Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2015, 19:30   #46
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Niby triumf, a jakiś taki bez rozmachu. Niby zwycięstwo, a za bardzo nie ma czego świętować. Sukces niby jest, ale co z tego, skoro ubarwiony krwią i pokrzywiony. Całkiem jak plemienny artefakt, który Rathar obracał w dłoniach. Uśmiech górala też był słaby. Niby się radował, ale zdawkowym i zmęczonym półgębkiem.

To wszystko powinno stać się inaczej.

Eadwine zmarszczyła gładkie, jasne czoło. Potem wzruszyła ramionami, beztroskim i uroczym gestem właściwym ludziom, którzy nie starzeją się nigdy, a martwią czy smucą rzadko. Dopięła w końcu swego, miała, co chciała, a wszystkiego mieć przecież nie można. Rathar był żyw, a w garści trzymał sierp. To, że góral przybladł jak śmierć i aż przyklęknął z braku sił, bólu ćmiącego od rany, a może na widok uszkodzeń Beornowej pamiątki, zaś sierp nie wyglądał na zdatny do użytku, było sprawą ważną, ale drugorzędną.

To się naprawi. Nie ma rzeczy nie do naprawienia.

To, że w międzyczasie popełnili szereg sztubackich wpadek i pokornie położyli uszy po sobie i grzecznie opuścili gościnę niedźwiedziobójcy i koniożercy, nie dając olbrzymowi żadnej nauczki było w zasadzie błahostką.

To wszystko się w pieśni wyprostuje, rymem obuduje, i będzie jak trzeba.

I tego zamierzała się trzymać. Wyjęła sierp z rąk górala i obejrzała go sobie dokładnie, zanim obtarła pamiątkę dobytą z rękawa, mocno już przybrudzoną chustką i oddała z powrotem. W końcu – nie spodziewała się, że w najbliższej przyszłości będzie miała drugą okazję potrzymać w ręku cenny artefakt, lepiej korzystać, póki można. Próbowała pocieszyć zachmurzonego jak jesienne niebo Rathara, tłumaczyć, że sierp da się naprawić, każdą rzecz i każdego człowieka się da, że czasem to kosztuje wiele czasu, zachodu i środków... ale to możliwe. Nie dosłyszał, albo, co bardziej prawdopodobne, nie słuchał wcale. Tak samo jak żartu, który rzuciła, pochylając się nad zmiażdżonym trupem viglundzkiego wojownika.
- To musiało straszliwie boleć... ale tylko przez chwilę!
Wzruszyła ramionami, nie doczekawszy się komentarza. Miała już, co chciała – wybranego przyszłego thaina. Bitnego, odważnego i obdarzonego przynajmniej przebłyskami dobrego serca i żywej inteligencji. Do tego spokrewnionego z rodem Garulfa... Byłoby przesadną zachłannością oczekiwać, że przy tych walorach Rathar będzie się jeszcze wykazywał poczuciem humoru. Nie można mieć wszystkiego.

To i tak więcej, niż można się było spodziewać.

Sprasowane zwłoki obadała sama, cierpliwie podważając nożem kolejne warstwy odzienia, skóry i zmiażdżonych tkanek. Na żadne listy pełne viglundzkich tajemnic nie liczyła, odżałowała już, że stracili bezpowrotnie szansę na pogawędzenie od serca z kimś dobrze poinformowanym, kto musiał być blisko Viglunda i mógł znać więcej sekretów wodza... Ale miała nadzieję na sakiewkę, albo na jakiś niewielki, ale kosztowny drobiazg. Zdałyby się jej. Złoto nigdy jej się nie trzymało, a potrzebowała nowego łuku i niebawem także nowej kobzy. Z chęcią powitałaby też jakąś błyskotkę, którą mogłaby przyozdobić własną urodę i nakarmić próżność... Szkoda trochę, ale nie można mieć wszystkiego. Na niezmiażdżonej dłoni wojownik musiał mieć pierścień, na opalonej skórze odznaczała się bledsza obrączka, ale klejnotu nie było. Oby olbrzymowi w gardle stanął. Razem z końskim udźcem.

Obok ciała wykopała płytki dołek i królewskim, oszczędnym ruchem buta zrzuciła w niego ocalałą głowę i dłoń. Przepięła konie na drugą stronę głazu, w środku najroślejszego i najsilniejszego Górę, Rumianka i zdobycznego luzaka po bokach. Z napiętych lin posypała się ziemia, na karkach zwierząt nabrzmiały węzły mięśni i po chwili Viglundczyk spoczął w bezimiennym grobie. Przez chwilę nawet pomyślała, kto prócz wodza będzie wyglądał, czy wojownik powróci z wyprawy. Był w wieku, w którym mężowie mają już żony i kilkoro dziatek, a nie pochowali jeszcze rodziców. Ktoś pewnie po nim zapłacze. A ktoś inny będzie chciał wziąć odwet.

Na wybór kierunku marszruty kiwnęła energicznie głową. Przedstawiła dla porządku tylko właściwie inną możliwość – jazdę do Anduiny i szukanie łodzi u kogoś z miejscowych, by przeprawić jedno z nich z sierpem, ale choć dzięki temu zguba szybciej i zapewne bezpieczniej dotarłaby do Beorna, Eadwine nie leżała ta droga. Nie chciała porzucać Irgun i Mikkela samych na tym brzegu, nie chciała tracić Rathara z oczu na dłużej, niż to absolutnie konieczne, i nie chciała zostawiać na brodzie na Spiesznej niepogrzebanego ciała niewolnika, którego zabiła.

To był błąd. Taki, który trudno będzie naprawić.

Przywiązała luzaka do siodła Rumianka, a gdy już ruszyli, tonem niezobowiązującej konwersacji rzuciła, że w czym jak w czym, ale w przewożeniu cennych artefaktów Viglundczyka warto naśladować.
- Tak w Domu Beorna mi nakazali, jak na posłańca poszłam. W jukach to butelkę miodu na czarną godzinę, maść na obtarty tyłek i pęto kiełbasy można wozić, a nie rzeczy ważne i bezcenne. - Wskazała smukłym palcem na torbę, w której góral ukrył sierp. - Tak bardzo w Górę wierzysz, że gdy ciebie nie stanie, on do Ennaldy wróci i nikomu innemu tknąć się nie da? To dobry koń, oddania i wierności dość ma do tego... ale rozumu mu po drodze zbraknie.

Z jeszcze jednego powodu odpowiadała jej obrana droga. Dzięki temu powrót się przeciągnie, będzie miała więcej czasu na zatarcie pamięci o tym, że próbowała podpuścić Rathara do okradzenia olbrzyma z dóbr ruchomych innych niż sierp... Nie dał się ani namówić, ani wciągnąć w pyskówkę... Prawdziwy, cholera, thain. Chociaż cokolwiek zdrożony.


 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 23-09-2015 o 19:43.
Asenat jest offline