Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2015, 03:31   #97
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Poruszyła się jakoś tak niemrawo na łóżku, jak gdyby nagle stało się mało wygodne dla jej delikatnych pośladków ukrytych pod sukienką nocną. A to przecież tylko to spojrzenie mężczyzny czyniło sytuację tak niezręczną. Ślinę przełknęła głośno i z trudem, po czym podjęła strategicznie najlepszą decyzję dotyczącą swojej reakcji. Całkowite zignorowania i zmiana tematu.

-Czyżbyś.. czyżbyś zamierzał wybrać się na polowanie? Czy to na pewno dobry pomysł? Nie będzie Ci przeszkadzała Twa rana? -zapytała hrabianeczka, nawet ze słyszalnym przejawem troski w swym głosiku. Cały czas dobrze pamiętała jak bardzo się tamtego wieczora bała. O siebie, o niego także -Z tego co wiem, to już moja droga maman dotrzymywała towarzystwa temu Twojemu poselstwu na polowaniu. Widać czuje obowiązek godnego reprezentowania całej Francji swoją osobą.
- Moja droga ptaszyno… my mówimy teraz o polowaniu w znacznie skromniejszym towarzystwie. Tylko leśna głusza, ja i … ty.
- mruknął Gilbert przybliżając twarz do jej oblicza i bezczelnie otwarcie muskając jej usteczka w delikatnym i czułym pocałunku.- O polowaniu które będzie twym kaprysem. Jeśli będziesz miała ochotę…
O jakim to polowaniu była teraz mowa ?!

Te usta, zdradzieckie tak! Nie tylko te jego, lubieżne pomimo swej pozornej delikatności, ale także i jej własne wargi! Jakże mogły tak reagować zupełnie bez jej woli? Jakże mogły się odrobinę rozchylić, tak oburzająco zapraszająco wręcz, na spotkanie z jego ustami?! Przecież to było tylko muśnięcie, równie dobrze mogła je po prostu zignorować lub tylko przekręcić lekko główkę, aby przeszkodzić mu w tej pieszczocie. Ale nie, została zdradzona! Przez samą siebie!

-Na pewno nie! -zakrzyknęła prawie podskakując w miejscu, nie do końca wiedzący, czy sprzeciwia się jego propozycji, czy działaniom -Po wczorajszym napadzie, nigdzie się nie wybieram bez garstki strażników! Ponadto już raz porwałeś mnie do lasu na piknik, i wcale nie mam zamiaru tego powtarzać tak szybko – po czym dodała niechętnym pomrukiem – Mam dość ekscytacji na najbliższych kilka dni..
-Doprawdy?
- zdziwił się szlachcic i zmarszczył brwi w zamyśleniu.- A doszły mnie plotki o jakimś balu u króla, na który to zamierzasz się wybierać. Czyż to nie jest wydarzenie pełne ekscytacji. Więc pewnie zamkniemy się w mym zamku i nie będziemy cię narażać na tak drastyczne atrakcje. W końcu potrzebujesz spokoju, a gdzie go znajdziesz więcej niż przy mnie… otulona mym ramieniem. Będziesz przy mnie bardziej bezpieczniejsza niż w klasztorze.- mruknął cmokając czubek nosa Marjolaine. Łobuzersko i czule… i jak miała sobie poradzić z tym łotrem biedna hrabianka, czując się tak kochana i wyjątkowa w jego oczach?

-Czyżby wiele klasztorów miało swojego własnego Satyra na zawołanie? A może są często odwiedzane przez takich dzikusów? Bo wtedy rzeczywiście nie są bezpieczniejsze od Twojego zamczyska – odparła hrabianeczka siląc się jeszcze na tą swoją stanowczość, na ratunek z tej zasadzki poprzez drażnienie jego wilka o błyszczących oczach.

-Znalazłam dzisiaj Twój zbiór ksiąg, Maurze. Twoją bibliotekę. Próbowałam znaleźć coś więcej o ruinach w Niort i innych posiadłościach, o których wspomina mapa od monsieur Rolanda. Ale jedyne co znalazłam, to jakichś.. jakichś.. -wydęła uroczo usteczka, kiedy nie tyle próbowała sobie przypomnieć obco brzmiącą nazwę, co starała się nadać jej jakiś sensowny kształt w wymowie. W końcu postarała się je wypowiedzieć z najbardziej włoskim akcentem na jaki było ją stać, a przecież wiele razy słyszała Giudittę trajkoczącą po swojemu -.. templaaare. Reszty nie mogłam zrozumieć. Same stare języki – niezadowolona skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mężczyznę z wyrzutem -Ty je potrafisz odczytać?

-To był ich zamek, Zakon Templariuszy władał zamkiem d’Eon, który nazywał się po wtedy inaczej. Lubowali się w szyfrach, tajemnicach i ukrytych przejściach, takich jak te, którym do ciebie przyszedłem. Jeśli nie boisz odrobiny ekscytacji, możemy teraz pójść pozwiedzać tę ukrytą część zamku.
- rzekł wesołym tonem Gilbert nadal namawiając ją na skandaliczne działania. Niestety… bywał niezwykle skuteczny w kuszeniu..- A ty po drodze opowiesz cóż takiego odkryłaś i zadasz wszelkie pytania jakie ci się głębią w główce. Co ty na to?

Oczęta Marjolaine rozszerzyły się do rozmiarów złotych monet, które to sobie tak ulubił jej narzeczony.
-T.. teraz? Tak po nocy? -upewniła się drżącym głosikiem, czy aby na pewno usłyszała. Nie to, żeby wyraz jej twarzyczki był efektem strachu o to, co Maur mógłby jej zrobić pośród tych sekretnych, pogrążonych w mroku korytarzy, ale.. przecież to było wielkie, stare i zimne zamczysko. A wszyscy dobrze wiedzieli co czyhało w takich miejscach na prześliczne niewiasty jak hrabianeczka. Duchy! Nie wspominając o myśli bycia zobaczoną przez kogoś ( albo coś! ) w swojej obecnej, mało wyjściowej kreacji.

- Za dnia… nie ma tak tajemniczej i romantycznej atmosfery.- Gilbert potwierdził jej obawy tym argumentem.- Chyba się nie boisz moja ptaszyno. Czyż w tym zamku to ja nie jestem najstraszniejszą istotą dla ciebie? Więc i obronię cię przed wszystkim co czai się w mroku.
Spojrzał hrabiance prosto w oczy.- Przecież wiesz, że jestem zaborczy jeśli chodzi o ciebie, non?

Jakoś tymi słowami, zamiast kolejnej fali pełnej rumieńców i gwałtownie przyśpieszającego bicia serca, mężczyzna dla odmiany przyprawił panieneczkę o wesoły chichot.

-I to jest Twój sposób na przekonanie mnie, Maurze? Przyznanie, że rzeczywiście jesteś tak straszny i dlatego powinnam z Tobą pójść pośród te tajemnicze przejścia, korytarze i skrytki? -musnęła palcami swe wargi, jak daremnej próbie ukrycia przed nim swego uśmieszku. W końcu nie było się tutaj z czego cieszyć! Nadal był w jej sypialni, i na dodatek jeszcze próbował ją namówić na jakieś schadzki po zamczysku! -Nie wiesz do końca jak wzbudzić w kobiecie poczucie bezpieczeństwa, non?

-Ach… Ależ dlaczego miałbym je u ciebie wzbudzać, co?
- uśmiechnął się czule Gilbert.- Gdybyś się czuła bezpiecznie przy mnie, byłbym dla ciebie nudny, non?
Dłonią pieszczotliwie musnął usteczka hrabianki.- Oczywiście że powinnaś się przy mnie obawiać. Tego dreszczyku i tych słabości…tych straszliwych pieszczot i pocałunków po których się rumienisz. Czy ktokolwiek inny ma tak przerażające talenta?

I cóż mogła mu odpowiedzieć? Czegokolwiek by nie powiedziała, czy to potwierdzając jego słowa, czy też im gniewnie zaprzeczając, on.. on i tak zdołałby je skontrować z tą drażniąca łatwością. Nigdy nie potrafiła go przegadać, nie wspominając już o próbie omamienia go swym czarem i owinięcia wokół paluszka. Jakże ciężkie było życie kobiety w towarzystwie tego Gilberta..
Pod dotykiem jego palców, wargi Marjolaine najpierw się delikatnie rozchyliły, by zaraz potem, jak na jej w myślach wypowiedziany rozkaz, zacisnęły się w wąską kreskę. Kolejny natłok emocji przetoczył się przez jej duszę, uzewnętrzniając się tym razem subtelnym uśmieszkiem.

-Dobrze, możesz mnie oprowadzić po swoim zamczysku. Ale pod kilkoma warunkami, monsieur – zadecydowała łaskawie, znów tym swoim stanowczym tonem w naiwnej próbie powrotnego stania się panią tej kuriozalnej sytuacji -Odprowadzisz mnie na tyle wcześnie do sypialni, bym mogła jeszcze zaznać upiększającego snu. Nie będzie mnie przypierał do ścian i na pewno nie zostawisz mnie samej w jakimś ukrytym, ciemnym przejściu. Inaczej będę krzyczała, i już na pewno nigdzie już nie pozwolę Ci mnie zabrać.
-Oczywiście moja droga. Odprowadzę cię do mojej sypialni i upewnię się, że się wyśpisz tuląc cię do snu i szepcząc miłe twemu serduszku słówka, non?- zgodził się z nią Maur, aczkolwiek przeinaczając znaczenie jej słów. - Nie będę przypierał do ścian, bo i po co… skoro wszak najbardziej lubisz, gdy trzymam cię w swych ramionach i jakże mógłbym zostawić cię samą? Co za niedorzeczny pomysł.

Marjolaine zamilkła w.. niejakim podziwie, dla tego jego talentu do każdorazowego odwracania jej własnych słów przeciwko niej samej. Nie miała już nawet sił, aby znów się z nim wykłócać, bo i przecież.. on i tak postawiłby na swoim. I przecież jeśli nie miał zamiaru się do niej za bardzo dobierać, ani proponować rozbierania jej, do spanie przytuloną do jego ciała.. nie było.. najstraszliwsze.
Póki co ciekawość poznania tutejszych tajemnic, może wraz z kilkoma należącymi do narzeczonego, była potężniejsza od strachu przed duchami sunącymi korytarzami po nocy. Może Gilbert odkryje przed nią jakieś swoje mroczne, alchemiczne sekrety?

Zdjęła z siebie kołdrę, lecz nim mógł on przyjrzeć się dokładnie skromnej, acz białej jak śnieg, sukience nocnej, panieneczka psotnie.. rzuciła owym nakryciem ku niemu, jak w próbie przesłonięcia mu tego widoku. Opuściła potem stópki na ziemię, gdzie przed zetknięciem z lodowatą podłogą, uchroniły ją miękkie pantofelki.

-W takim razie dawniej Porte Corbeu w Niort także należało do tego Zakonu, non? Ale czemu ktoś miałby się teraz interesować ich dawnymi twierdzami, Maurze? -zapytała, jednocześnie zarzucając na swe drobne ciałko dotąd leżący u stóp łóżka peniuar. Ciężkie to było okrycie, obszywane miłym w dotyku futerkiem, w którego cieple hrabianeczka tonęła przyjemnie.

- Miłośnicy dawnych dziejów może, albo ci co wierzą w bajki o zakopanych skarbach.- wyjaśnił beztrosko szlachcic błyskawicznie znajdując się tuż za nią, a co gorsza Marjolaine poczuła muśnięcie jego ust na swym policzku.- Jesteś już gotowa, moja ptaszyno?
Po czym ruszył w kierunku jej szafy z garderobą. Otworzył ją na oścież mówiąc.- Czy w tym zamku na twych ziemiach są ukryte przejścia?
-W Porte Corbeu? Nie wiem
– hrabianka wzruszyła ramionami w odpowiedzi -Kiedyś, może były. Ale teraz jedyne co z nich pozostało to gruzy, w których ciężko się dopatrzeć dawnego zamku. Dla mnie to od samego początku były ruiny, a maman też nie potrafiła mi powiedzieć wiele więcej na ten temat.

Ujęła w dłonie pobliski kaganek z palącą się świeczką. Swoje własne światełko w mroku tego zamczyska, mające strzec ją nie tylko przed tutejszymi duchami, ale także przed niecnymi zamiarami swego barbarzyńskiego towarzysza tego nocnego spaceru. Zbliżyła się niego i zajrzała z zainteresowaniem do szafy, zadziwiająco nie w celu obejrzenia swej kolekcji kreacji. Jakiś dreszczyk przewędrował wzdłuż jej kręgosłupa. Czuła się, jak gdyby za tymi sukniami, gorsetami i szalami, znajdowało się przejście do jakiejś magicznej krainy, której próg ona miała przekroczyć. Jakże naiwna myśl! Chyba w bibliotece Maura naczytała się zbyt wiele opowiastek z egzotycznych krajów.

Zerknęła na niego, a jej błękitne oczęta błysnęły nie tylko blaskiem płomyczka, lecz także nadzieją -Czy myślisz, że rzeczywiście może się kryć pod nimi jakiś.. jakiś skarb?
-Nie wiem. Ponoć ów Zakon Templariuszy był wielce bogaty, ale gdy Filip IV Piękny przejął ich zamki, nie znalazł w nich ani miedziaka. Całe bogactwo zakonu… gdzieś znikło jak miraż na pustyni.- zaśmiał się cicho Maur i spojrzał na hrabiankę. Po czym wcisnął jedną deskę w tylnej ścianie szafy i owa ściana ustąpiła odsłaniając niski i ciasny łukowaty korytarz w którym paliła się jedna samotna pochodnia.- Nie uważasz moja piękna, że twoja zadziorna duszyczka nie jest stworzona do bycia grzeczną i cnotliwą panienką? Takie bowiem nie chodzą w towarzystwie lubieżnika po mrocznych i tajemniczych korytarzach starego zamczyska.

Zaiste coś w tym było.. i w jej naiwnym wyobrażeniu i słowach o mrocznym i tajemniczym korytarzu. Bowiem długi kamienny korytarz kojarzył się hrabiance z drogą do loszku, w którym przetrzymywano nieszczęsnych więźniów, w których to rządzili zakapturzeni kaci i potępione dusze snuły się przenikając przez ściany. Upiorne myśli i gdyby była sama, pewnie uciekłaby z krzykiem. Ale nie była sama. Gilbert był przy niej i nie da jej zrobić krzywdy. Tego była równie pewna równie mocno, jak jego lubieżnych planów względem niej.

-Po wielokroć wolę być grzeczną i cnotliwą panienką, niż jedną z tych wyuzdanych harpii, jakimi zapewne zwykłeś się otaczać. A jakoś nie słyszałam, abyś z którąkolwiek z nich był w narzeczeństwie, choćby i fałszywym, Maurze. Może zatem moja niewinność wcale nie jest Ci taka straszna.. - właściwie to Marjolaine nie wiedziała co ją podkusiło do wypowiedzenia tych słów. Może chęć utarcia nosów tym nieobecnych latawicom, może zwyczajna potrzeba droczenia się z mężczyzną i niepozwolenia na posiadanie przez niego ostatniego słowa..
Cokolwiek by to nie było, jednak sprawiło, że panieneczka nie do końca przemyślała to co wypowiadały jej usteczka w wzburzeniu. Dlatego policzki jej znów zapłonęły najgorętszym z rumieńców, a żeby ukryć to swoje zmieszanie i zachować resztki dumy, uniosła krnąbrnie podbródek i kroczek postąpiła wgłąb korytarza. Jeden tylko, ostrożny bardzo. Nie wyglądało to jak droga ku wymarzonej, magicznej krainie z bajek.

- Czyżbyś się bała, że twoja niewinność mnie zniechęci do ciebie?- rzekł szlachcic podając dłoń swej narzeczonej.- Czemuż miałaby? Jest w tobie tyle fascynujących cech: uroda, charakterek, inteligencja, temperamencik, przekora… że niewinność twoja staje się przy nich szafranem doprawiającym smak całej potrawy.
Poprowadził ją w głąb korytarza szepcąc do ucha hrabianki.- Tuszę, że nie dałem ci powodów do powątpiewania w moje zainteresowanie twoją osóbką, moja ptaszyno.

Gdyby nie świeca swym płomykiem czyniąca odrobinę przyjemniejszą tę wędrówkę przez korytarz, to ten delikatny, odrobinę głupiutki uśmieszek malujący się na usteczkach hrabianeczki pozostałby słodką tajemniczą jej i otaczających ją mroków. Ale nie, została zdradzona, a Gilbert niewątpliwie to dostrzegł, łotr jeden.
Tak samo jak to, że Marjolaine wcale nie odtrąciła od siebie jego dłoni, tylko wręcz pozwoliła zamknąć w niej swoją własną, o wiele drobniejszą i delikatniejszą. To sprawiło, że ten przedziwny spacer stał się.. mniej przerażający. Taki niewielki gest, dziecięcy nieco, a nagle uczynił sytuację łatwiejszą do zaakceptowania.

-Zatem czemu tak bardzo naciskasz, aby tą moją niewinność zamienić w jakąś.. jakąś.. rozwiązłość? - zapytała szeptem, bo i taki ton wydawał jej się najbardziej właściwy w otoczeniu tych zimnych ścian -Nie zmienia się smaku idealnej potrawy, tak samo jak nie poprawia się dzieł mistrzów pędzla. A może nawet okaże się, że to ja jestem jedynym skarbem ziemi Niort, którego poszukuje właściciel tej mapy, non?

- Dziwne pytanie, mademoiselle.
- odparł ze śmiechem szlachcic i spojrzał wprost w oczy Marjolaine.- Wbrew temu co o sobie myślisz, nie jesteś porcelanową figurką do podziwiania. Pod tym całym pudrem i chłodnym spokojem, kryje się całkiem krewka pannica, która… ma swoje potrzeby i pragnienia.
Przybliżył się ku hrabiance mówiąc coraz ciszej.- Bycie całowaną, pieszczoną muśnięciami warg, pożądaną w najbardziej fizyczny sposób. Tego też… pragniesz.
I był coraz bardziej blisko.- W rozwiązłą? Nie zamierzam cię w taką zmienić, ale dobrze wiemy, że… nie jesteś też zimną osobą całkowicie obojętną na dotyk kochanka. Masz pragnienia, które wczoraj odsłoniłaś przede mną.

Gilbert był blisko, jego dłoń pieszczotliwie obejmowała dłoń hrabianki, ale światło pochodni i kaganka słabo rozświetlało mrok. Obecność szlachcica i ta ciemność, pozwalała fantazji Marjolaine rozwijać przed nią wyuzdane obrazy… tym bardziej, że pokusa była na wyciągnięcie dłoni.
Tu w tym ciemnym korytarzu, wyobraźnia panny d’Niort była jej własnym wrogiem.
 
Tyaestyra jest offline