i reszta ciała również drżała pod jego naporem. Dłonie cierpły i w pewnym momencie Treal, bojąc się, że upuści na nowo podniesionego Khaana postawił go na ziemi. Oddech był widoczny w powietrzu, zaś roślinki pokrywały się szronem, jednak… przynajmniej śniegu nigdzie nie było.

- Może któryś użyczy mi swojego płaszcza? Zimno mi. - odezwał się Makenai, który jednak jako jedyny z ich trójki nie drżał jak liść na silnym wietrze.



Ellethiel Davar

Śmierć Głupców przypatrywała się beznamiętnie Ellethielowi tymi szmaragdowymi ślepiami, ale coś pół elfowi mówiło, że widzi niejakie rozbawienie w tym spojrzeniu… i może oczekiwanie. Na co? Nie wiedział, jednak… Miał wrażenie, że może się w niedalekiej przyszłości przekonać… a rozwiązanie niekoniecznie może przypaść mu do gustu.

Bardzo… smutne.
Wymruczała Śmierć Głupców w odpowiedzi.
I bardzo... ironiczne. Nie sądzisz?

Stwór niespiesznie zaczął okrążać Ellethiela, jakby go sprawdzając, jakby obserwując i testując, ale jakie były jego zamiary? Czy młody pół elf mógł się aż tak pomylić? Jednak czego dotyczyła ta pomyłka?

Jaka była Śmierć Głupców?

Powiem ci jedno... mały Ellethielu.
Stwór zatrzymał się nagle, ale nie było widać w jego ruchach spięcia.
Nie sprawiłeś, aby zaczęło mi zależeć.

Zanim Ellethiel zdołał zareagować, nim się w ogóle spostrzegł postawa Śmierci Głupców zmieniła się diametralnie, ze spokojnej w gotowej do ataku. Stwór przypominający wielkiego wilka wybił się w stronę pół elfa, ledwo, o włos go nie powalając, jako że w ostatniej chwili Ellethiel zdołał rzucić się w bok i przeturlać poza zasięg skoku bestii. Nie oznaczało to oczywiście, że był bezpieczny. Wciąż znajdował się w bliskim sąsiedztwie zębów Śmierci Głupców, jak i sama masa stwora mogła stanowić zagrożenie. Co do szybkości reakcji i zwinności przeciwnika Davar nie miał wątpliwości. Nie wiedział czy zdołałby uciec stworowi.




Ruatahl Bellasvalainon

Pierwszym przeciwnikiem, jaki zaatakował Ruatahla i Netlina po przybyciu w pobliże wioski druida o imieniu Thorendil był wszechogarniający mróz.

Od opuszczenia Valinuil pod przewodnictwem pół elfiego kapłana podróż przebiegała w sposób, który żadnemu z Tel'Quessir nie przypadł do gustu. Można było zrzucić winę za krążenie po własnych śladach na Netlina, jednak i Ruatahl nie był w stanie określić dlaczego zrobili koło… dwa razy. Młodszy kapłan był coraz bardziej zaniepokojony, szczególnie że przed odwiedzeniem druida mieli zatrzymać się w jeszcze jednej osadzie, która miała być ich noclegiem. Niestety, nie zdołali dotrzeć do niej pomimo usilnych starań zawstydzonego pół elfa, jednak kiedy zapadła już noc, a oni wciąż szukali miejsca na odpoczynek, nagle zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego.

Netlin, który jeszcze przed chwilą twierdził, że są pół dnia drogi od wioski owego Thorendila oznajmił, iż… dotarli do celu. Nie rozumiał tego wszystkiego, a Ruatahl wyraźnie widział, iż pod pozorem zakłopotania kryje się obawa, która rosła w pół elfie od momentu, gdy zaczęli błądzić i chodzić po własnych śladach, aby teraz urosnąć do sporych rozmiarów… a to był dopiero początek.

Bo wtedy nadszedł ten mróz.

Chociaż las wciąż wyglądał jesiennie widzieli obłoczki własnych oddechów tak wyraźne, jak w mroźnej zimie. Niezakryte kawałki ciała zdawały się odmarzać, a i ubranie niewiele pomagało. Palce cierpły, a oni drżeli nie gorzej niż targane wichurą liście. Spojrzeli pod swoje stopy, jakby pewni, że zobaczą pod nimi śnieg, jednak jedynie szron osiadł na roślinności.

Ruatahl zwrócił spojrzenie na Netlina, żeby zobaczyć, że to, co jeszcze przed chwilą było silną obawą przeistaczało się właśnie w strach.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 07-11-2015 o 03:09.
Zell jest offline