Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2015, 03:46   #98
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Maur miał wiele przedziwnych talentów. Potrafił na przykład z łatwością użyć jej własnych słów przeciwko niej samej, lub być przyczyną jednocześnie jej gniewu, radości co i.. pragnień. Teraz jednak odkrywała także kolejną z jego zdolności, jaką była magiczna wręcz zamiana nieprzyjaznego i chłodnego korytarza w.. cóż, miejsce, gdzie znów mógł jej mieszać w główce i kusić swoją obecnością. Odnosiła wrażenie, że mógł się nią bawić w każdym otoczeniu, nic mu w tym nie przeszkadzało. Późna noc, duchy, publika. Ten lubieżnik nigdzie nie ukrywał swej natury.

-Chyba nie przyprowadziłeś mnie tutaj, narażając przy tym na niewyspanie, aby tylko mi prawić komplementy, non? Mogłam słuchać tych Twoich słodkich słówek bez wychodzenia z mojej sypialni, ani nawet spod ciepłej pierzyny.. - odparła kwaśno na te jego sugestie. Wszak nie mogła przyznać racji ani jemu, ani jakimś swoim wewnętrznym u.. u.. ucz.. uczuciom względem niego. Może i była to prawie jednostronna wojna, ale Marjolaine nie zamierzała się jeszcze poddać.
-A może to Twój zamek skrywa jakiś skarb? I nie chcesz, żeby go odkryła? - na ten pomysł brwi panieneczki uniosły się w góry, kiedy spojrzała na twarz mężczyzny, po której tańcowały cienie ożywione płomieniem świecy -Tajemnicza komnata wypełniona drogocennymi klejnotami? Ukryta kolekcja antycznych dzieł sztuki? Alchemiczny warsztat do wyrabiania złota?

-Oczywiście, że jest taka tajemna komnata. Ale jeślibym ci ją pokazał. Tą ukrytą przed innymi, to…- mówił żartobliwym tonem Maur prowadząc hrabiankę przez ciemne i zakurzone tunele pomiędzy ścianami.-... przecież nie mógłbym cię z niej wypuścić,non? Co byś nie zdradziła jej tajemnicy?
Straszył ją przy tym nieudolnie.- Pewnie przyjdzie mi cię w niej zamknąć. Dołożyć ów rzadki klejnot z Niort do pozostałych skarbów.

Na razie jednak dotarli do ściany, w której zamontowana była zasuwka, a gdy ją szlachcic odsunął, hrabianka dostrzegła dwa otwory w murze, położone dość blisko siebie.
-Oh? Co to? - pasma jasnych pukli spłynęły hrabianeczce po ramieniu, kiedy przyglądając się przechyliła z zaciekawieniem głowę. Szybko przyszło jej do głowy tylko jedno możliwe przeznaczenie tych otworów w zamczysku Gilberta d'Eon.

-.. te sekretne przejścia i korytarze to Twój sposób na podglądanie wszystkich w Twej posiadłości? -zapytała ponuro i podejrzliwie, zastanawiając się jednocześnie, jak często sama nieświadomie była śledzona przez niego spojrzeniem ukrytym za grubymi murami. Nie spodziewała się przecież niczego więcej po takim rozpustniku. Uniosła nieco kaganek, aby rozgonić ciemności i po nachyleniu móc lepiej przyjrzeć się ścianie.

-Nie tylko.. sekretne przejścia i korytarze mają wiele zastosowań moja droga ptaszyno.- mruknął szlachcic, podczas gdy Majrolaine przyjrzała się dwóm otworom umieszczonym na małą wnęką w którą dało się wygodnie wetknąć twarz i spojrzeć przez owe szczeliny.- Pozwalają bezpiecznie i potajemnie opuszczać i wchodzić do posiadłości,prowadzą do ukrytych komnat i pozwalają podpatrywać innych... także. Zawierają też tajemnice i sekrety, których jeszcze nie udało mi się rozszyfrować, a czasem pułapki.

-P.. pułapki?!
-panieneczka odskoczyła jak poparzona, chociaż niewiele brakowało, by mogła oczkami spojrzeć przez otwory ku ukrytemu za ścianą tajemniczemu miejscu. Gwałtownie jednak tego zaniechała po jego słowach, bowiem i wyobraźnia od razu szybciej zaczęła podsuwać nieprzyjemne obrazy tych.. tych pułapek. A bo to jeszcze straci swe prześliczne, błękitne oczka od tego nachylania się?
Spojrzała z wyrzutem na Gilberta, że miał czelność zabrać ją w tak niebezpieczne miejsce. Non, nie tylko ten korytarz, ale najwyraźniej cały zamek! -Jak możesz nie znać własnej posiadłości, Maurze? Czyżby ci.. ci.. templare, aż tak dobrze strzegli sekretów swej dawnej twierdzy?

-Są miejsca których zbadanie jest trudne, ale do tych nie zamierzam cię prowadzić. Zaś owi templariusze fascynowali się szyfrem i tajemniczymi znakami i pułapkami też. Ponoć to oni, a nie rycerza arturiańscy czy Katarzy pilnowali Graala. Ale ja wątpię.. by ci zakonnicy posiadali taką relikwię.
- zaczął tłumaczyć Gilbert spoglądając na swoją narzeczoną.- Więc ruszamy dalej, czy zaglądamy przez ściany?

Panieneczka wyprostowała się dumnie i na pięcie obróciła, jak gdyby przed chwilą wcale nie spoglądała ciekawsko w stronę tych intrygujących otworów w murze. Jak gdyby sugerowanie jej podglądactwa, było powyżej jej godności.

-Oczywiście, że idziemy dalej. Nie mam przecież zamiaru nikogo tutaj podglądać! - żachnęła się w odpowiedzi. Jeśli w jednej dłonie nie trzymałaby kaganka, którym oświetlała sobie teraz twarz narzeczonego, to z pewnością stanowczo skrzyżowałaby ręce na piersi – Oczekuję, że pokażesz mi coś interesującego w swoim zamczysku. Inaczej cały ten nocny spacer pójdzie na marne.

-Jesteś strasznie wymagająca moja ptaszyno.
-rzekł z uśmiechem szlachcic ruszając przodem.- Zastanawiam jaka osoba jest dla ciebie ideałem. Jakiż to rycerz spełni wszelkie twe ideały dotyczące kochanka, narzeczonego… wreszcie męża? I jak ja się wpisuję w twe wyobrażenia dotyczące idealnego wybranka?

Nie szli zbyt długo. Za kolejnym zakrętem, była ściana ustępująca po naciśnięciu jednej z cegieł i odsłaniający nieduży pokoik z trzema stolikami po ścianami, mapami na ścianach i małymi oknami. Stały tu też kufry, a na stolikach leżały przybory pisarskie, papiery i małe skrzynki ze srebra. Niby nic niezwykłego, ale.. ta komnata nie miała drzwi wejściowych.

-Co to za miejsce, Maurze? -zapytała Marjolaine rozglądając się po podejrzanym pomieszczeniu. Ani trochę nie wpasowywało się w jej gusta. Na ścianach brakowało zdobnych kotar i obrazów, w dzień promienie słońca zapewne niedostatecznie dostawały się do środka przez te śmieszne okieneczka, a meble wcale nie wyglądały na wygodne. Ale cóż, przynajmniej odwróciło jej uwagę od tych nazbyt beztroskich pytań zadawanych przez mężczyznę.
-Twój sekretny gabinet? Co w nim takiego robisz, że jest tak ukryty? - przeszła kilka kroczków i stanęła przy jednym ze stoliczków, gdzie po nachyleniu się zerknęła na poukładane papiery -Knujesz i spiskujesz? A możesz popełniasz poezję, którą wstydzisz się komukolwiek pokazać?

- Moja droga… sprowadzam tu takie panienki ja ty i robię z nimi różne nieprzyzwoite rzeczy.- zażartował Maur zamykając za nimi drzwi, umieszczając pochodnię w uchwycie i kładąc dłoni na ramionach hrabianki.- Te wszystkie nieprzyzwoite uczynki, które rozpalają twą wyobraźnię, non?
Szept tuż przy uchu wywołał drżenie jej drobnego ciałka, jak i przyjemny żar w lędźwiach. Aczkolwiek to miejsce nie miało nic wspólnego z uciechami, a papiery zapisane były głównie ciągami cyfr. Zdecydowanie to miejsca kojarzyło się hrabiance z tajnymi spiskami.. i buchalterią.

Panieneczka posłała ku niemu ponure spojrzenie, najwyraźniej wcale nie będąc rozbawioną jego żartem. Dobrze wiedziała, że zapewne ten łotr ma gdzieś w swym zamczysku komnatę przeznaczoną tylko do sprowadzania tam sobie kochanek, lecz.. to nie była ta. Chociaż czy jemu takie skromne otoczenie naprawdę przeszkodziłoby w dobieraniu się do jej ciała? Wątpiła.

-Jeśli chcesz mnie nastraszyć, to następnym razem musisz się bardziej postarać, monsieur. Przynajmniej rozłóż tutaj jeden z tych swoich sławetnych perskich dywanów -prychnęła, z całą siłą próbując zignorować znowu tak straszliwie bliską obecność mężczyzny. Nie było to łatwe, a co gorsza.. nie było też nieprzyjemne.
Ze stuknięciem odstawiła kaganek na blat stolika, ujęła paluszkami za jeden z papierów i z cichym chichotem zamachała nim w powietrzu przed oczami szlachcica -Chyba, że to jest jakaś istna magiczna formułka, którą kusisz ku sobie każdą niewiastę. Twoja tajemnica do zaspokajania swej wyuzdanej natury?

-Oczywiście, ukryta za szyfrem z liczb mademoiselle. Bo w końcu co to za sekret, jeśli każdy mógłby go odkryć bez problemu, non?-
mruknął jej do ucha Gilbert przybliżając się bardziej. Dłonie jego ześliznęły się w dół obejmując w pasie hrabiankę i tuląc jej ciało do swego. Jego głowa spoczęła na ramieniu, gdy mówił. - Liczby mają swoje sekrety. Kryje się za nimi bogactwo, czasem dowód namiętności, a czasem pobudki intryg moja droga ptaszyno.

-Ale to też niebezpieczna zabawa, non? Z tymi cyframi?
-rozkojarzenie, którego oczywiście on był przyczyną, nie było pomocne w odkrywaniu prawdy kryjącej się za szyframi -Etienne w swym gabinecie także miał księgę ich pełną. Nie obawiasz się, że i na Ciebie ściągną jakieś nieszczęście?

- Nie uważasz że życie bez ryzyka byłoby mało ekscytujące?
- mruczał jej do ucha szlachcic, nadal grzecznie się tuląc do jej ciała.- Co by twoja maman powiedziała widząc cię tu ze mną. W środku nocy, w tajemnej sali?
Musnął ustami jej szyję szepcząc cicho.- Jakież to...skandaliczne, non? I ekscytujące.

Karteczka wyślizgnęła się spomiędzy smukłych paluszków hrabianki i z szelestem opadła na ziemię.
Jakże był możliwy taki brak panowania nad własnym ciałem?! Toż ona nie była jakimś zwierzęciem, nad którym władzę miały jego pragnienia. Była arystokratką, najwybitniejszym rodzajem ludzkim! To ona powinna przyprawiać mężczyzn o takie niekontrolowane zachowanie byle skinięciem swej główki!

-Odnoszę.. wrażenie, że nawet bycie z Tobą w kościele byłoby skandaliczne, monsieur -mruknęła, jednocześnie siląc się na ostrożny uśmieszek mający dodać jej pewności siebie. Nie do końca chciała się wyrywać z jego objęć, lecz.. równie bardzo nie chciała się poddać jakimś byle dzikim instynktom!

-I mylisz chyba ekscytujące z.. ryzykowne. To drugie może Cię skazać na przymus ukrywania się lub nawet.. nawet.. śmierć czającą się w byle liście, a to przecież nie są wcale odosobnione przypadki ostatnio w Paryżu, non? -napięte rączki, dłonie zaciśnięte w piąstki, miały nie tylko ukazać niezadowolenie Marjolaine, ale także spróbować przywołać jej ciało do porządku -A przecież dopiero co uszedłeś z życiem!

-Czyżbyś… martwiła się me życie?
- szepnął cicho Gilbert, po czym czule musnął kącik ust hrabianki. A ta miała wrażenie, że szlachcic droczy się z jej oczekiwaniami i obawami… bo jej drobne usteczka oczekiwały też pocałunku odbierającego dech w piersiach i oszałamiającego niczym wino. Z drugiej strony, bała się, że jeśli taki pocałunek nastąpi to Marjolaine może całkowicie zatonąć w rozpuście zapominając nawet o tym, że to miejsce nie jest odpowiednie do takich zachowań. Ciężko było hrabiance być areną walki dwóch przeciwstawnych pragnień. A on nadal mówił cicho.- Czyżbyś troszczyła się o zdrowie twego lubieżnego narzeczonego. To miłe i bardzo rozczulające. Chciałbym cię wycałować z wdzięczności… od stópek do ust. Uwielbić niczym prawdziwą boginkę.

-To nie będzie konieczne!
- Marjolaine zgromiła go szybko za takie niemądre pomysły, chociaż całe jej uszy płonęły, a krew szumiała w nich głośno. Czuła się jak gdyby jej drobnym, kruchym ciałkiem zawładnęła gorączka, tak często dreszcze przechodziły po jej skórze i tak ciężko było skupić się na choćby jednej myśli, która nie dotyczyłaby obejmującego ją mężczyzny.
-Już wystarczy, że śmierć Etienne'a zwróciła ku mnie spojrzenia muszkieterów, starych matron i bandytów na drogach. Nie takiej uwagi pragnęłam, a jeśli Tobie też się coś stanie to.. to.. -czyżby w swym trzepoczącym serduszku rzeczywiście bała się, że jej narzeczony mógłby sobie narobić problemów? Przedziwne uczucie -To jaką ja będę miała reputację, Maurze?! Wiedźmy sprowadzającej nieszczęście, ot co! A Ty przecież sam się prosisz o jakieś kłopoty, węsząc naokoło tej tragedii i jakiegoś.. jakiegoś.. Kręgu i węża! Nie minie chwila, a skończę jak Madeleine!

- Jakiego kręgu i węża? O czym ty mówisz?
- zapytał zaskoczony mężczyzna wprost do ucha hrabianki, która zdała sobie sprawę, że… zbyt wiele powiedziała na głos. Przytulił ją mocno do siebie, jakby chciał jej dodać otuchy… udowodnić, że wcale nie zniknie. Że zawsze przy niej będzie. I zawsze będzie jej pragnął.
A biedną hrabianką targały silne emocje i pragnienia, ale żadne z nich przecież nie mogło sprawić, by chciała uciec z tej pułapki jego ramion.

-Ah.. to.. -wprawdzie już od dawna chciała zrzucić to brzemię z siebie, ale teraz, gdy w końcu przypadkiem mogła się podzielić z Gilbertem swoją wiedzą, to ogarnęła ją panika. Nie przygotowała się przecież wcześniej na to co chciała mu właściwie powiedzieć, nie przygotowała się na wszelkie jego możliwe reakcje.

Nie była gotowa.. !
Mogła zatem zrobić tylko jedno. Głośne westchnienie umknęło spomiędzy jej usteczek, a ciałko nagle opadło z sił, zwiotczało w ramionach mężczyzny w pełni ufając jego sile. Dodatkowo dłonią w teatralnym geście sięgnęła ku swojemu czołu, niewątpliwie przekonująco rozgrzanemu -Plotę ze zmęczenia... Nie mogę się dobrze wyspać w tym Twoim ponurym, zimnym zamczysku, a jak już zasnę, to śnią mi się jakieś węże właśnie! Takie nocne spacery też wcale mi nie pomagają w odpoczynku!

-Wczoraj zasnęłaś jak zabita… możliwe, że po prostu potrzebujesz poćwiczyć przed snem? Rozruszać swe ciało w przyjemny sposób?- zasugerował szlachcic wesołym tonem wprost do wtulonej w niego hrabianki, wprawiając jej ciało w drżenie, a jej policzki barwiąc czerwienią. Marjolaine czuła jak jest jej gorąco, gdy wspomniała wczorajsze “ćwiczenia na rozruszanie ciała”. A co gorsza… gdzieś w głębi swego ducha czuła, jak bardzo ma na takie ćwiczenia ochotę.

Panieneczka odetchnęła sobie z ulgą, chociaż sytuacja wcale nie przestała być skomplikowana. Cóż, nigdy taka nie przestawała być w towarzystwie Gilberta. Teraz jedynie jego.. nadmierne wręcz zainteresowanie jej ciałem, okazało się być silniejsze od chęci poznania znaczenia słów Marjolaine, które tak niemądrze wymsknęły się spomiędzy jej usteczek przywodzących na myśl róże. Wprawdzie nadal nie potrafiła wygrać z nim w tej damsko-męskiej wojnie, ale przynajmniej radziła sobie w niej lepiej niż pośród węży i zabójczych listów.

-Nie możesz tak po prostu czegoś takiego proponować! -żachnęła się głośno, na krótki moment zapominając o swojej „słabości”, która przecież aż zmogła ją z nóg i pchnęła w jego ramiona. Szybko się opamiętała, na co wskazywał cichutki głosik, którym wypowiadała dalsze swe słowa -Widziałam w Twojej bibliotece wiele ksiąg, Maurze. Ale czyżbyś zapomniał ją wyposażyć w te o romansach, o spotkaniach pod rozgwieżdżonym niebem i o mężczyznach walczących o serca swych wybranek? -cień subtelnego uśmiechu pojawił się na jej wargach -Może byś się czegoś z nich nauczył?

-Ależ przecież trzymam cię w ramionach. Przecież jesteś ze mną w tajemnej sali, gdzie nikt oprócz mnie nie usłyszy twych jęków rozkoszy. Przecież jesteś tu ze mną, okryta ledwie kilkoma tkaninami, zdana na me pocałunki i pieszczoty. Uważam więc moja ptaszyno, że jak dotąd dobrze mi idzie.
- zaśmiał się cicho Gilbert. Jego język przesunął się po ciepłym i czerwonym obecnie płatku usznym hrabianki.- Zresztą teraz nie mówimy o moich pragnieniach, a o twoich potrzebach mademoiselle. Przecież widzę, iż trawi cię gorączka, która nie daje ci spać i stępiła nawet twą ciekawość.

-To Twój sposób na gorączkę? Rozruszanie mojego ciała?
-Marjolaine leniwie otworzyła jedno oko, zamknięte wcześniej dla zwiększenia dramatyzmu, i z wyrzutem zerknęła na bezwstydnego szlachcica. Czy to nie wyuzdane matrony miały w zwyczaju rubasznie proponować okłady ze swych piersi dla strudzonych życiem mężczyzn? To zapewne musiała być maurowa odpowiedź na takie.. zabiegi, teraz skierowana przeciwko niewinności hrabianeczki -Toż to pewnie jakieś tutejsze choróbsko mnie dopadło, a Ty mi proponujesz takie rzeczy, zamiast się mną zaopiekować! Powinieneś zanieść mnie do łóżka, otulić ciepło kołdrą, napoić gorącą czekoladą i nakarmić ciasteczkami!

-I nie wypuszczać na bal, non?
- mruknął Gilbert mocniej tuląc hrabiankę do siebie. Jej ciało zadrżało i rzeczywiście gorąco się jej zrobiło.- Zamknąć cię tu w zamku, otulić mim ciałem i karmić słodyczami… niczym ptaszynę w złotej klatce. Ach… ale ty jesteś nie jesteś ptaszyną stworzoną do klatki, choćby najpiękniejszej. Mimo, żeś delikatna i drobniutka musisz fruwać wolna, non?

-Oui. Ale jestem także ptaszyną, którą należy się chwalić, Maurze. Wszak nie godzi się skrywać tak piękny skarb przed resztą Francji.. non! Przed resztą świata!
-taka już była natura Marjolaine, że nawet w najbardziej kłopotliwych sytuacjach mogła liczyć na swoje niepohamowane przekonanie o własnej urodzie. Pomimo tego, że to przecież ta jej prześliczna twarzyczka była przyczyną takiej żądzy Gilberta wobec niej. Taka klątwa straszliwa!

Sięgnęła dłońmi ku silnym jak stal rękom mężczyzny, którymi obejmował jej ciasno ku jej niezadowoleniu. Bądź uciesze. Właściwie to sama nie wiedziała, a płonąca głowa wcale nie pomagała w rozstrzyganiu tego wewnętrznego sporu emocji. Zacisnęła palce na jego skórze, w bardzo nieudolnej próbie uwolnienia się
-A Ty wcale nie pomagasz mi w byciu wolną ptaszyną! Wręcz przeciwnie, trzymasz mnie jak kocur swoją zwierzynę! Jeszcze chwila i pomyślę, że celem tego nocnego spaceru było zamknięcie mnie w tym loszku, abym nigdzie nie mogła Ci uciec.. -ta wizja sprawiła, że hrabianeczka podejrzliwie i bojaźliwie zerknęła na twarz swego narzeczonego. Non, non. Nie zaplanował czegoś takiego, prawda? A i ona zapewne nie podsunęła mu właśnie takiego pomysłu.. non?

-Przyznaję… to bardzo intrygujący pomysł, ale nie w loszku. Wedle bajań księżniczki zamyka się w wieży, non?- wymruczał jej do ucha szlachcic.- Masz ochotę zwiedzić taką wieżę, moja ptaszyno?

Nadal trzymał ją w uścisku, tak rozpalającym jej ciało. Nadal trzymał ją zaborczo… a potem zaczął całować zachłannie jej szyje, tylko doprowadzajac jej ciało do słabości. Hrabianka ledwo trzymała się na nogach, a co gorsza… pragnęła by, non… nie ona, tylko ta jej słabość, która ją opanowała, pragnęła by dotykał ją tam… gdzie ona swoimi paluszkami potrafiła rozładować taką gorączkę swego ciała.

-Non, nie chcę! A przynajmniej nie dzisiaj! -odparła Marjolaine, nadal dzielnie próbując przezwyciężyć tę dziwaczną gorączkę, powoli wygrywającą walkę z nią o panowanie nad swym filigranowym ciałkiem. Właściwie to już kończyły jej się pomysł na sposoby odgonienia od siebie żarliwego mężczyzny.. a może winą było to niepokojące uczucie w głowie, jak gdyby wypiła za dużo wina? Gilbert doprawdy działał na nią jak najmocniejszy z trunków..

-Toż wejście na wieżę oznacza pokonanie setek schodów, a ja nie mam siły na coś takiego. Musiałbyś mnie wnosić na samą górę, czego nie chcę ryzykować z Twoją raną -zamarudziła z troską. Oczywiście, gdyby nie ten drobny problem, to nie miałaby nic przeciwko byciu wnoszoną na samą górę i obejrzeniu sobie nocnego krajobrazu otaczającego posiadłość d'Eon. To byłoby nawet całkiem.. romantyczne -A gdybyś mnie w niej zamknął, to wtedy przyjąłbyś rolę straszliwego smoka lub innej bestii, non? I musiałby mnie uratować jakiś przystojny, elegancki książę? Chciałbyś tego?

-Pytanie czy ty byś chciała, bym zaborczo cię bronił przed tymi książątkami, non?
- Gilbert cmoknął znów jej ucho delikatnie .- Ale widzę, że tak cię zaaferowałem moimi sugestiami, że straciłaś swój ciekawski charakterek. Nawet nie zainteresowałaś się szkatułkami.

Szkatułki. Chodziło o te małe skrzyneczki ze srebra porozstawiane bezładnie na stolikach i takie jakieś… pospolite?
 
Tyaestyra jest offline